Jakim cudem już jest połowa stycznia – naprawdę nie wiem. Przecież nie przespałam tych dwóch tygodni. Wciąż jestem zajęta, zwyczajnie zarobiona jestem 🙂 A usłyszałam – „siedzisz w domu to mogłabyś się pouczyć angielskiego”. No cóż, po pierwsze głównie nie siedzę tylko na nogach stojąc coś robię, albo się na tych nogach poruszam przed siebie pokonując pewną przestrzeń. A jak już usiądę to też jestem zajęta, nawet jeśli ręce chwilowo leżą nieruchomo to głowa pracuje na pełnych (w miarę swych peselowych możliwości) obrotach. A tej pracy jest tyle, że ho ho ho! Po drugie angielskiego uczyłam się dawno, dawno temu, ale zdolności do języków nie mam, więc się nie nauczyłam. Za to rosyjskim władałam jak własnym, tylko już zapomniałam, bo nie używałam wieki całe. A wiadomo, że organ nieużywany zanika 😉 Może czas sobie przypomnieć, bo podobno kreml tęskni za „osieroconą” Polską, a nasi miłościwie panujący coraz bardziej nas w objęcia mateczki rossiji pchają… 😒 Po trzecie skoro dożyłam emerytury, czyli upragnionego czasu wolności, wreszcie nic nie muszę tylko mogę (jeśli mogę oczywiście). Mogę więc zajmować się tym o czym marzyłam wtedy, gdy obowiązki zawodowe wypełniały czas i myśli. Zresztą nie tylko zawodowe bo i rodzinne też, co w sumie zajmowało prawie 24 godziny na dobę z przerwą na sen (którego ciągle mało). Po czwarte nie będę się już uczyć niczego, czego nie chcę, za to wreszcie chcę wykorzystywać to, czego się nauczyłam do tej pory i wreszcie mieć z tego pożytek. Po piąte – ktoś, kto nie miał do czynienia z osobą chorą na chorobę neurodegradacyjną nie ma zielonego pojęcia jak wygląda życie z taką osobą i nie jest sobie w stanie wyobrazić funkcjonowania opiekuna w podobnej sytuacji. A po szóste – mam tyle lat ile mam, a Cyganka mi powiedziała ile będę na tym świecie, więc nie będę marnować czasu na niepotrzebne rzeczy. Howgh!
Miałam o odnalezionych płytach wspomnieć, które Mały przywiózł do mnie zamiast zanieść do piwnicy i których słuchaliśmy w Sylwestra, a to całkiem nieaktualne się stało, bo Sylwester wspomnieniem już jest. Ale co tam, niech sobie będzie, kilka uwieczniłam więc wykorzystam, a co 🙂 W przyszłości pstryknę więcej. Wprawdzie każda się zacina, nie wiem czy to wina płyty czy starego adapteru, ale nie ma znaczenia. Muzyka była i wspomnienia wróciły. Jak się zatnie to przesuwam głowicę dalej i gra muzyka 🙂
Z jedzonka – genialne kotlety ( MS burgery mówi) mi wyszły. Naprawdę WYŚMIENITE jak MS określił. Składały się tylko z utartego selera i marchewki podduszonych na patelni. Do tego usmażona cebulka poszła, ugotowany ryż, pół utartego tofu z bazylią (takie akurat kupiłam), bułka tarta i przyprawy – sól, pieprz, słodka papryka, chili, majeranek. Trzeba spróbować jak wszystko już jest dobrze wymieszane i doprawić po swojemu wg własnego smaku. Podkreślam, że były bez jajek!
Nasypało trochę śniegu więc z Calineczką poszliśmy do lasku . Jeszcze nie było mowy o wściekliźnie, więc i wnusia i psiepsioły biegały swobodnie.
Ile radości było w przewracaniu się na śniegu i bieganiu na czworakach z psiakami 😀 W wieku czterech lat świat wydaje się taki zajmujący 😀
To są jedynie chwile spokoju, przecież Calineczka musi być w bezustannym ruchu, choć odkąd chodzi do przedszkola potrafi dłużej wytrwać przy jakimś zajęciu. Mówi w dalszym ciągu cudownie przekręcając, ale już mniej, szkoda, bo uwielbiam jak przekręca. „Babciu, citaj ubiuloną bajke” – nie cudne? Albo – „no śpiewaj, wydawaj głosy”. „Ubiulone kololy” to „lóziowy, ziółty i fioletowy”. A dopiero Wera tak była… Teraz męczy się w szkole, czyta poważne pozycje, planuje przyszłość, truchleje na myśl o maturze (za rok) i ma swoje zdanie na różne aktualne sprawy. Tak to jest z tym czasem…
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Życzę dobrego weekendu ( u mnie słońce zaświeciło w tej chwili) i dobrego tygodnia 🌞🌞🌞
Trzymajcie się zdrowo!
