22 lata temu w Szklarskiej Porębie

Do Szklarskiej Poręby wybraliśmy się  9.09.2000 r.  Wyjechać z Warszawy udało się o siódmej rano, pierwszy przystanek był w Oleśnicy Śląskiej o godz. 11.40, do Wrocławia dojechaliśmy w samo południe, a do Szklarskiej o 15-ej. Jechało mi się cudownie. MS jest wspaniałym kierowcą, prowadzi równo, spokojnie, bez zrywów. Czułam się całkowicie bezpiecznie i  zostawiłam za sobą wszelkie myśli o pracowych sprawach.

Szklarska jest śliczna – choć budyneczki są zaniedbane i proszą o remont – na każdym kroku  widać ślady dawnej świetności. Dla porównania – Wisła i Szczyrk wyglądają na nowsze, rozwijające się. Hotel, w którym mamy pokój to „Sudety”. Elegancki budynek, restauracja zamiast stołówki, dancing, cocktail-bar. Pusto w tej chwili, nie ma ludzi.

10.09.2000 (niedziela)  poszliśmy przez centrum, żeby dojść do jednej z okolicznych atrakcji, czyli do wodospadu Kamieńczyka, który jest najwyższy w Polskich Sudetach i Karkonoszach (tak przeczytałam). Najpierw pod wyciąg na Szrenicę, potem czarnym szlakiem do wodospadu. Pod wyciągiem wypiliśmy kawę. Droga powrotna wiodła czerwonym szlakiem, to główny szlak sądecki. Obiad zjedliśmy w knajpce, MS stek po amerykańsku, ja sobie wzięłam camembert w panierce z sezamu. Chyba smaczniejszy byłby w normalnej, zapomniałam, że nie lubię sezamu 😀

11.09.2000 (poniedziałek) obok wodospadu Kamieńczyk przeszliśmy dalej, w głąb Karkonoskiego Parku Narodowego i bardzo dobrze utrzymanym brukowanym szlakiem weszliśmy na Szrenicę (1362 npm). Po powrocie odebraliśmy od fotografa pierwszy film, zdjęcia wyszły dobre, nawet te w restauracji „Fantazja”, które zrobił nam rozgadany, wesoły  niemiecki turysta.

Oglądamy tv Wrocław. W którejś gminie rodzice musieli w szkole złożyć oświadczenia, że język niemiecki jest językiem ojczystym, żeby dzieci mogły się uczyć dodatkowo tego języka. Przedtem wystarczyło oświadczenie siedmiu rodziców, żeby cała klasa miała zajęcia. Teraz dzieci, których rodzice takiego oświadczenia nie złożyli są wypraszane z klasy. Zapisałam, bo dziwne to wszystko mi się wydało. Poza tym w tv podali, ze zatonął jacht ZHP „Bieszczady” staranowany przez tankowiec. Z ośmioosobowej załogi ocalała dziewiętnastoletnia dziewczyna. Niewyobrażalna tragedia.

12.09.2000 (wtorek) to miał być spokojniejszy dzień przeznaczony na odpoczynek dla naszych obolałych nóg, a w sumie zrobiliśmy więcej kilometrów niż wczoraj. Szlakiem przeszliśmy do drugiego wodospadu o nazwie Szklarka. W dole widać płynącą wodę rozbijającą, rozpieniającą się o skały, a ścieżka biegnie na samym brzeżku urwiska, które kończy się owymi porozrzucanymi głazami spieniającymi wodę. Z lewej las – a w nim te arcyciekawe skały wyłaniające się spośród drzew, albo wcale niewidoczne, omszałe, zielone o niesamowitych  kształtach, które obejrzeć dokładnie można z bliska, bo z daleka wśród zieleni ich nie widać. Stamtąd czarnym szlakiem poszliśmy jeszcze wyżej i górą wróciliśmy do Szklarskiej mijając domki, wreszcie jakieś uprawne fragmenty pól, łąkę, na której pasły się krowy.

Wydaje mi się, że tereny są raczej biedne. Widać lasy, lasy i skały, gleba chyba nieurodzajna, bo pól jak na lekarstwo, zaś domy – przed wojną piękne i pełne uroku – teraz jedynie o remont proszą, bo się rozpadają. Gdyby udało się nam (czyli Polsce) wejść do Unii Europejskiej z pewnością wygląd miasteczek polskich się zmieni, będzie za co wyremontować takie śliczne domki. Obiad zjedliśmy „U Harnasia” i znów wyruszyliśmy, tym razem w przeciwną stronę ulicy i obeszliśmy całe miasteczko z drugiej strony. W sumie wróciliśmy na 18 -tą, żeby zdążyć odebrać zdjęcia od fotografa. Zapomniałam zapisać, że z okna naszego hotelowego pokoju okna widać Śnieżne Kotły.

13.09. 2000 (środa) znowu miało być trochę spokojniej i łagodniej, a było wprost przeciwnie. Wjechaliśmy kolejką na Szrenicę, stamtąd poszliśmy wygodną, szeroką drogą na Śnieżne Kotły. Chyba „Główny Szlak Sudecki” to się nazywa. Idzie się granicą, widok rozciąga się na obie strony. Najbardziej charakterystyczne są grupy samotnych skał o różnych fantastycznych kształtach. Wszystkie mają jednak cechę wspólną: wyglądają jak pracowicie poukładane płaskie elementy, jakby Godzilla wspólnie z King Kongiem bawiła się klockami.

Śnieżne Kotły to po prostu cud natury. Nie wiem jak to nazwać, bo nie wąwóz, (muszę poszukać w fachowej literaturze jak nie zapomnę). Urwisko, przepaść o ogromnej głębokości, o niesamowitych kolorach tworzonych m.in. przez „różnozielone” mchy, „rdzewiejące” liście jakichś małych roślinek, które wbrew logice rosną w szczelinach, w dole – oczka wodne. Szkoda, że w obiektywie aparatu nie widać tego piękna w stopniu choćby dostatecznym. Potem – kończy się wygodna droga – i idzie się skacząc po ułożonych blokach skalnych. W dole rumowisko skalne i w górze to samo, nic innego, groźnie i ponuro. Miałam wrażenie, że zaraz z góry ruszy lawina tych okrutnie zimnych skał i zgniecie mnie na miazgę. No i wtedy chmury przed którymi uciekaliśmy już od Kotłów i wieży tv dogoniły nas i grzmoty zakłóciły ciszę. Okropność i „straszność”! Grzmoty echem odbijały się od pustych skał i krążyły wokół nas ze wszystkich stron. Zaczął padać deszcz. Skały stały się mokre i oślizłe, oczywiście umierałam z przerażenia 😢

Bardzo, bardzo długo trwała ta droga przez mękę. Całe szczęście, że szlak dobrze oznaczony. Przedzieraliśmy się przez las (już w niższych partiach), wąskimi przesmykami między skałami włażąc  na wielkie kamienie, przeskakując przez mniejsze. Od „Rozdroża Pod Wielkim Szyszakiem” ponad 1,5 godziny szliśmy  do schroniska  ”Pod Łabskim Szczytem” gdzie zjedliśmy obiad.  Ciekawostka, nie mają tam stałego prądu tylko dwa razy dziennie włączają agregat. W środku sosnowe drewno, ładnie, ale fotki nie zrobiłam, zbyt ciemno było. W górze krajobraz jak po zagładzie, koszmarne rumowiska jakby wielkolud wysypał wielkoludową ciężarówkę kamieni, żadnych ptaków, żadnych zwierząt – dopiero niżej się pojawiają. W dół zeszliśmy żółtym szlakiem. Spory odcinek dojścia w remoncie, będzie szerokie, wygodne dojście, a właściwie dojazd, ze spływem dla wody na poboczu, głębokim, murowanym z kamieni. Chodziliśmy pieszo ok. 8 godzin.

14.09.2000 (czwartek) pochodziliśmy wokół miasta. Uliczką Franciszkańską doszliśmy do Muzeum (Dom Hauptmanów), dalej daleko, daleko i wyszliśmy obok Muzeum Ziemi i Szosą Jeleniogórską do miasta. Wieczorem jeszcze spacer po miasteczku, aby zobaczyć jak wygląda w świetle latarni.

15.09. 2000 (piątek) przeszliśmy ul. Sikorskiego do Szosy Czeskiej, czarnym szlakiem do Zdrojowej, Hutniczej i obeszliśmy tamtą część miasta. Zrobiło się chłodno, musiałam założyć sweter i adidasy, żeby spokojnie zwiedzać miejsca, w których jeszcze nas nie było.

16.09.2000 (sobota) zrobiliśmy kawał drogi szukając grobu Karkonosza, którego nie znaleźliśmy. Jakoś ominęliśmy go nie zauważając. Minęliśmy też Chybotka i dalej, dalej podążaliśmy przed siebie aż obeszliśmy kościółek. Złapał nas deszcz, przeczekaliśmy go pod drzewem i parasolem, który przezornie MS zabrał, chwała mu za to 😘

17.09.2000 (niedziela) to dzień powrotu, szkoda, bo jeszcze by się chętnie tam pobyło, pospacerowało i zwyczajnie pobyczyło. Samochód też chyba nie chciał jeszcze wracać, bo po drodze coś stuknęło i od Rawy Mazowieckiej jechaliśmy hałasując niczym odrzutowiec – wysiadł tłumik.

… na dolnych fotkach – wejście do hotelu i baba na balkonie hotelowego pokoju, u góry baba łażąca po miasteczku 🙂 …

… baba w kasku (obowiązkowo kazali zakładać) na tle wodospadu Kamieńczyk, baba w czarnej koszulce przy wodospadzie Szklarki, baba przed domem Hauptmannów (Gerhart Hauptmann – niemiecki pisarz, laureat nagrody Nobla w 1912) …

… baba straszy w górach (na pierwszym w oddali Śnieżne Kotły), łazi po skałach i podgląda co się da …

🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞

Dlatego baba na zdjęciach, że robił je głównie MS, a swoich zamieszczać nie pozwolił. Wspominamy samą Szklarską z sympatią, urlop był udany, miasto nam się podobało natomiast góry mniej, były jakieś takie smutne, mało zielone. Nie nasza bajka. Do tego straszyła masa uschniętych, martwych drzew co wyglądało jak na katastroficznym filmie, a było rzeczywistością i sprawiało ponure wrażenie.  Teraz z pewnością wszystko wygląda inaczej, zadbane, odnowione, rozwijające się, wielu znajomych się zachwyca więc jest czym. Teść Dużego uznał, ze to jego ulubione miejsce wypoczynku, zupełnie jak dla nas Szczawnica. Przecież „piękna nasza Polska cała, piękna, żyzna i niemała”, każdy znajdzie dla siebie ulubiony zakątek do którego zechce powracać 🙂

To na razie tyle wspomnień. Dziękuję za odwiedziny i komentarze, życzę zdrowia, spokoju i pokoju, i pięknych jeszcze wakacyjnych dni 💗🌞💗

💙💛

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na 22 lata temu w Szklarskiej Porębie

  1. jotka pisze:

    W Szklarskiej byliśmy dwa razy na dłużej i także przejazdem.
    Kasku nie kazali zakładać, widocznie wszystko, co miało spaść, już spadło 😉
    Uśmiałam się na widok lornetki, bo kiedyś mąż zabrał ze sobą, ale w końcu zostawił na kwaterze, bo dźwigać toto po górach to masakra, mieliśmy lornetkę ruska, ciężką jak cegła.

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Chłopcy kupili MS lornetkę specjalnie w góry, żeby mógł oglądać zwierzaczki, na szczęście taka ciężka nie jest 🙂
      Kask obowiązkowo musiał zakładać każdy. Jako ś wtedy nie miałam oporu, teraz bym się zastanowiła czy założyć… można przecież lokatorki na głowie przynieść do domu 😉

  2. fuscila pisze:

    Ale piękne wspomnienia! I jakie podobne do moich, chociaż moje ciut młodsze! No i byłam wtedy z koleżanką. Oczywiście, że zdobyłam Szrenicę i Śnieżne kotły, a także wodospady Szklarka i Kamieńczyk. Lasów tylko szkoda, bo także wtedy coś pożerało drzewa.
    Niedawno, gdy jechaliśmy do Harrahowa, czy później do Pezu – też ogromne połacie zmarnowanych jeden!
    Fajnie tak się cofnąć we wspomnieniach. Jednak kilkanaście lat temu takich tłumów nie było!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Takie martwe drzewa sprawiają upiorne wrażenie, jak po wybuchu, jak po użyciu środków chemicznych – takie miałam wtedy skojarzenia i aż mnie ciarki przechodziły gdy na nie patrzyłam. Tym bardziej szlag mnie teraz trafia na myśl o niszczeniu w dalszym ciągu lasów. Mówi się, że nie będzie nas – będzie las, ale jak nie będzie lasu – to po nas nawet ślad nie zostanie. A drzewa są takie piękne 🙂
      My z MS jeździliśmy na urlopy poza sezonem (gdy już szkoła i wakacje nas nie dotyczyły) i dlatego tłumów nie było, można spokojnie sobie zwiedzać wtedy, chodzić gdzie nogi poniosą i zachwycać się do woli jak jest cudnie 🙂

  3. Urszula97 pisze:

    He, ja byłam z końcem lat 70 tych ,mnie się podobało, kasku nie dawali, Anka jak nas tam dopadła burza to najpierw zostawiłam koszyk na środku szosy uciekając do lasu, szybko z lasu na szosę i biegiem , baza była w Karpaczu ,dzisiaj za ten mój bieg to byłby medal, takich piorunów raz w życiu doznałam, nigdy więcej.Buziaki.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Wyobrażam sobie jak uciekałaś przed burzą. Odgłosy grzmotów były tam przerażające, zwielokrotnione echem, odbijały się od skał i miałam wrażenie, że atakują mnie z każdej strony świata. To było przerażające! Na szczęście skończyło się dobrze 🙂 A Ty masz świadomość, że zdobyłaś mistrzostwo świata w uciekaniu 😉 😉 😉 Buziaki <3

  4. BBM pisze:

    Góry jak zawsze piękne a Twoja postać jeszcze podkreśla ich urodę! 🙂

  5. Magdalena pisze:

    piękne wspomnienia!
    Ja akurat średnio wspominam pobyt w Szklarskiej, lał deszcz, taksówkarz nie chciał mnie wziąć do centrum, wróciłam z wodospadu Szklarka z ogromnym kataremL:)

    • anka pisze:

      Magdaleno:-) Wstrętny taksówkarz! Nic dziwnego, że masz kiepskie wspomnienia. ja mam takie z Rabki. Nie wiem tylko czy jakieś zapiski się zachowały. Głównie pamiętam przemoczone buty ;( Ale do tej pory mam parasolkę tam kupioną i działa 🙂

  6. W Szklarskiej Porębie (chyba) nigdy nie byłam, a przynajmniej za świadomego żywota 🙂
    Nieustannie podziwiam Twoją kondycję!
    Zastanawiam się nad tym zatopionym jachtem, bo nic sobie nie przypominam – sprawdziłam daty i cóż, to był czas, gdy startowałam w nowej pracy, dziecko zaczynało szkołę, więc co innego na głowie, w dodatku chyba już wtedy nie oglądałam tv, a dostępu do internetu też jeszcze nie miałam. Tak że gdzieś to się wydarzyło poza mną.

    • anka pisze:

      Małgosiu:-) To było wieki temu. Wszystko, i kondycja i wydarzenia odgrzebane z zapisków. Przeminęło z latami i z wiatrem… Mogę się tylko zastanawiać na minionymi sprawami, przypominać sobie sytuacje, miejsca, z ludźmi już gorzej… jeśli należeli do tych „co znają Józefa” – jest łatwiej, pozostali zniknęli w przeszłości i niech im tam dobrze będzie 😉
      Teraz z dłuższymi spacerami jest problem, psiepsioły nie chcą iść, może upał, może wiek i dolegliwości (choć wyniki dobre mają) są powodem. Nie zmuszam po południu, rozumiem, ale rano i wieczorem trzeba się trochę poruszać. Więc trwa próba sił 😉

  7. Królowa Karo pisze:

    Jak ja dawno nie byłam w Szklarskiej Porębie… Aż zatęskniłam… Czas chyba na jakąś wyprawę!

  8. L.C. pisze:

    Aniu, podziwiam Cię za to, że zapisywałaś sobie to co widzisz i przeżywasz. Raz miałam takie ciągoty, ale mi przeszły, a szkoda, bo teraz nie odtworzę już tego co kiedyś zwiedzałam, a było by co opisać.
    Pozdrawiam i całuję.T.

    • anka pisze:

      Tereniu:-) Szkoda, że nie pisałaś. Ja też przestałam, najczęściej zaczynałam, a potem myśli i czas zajmowało coś innego i z pamięci uciekało wszystko po kolei 🙁
      Kiedy zaczęliśmy jeździć z Wercią to już w ogóle nie dało się, wiercipięta była oczkiem w głowie i „na co innego mnie nie było” 🙂
      Słuchaj, a może tak na podstawie fotek byś coś sobie przypomniała i spisała? O matko, przecież miałyśmy historię rodziny spisywać…
      Buziaki!!!!

  9. Marta pisze:

    Ależ cudowne wspomniania. Ja żałuję, że nie zapisywałam nigdzie moich wcześniejszych podróży. Szacunek dla Ciebie. W Szklarskiej nigdy nie byłam i pewnie już nie będę, ponieważ nie mieszkam w Polsce, a celem moich podróży są głównie stare wiatraki. Pozdrawiam serdecznie. M.

    • anka pisze:

      Marto:-) Miło Cię widzieć, dziękuję, że wpadłaś do mojego kącika i zapraszam na dłużej 🙂 Żałuję, że zaniechałam prowadzenia dalszych zapisków, ale jak się urodziła wnuczka to naprawdę nie dało rady, małe osóbki są niezwykle absorbujące 😉 Stare wiatraki! To wspaniałe, że je odwiedzasz. Byłam w jednym w skansenie we Wdzydzach na Kaszubach, podobało mi się wewnątrz 🙂
      Odwzajemniam pozdrowienia 🙂

  10. Mysza w sieci pisze:

    Szklarska po tych 22 latach już trochę się zmieniła, ale wrażenia pozostają i coś w nich dużo prawdy, bo też nam się tamtejsze rejony górskie mniej podobają niż choćby w Karpaczu (domyślam się, że i te bez porównania z Pieninami ;))). Na Szrenicę wjechaliśmy, kaski też pamiętam. A Baba niech podgląda, robi zdjęcia i zapisuje kolejne swoje wyprawy, bo ma do tego talent! :)) Uściski dla Was i miłego weekendu!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Baba się cieszy i dziękuje 😉 Tak myślę, że się miasteczko zmieniło przez tyle lat. My obserwujemy niesamowitą zmianę Szczawnicy w porównaniu z pierwszym pobytem, więc z innymi miejscowościami z pewnością jest tak samo.
      Dla Was to ostatni wakacyjny weekend, zajęć mnóstwo związanych z przygotowaniem MK do szkoły, tylko Wam życzyć siły przed rozpoczęciem roku szkolnego (a co będzie się działo tego najstarsi górale nie wiedzą) i słać mnóstwo dobrej energii, co czynimy z MS wspólnie 🙂 Buziaki!

  11. skowron pisze:

    Pięknie, że aż oko mięknie! 🙂

  12. skowron pisze:

    Ale wypadek straszny… fajne jest takie pisanie pamiętników, to jak kapsuła czasu.

Skomentuj fuscila Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *