„Babie lato i kropla deszczu” – 54

Wyniki egzaminów wstępnych do szkół średnich podawane były o różnych porach.

– Jak tam? Znasz wyniki egzaminów Honoratki? – spytała Kasia. – Klarcia już zna, zupełnie dobrze jej poszło, tylko teraz nie wiadomo do jakiego liceum się dostanie.

– Oj, no to gratuluję – zawołała Inga. – Zaraz zadzwonię do moich dziewczynek i się dowiem.

Bogna nie odbierała, zadzwoniła bezpośrednio do wnuczki.

– Cześć  skarbie, co robisz? Odpoczywasz w pierwszy dzień wakacji?

– Nie, babciu. Raczej płaczę, czuję pustkę. Ogólnie taka nostalgia…

– No co ty, kotku kochany! Tyle nowego, ciekawego przed tobą!

– Skończyłam etap w życiu, który kochałam.

– Każdy następny też możesz pokochać.

–  Ale tak mi smutno, że już nie będę chodzić do tej szkoły, do mojej klasy i, że nie będą mnie uczyć moi najsuperowsi nauczyciele.

– Tak już jest Honoratko, że jednych żegnamy, żeby poznać innych. Ale ze starymi będziesz się spotykać, przecież macie telefony, mieszkacie niedaleko.

–  Babciu, czy ty nie rozumiesz, że ja się starzeję? Już nigdy w życiu nie będę w podstawówce! Zawsze myślałam, że nie chcę iść do szkoły i, że jest nie fajnie, a teraz rozumiem, że kochałam ją i będę tęskniła nawet za ścianami!

– Jakbyś się dostała do liceum obok podstawówki to nawet ściany będą te same, nie będziesz tęsknić. A jaka średnia  ci na koniec wyszła?

– Coś ponad pięć i pół

–  Skarbie, wielkie brawa i gratulacje!!! Jesteśmy z ciebie bardzo dumni oboje z dziadkiem. Kochamy Cię ogromnie!!!

– Dziękuję, ja was też kocham.

Jakie biedne są te dzieciaki, pomyślała Inga. Zmęczone, wypompowane do ostatnich granic i wciąż pozostają w stanie niepewności, nikt nie wie, do której szkoły się dostanie, kto ze znajomych też tam będzie. Właściwie zmarnowane są takie wakacje. A co będzie się działo od września kiedy zderzą się dwa roczniki, tego najstarsi górale nie przewidzieli.

Na razie jednak Inga postanowiła zrobić coś dla siebie. Ciągle piszą i mówią o konieczności zadbania o swoją własną osobę, bo tak naprawdę nikt inny tego nie zrobi. Z ostatnim stwierdzeniem gotowa była się zgodzić, więc najpierw zalała sobie kawę potem postanowiła pobuszować w papierach. Tyle starych listów czekało jeszcze na dokładne przeczytanie, kilka książek wołało do niej z szafki przy łóżku. Cóż, muszą się uzbroić w cierpliwość, ona musi – nie, wróć, ona, Inga chce – znaleźć mamy zeszyt z przepisami, ten najstarszy, w którym są babcine przepisy. Tam powinno być zapisane jak się robi pyszne paszteciki z ziemniaczanego ciasta, które kojarzyły się z niedzielnymi obiadami. Mama spytała kiedyś babcię o ten przepis. Ona, Inga, była małą dziewczynką wtedy, ale zapamiętała moment.  Pewnie dlatego, że bardzo lubiła te paszteciki nadziewane mortadelą. Teraz mortadeli nie ma, ale mogą być drobiowe parówki, te lepszej jakości, na które czasem mogła sobie pozwolić. Wiedziała, że mamine zeszyty z przepisami włożyła w tekturowe pudełko oklejone kolorowym papierem, żeby ładnie wyglądało. Nie miała problemu z odnalezieniem, przy okazji  wyjęła też książkę kucharską.    Z przyjemnością i ze wzruszeniem – jak zawsze kiedy brała do ręki przedmioty mające dla niej wartość pamiątek  – przeglądała starą książkę. I jak zawsze według mamy zwyczaju znalazła między kartkami  książki  mnóstwo karteczek z zapiskami, uwagami, poradami, przepisami notowanymi odręcznie, kopertami i kartkami świątecznymi.  Pobieżnie przejrzała koperty i wzrok zatrzymał się na jednej z nich. Widoczne było na niej jedno słowo napisane ołówkiem: Zośka. O rany! Czyżbym wreszcie trafiła na ciąg dalszy historii? Serce przyspieszyło i zaczęło mocniej bić. Tak! Eureka!!! To był list od Zośki! Naprawdę!!! Przysiadła na stołeczku i pełna ciekawości wyjęła zapisaną kartkę. Zaczęła czytać.