Pewno że nic nie musimy tylko możemy, tak trzymaj chociaż są rzeczy które trzeba.Wnusia słodka , snieg to rarytas.Moj Olek to z mową wspaniale tylko jak „r”wypowiada to język do połowy brody wywala zaś Jacus to leniwy do mówienia, czasami Olek jest jako tlumacz bo nie wiemy o co chodzi.Płyty unikalne.Milego weekendu .Pozdrawiam cieplutko
Uleńko:-) Te nasze słodziaki są nie do podrobienia 🙂 Masz weselej, bo jeszcze Jacuś i Wojtuś, u mnie się na Calineczce skończyło. Dobrze, że się przytrafiła, a sama wystarcza za kilku chłopaków 🙂
Śniegu już nie ma, mróz chwycił to da się przejść suchą nogą i nie trzeba psiaków wycierać po każdym spacerze, mniej piasku naniosą. W bloku z psami nie było problemu, zanim wdrapaliśmy się na IV piętro to piasek opadł i łapki wyschły 🙂
Miłego wieczoru i uściski ślę 🙂
Takiej muzyki zawsze warto posłuchać.
A i dzień na spacer był całkiem fajny. U nas też było trochę słońca. Buziaki! :))
Matyldo:-) A u nas dziś szaro i mroźnie. Właściwie już po weekendzie. Okna zasłonięte, światło włączone, psiepsioły śpią. Muzyka do tego i miły odpoczynek choć ciasta nie upiekłam, nie chciało mi się. Buziaki 🙂 🙂 🙂
Strasznie nie lubię słowa ” muszę”. A niestety sama go sobie czasem narzucam. Jestem więc muszę.
Cudny czas dziecinnego rozmawiania. Moja córka nie mówiła ” o” tylko ” u”. I był rusołek i kucham cię bardzo.
Zostało w domowych powiedzeniach.
Ja mówiłam na winogrona „gigigon”. Mama kup gigigon.
I tak nazywały się w domu winogrona.
Zapisuj, bo pamięć zawodzi.
I nie ucz się jak nie chcesz. Już nie musimy przynajmniej tego. Uściski połowostyczniowe. Jakieś oszukanstwo z tym czasem.
Luciu:-)Gigigon – cudnie! A zgadłabyś, że „asiaica” to piaskownica? 🙂
Nauka (w moim wieku) ma sens – jeśli do czegoś się przyda, albo sprawia przyjemność. Ewentualnie gdy jest potrzebą, jak np. obsługa Lapka czy telefonu nowego, tu wciąż mnie coś zaskakuje i się uczę, żeby móc korzystać. Ale jakbym nie chciała korzystać to przecież bym się nie uczyła.
Czas nas robi w konia i tyle. Dopiero wstałam, gdy było ciemno, a tu już znowu jest ciemno, dobrze, że w domu ciepło… Buziaki!
Z płyt znam tylko Dire Straits. Z angielskiego zrobiłam podyplomówke, ale chyba już sporo zapomniałam, bo dawno nie uczyłam maluchów, a w Grecji niewiele poćwiczyłam.
Narobiłaś mi apetytu na podobne kotlety i chyba zamieszczę wkrótce cos kulinarnego na blogu, na dowód, że cos jednak gotuję.
Zazdroszczę Ci chwil z Calineczką, ale mój Leoś rośnie i tez mam nadzieje, że mu niebawem poczytam.
Buziaki dla Was i bawcie się dobrze!
Jotuś:-) Dzieci bardzo szybko się „starzeją” i ani się obejrzysz jak Leosiowi zaczniesz czytać i opowiadać bajki. Jeszcze Ci radzę – zacznij pracować nad kondycją fizyczną, nie ma to tamto 😉 takie szkraby mają moc, żeby babcie zamęczać do nieprzytomności ( no prawie) 🙂 🙂 🙂
Na dwa dni zrobiłam białą fasolkę z pieczarkami i cebulką, smaczna wyszła i syta. Na jutro pomyślę rano, teraz mi się nie chce, biorę książkę wreszcie do ręki.
Buziaki i miłego wieczoru !
No ale moment – co te kotlety w kupie trzyma?
