Ptasia przygoda

Było to 26 czerwca, zaczęłam wtedy pisać i nie dane mi było dokończyć, ale już jestem 🙂

Lato w pełni, pogoda jak w połowie wakacji a one dopiero się zaczęły. Ranki są przecudne, obłędny zapach zieleni, niesamowite jej odcienie, kolory kwiatów, zapachy, rosa na trawie – to uwielbiam całym sercem, całą duszą i nie wiem czym jeszcze, ale na pewno wszystkim 😊 Idziemy z Szilunią na pierwszy spacer przed szóstą rano, przechodzimy sobie przez lasek, wracamy ulicą. Zaraz za bramą – wciąż nie posiadam się z radości, że ją mam 😊 –  zdejmuję suni „ubranko”, daję śniadanie, robię kawę dla siebie i siadamy w ogródeczku. To znaczy ja siadam, ona się kładzie na trawie. To są prawdziwe chwile szczęścia 😊 Lapek bez prądu nie działa, toteż i wpisów nie mam jak i kiedy robić, bo kiedy rodzinka wstanie to trzeba „życiówki” dopilnować. Czasem jednak coś przerywa błogie chwile spokoju…

W środę rano zadzwoniła opiekunka Franka. Przeraziłam się, że coś się stało z Franusiem, bo nie spał u nas. Zdenerwowana i przejęta była faktycznie, ale nie z powodu Franka. To Balbinka okazała się winowajczynią. Balbinka jest czarną, drobniutką koteczką i… przyniosła do ogródka małego ptaszka, takiego jeszcze nielota. Zauważył to starszy synek, prawie trzylatek, zabrał „zdobycz” kotusi i koniecznie chciał się z ptaszkiem  bawić, włożyć do autka, wozić i robić wszystko co taki szkrab zrobić może. Drugi maluszek dopiero raczkujący też wymaga bezustannej uwagi – w rezultacie szaleństwo pełne. Poszłam na ratunek i zobaczyłam malusieńkie pierzaste stworzonko skulone w kącie pudełka. Wzięłam w rękę, czułam bardzo silne bicie maleńkiego serduszka przerażonego stworzonka. Zabrałam do domu, zawołałam MS, jednocześnie próbowałam maleństwo napoić i nakarmić. Czym? Co wykorzystać? W międzyczasie ptaszeczek się uspokoił, wtulił się w moją rękę i właściwie to mógłby tak siedzieć maleńki ptaszeczek, ale… MS wreszcie dodzwonił się do jakiegoś ośrodka ratującego zwierzaki i dowiedział się, że tylko w ZOO znajduje się ptasi azyl i tam trzeba jechać. Cóż było robić. Wzięłam pudełko, zrobiłam w nim dziurki, całe mnóstwo dziurek, wyścieliłam i MS pojechał. Najpierw po drodze wdepnął do weterynarza (obcego, nie naszej weterynarki), tam powiedzieli, że trzeba było zostawić… No, jasne, w szponach kotki, nielota nie umiejącego jeszcze samodzielnie jeść ani pić! Z palca dawałam mu po mikroskopijnej ilości wody do dziobka, żeby się nie odwodnił… Pojechali dalej.  Wkrótce MS zadzwonił. Okazało się, że w pudełku ptaszeczek nabrał wigoru, zaczął ćwierkać. MS zaparkował, ptaszeczek wyskoczył z pudełka i uciekł na trawę. MS za nim, wreszcie go dopadł. W aucie ptaszeczek nagle wskoczył pod kierownicę i gdzieś zniknął w dziurze. Co robić? Przecież się ugotuje! Znaleźć MS nie mógł uciekiniera, czekał więc mając nadzieję, że się sam wydostanie z kryjówki. Jak się okazało przeczucie miał dobre. Po jakimś czasie maluch zaświergotał i pokazał się. MS zamarł w bezruchu nie chcąc go spłoszyć i dopiero gdy wskoczył na kierownicę (ptaszek, nie MS) udało się maluszka złapać i wsadzić do pudełka. Z tym „towarem” obszedł całe ZOO w kółko i wreszcie trafił na miejsce. Ptaszeczka odebrano, MS papiery wypełnił i wrócił umęczony upałem ale zadowolony, że jedno maleńkie stworzonko udało się uratować. Na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że jest cały i zdrowy, samodzielnie jeszcze nie je, dostał antybiotyk przeciw pasożytom i ogólnie jest w dobrej formie. Tak się zakończyła ptasia przygoda 😊