Kochana Halu, moja Najlepsza Przyjaciółko!!! 

   Tyle czasu minęło, a ja nie mogłam się wywiązać z obietnicy danej Ci, kiedyśmy się widziały po raz ostatni. Mam nadzieję, że wiesz, iż to nie wyniknęło z mojej winy. Pisałam do Ciebie najpierw normalną pocztą zdziwiona, że nie dostałam od Ciebie żadnej odpowiedzi. Dopiero osoba zaznajomiona z sytuacją wyjaśniła mi od strony praktycznej dlaczego tak się dzieje i co o tym wszystkim sądzić. Teraz już się niczemu nie dziwię i list posyłam przez znajomych taką drogą, którą na pewno dotrze. Nie pytaj jaką, bo ja się i tak na tym wszystkim nie wyznaję, posiadłam zaledwie ogólny ogląd sytuacji. Zresztą nie mam do tego głowy, wolę robić coś mniejszego, co się przyda zwykłym ludziom.

   Nie wiem kiedy uda mi się następny list do Ciebie posłać więc od razu w skrócie Ci opiszę, żeby jak najwięcej informacji zamieścić.

   Wzięliśmy z Rickiem ślub niedługo po moim przyjechaniu do Anglii, zamieszkaliśmy w okolicy Dublina. Nazywam się teraz Sophie O’Connor.

Inga przerwała czytanie całkowicie zaskoczona. Sophie O’Connor! Chyba nie ta Sophie O’Connor! Najlepsza przyjaciółka mamy z dzieciństwa i lat młodości nie  może być aktorką! Przecież to popularne nazwisko, zbieg okoliczności, często się powtarzają imiona i nazwiska… I mama nigdy o tym ani słowem nie wspomniała…Po chwili ciekawość przeważyła i Inga zatopiła się w dalszej lekturze.

Mamy dwóch synków i córeczkę. Jestem bardzo szczęśliwą mężatką i mamą, tylko tęsknię za Polską, za rodziną i za Tobą. Pewnie wiesz, że mój tata wrócił z robót u bauera bardzo chory. Rodzice sprzedali dom i wprowadzili się do domu babci, która zmarła. Niestety, nie pożegnałam się z nią. Mam jednak wrażenie, że babcia jest przy mnie, wie co myślę, co czuję, czasem rozmawiam z nią jakby naprawdę siedziała obok.

   Słyszałam, że i u Ciebie wszystko dobrze. Spełniłaś swoje pragnienie i zostałaś lekarką. Cieszę się bardzo i gratuluję!

   Hala! Ja wiem, że  nie możesz się doczekać kwestii najważniejszej czyli tyczącej się listów Balickiego. Wytrzymałaś tyle czasu w nieświadomości,  a przecież dotyczy to także i Ciebie z tego względu, że zostałaś żoną Lidka.

   Otóż wyobraź sobie, że owe przytrzymane listy pochodziły od syna Hipolita Balickiego, tego leśnika Hieronima, do  ówczesnej panny Herminy Gąski, późniejszej pani Czesławowej Blecharzowej, czyli mamy Lidka, a więc Twojej teściowej i odwrotnie, od niej do niego.  Czy Ty to rozumiesz? Oni się bardzo kochali,  a owocem tej miłości jest Twój tata!!! Jednak  stary Balicki, teraz powiem stary, uparty kozioł i nadęty buc, nie chciał przystać na taki związek. Powiedział, że żadna Gąska jego progu nie przestąpi! Cham jeden! Nawet gdy mu się wnuk urodził czyli Lidek (wybacz, że tak mówię ale inaczej wszystko mi się plącze, bo to skomplikowane jest), nie chciał o nim słyszeć ani go znać. Za wszelką cenę postanowił zniszczyć ten związek. Niestety, udało mu się.

Hieronim chciał tam, czyli na Kresy, pojechać z Herminą i synkiem. Stary tak nakłamał, że się będzie o nich troszczył i przyśle ich zaraz jak się tylko syn urządzi w nowym miejscu, że  mu uwierzył. Herminie zaś powiedział, że jego syn jej nie kocha, zabawił się tylko, bękarta nie potrzebuje, a tam na miejscu ma porządną narzeczoną i wnet się żenić będzie. Czy nie okropny?