🙂
Zazdroszczę Ci tej emerytury… tak bym chciała więcej czasu – inna sprawa, że jak widać na załączonym przykładzie czasu na emeryturze tak nie ma 🙂
A jak to, że mówiłaś po rosyjsku jak po polsku? Skąd się to wzięło?
Małgosiu:-) Ryż! Ugotowany ryż trzyma to w kupie. Normalnie bym dodała jajko, ale myślałam, że Mały da się namówić na przyjazd, i że sobie weźmie dlatego próbowałam bez jajek i da się! W środku były mięciutkie, a zewnątrz miały chrupiącą bułkę tartą, tzn. panierkę. Mnie bardziej smakują takie „mielone” (jak i dawniej mięsne) na zimno, ale na obiad domownicy jedli.
W liceum miałam wychowawczynię rusycystkę, lubiłam ją. Sprawiało mi przyjemność uczenie się języka poprzez czytanie na głos w domu, w łóżku wieczorem, potrafiłam jedną czytankę czytać kilka razy aż byłam zadowolona z tego co sama słyszałam. Przy okazji słówka wpadały, zwroty do głowy. Dzięki wychowawczyni każda z nas (babska klasa) nawiązała kontakt listowny z kimś z jednej szkoły w Moskwie i korespondencja trwała kilka lat. Po trzeciej klasie zorganizowała wymianę, do nas przyjechała młodzież z tej moskiewskiej szkoły na 2 tygodnie, każda/y ( kilka klas nie tylko nasza) dostał kogoś pod opiekę i zajmował się podczas pobytu, gościł w domu. Młodzież była bardzo fajna, jak i nasza wówczas, spędzaliśmy czas na łażeniu po mieście, zwiedzaniu, pokazywaniu i … gadaniu. Potem my pojechaliśmy do tamtejszej szkoły i znowu 2 tygodnie bezustannej konwersacji i zwiedzanie „odchodziło”. Miałam okazję zobaczyć białe noce w Petersburgu (jeszcze w Leningradzie wtedy), Ermitaż zwiedzić, Moskwę całą prawie (czyli co się nadawało do pokazania nam), w mauzoleum Lenina nie byłyśmy, bo nam się nie chciało stać w długiej kolejce, za to poszłyśmy do nowoczesnego domu towarowego i kupiłam mamie pierwszy mikser 🙂 Bardzo sympatycznie do nas odnosili się ludzie na ulicy gdy się dowiadywali, że jesteśmy z Polski. Pierwszy raz metrem jechałam właśnie tam. Po zmianach u nas w kraju listy od zaprzyjaźnionych dziewczyn przestały przychodzić i kontakt się urwał. No, to się rozpisałam! Byłam z koleżankami – ale to już podczas studiów – w Bułgarii i tam też tylko po rosyjsku gadałam. Swoją drogą, we wszystkich tzw. demoludach swobodnie można było się po rosyjsku porozumieć. Po zakończonym lektoracie więcej języka nie używałam to i zapomniałam 🙁
Chciałam pójść na łatwiznę i wkleić fotkę z przepisem odręcznym, ale nie wyszło. Muszę napisać. To tak: 1 jajko; 250 g. mąki; 12,5 g. masła; 6,5 g. cukru; szczypta soli i szczypta proszku. Zagnieść (nauczyłam się w misce) w kulę, odłożyć do lodówki. W międzyczasie jabłka jak na szarlotkę przygotować, kto chce dusić – proszę bardzo, ja surowe utarte na dużych oczkach + ew. trochę wina+rodzynki+cynamon+cukier+odrobina bułki tartej. Wyjąć kulę z lodówki, podzielić na pół (mniej więcej), wyłożyć/wylepić tortownicę łącznie z brzegami. Włożyć jabłka, drugą część ciasta na wierzch. Piec 180=200 st./ok 40 min.
Małgosiu, w życiu nie trzymałam się ściśle ilości składników i zawsze wychodzi. Przecież nie będę ważyć pół grama! Robię na oko. Zamiast jabłek dawałam różne dżemy i było super. Jak coś zagmatwałam to pytaj. A w ogóle zajrzyj do Luci, od niej jest przepis https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/
Piękna historia z tym rosyjskim Nie wiedziałam, że już wtedy były tego rodzaju wymiany, u nas nikomu się nie śniło i myślałam do tej pory, że to wymysł bardziej współczesnych czasów…
W podstawówce owszem, była inicjatywa wymiany adresów z dziećmi z zaprzyjaźnionego miasta, chyba na Ukrainie, ale po dwóch listach do jakiegoś Iwana sprawa umarła śmiercią naturalną. Zresztą, nie znało się na tyle języka. Ale zdjęcie tego Iwana gdzieś na pewno jeszcze mam 🙂
Za przepis dziękuję i przepraszam za kłopot!
