Inga czekała z nadzieją na niedzielę. W soboty sprzątała, gotowała, prała, prasowała. Mieli umowę z dostawcą prądu, zgodnie z którą w weekendy prąd był tańszy. Robiąc to wszystko czekała na niedzielę. Feliks pracował przez cały tydzień. Czyli siedział w fotelu i gapił się w ekran laptopa wciąż mając nadzieję, że tym razem wskaźniki pokażą mu dobrą drogę do wygranej. Kiedy trenował „na sucho” osiągał dobre wyniki utwierdzające go w słuszności postępowania. Niestety, w realu wygrana uciekała daleko. Trwało to od poniedziałku do piątku nie osiem godzin, tylko praktycznie przez cały czas.
Dlatego Inga czekała na niedzielę, bo w weekendy platforma nie działała.
Niestety, gdy przychodziła niedziela, po obiedzie słyszała jedno.
– Muszę się położyć – mówił mąż i szedł do sypialni, włączał muzykę i odpoczywał.
Miał przecież prawo, wymagał tego stan zdrowia… Tylko czemu ona znów czuła żal i rozczarowanie? Liczyła na wspólne popołudnie, na czas spędzony naprawdę razem. Przecież przez cały tydzień starała się na to zasłużyć…
Dobra już, Inga, przestań się nad sobą rozczulać, karciła się w myślach. Przecież rozumiesz dlaczego tak jest. No dobra, odpowiedziała jej druga Inga siedząca wewnątrz niej, rozumiem. Ale dlaczego ja mam zawsze wszystko rozumieć? Bo co? Bo powinnam więcej widzieć i rozumieć jako kobieta z doświadczeniem? Mam się czuć jak wyrzucona za burtę życia, jak dziecko przez szybkę liżące cukierek i się na to godzić bez mrugnięcia okiem? Znów to wszystko nie dla mnie? Czy wciąż muszę udowadniać, że potrafię przetrwać w najbardziej skrajnych warunkach? Tylko komu i po co? Cholera!!!
Na dodatek stosunki między Feliksem a teściową, czyli jego własną matką, były już całkiem nie do zniesienia. Matka działa na niego jak płachta na byka – myślała Inga mając wrażenie, że sama zaraz zwariuje. Biedak nie może się pogodzić, że stała się zupełnie innym człowiekiem, obcą istotą, z którą trudno wytrzymać, a porozumieć to już w ogóle się nie da. Kłamie przy tym jak najęta, co wciąż jej wychodzi doskonale. Do czego się dotknie – popsuje, zniszczy, z oka nie można jej spuścić, bo nie wiadomo co strzeli do chorej głowy za pięć minut. Niby nie rozumie co się do niej mówi, nie słyszy, ale w tym szaleństwie jest metoda. Zełgać na poczekaniu potrafi, schować do kieszeni wędlinę, żeby po kryjomu dać psom też potrafi, a w oczy się wypiera, że nie dała, albo, że tylko trochę, albo „i co się stało”… Boże pomóż, spraw żebym nie dostała obłędu…
Zupełnie inny nastrój tworzył się w domu, kiedy do dziadków przyjeżdżała Honoratka. Dawniej często nocowała, teraz zdarzało się to sporadycznie. Po pierwsze była na tyle duża, że miała swoje sprawy, koleżanki, dziewczyńskie tajemnice, pierwsze sympatie. A poza tym potwornie dużo nauki. Przez cały tydzień lekcje, nawet po osiem dziennie, kartkówki, sprawdziany, jakieś tzw. projekty czy prezentacje z każdego przedmiotu. O szkolnych sprawach nastolatek najlepiej Indze rozmawiało się z Kasią, ponieważ ona również miała wnuczkę w ósmej klasie.
– Inga, najchętniej bym Klarcię zabrała do siebie przynajmniej na tydzień, żeby się wyspała i nie musiała myśleć o szkole. Całkowity zakaz myślenia, żeby jej się szare komórki zregenerowały – powiedziała Kasia po wejściu do domu sąsiadki. – Przyszłam do ciebie odreagować, bo mnie normalnie szlag trafia na to wszystko.
– Cieszę się, że wpadłaś. Jak zwykle mam chandrę, ale to już u mnie stan chroniczny, więc nie należy się przejmować, trzeba przywyknąć i tyle. Z Honoratką mam tak samo.
– Jakby lekcji było mało to jeszcze religia w szkole zamiast w kościele, co wkurza mnie maksymalnie. Kosztem normalnych przedmiotów! Klarka wolałby mieć więcej lekcji biologii, jakoś jej teraz przypasowała biologia, coś mówi o medycynie choć przecież to jeszcze za wcześnie. Teraz nawet mają klasówki z religii, oceny na semestr wliczane do średniej. Świetny sposób na obrzydzenie wartości prezentowanych przez taką „prawie” wiarę.
– Na dodatek szerzoną przez osoby z duchowością najczęściej nie mające nic wspólnego, raczej kojarzące się ze średniowieczem oraz inkwizycją. I jak w takiej sytuacji dzieci mają wyrosnąć na normalnych, zdrowo myślących dorosłych? – dodała Inga.
– Właśnie, tylko wyjątkowo silne jednostki przeżyją szkolny okres bez uszczerbku na rozumie – skwitowała Kasia.
cdn.
No cóż Aneczko i takie bywa życie ,czekamy na c.d Pozdrawiam cieplutko bo i u mnie chandra.❤️
Uleńko:-) Chandra potrafi utrudnić życie… niech idzie precz. Przytulam 🙂
Codzienność potrafi nasłać na nas chandrę, a bardziej wrażliwi, to i w depresje popadają, nie radząc sobie z rzeczywistością.
U mnie dziś bardzo chandryczna pogoda…
Jotuś:-) Czasem rzeczywistość potrafi dokopać, oj potrafi. Podobno niczego nie dostajemy czemu nie jesteśmy w stanie sprostać, tylko nie zawsze wiemy, że damy radę…
Słoneczka życzę 🙂
A ja poznałam niedawno młodą dziewczynę o imieniu Inga. Przesympatyczna…
Ależ Ty Anuśko potrafisz snuć fajne opowieści z życia wzięte 🙂
Pozdrawiam Cię i ściskam ciepło :*
Polinko:-) Dzięki serdeczne 🙂 Imię mi się spodobało. Jak już przyszło na myśl to koniec kropka, Inga zaczęła żyć własnym życiem. Tak mają moje bohaterki i bohaterowie też, ja tu nie mam nic do powiedzenia 🙂
Buziaki kochana 🙂
Fantastyczne. Jak zwykle z wielką przyjemnością poczytałam. Biedna Inga. Chyba też mam kryzys jak ona. Coś ostatnio wszystko u mnie siada.
Dużo zdrowia i tęczy na co dzień. Z tą religią to racja.
Kasiu:-) Tak mi miło, że nie masz pojęcia jak bardzo 🙂 Z kryzysami to wiesz, chodzą parami albo stadami, jak sobie pozwolimy jednemu wejść na głowę to reszta się dołącza… Mądra jestem w teorii lecz z praktyką gorzej, jednak próbuję nieustannie panować nad myślami (choć z różnym skutkiem).
Zdrówka i jak najwięcej dobrych chwil Kasieńko. Bez niepotrzebnych złych myśli, masz takie cudne dziewczynki i koty, a sama jesteś wspaniałą Istotą 🙂 🙂 🙂 Przytulam 🙂