   Opłacił pracownika z poczty, żeby zabierał listy tak, żeby żaden do adresata nie trafił i snuł swoją intrygę aż do tragicznego końca. Po takim oświadczeniu niedoszłego teścia Hermina czuła się zdradzona i oszukana, i nie chciała mieć do czynienia z żadnym więcej Balickim. Pan Czesław kochał Herminę od dziecka nieomal, zaakceptował i pokochał Lidka jak własne dziecko, uznał go za syna, dał mu nazwisko, ożenił się z Herminą.  Teraz już wiesz, dlaczego Lidek nie był do niego podobny nad czym kiedyś się zastanawiałyśmy.

   Stary intrygant już wcześniej pisał synowi, że Hermina to ladaco i zaraz po jego wyjeździe pocieszała się w smutku swoim. A potem nawet za mąż poszła. Koniec końców wszystko jest winą tego starego dziada. Hieronim ożenił się tam z młodziutką córką gospodarzy, która się w nim zadurzyła bez pamięci, urodziła mu synka, któremu dali na imię Horacy. Wcale nie wiedziała, że on już jednego syna spłodził, bo jej wcale nie powiedział. 

   Hieronim z ojcem widzieć się nie chciał, do matki też miał żal, że go przed ojcem nie poparła. A stary przejrzał na oczy dopiero wtedy, gdy banderowcy wymordowali całą osadę i Hieronima też. Wszystkich Polaków mordowali jak leci, bez litości, w potworny sposób. Żonie i synkowi cudem udało się ukryć i przeżyć, przekradli się lasami do bezpiecznych miejsc.

   Hala, widzisz co się porobiło? Gdyby stary sknera-intrygant był normalnym człowiekiem, Ty byś się Balicka z domu nazywała. Ale myślę, że nie masz czego żałować. Zobacz ile złego ten stary kozioł zrobił. Przez jego postępowanie zamordowali mu syna, rodzony wnuk chował się bez prawdziwego ojca (ten przysposobiony był dla niego bardzo dobry, więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło), drugi wnuk też się chował bez ojca,  a on sam żadnego nie znał. Wreszcie sam umarł z rozpaczy i jego żona też. Tyle istnień ludzkich przez niego doznało krzywdy.

   Z jednej strony to smutna historia ale z drugiej… Jakby pani Hermina wyjechała z małym Lidkiem na Kresy to wszyscy mogliby zginąć,  a Ty nie miałabyś Lidka za męża i takiej ślicznej córeczki jak Ingunia. Skąd wiem? Od kogoś kto Was zna,  ale nie mogę podać od kogo, takie czasy.

Zastanawiasz się teraz pewnie nad tym wszystkim. Prawda, że historia to jest niesłychana, jak ze starego romansu?

   O sobie jeszcze tylko Ci powiem, że gram w teatrze,  a teraz ostatnio proponują mi rolę w filmie!  Jeszcze nie wiem jak zdecyduję. Pamiętasz co  mówiłaś? Że aktorką powinnam zostać i występować na scenie?  Miałaś rację, scena to mój żywioł.

   Hala, odpisz mi tą samą drogą. Jak się nadarzy sposobność wyślę Ci drugie listy.  Muszę kończyć bo mój kurier się pojawił. Ściskam Cię mocno, po siostrzanemu i szczęścia życzę,

                              Twoja przyjaciółka Zośka

Inga siedziała bez ruchu i myślała, myślała, myśli przelatywały przez głowę tam i z powrotem z szybkością błyskawicy. Siedziała i siedziała…

– Kochanie, gdzie ty znowu zniknęłaś? – zawołał Feliks.

Nie reagowała, całą duszą przebywała w innym świecie. Łączyła ze sobą różne drobne fragmenty przeszłości, zupełnie jakby ze znalezionych różnokolorowych koralików rozsypanych wokół z pozrywanych nitek tworzyła nowy, mocny sznur korali z wykorzystaniem wszystkich do tej pory odnalezionych kuleczek…

– Feluś, jakbyś się poczuł gdybyś nagle dowiedział się, że jesteś kimś innym niż myślałeś, że jesteś przez swoje całe życie?

Feliks wdrapał się na strych, usiadł obok Ingi, wziął ją za rękę. Trzymał przez chwilę w swoich dłoniach bawiąc się jej palcami. Inga pomyślała, że dobrze było przezwyciężyć wieczorem zmęczenie i pomalować paznokcie… Podniósł do ust jej dłoń… Jak w starym romansie, pomyślała, jak w czasie gdy Hala pisała pamiętnik…

– Inguś, ja się domyślałem od dawna. Nic nie mówiłem, ponieważ widziałem, że jest to jedyny temat, który odciąga twoje myśli od naszych obecnych problemów. Kiedy pogrążałaś się w lekturze listów od rodziców lub po raz któryś z rzędu nurkowałaś w pamiętnik mamy, odprężałaś się, odpoczywałaś, jakbyś stamtąd czerpała siłę na ciąg dalszy tych naszych zmagań.