Żaden kłopot, to ja zapomniałam wcześniej przesłać przepis i nagle mnie olśniło. To i tak dobrze, hi hi 😉
Wymiana i wyjazd były zasługą rusycystki, ona wspólnie z koleżankami – tak myślę, że ze studiów – wymyśliły, że zrobią swoim uczniom wycieczkę. Skorzystały obie strony, nasze liceum i moskiewska szkoła. Z dziewczynami latałyśmy (między innymi) po Domach Towarowych Centrum za ciuchami i butami oczywiście 🙂
Gdzie i kiedy nasypało, bardzo proszę o namiary, bo u nas nic, zero, null:((((
Z tymi językami masz rację w stu, a nawet dwustu procentach; niemieckim 'władałam’, ale od ponad dziesięciu lat nie używałam i teraz nic, null, zero:( usiłuję słuchać oryginalnej ścieżki dzwiękowej, oglądając filmy, ale nie nadążam, niestety. Z czytaniem nie jest tak źle, ale to zależy od tematyki i dotyczy beletrystyki. I to jest potworny stress, bo wszyscy wiedza, że znam, a ja już nie znam, nie umiem, nie potrafię, zapomniałam, a mało kto to rozumie.
Kotlety wyglądaja pieknie, ale nie lubię tofu, nie poradzę. Pozdrawiam weekendowo
Ikroopko:-) Bez tofu spokojnie możesz zrobić. Dodałam, bo miałam i jakoś musiałam je zużyć. Też nie lubię samego, bo toto smaku nie ma żadnego, trzeba mu nadać poprzez przyprawy. Wypróbowałam na różne sposoby i jako wypełniacz do np. kotletów się sprawdza. Zamrożone i rozmrożone ma już inną konsystencję i gulasz można zrobić, a nawet zjeść 🙂
Tak to jest z językami i z każdą inną wiedzą, gdy nie są używane – znikają 🙁
Ale nie martw się i miło spędź niedzielny wieczór 🙂 Uściski!
ps. śniegu już nie ma.
Nie pokazują się, nie wiem czemu. Jak piszę tekst wewnątrz, w kokpicie – to działają, ale gdy np. w komentarzu chcę dodać – gucio, nie ma! Jedynie kombinacja półnawiasów, dwukropka, średnika działa. Zupełnie nie wiem o co chodzi i jakoś z tym przyjdzie żyć dalej 😉
Ciągle zapominam, że nie pokazują się u ciebie emotikonki, a ja je sadzę na potęgę:)
Anuśko, cudny post!
Dzieci są najrozkoszniejsze i od tego zacznę 🙂 Bo ja, Babi-emerytka każdą wolną chwilkę spędzam z naszym roczniakiem i z miłości szaleję za nim.
Płyty wskrzesiły także moje szczenięctwo, niesamowite czasy, które z nostalgią wspominam. Wow!
U Ciebie jak zwykle gościnnie, zawsze jest co przekąsić, a kusi, że achhh!
A z czasem na emeryturze jest tak jak piszesz i no, prawie każdy emeryt mówi- wolny czas po prostu nie istnieje 🙂 🙂
Serdeczności zostawiam…
Polinko:-) No przecież dzieciaki to najcudniejszy skarb tego świata! Bez względu na to co później z nich wyrośnie, to w dziecięctwie wczesnym są cudowne! I wcale nie dziwię się, że straciłaś głowę dla swego wnusia-malusia 🙂
Płyt jeszcze trochę mam do uwiecznienia. Jak się cieszę, że jednak ich nie wyrzuciłam!
Czasu wolnego nie ma, koniec i kropka!
Uściski!
Miałaś szczęście zwiedzić Moskwę, nawet bez tego grobu Lenina, znajomy mówił że pięknie tam. Ja też rosyjski jako tako umiałam, wszyscy chyba w tamtym czasie mieli rosyjski w szkole. W średniej uczyłam się trochę włoskiego , ale teraz pustka w głowie i już się raczej nie nauczę, bo ostatnio zauważyłam że coraz częściej brakuje mi słów. Nawet żaliłam się z tego powodu lekarzowi , to mnie pocieszył że większość ludzi co przechorowała covid ma takie problemy, ja myślałam że się starzeję i jakaś skleroza , a to właśnie covid ;))
Elizo:-) Covida nie miałam (chyba), a zaczęłam czasem zapominać nazwisk, tytułów jeszcze jak covida na świecie nie było. Zauważyłam, że jak bardzo staram się sobie przypomnieć to nic z tego, a jak odpuszczę – za moment samo przychodzi. Z tego wniosek – tylko spokój może nas uratować jak mawiał mój tata 🙂 A u Ciebie wszystko wróci do normy, organizm ma ogromną siłę i zdolność regeneracji. Uściski!
Przeurocze to słowotwórstwo, no naprawdę. Aż się chce żeby takie szkraby nie dorosły nigdy. Siedzę sobie kiedyś na balkonie z koleżanką, między nami na kocu mój nieżyjący już pies i jej pięcioletni wtedy syn. I nagle Karol obejmuje Milę i pyta: ” Milutka, jak smakuje miłość?”Prawie z krzeseł spadłyśmy
Fajnego tygodnia.
Mo:-) Też bym spadła z krzesła, nawet nie prawie a na pewno 🙂 Cudne! Może na jakimś filmie zobaczył?
Uwielbiam małej przekręcanie i zmiękczanie. Calineczka jest niejadkiem jak jej tatuś w tym wieku. Pytam co lubi jeść, żeby jakoś się wpasować. Usłyszałam: „ziemniaćki, bulaćki i śłodycie” 🙂
To i Tobie tych śłodyci dużo w tygodniu życzę 🙂
Jako dziecko zamykałam się w łazience gdy na obiad były bulaćki a teraz uwielbiam! Śłodycie lubię bezustannie, tylko ta niechęć do ziemniaków nie minęłą, zdecydowanie bardziej wolę kaszę i makaron. Tobie również życzę słodkiego i miłego tygodnia, właśnie usłyszałam, że dzisiaj Blue Monday…
Niech sobie Blue Monday będzie, dziś nie ma do mnie dostępu 🙂 Buziaki!!!
No i to prawda, że my już Anko nic nie musimy. My najwyżej możemy jak nam się chce :-))
Zestaw płyt gramofonowych długogrających rewelacyjny. Też mam podobny… tylko trochę inny.
Czas leci a właściwie to za…… jak ten głupi.
Dobrze że są takie istotki w czerownych kurteczkach rozrabiające z pieseczkami na sniegu…
Serdeczności Kochanie….
Stokrotko:-) W kwestii czasu jesteśmy zgodne i tego, co on robi też 😉
Płyt jeszcze trochę jest, zrobię im fotki w wolniejszej chwili, tak na pamiątkę.
Istotki są najcudniejsze na świecie choć babcia siły ma nie te, co kiedyś ;(
Dziś mi się już nic nie chce, więc Cię tylko przytulę Stokrotko i będę się lenić jak przygotuję psiepsiołkom miski z kolacją.
Buziaki i duuużo Ciepłego i Puchatego 🙂
Śniegu nawet w niewielkiej ilości, zazdroszczę. U nas dzisiaj takie nie wiadomo co, strach z domu wyjść. Wieje, leje, ziębi brrr…
Oglądając okładki płyt, zatrzymałam się na zdjęciu Jukki i cos mi tam w głowie się jakby przypomniało…ale odpaliłem YT i posłuchałam i NIEEE….,,:) Niemożliwe, żebym tego kiedyś słuchała:) natomiast Fire Straits słucham do dziś i bardzo lubię.
Tatiano:-) U nas była przerażająca nawałnica, śnieżyca, wicher jak tajfun i grzmoty z błyskawicami na dodatek. Coś okropnego, bałam się, że mi okna wciśnie do środka!
Nie NIEEE tylko możliwe, bo w pewnym wieku słuchało się romantycznych piosenek. Jak on teraz śpiewa i co śpiewa – nie mam pojęcia i nie chce mi się szukać, ale wtedy uwielbiałam z tej konkretnej płyty. Dire Straits to jeden z ulubionych MS i słuchamy z płyt DVD, nawet nie wiedziałam, że gramofonowa jest. Na pewno Mały ją kupił.
Ze śniegu zrobiło się błoto wieczorem, ale wieje dalej, choć już trochę słabiej.
Dobrego humoru dla Ciebie i głaskanki dla futrzaczków 🙂
W tamtym roku dostałam nowy adapter, bo niestety stary już gdzieś przepadł. Jaka frajda była jak mogłam wszystkie stare płyty przesłuchać.
Krysiu:-) A ile wspomnień wiąże się z każdą z nich, przynajmniej z moimi. Miłego, spokojnego wieczoru 🙂
Ale perełki wśród tych płyt! One coraz bardziej cenne, a jeśli każda zacina to chyba wina adaptera. Trzeba by jakąś nowszą sprawdzić, czy też tak. Calineczka cudnie Wam rośnie :))) Mój też już coraz mniej dziecięcych słów używa, taki dorosły chce być! A te kwiatki językowe takie słodkie :)) Leci czas, leci, ani się obejrzyjmy, a będzie wiosna. Co bardzo mnie cieszy :)) Buziaki i dużo ciepełka! :)))
Myszko:-) Jest komentarz 🙂 Zaraz wejdę na pocztę blogową, może tam będzie jakieś wyjaśnienie.
Mały Książę odkąd poszedł do szkoły to już strrrasznie dorrrrosły facet 😉 Pewnie przy ludziach już nie trzyma mamy za rękę bo to obciach 😉
Wiosna coraz bliżej co mnie też cieszy, właściwie mogłaby trwać dłużej niż inne pory roku 🙂 Ptaszki się ożywiły, na co dziś zwróciłam uwagę raniutko na łące i śpiewają, jakby wiosnę już czuły.
Powodzenia w szkolnych zmaganiach. Niechby wreszcie sytuacja się unormowała, przez głupotę jednej grupy cierpią wszyscy pozostali. Zdrówka, spokoju i sukcesów dla MK 🙂 🙂 🙂
Aniu!
Wyobraź sobie ,że ja całą moją kolekcję czarnych płyt wyrzuciłam na śmietnik!!! To wszystko przez to ciągłe przeprowadzki. Nie miałam też już sprawnego gramofonu. Nie wyobrażasz sobie jak ja tego żałuję! Tam były płyty moich rodziców z piosenkami powojennymi i moje ulubione Anny German, Czesława Niemena, Czerwonych Gitar, Budki Suflera, Henia Seroki itd. nie do odzyskania, koszmar!
Pogodę mamy dziwną, tak jak dziwne czasy nastały. Przed chwilą na spacerze z psiakami było fajne słońce, a teraz znowu pochmurno i smętnie. Nie mniej życzę słoneczka!!
Całusy twoja siostrzyca.
Tereniu:-) Byłam święcie przekonana, że też je wyrzuciłam! Okazało się, że Mały je przechwycił. Chyba sam wtedy był na „muzycznym” etapie, grał na gitarze, z kumplami kapelę próbowali zakładać, coś tam nagrywać. I teraz mi zrobił niespodziankę, bo się okazało, że płyty są! Nawet adapter wtedy skądś zdobył, bo ja już nie miałam, mój Hit stereo zdechł (a taka byłam z niego dumna, za własne pieniądze sobie kupiłam jeszcze na studiach).
Pogoda jest porąbana jak wszystko teraz. Wyszliśmy z psiepsiołami w słońcu a wróciliśmy w śnieżnej zamieci, głowy nam chciało pourywać. Po drodze widzieliśmy w lasku drzewa połamane i poukręcane z korzeniami.
Uściski dla Was i głaskanki dla piesków kochana siostrzyco 🙂
Tak to jest, gdy broni się tego, co mamy zamiast tego, co nam zabrano. Nie walczymy tylko konsumujemy. Mamy tylko 48 F-16. Można było kupić ich więcej plus 20 F-15, ale po co? Lepiej kupić używane MiG-29 od Niemców huj raczy wiedzieć po co?
Sorry za słownictwo, ale samo wchodzi mi pod palec.
Tak nawiasem mówiąc gratuluję, bo ja z rosyjskim i niemieckim sobie język łamałem. Moje nauczycielki od rosyjskiego i niemieckiego dostawały kurwicy przy mnie i to dosłownie. Słoń mi ponoć na ucho nadepnął.
Pozdrawiam. 😉
Żaberd:-) Nic nie jest dane na zawsze, zmiany są wpisane w ludzką egzystencję i uważam, że trzeba patrzeć do przodu zamiast bez przerwy oglądać się do tyłu. Dlatego chcę żyć tu i teraz.
Niemieckiego nie byłabym się w stanie nauczyć za nic na świecie, wystarczy spojrzeć na kilometrowe zlepki wyrazowe… masakra!
Odwzajemniam pozdrowienia 🙂
Miłego dnia!!!
Salmiaki:-) Dziękuję i wzajemnie!!!