W tym czasie pilnowałam babci D., wiadomo, trzeba. Ostatni jej numer – wróciliśmy wieczorem z Szilunią, babcia D. już niby spała, a tu się okazało, że włączyła pustą pralkę! W jaki sposób były dwie temperatury jednocześnie (40 i 60 stopni) tego nikt nie wie. MS zredukował ilość płukań i wirowanie, ale temperatury się nie dało. Bałam się, że nowa pralka padnie trupem, na szczęście przeżyła. Teraz wyłączamy z kontaktu idąc z Szilunią, bo tylko właściwie wtedy wychodzimy razem. W każdym innym przypadku osobno musimy sprawy załatwiać, a kiedy ostatni raz byliśmy wspólnie w sklepie to nawet nie pamiętam.

… mazurek jestem, uratowały mnie takie jakieś ludzie 🙂…

Mam ciekawostkę dla Małgosi –    To przeczytałam (toprzeczytalam.blogspot.com)                W lipcowym numerze Nieznanego Świata jest duży artykuł o Pradze, w której Małgosia jest zakochana przeogromnie 💗😃, z kolei w czerwcowym – o Krakowie.

Na szczęście i dobry nastrój – że są dobrzy ludzie na świecie opiekujący się skrzywdzonymi istotami – pieski z Ducha Leona 💗💗💗 Pięknego weekendu wszystkim obecnym i wielkie dzięki za odwiedziny 🙂💗

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

27 odpowiedzi na Ptasia przygoda

  1. Aga pisze:

    Miłość okazana tu do Sziluni mnie rozczuliła, całe serce rozgrzałaś. :))) Kocham takie historie ze zwierzątkami, bo jak wiesz, zwierzątka to moja słabość. Brawo dla Was, uratowaliście życie, dzięki Wam ptaszek będzie latał, śpiewał, może założy rodzinę, może zwyczajnie będzie cieszył się życiem. Zrobiliście coś niesamowicie pięknego, a dumna jestem z Was, że opisać się nie da. <3
    Piękną  masz tę drogę do spaceru, co na wideo widać, może kiedyś razem pospacerujemy. Pozdrawiam i życzę Ci dni pełnych totalnego szczęścia, na które totalnie zasługujesz. Uściski wielgaśne posyłam. :))) <3

    • anka pisze:

      Aguniu:-) Dzięki kochana. Powiedz czy wchodziłaś na stronę Fundacji „Duch Leona”? Ja się zakochałam w tych cudownych Psich Istotach i ludziach, którzy im pomagają. Dlatego filmiki z Ducha pokazuję, żeby w ten sposób wesprzeć, bo od klikalności i czasu oglądalności się coś jakoś liczy… Całusy 🙂

  2. jotka pisze:

    Aniu, co za historia, brawo Wy! każde ptasie życie jest cenne!
    Pozdrawiam znad filiżanki kawy, w poniedziałek ruszamy do Szczawnicy!

  3. Krystyna 78 pisze:

    Oj Aniu fajnie zrobiłaś,zrobiliście. Fantastyczne.