– Feluś, ty naprawdę to widziałeś i nie podzieliłeś się ze mną taką tajemnicą? Powinnam się na ciebie obrazić ale… ale ja ci dziękuję za to! Naprawdę jest jak mówisz, takie odprężenie, zanurzenie się w inny świat bardzo mi pomagało. Lecz teraz to jest coś niesamowitego. Kim więc ja jestem?

– Sobą, kochanie, sobą. Cudowną kobietą, która dzieli ze mną dobre i złe chwile. Przepraszam, że ostatnio tych drugich jest tak dużo, że nie mogę ci zapewnić warunków na jakie zasługujesz, że nie mogę ci prezentu…

– Przestaniesz wreszcie? Ile razy mam ci mówić, że to żadna twoja wina! Są sprawy na które nic się nie poradzi. Czy nasi rodzice mieli wpływ na wybuch drugiej wojny? Nie mieli, tak? Na to, co teraz się dzieje my też nie mamy wpływu. To znaczy teoretycznie mamy, ale najwyraźniej za mały, siły przeciwne są w natarciu lecz nie będzie tak zawsze. Wreszcie się obudzą ci co nie chodzą na wybory i zaczną myśleć. Nie wierzę, że całe społeczeństwo jest takie… zresztą to nie społeczeństwo tylko jakaś inna forma… A w ogóle co mnie to w tej chwili obchodzi. Zobacz, przeczytaj. Sophie O’Connor to Zośka, przyjaciółka mojej mamy ze szkoły!

– Coś podobnego – autentycznie zdziwił się Feliks. – Ta… właśnie ta Sophie O’Connor? Naprawdę? Skąd wiesz?

– Przecież ci mówię, stąd – pomachała listem przed nosem męża. – I mama nic nie powiedziała! Mnie, swojej córce!

– Widocznie miała powody. Wiesz jak było, niechętnie widziano jakiekolwiek kontakty z tamtą stroną, może bała się narazić ciebie na kłopoty.

– Może tak być – zastanowiła się. – Poznałam kiedyś na weselu koleżanki chłopaka ze Stanów. Polaka, który wyjechał z rodzicami. To były już lata siedemdziesiąte, więc mógł spokojnie tutaj na wesele przylecieć. Podobał mi się bardzo, nie powiem. Miał napisać, czekałam, czekałam i się nie doczekałam. Potem poznałam ciebie i przestałam czekać…

– No ładnie, czego ja się dowiaduję po tylu latach małżeństwa…

– Nie pleć, przecież mówię, że przestałam czekać. Po roku przyszła pocztą koperta. W środku było zdjęcie, które wtedy mi zrobił, kartka z życzeniami świątecznymi, ale na poprzednie święta. Rozumiesz? Gdyby przyszła o czasie mogłoby się życie potoczyć inaczej…

– W tym przypadku jestem wdzięczny stosownym służbom – uśmiechnął się do żony.

– Słuchaj dalej. Koperta była włożona do woreczka foliowego, zapieczętowanego szczelnie. Wewnątrz, na kopercie znalazłam adnotację, że przesyłka przyszła w stanie uszkodzonym. Akurat!

– Właściwie sama sobie odpowiedziałaś na zadane pytanie: dlaczego? Mama nie chciała, żebyś się męczyła próbując ukrywać, że gwiazda zachodniego kina jest przyjaciółką twojej matki. Mogłabyś nie wytrzymać i wygadać się w najmniej odpowiednim momencie. Sprowadzić by to mogło problemy dla całej rodziny bliższej i dalszej.

– Masz racje. Teraz już z tym nic nie zrobię, ona zmarła kilka lat wcześniej niż mama. Jaka szkoda, teraz mogłyby normalnie się spotkać jak ludzie…

– Szkoda, pewnie, że szkoda lecz już nic na to nie poradzisz.  Chodź, pora coś zjeść, zgłodniałem przez te sensacje.

–  To jeszcze nie wszystko… ale dobrze, reszta potem.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 54

  1. Urszula97 pisze:

    Były Anuś takie czasy, te kontrolę masakra, w mojej rodzinie też była kontrola a i listy do jednej cioci przychodziły do kogoś innego , ciekawa ale smutna opowieść, jak tak można, pozdrawiam cieplutko.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Było i minęło na szczęście, ale są tacy co tamte „przyjemności” na siłę chcą przywrócić i znów trzymać cały naród ” za pysk” i to bardzo krótko… Jak się nie ogarniemy to nam zbrunatnieje cały świat wokół 🙁
      Trzymajmy się tego co dobre i przyzwoite, i nie bądźmy obojętni. Przytulam ♥️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *