Dziewczyny pojechały do Szczawnicy. Czas pobytu przeleciał jak z bicza strzelił. Ferie przecież trwają zaledwie dwa tygodnie, a jeśli odliczyć podróż w obie strony – czas kurczy się jeszcze bardziej. Wróciły zadowolone, zachwycone miasteczkiem, okolicą oraz napotkanymi ludźmi. Honoratka zaśmiewała się opowiadając jak mama próbowała w parku zjeżdżać z górki i nie mogła, bo – jak się okazało – usiadła nie na tę stronę ”jabłuszka do zjeżdżania” co trzeba. Poza tym zdradziła babci, że były wszystkie na koncercie w Muzycznej Owczarni, Ewelinka też. Spała sobie spokojnie u mamy jak jej się zachciało wcale się niczym nie przejmując. Uprzedziła, że to tajemnica i jeśli babcia się wygada, to ona już nigdy babci nic nie powie. Tak więc Inga zdusiła w sobie słowa krytyki pod adresem córki tłumacząc tej Indze, którą widziała w lustrze, że nie powinna się wtrącać ponieważ młodzi mają teraz inne poglądy na chowanie dzieci.
– Cudnie tam jest – mówiła Bogna. – Z chęcią pojechałabym jeszcze raz kiedy będzie ciepło i zielono. Wtedy to dopiero muszą być piękne widoki – rozmarzyła się.
– Z całą pewnością – zgodziła się Inga. – Pieniny są przepiękne o każdej porze roku lecz ja najbardziej lubię wiosnę, tata zaś…
– Co tata? – włączył się Feliks prowadząc za rączkę Ewelinkę ciągnącą go w stronę psich misek, które wciąż pozostawały obiektem jej zainteresowania.
– Mówię, że najbardziej lubisz góry jesienią ze względu na kolory – wyjaśniła Inga przejmując wnusię, która usiadła na podłodze stosując bierny opór, mając w główce z całą pewnością gotowy plan dotarcia do psich kulek, sprytna bowiem szkrabusia była niesłychanie.
– Mama ma rację, najbardziej podobają mi się jesienne kolory – odpowiedział.
– Ja wolę wiosnę – uśmiechnęła się do sprytnej córeczki Bogna. – Jesień jest piękna, ale niesie ze sobą smutek. Wiosna za to jest pełna radości i nadziei. Na wiosnę zapraszał nas taki starszy pan, emerytowany leśnik, którego poznałyśmy na promenadzie nad Grajcarkiem.
– Wyglądał zupełnie jak taki jeden dziadek z reklamy, miał siwe włosy i duże wąsy. Ewelinka najpierw się go przestraszyła, a potem ciągnęła go za te wąsy – wtrąciła Honoratka. – A on się z tego śmiał i mówił, że chciałby mieć takie wnuczki jak my. I ja mu obiecałam, że jak przyjedziemy to go na pewno odwiedzimy.
– To ja ci już nie wystarczam jako dziadek? – zażartował Feliks. – Nowego dziadka ci się zachciewa?
– No nie, dziadku, ty jesteś super dziadek…
– Twoje szczęście – żartobliwie pogroził roześmianej wnuczce.
– … ale pan Horacy to taki pradziadek, ty jesteś przy nim całkiem młody.
– To mi się podoba – oświadczył zadowolony. – Nie spodziewałem się, że od wnuczki usłyszę taki komplement.
– No właśnie, bo pan Horacy wyglądał jakby miał sto pięćdziesiąt lat, a ty tylko sto – wyrwało się Honorci.
– I po co ci było? – śmiała się Inga. – Ale co za imię, naprawdę Horacy?
– Tak, naprawdę. Nazywa się Horacy Balicki, mówił, że w jego rodzinie wszyscy mężczyźni nosili imiona zaczynające się na literę „H”. Taka tradycja rodzinna. Jego ojcem był Hieronim, dziadkiem Hipolit, pradziadkiem Herbert a stryjem Honoriusz.
– Wtedy ja się pochwaliłam, że twój tata, babciu, czyli pradziadek Lidek też miał na imię Hipolit – oznajmiła Honoratka. – Jemu się bardzo podobało moje imię, że też na „H”, jego córka ma na imię Hortensja. Kiedyś to takie dziwne imiona nadawali dzieciom – skrzywiła się z niesmakiem. – A najgorsze to Józef i Ignacy, okropne. Jak można do małego dziecka w wózku mówić: Józefie? Myślałam, że się posikam ze śmiechu jak usłyszałam…
– Kwestia gustu, skarbie – wtrąciła Inga. – Moda się zmienia na wszystko, na imiona też. Jeszcze niedawno Brajany, Andżeliki były w modzie, a teraz jest nawrót do starych imion. Wy macie piękne imiona.
– Dobrze, że rodzice nie wymyślili jakiegoś głupiego – mruknęła nastolatka. – Ale pan Horacy był fajny. Opowiadał o zwierzętach, o roślinach, obiecał, że jak przyjedziemy następnym razem to nas zaprowadzi w różne ciekawe miejsca. On wszystkie zna…
– Wszystkich nie może znać – z powątpiewaniem odezwała się Inga.
– Może – z przekonaniem odrzekła Honorcia. – On pracował w Pienińskim Parku Narodowym więc wszystkie zna.
– Chyba, że tak – zgodził się Feliks. – Jak pracował to może znać.
cdn.
Kolejna przygoda na trasie, sprytna dziewucha, radzi sobie.Wesoło w rodzince, pozdrawiam cieplutko.
Uleńko:-) Kiedy w rodzinie są małe dzieci to zawsze jest wesoło, prawda?
Buziaki♥️
Ach, imiona…mój dziadek miał na imię Alfons, mój wnuk to Leon, w liceum miałam koleżankę Blandynę 😉
Całe historie można o imionach:-)
Od dziś twoje opowieści będę czytać już inaczej:-)
Jotuś:-) Niektóre imiona całkiem wyszły z użycia. Moja mama miała koleżankę o imieniu Scholastyka, nie mogę sobie wyobrazić, że można dziecku coś takiego zrobić ;( Buziaki :)♥️
Powtórzę się. Fajnie się czyta.
Krysiu:-) Dzięki serdeczne, to miód na moje serce 🙂 🙂 🙂