    • anka pisze:

      Krysiu:-) Wszystko zaczęło się od tego, że mały chłopczyk zobaczył Balbinke z ptaszkiem i zaalarmował mamę. Potem już tylko z górki… 🙂

  4. Urszula97 pisze:

    Bardzo fajna rzecz, brawa dla Was, malutki ptaszek żyje, pozdrawiam cieplutko. ❤️

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Już wiemy gdzie jest Ptasi Azyl i możemy tam ptaszki odwozić w razie potrzeby 🙂 Powiem Ci, że się ciepło na sercu zrobiło, kiedy na drugi dzień dowiedzieliśmy się, że z maleństwem wszystko w porządku 🙂 Buziaki <3

  5. Lucia pisze:

    Cudowna opowieść Aniu. Taka zapadająca w serce.
    I ptaszyna przeżyje.
    A reszta równie pełna serca. Jak to u Ciebie. Całuję

  6. Lucia pisze:

    Cudowna opowieść Aniu. I ptaszyna przeżyła. A reszta też pełna serca jak zwykle u Ciebie. Całusy

    • anka pisze:

      Luciu:-) Maleństwo uratowane i to jest najważniejsze tym bardziej, że wróblowatych coraz mniej, giną biedactwa w tym świecie, który ludzie zwierzętom wyszykowali 🙁
      Oglądaj pieski z Ducha, dla odetchnięcia przez chwilę od swoich problemów, polecam, filmiki są króciutkie, te minuty to jak medytacja. Mam zasubskrybowany kanał Fundacji na YT tak jak i Twój 🙂 Całuski 🙂

  7. BBM pisze:

    Piękna opowieść, ptaszek uroczy, prawdziwy żółtodziób! Pieski kliknięte. Babcia pełna pomysłów- włos się jeży na głowie! Obyście mogli choć trochę odpocząć…

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Wczoraj wychodząc z Szilunią upewniliśmy się, ze babcia D. śpi. Cóż… po powrocie zastaliśmy ją na balkonie w moich butach, spodniach MS (!), w stanie „teorii spiskowej”, krzyczącej na głos, że ją bijemy… Siedziała pół nocy na łóżku, potem spała w ubraniu. Rano założyła skarpetki MS a jego okulary zniknęły i nigdzie ich nie ma… Taki klimat… Ale świat na zewnątrz jest przepiękny 🙂 Buziaki 🙂

  8. Czytam właśnie książkę Ripellino, z której motto jest na początku artykułu – i nie jest to łatwa lektura, trochę mi nad nią zejdzie 🙂
    Brawa dla Was obojga za uratowanie ptaszka! Szkoda, że biedak stracił rodziców, no ale to już wina kota, wiadomo 🙂

    Z babcią można by powiedzieć „sto pociech” gdyby to nie były żadne pociechy, tylko wręcz odwrotnie. Oczy wokół głowy 24 godziny na dobę. Okropne.

    • anka pisze:

      Małgosiu:-) „Praga nie puszcza nikogo z tych, których pochwyciła…” i w Twoim przypadku jest to absolutna prawda 🙂
      Ptaszek rodziców nie stracił, tak myślę, tylko pewnie wyskoczył z gniazda i Balbinka go złapała. W sumie miał szczęście, bo dzięki temu żyje. Gdyby go złapał Franek albo inny kot, których jest sporo w osiedlu, nie miałby żadnych szans. Ostatnio Franek przyniósł myszkę, głośno obwieszczając swe nadejście, żeby się pochwalić zdobyczą i wpierniczył całą w momencie… Cóż, drapieżnik…
      Okropne takie pilnowanie, sama wiesz najlepiej jakich „atrakcji” można się spodziewać, albo nawet nie spodziewać, bo nie wiadomo co do chorej głowy wpadnie w danej chwili. Ale co poradzisz jak nic nie poradzisz. Trzymajmy się i tyle. Buziaki 🙂

  9. Mo. pisze:

    Cudowna ptasia historia, maluch miał szczęście, że trafił na dobrych ludzi. Wyobraźnia podsuwa mi obraz MS wskakującego na kierownicę ( zamiast ptaszka ) i, bardzo Cię przepraszam, nie mogę przestać się śmiać.
    Nie macie czasem w pralce ustawienia dwóch różnych temperatur dla wstępnego i głównego prania? Może to stąd te dwie temperatury.
    Pięknej codzienności. Uściski.

    • anka pisze:

      Mo:-) Też się uśmiałam widząc oczami wyobraźni to co Ty 🙂 🙂 🙂
      Nie wiem, muszę zajrzeć do instrukcji pralki, jeszcze jej do końca nie rozgryzłam, śmieszy mnie, że po skończeniu prania gra muzyczka informując, że koniec roboty i ona (pralka) ma wolne 🙂
      Dzięki kochana, serdeczności 🙂

  10. Mysza w sieci pisze:

    Dzieci są kochane ale jednak do opieki nad małym ptaszkiem nie bardzo ;)) Dobrze, że trafił w Wasze ręce i przygoda zakończyła się szczęśliwie.. Ponoć szykuje Ci się spotkanie z Jotką, to ja poproszę o wyściskanie jej od Myszki :)) Wam też uściski przeżyłam, zwłaszcza za to Wasze wielkie i dobre serce!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Każde uratowane stworzonko wywołuje uśmiech 🙂
      Jotka uściskana, było przesympatyczne spotkanie. Niestety nie mogłam do tej pory się u niej odezwać, bo mi blogger nie puszcza komentarzy z telefonu. Wreszcie teraz miałam możliwość włączyć Lapka i zaraz spróbuję czy się uda. Okropność, dziś już piątek a spotkanie było w poniedziałek . Od tego poniedziałku babcia D. ma odloty nieziemskie… 🙁
      Nic to, pogoda piękna i niech w Waszych sercach też taka panuje. Buziaki dla WWT 🙂 🙂 🙂

  11. Jacek K. pisze:

    Wzruszająca historia! Gdy miałem 10 lat, to opiekowałem się Kawkami, które zostały wyrzucone (wraz z gniazdami) z kominów, ale nie pamiętam, jaki był finał. Również posiadałem b. dużo papużek i niektóre miały pisklęta, z którymi się bawiłem—niestety, pomimo obcowania z nami od czasu, gdy były jeszcze nieopierzone, pozostały stosunkowo dzikie i nigdy się z nami nie zaprzyjaźniły.

    W 2021 roku, przybywszy do parku na moje miejsce biwakowe, zobaczyłem przypiętą notatkę: „Drodzy obozowicze, pod grillem na ognisko znajduje się ptasie gniazdo. Uważaj na nie! Carly i Henry”.

    Rzeczywiście, na ziemi pod metalowym grillem (który pewnie Carly i Henry wspaniałomyślnie wyciągnęli z ogniska i umieścili nad gniazdkiem) znajdowało się małe i bardzo dobrze zakamuflowane gniazdko z dwoma malutkimi pisklętami i jednym niebieskawym jajkiem. Spędziłem dużo czasu, obserwując rodziców przynoszących pisklętom jedzenie. Wkrótce jajko zniknęło i wykluło się kolejne pisklę. Nie chciałem im przeszkadzać, więc szybko ustawiłem aparat w pobliżu gniazda i rzadko do niego podchodziłem. Rodzicom chyba to nie przeszkadzało, bo zaledwie kilka minut później wrócili, karmiąc pisklęta, a czasem nawet siadali (!) na ustawionym aparacie fotograficznym i statywie!

    Gdy później obejrzałem wideo i proces karmienia, okazało się, że po każdym karmieniu pisklęta wyrzucały „worki kałowe” (tak jakby ich pieluchy), wypełnione tylko częściowo połkniętym pokarmem, a rodzice wynosili je i prawdopodobnie wyrzucali w pewnej odległości od gniazda. Po powrocie do domu zidentyfikowałem ptaka jako „Hermit Thrush”, Catharus guttatus (Drozdek Samotny). Wyjeżdżając z parku umieściłem na biwaku notatkę o gnieździe dla turystów zajmujących po mnie miejsce. Podczas mojej drugiej wizyty w parku po kilku tygodniach sprawdziłem gniazdo, ale było puste — zwykle młode opuszczają go około 14 dni po wykluciu, więc miejmy nadzieję, że wszystkie trzy pisklęta przeżyły i już zadomowiły się w parku! Na YouTube zamieściłem 7 minutowy film, pokazujący gniazdo, pisklęta i proces karmienia.

    • anka pisze:

      Jacku:-) Jak Cię znaleźć na YT? Z przyjemnością popatrzę na ptaszki.
      Uwielbiam się im przyglądać kiedy podlatują czasem bardzo blisko w ogródku, zbierają robaki z trawnika, pewnie, żeby nakarmić młode, skoro ze zdobyczą odlatują. W ogóle zwierzaki są wspaniałym obiektem obserwacji, są takie szczere, nie ma w nich zakłamania, obłudy… itd. Mnie się udało ostatnio nagrać łanie z bliska, mamę z maleństwem i starszą siostrę maleństwa, która rok temu jeszcze z mamą chodziła po osiedlu. Są przyzwyczajone do ludzi, tu się już urodziły, wychowały i oby tylko nie trafiły na jakichś podłych, albo bezmyślnych przyjezdnych.
      Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie 🙂

      • Jacek pisze:

        Też niezmiernie lubię obserwować zwierzęta.

        Rok temu spędziłem ponad godzinę przyglądając się żółwiom, kopiącym w ziemi „gniazdka” do zniesienia jajek (niestety ulewna burza następnego dnia kompletnie zniszczyła ich pracę).

        Raz byłem świadkiem, gdy jeden z węży (coś a’la zaskrońce) zrzucił z siebie skórę, a potem cała rodzina, 5 czy 6 węży, ciekawie się nam przyglądała, mogłem nawet je „poklepać” po głowie. Wyglądały przekomicznie!

        Kilka dni temu wróciłem z parku, gdzie codziennie obserwowałem 2 bobry, gdy zbierały na brzegu gałązki i je jadły, a potem holowały do żeremia i ja co jakiś czas pływały i się zanurzały pod wodą-zazwyczaj temu towarzyszył głośny plusk, wywoływany uderzeniem ich płaskiego ogona o taflę wody (mój namiot stał 5 metrów od ich żeremia).

        Kiedyś wieczorem siedzieliśmy przy stole na miejscu biwakowym, gdy pojawiła się rodzina szopów praczy, mama z trojgiem dzieci. Te małe szopy wspięły się po mojej nodze na stół i po nim buszowały, podczas gdy mama się nam bacznie przyglądała, czy przypadkiem nic im nie zrobimy.

        Najlepszą zabawę to mam wtedy, gdy oswojone wiewióreczki ziemne „chipmunk” (pręgowiec amerykański) dosłownie skaczą po nas, wchodzą do samochodu i towarzyszą nam w spożywaniu posiłków, aby tylko coś otrzymać do zjedzenia-potem wypełniają nim swoje komórki i biegną do podziemnych norek, aby po paru minutach ponownie się zjawić po więcej! Raz jeden za bardzo przyjacielski chipmunk wpadł do garnka zupy-na szczęście nie była gorąca! A inny nie chciał wyjść z wyładowanego naszymi rzeczami samochodu, gdy opuszczaliśmy miejsce biwakowe, i z trudem go znaleźliśmy i wykolegowaliśmy.

        Również będąc na biwaku, nagle pojawiły się 3 skunksy (śmierdziele), co nas wystraszyło bardziej, niż gdyby pojawiły się 3 niedźwiedzie! Zwierzątka najpierw obeszły nasze miejsce, szukając jedzenia, a nawet obwąchały nasze buty. A potem przez godzinę się ze sobą bawiły, czasem warczały, ale na szczęście nie użyły tej okropnie śmierdzącej substancji. Zresztą zazwyczaj one dopiero używają tego środka obrony, gdy czują się bardzo zagrożone-a potem musi minąć parę dni, zanim ponownie mogą go użyć.

        Raz też podeszła do mnie sarna z dwoma małymi i przez jakiś czas kręciła się koło mojego namiotu.

        W USA czasem jechaliśmy drogą otoczenie przez dziesiątki bizonów i też uwielbiałem obserwować małe bizony. Chyba to były najbardziej ekscytujące spotkania, bo nigdy nie było wiadomo, co one mogą zrobić. Czasem potrafiły zawadzić rogiem lub kopnąć w samochód. A gdy potężny bizoń zaczął się nam z bliska przyglądać, to było w jego wyglądzie coś bardzo upiornego!

        Ale najbardziej niezapomniane wrażenia miałem, gdy na miejscu biwakowym pojawiły się niedźwiedzice z małymi. Jedna miała jedno niedźwiedziątko, druga dwa. Niedźwiedziątka trzymały się blisko matki i na szczęście nie próbowały do nas się zbliżyć, a my siedzieliśmy bez ruchu. Niektórzy sądzą, że niedźwiedzice z małymi są bardzo niebezpieczne i atakują ludzi. Rzeczywiście, w przypadku zagrożenia niedźwiedziątek, niedźwiedzice mogą ich zawzięcie bronić i atakować (zwykle atak kończy się, gdy przeciwnik ucieka lub zostaje 'zneutralizowany’), ale one w żaden sposób nie czuły się zagrożone naszą obecnością, były z pewnością przyzwyczajone do obecności ludzi. Niepowtarzalne przeżycie!

        Również kilka razy obserwowałem niedźwiedzice z małymi na wysypiskach śmieci. Zazwyczaj dawały jakiś znak małym, które szybko wspinały się na drzewo i siedziały na gałęzi, czekając na matkę, aby ta przyniosła mi coś dobrego.

        Nigdy nie miałem żadnych „zapędów” do bycia myśliwym, ale osobiście nie wyobrażam sobie żadnej przyjemności z polowania na zwierzęta. Absolutnie wolę je obserwować i robić im zdjęcia!

        Wideo o ptaszkach na YT znajduje się tutaj: https://youtu.be/LKGlTFAJkR0, a blog (z którego pochodzą zamieszczone informacje o pisklętach) tutaj: https://ontario-nature-polish.blogspot.com/2021/12/w-parkach-bon-echo-i-darlington-w.html

        • anka pisze:

          Dzięki za tyle ciekawostek. Na YT weszłam, dałam suba i będę oglądać. Ptaszeczki cudne z żółtymi dzióbkami, a wiewióreczki jakie słodziaki 🙂 Blog też zaklepałam i siedząc wygodnie będę podróżować 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

  12. Jacek pisze:

    Dziękuję i też pozdrawiam!

  13. Ewa pisze:

    Aniu, cudna historia z ptaszkiem, jesteście niesamowici, ja bym robale łapała i wsadzała do dzioba. Wychowaliśmy tutaj, w Krainie Deszczowców już dwa pokolenia mazurków i to tylko w tym roku. Państwo Mazurkowie osiedlili się w jednym z ptasich apartamentów powieszonych na domku gospodarczym. Trochę na nas wrzeszczeli, kiedy uznawali, że jesteśmy za blisko, ale w końcu się przyzwyczaili, dzieciaki odchowali i się przeprowadzili. Całuski

    • anka pisze:

      Ewuś:-) Ale fajną rodzinkę Mazurkową macie 🙂 Malutkiemu rozmoczyłam w wodzie kaszkę manną i próbowałam do dzióbka wtykać, i wodę z palca 🙂 Jak widać nie zaszkodziłam mu, skoro potem taki numer MS wyciął 🙂
      Buziaki 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *