Bardzo trudno jest chwilami zachować spokój wobec choroby, która odbiera osobowość i pamięć. Jakby zabierała tego konkretnego człowieka – a sprowadzała na jego miejsce kogoś zupełnie innego. Osobę wiecznie złą, niezadowoloną, z ciągłymi pretensjami o wyimaginowane zdarzenia, słowa, sytuacje i do tego
agresywną. Najgorsze są chwile, kiedy nie można do niej trafić z żadnymi argumentami, zamyka się w obrębie swoich chorych urojeń i żadnego kontaktu nawiązać z nią nie można. Dziś właśnie tak jest od rana. Chociaż sobota – to włączyłam Lapcia, żeby się trochę rozładować i odreagować. Bo ręce mi opadły. Widocznie mam kryzys wytrzymałości. Nie jadła śniadania, obiadu też nie. Leków nie wzięła. Od świtu szuka zegarka na łańcuszku, potem mówi, że srebrnego pierścionka, potem srebrnego zegarka, potem złotego pierścionka, potem krzyczy, że srebrnego zegarka to ona nie miała tylko złoty i, że głupią z niej robimy. Następnie nakręciła się do tego stopnia, że z rękami do mnie wyskoczyła. Drobna staruszka, przytrzymałam więc bez trudu za te ręce, dopóki się nie uspokoiła, tłumacząc, że poszukamy razem, tylko niech zje cokolwiek. No to się nasłuchałam jaka to ja jestem. Trudno, mogę być, przyzwyczaiłam się i nie działa na mnie odkąd wiem, że jest chora. Tylko cały czas myślę co zrobić, żeby zjadła, przyjęła leki, przy których stosowaniu trzeba zachować ciągłość. Co zrobić, żeby ją zaprowadzić do lekarza, bo zapiera się, że do żadnego nie pójdzie. W lutym ma neurologa i psychologa, nie wiem jak postępować. Jeśli będzie w takim stanie jak dziś – nie da się, nie ma mowy. I co wtedy? Co w takiej sytuacji z człowiekiem, który nie reaguje na żadne słowa, na nic dosłownie, zatopiony we własnym oderwanym od realu świecie uważanym za wrogi, nakierowany jedynie na zrobienie jej krzywdy i spiskujący przeciwko niej. Nie wiem, jestem bezradna. Co robić?
20.01.2018
- aga-joz Tak naprawdę sytuacja bez wyjścia i nie ma dobrego rozwiązania ani pomysłu, jak sobie z tym radzić. Choroba wyczerpuje głównie opiekunów. Znam to i z pracy, i z życia rodziny. Trzymaj się. Jakoś.
- annazadroza Dzięki za wsparcie. Mam już za sobą doświadczenie z Alzheimerem, wiem z czym się to wiąże, czasem jednak dopada mnie bezsilność. Naprawdę nie wiem jak babcię do lekarza doprowadzić.
- nie-okrzesana Anno bardzo Ci współczuję. Niestety wiem, że nie będzie lepiej. Jedna osoba do opieki to STANOWCZO za mało. Z własnego doświadczenia wiem, że czasem pomaga otulenie mocno miękkim kocem pod pretekstem np. otwarcia okna. Trzeba owinąć na tyle lekko, żeby się nie czuła skrępowana i na tyle mocno, żeby poczuła się otulona i zabezpieczona z każdej strony. To uspokajało moją babcię. Poza tym nie wchodzić w dyskusję, nie tłumaczyć. To frustruje obie strony. Moja babcia wiecznie kogoś posyłała do szkoły po swoją najmłodszą wnuczkę. Już dzieciatą. Wtedy pomagało powiedzenie: Babciu przecież dzisiaj Agatka ma angielski . Albo wycieczkę do zoo , albo kino…. I było trochę spokoju.
- nie-okrzesana Oj Sorry . Nie doczytałam twojego komentarza a się wymądrzam.
- irsila O widzę, że nie jestem sama z podobnym problemem,
choć pokrewieństwo inne.
Cała energia idzie na to, by samemu nie zwariować.
Można by było wizytę domową zamówić,
ale zazwyczaj lekarze typu psychiatra czy neurolog,
umów z NFZ na takie wizyty, nie mają podpisanych. - aga-joz Irsillo- wszyscy specjaliści mają umowy na wizyty domowe. Tylko bardzo niewielu je realizuje. Z różnych powodów. Przeważnie dlatego, że na NFZ można ustalić termin za pół roku, bo i tak mają tylu pacjentów, że nie ma kiedy wyjść na taką wizytę. Czas i pieniądze- to główne przeszkody.
- emma_b Aniu, bardzo Ci współczuję, to są sytuacje niezwykle trudne, żeby nie powiedzieć beznadziejne…
- annazadroza Nie-okrzesana:-) Jesteśmy we dwójkę z Mężem do jej dyspozycji, gdyby tylko chciała. Ale nie chce, wietrzy spiski, nie da się udobruchać w żaden sposób, nie można jej uwagi odwrócić w inną stronę. To już nie pierwszy raz, potem pewnie przez jakiś czas będzie znośnie. Jakoś mi dziś odporność siadła więc się poskarżyłam. Bo i o Męża się martwię, w końcu to jego mama, więc przeżywa głębiej całą sytuację. Mojemu Tacie mogłam coś wytłumaczyć, przytulić, przekonać, nawet w duecie z Alzheimerem był kochany. Tutaj – odwrotność, nie można dotknąć, zbliżyć się, bo reaguje agresją. Dzięki za dobre słowa:)
- annazadroza Irsila:-) Mam wrażenie, że takie problemy ma wiele osób. Może za dużo się o tym nie mówiło, może dopiero gdy nas samych sprawa dotyka bezpośrednio, zauważamy ją u innych. Najtrafniej ujęłaś życie opiekuna w słowach: ” cała energia idzie na to, żeby samemu nie zwariować”. Tak to właśnie wygląda.
- annazadroza Aga:-) Dzięki za podpowiedź, nie wiedziałam, że specjalista może przyjść do domu. Jeśli nie uda się jej zawieźć na umówioną wizytę, dowiemy się jak wygląda sprawa wizyty domowej. Nadzieja we mnie wstąpiła:)
- annazadroza Emmo:-) Dziękuję. Beznadziejna, bo wyzdrowieć się nie da. Jedyne, czego można pragnąć, to – żeby chora osoba nie żyła pogrążona w strachu, depresji, rozpaczy, cierpieniu – ale jak to osiągnąć? W tym przypadku nie wiem i bardzo mi źle z powodu własnej bezsilności.
- irsila Ago-joz, u mnie psychiatra nie ma umowy z NFZ na wizyty domowe,
osobiście pytałam. Przyjmuje tylko w przychodni. - aga-joz Irsillo- nie przeczę, że to możliwe, ale znając realia, to prawdopodobnie psychiatra nie ma ochoty chodzić po domach i tak mówi, żeby zniechęcić potencjalnych pacjentów. Ma wystarczająco dużo pracy w poradni. Czy rzeczywiście nie ma umowy na wizyty domowe- trzeba by zapytać u źródła czyli w NFZ. Czas, pieniądze i dobra wola. Bo może zaproponować Ci wizytę za pół roku. W pilnych sytuacjach pozostaje wizyta prywatna. Nie podoba mi się takie coś, ale patologie są wszędzie
- e.urlik Aniu kochana, bardzo ci współczuję. Jesteś strasznie dzielna i podziwiam cię bardzo. Wiem, że mój podziw niczego nie zmienia, więc tylko chcę cię przytulić wirtualnie. Dbaj o siebie, odpuść jeśli możesz, bo to ty jesteś najważniejsza.
- fusilla Opieka nad chorym z demencją lub panem A. to orka na ugorze! Strasznie wyczerpująca dla Rodziny i bez żadnych szans na lepsze.
Potrzeba nieprzebranych pokładów cierpliwości i ogromnej siły, aby temu wyzwaniu podołać!
Truizmem w tej sytuacji byłoby napisanie, że otulam Cię i Twoich Bliskich Ciepłym i Puchatym! Ale tylko tyle mogę! Bo prawda jest taka, że wyzwoli Was z tego tylko pani S.
Oby była łaskawa! To brutalna prawda, ale jedyna! Niestety!
Przytulam bardzo, bardzo mocno! - annazadroza Ewuś:-) Nie jestem dzielna, jestem (w miarę) normalna. Staram się, ale czasem cholera mnie bierze, czasem mi źle i ręce opadają, ale cóż, trzeba. Najważniejszy teraz jest Mąż, bo to jego mama, on musi się pogodzić z tym, że właściwie jej nie ma, jest ktoś inny…i jakoś w tym funkcjonować i przetrwać. Odpuścić się nie da, bo to jest jakby drżące niewidzialne cząsteczki fruwały w powietrzu i wszystko w człowieku tak samo się trzęsie.
Też Cię przytulam i dzięki:))) - annazadroza Fusilko:-) Dziękuję, że się, kochana, odezwałaś. Wiem jak jest z panem A., już miałam z nim do czynienia. Ogólnie – gorsze niż orka na ugorze, bo ugór da się w końcu zaorać, a w tym przypadku możliwości poprawy nie ma, nadziei nie ma. To chyba taka lekcja cierpliwości, walki z własnym ego, dystansowania się, odróżnienia spraw ważnych od mniej istotnych itd.
Dziękuję za Puchate, dziękuję za Ciepłe, dziękuję za Przytulanki:))) Odwzajemniam :)))