Elżbieta czuła się coraz gorzej. Widać było z daleka, że problemy przekraczają granice jej wytrzymałości. Wyraźnie zaczęła uciekać przed ludźmi, nie chciała rozmawiać z sąsiadkami, mówiła, że się spieszy albo odchodziła pod byle jakim pretekstem, aby nie musieć się z nikim kontaktować. Przerażały ją spotkania właściwie już ze wszystkimi, coraz trudniej było jej ukrywać wstyd i lęk. Bała się, że każdy widzi, iż ona sobie po prostu z niczym nie radzi, że cierpienie, rozpacz, poczucie kompletnej beznadziei opanowały ją bez reszty, a w głowie ma jeden wielki chaos, którego nie potrafi uporządkować. W życiu zresztą też.
Kasia raz w tygodniu robiła Adelce masaż. Marzenia o własnym gabinecie, o rozpoczęciu działalności musiała odłożyć do lamusa. Nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością, a przede wszystkim z dziwnym zachowaniem ojca. Masowała już tylko przyjaciółkę, zresztą sama przy tym odpoczywając i relaksując się. Umówione były właśnie na dziś. Nagle uświadomiła sobie, że jest Dzień Kobiet, niepopularne teraz i często bojkotowane święto. Zadzwoniła do Adelki oznajmiając, że będą świętować. Do Eli wysłała sms, ale odpowiedź nie przyszła. Chciała kupić na bazarku czerwone wino, bo zdrowe dla pań w ich wieku. A tu się okazało, że sklepu nie ma! Uzmysłowiła sobie, jak dawno nie miała czasu przejść się w ciągu dnia po osiedlu. Odkąd zlikwidowano stary bazarek bywała tu bardzo rzadko, tylko w awaryjnych sytuacjach. A przecież przedtem było tutaj przesympatycznie! Przechodziła tędy codziennie po pracy, jak zresztą wszyscy sąsiedzi, robiąc zakupy i spotykając znajomych. Potem w miejscu bazarku miał stanąć dom towarowy w kształcie fortepianu. Wykopano dziury w ziemi, postawiono w nich szkielet budowli, metalowe straszydła i na tym koniec. Dziury częściowo zarosły a częściowo zostały zalane wodą, straszydła pewnie zaraz się rozsypią doszczętnie skorodowane i tyle. Zostało kilka budek, handel zamarł, przychodziło mało ludzi bo towar drogi. W pobliżu wyrosły hipermarkety, giełda „Na Dołku” rozkwitała w soboty i niedziele.
Kasia minęła resztki bazarku i poszła do budki, wokół której zwykle zbierały się okoliczne pijaczki. Weszła do środka i doznała szoku. Znalazła się w zupełnie nowym miejscu. Widziała remont, owszem, ale nie myślała, że zmieniło się i wnętrze, i asortyment, i właściciel. Z procentowych trunków było tylko piwo, więc niewiele myśląc zdecydowała się na imbirowe, które ostatnio polubiła, Elka też, a Adelka polubi jak spróbuje. Miła pani stojąca za ladą w gustownym fartuszku zaproponowała również pyszne ciasteczka na babski wieczór, nie za słodkie, takie akurat w sam raz.
Adelka przyszła i została wymasowana, a Elki ani śladu. Kasia dzwoniła kilka razy, wreszcie Elżbieta podniosła słuchawkę.
– Źle się przy was czuję, od razu mam ochotę płakać – odpowiedziała na zaproszenie Kasi głosem, w którym słychać było łzy.
– Przyjdź Elcia, nie będę gderać, naprawdę – przekonywała zaniepokojona Kasia.
– Ile czasu mogę się czuć jak idiotka? Tak na mnie działacie, że chce mi tylko płakać – ryczała do telefonu.
– To normalna reakcja – tłumaczyła Kasia starając się zachować spokój. – Wpadłaś w dołek ale wyjdziesz z tego, tylko musisz sama chcieć.
– Znowu jesteś mądrzejsza i pouczasz mnie – krzyknęła Elżbieta.
– Nie! – Kasia nieco podniosła głos. – Nie pouczam cię. Wiem co czujesz, bo sama przez to przeszłam.
– Wątpię.
– Przerabiałam to nie jeden raz.
– Przestańcie mnie bez przerwy pouczać! Wiem, że jesteście lepsze ode mnie! Nie musicie mi tego udowadniać na każdym kroku! Wszyscy są ode mnie lepsi! We wszystkim! Mirek mi to zawsze powtarzał i miał rację!
– Elka, co ty pleciesz? Uspokój się dziewczyno.
– Nie chcę was słuchać – Elżbieta rzuciła słuchawką.
Kasia spojrzała bezradnie na Adelkę.
– No i co teraz? – spytała wieszając telefon na haczyku wbitym we framugę kuchennych drzwi.
– Nie wiem. To zupełnie nienormalne z jej strony, ona się tak nie zachowuje – powiedziała zaniepokojona Adelka. – Coś się musiało stać. Poczekajmy chwilę spokojnie, a potem spróbujemy się z nią jakoś porozumieć.
Nie były w stanie zająć uwagi ani serialem, ani bieżącymi wiadomościami, które wiecznie sprowadzały się do tego samego czyli afer i coraz nowych komisji śledczych, ani żadnym innym programem.
Adelka wysłała Eli sms. Nic, żadnej reakcji. Zadzwoniła na komórkę – dalej nic. Wreszcie zadzwoniła na telefon stacjonarny. Po długiej chwili odezwał się Mirek. Poprosiła Elżbietę.
– Ona nie chce z panią rozmawiać – powiedział i rozłączył się.
Oczami wyobraźni widziały przyjaciółkę uduszoną albo leżącą w kałuży krwi. Zastanawiały się czy dzwonić po pogotowie, czy po policję. Adelka zrobiła jeszcze jedną próbę. Tym razem też odebrał Mirek.
– Co jej pan zrobił? – krzyknęła.
– Może i coś zrobiłem – zaśmiał się dziwnie i rzucił znowu słuchawką.
– Tam coś się musiało stać – przerażona Adelka spojrzała na Kasię.
– Poczekaj, ja jeszcze spróbuję…
Po długim, pełnym napięcia czasie usłyszała słaby głos przyjaciółki.
– Coś się stało? – spytała z ulgą, bo przecież niewątpliwie Elka odzywała się z tego, a nie z tamtego świata.
– Nie – słychać wyraźnie łzy w głosie.
– Coś z dziećmi?
– Nie.
– Mirek ci coś zrobił?
– Nie.
– Mogę ci pomóc?
– Nie.
– Potrzebujesz czegoś?
– Nie – rozległ się trzask rzuconej słuchawki.
Kasia stała przez chwilę nieruchomo. Adelka się rozzłościła.
– Nie będę do niej więcej dzwonić! Nie chce się ze mną zadawać, to nie! Bez łaski. Z jakiej racji ja mam się przez nią tak denerwować a ona ma mnie głęboko gdzieś?!
– Cicho, uspokój się – Kasia bezsilnie opadła na krzesło. – Bądź chociaż ty normalna. Ona jest chora, w ciężkim stanie, potrzebuje pomocy chociaż się zapiera. Rozumiem ją jak nikt na świecie. Wiesz, jeśli ktoś nie ma za sobą podobnych przeżyć, ciężko mu pojąć w czym rzecz. A ty chociaż jedno weź pod uwagę: nie wolno, po prostu nie wolno zmarnować przeszło dwudziestoletniej przyjaźni przez głupie nieporozumienie. Elka potrzebuje nas i pomocy bardziej niż kiedykolwiek. Jest w fatalnym stanie.
– Może i masz rację, nawet na pewno ją masz, poniosło mnie. Ale jestem wkurzona ilekroć pomyślę jak można się do takiego stanu doprowadzić – wzburzona Adelka z impetem postawiła szklankę na stole wychlapując częściowo zawartość.
– Można, można. Osoba stosująca przemoc w rodzinie potrafi omotać swą ofiarę do tego stopnia, że nią manipuluje według własnej woli i niechęć otoczenia spada na ofiarę właśnie, a nie na oprawcę.
– Na szczęście tego nie doświadczyłam.
– Faktycznie na szczęście.
Kasia podjęła jeszcze jedną próbę. Wysłała Elżbiecie sms z wiadomością : przychodź, czekamy na ciebie. Jest Dzień Kobiet.
Po jakimś czasie odezwał się domofon. To była Elżbieta. Zmaltretowana psychicznie, blada, ledwo żywa, wyglądająca jak cień samej siebie.
– Przyszedł pijany. Przypomniał sobie nagle Sarę i zaczął mi wmawiać, że to ja ją zabiłam, że przeze mnie zginęła. A czy to moja wina, że ona miała wypadek? Owszem, chciałam, żeby zniknęła z naszego życia, ale jej nie zabiłam!
– Nie becz – przytuliła Kasia przyjaciółkę. – Takie widocznie było przeznaczenie. Tego nie przewidzisz i nie zmienisz. Żadna twoja wina. I niech cię tym Mirek nie obciąża, bo jeśli ktoś jest winien, to tylko on. Mężczyzna żonaty i dzieciaty nie powinien zawracać w głowach młodym dziewczynom, bo nic dobrego z tego nie wynika. Wielki mi playboy, cholera jasna, oszust, sportowiec od siedmiu boleści. I tyle.
– Od tego wypadku Mirek był dla nas stracony. Mnie jeszcze częściej wyzywał od nieuków, zer, wpędzał w coraz gorsze kompleksy twierdząc, że do niczego się nie nadaję i do niczego w życiu nie dojdę. Dzieci go nie obchodziły. Nie brał pod uwagę co dla nich dobre, co nie. Robił mi na złość, jakby to było jedynym celem jego życia…
– Fakt, przypominam sobie, że kiedy jeszcze chodziliście razem na sąsiedzkie imprezy, robił co mógł, żeby ci dokuczyć i czekał na twoją reakcję – wtrąciła Kasia.
– Kiedy nikogo nie ma w domu straszy, że i tak mnie zabije. Ileż to razy przychodziłam do ciebie z płaczem i bałam się wrócić do domu!
– To dlatego… – warknęła Kasia przez zaciśnięte zęby.
– Ile razy zdemolował mieszkanie! A kto porozbijał szyby w drzwiach? Kto pomazał ściany, które świeżo pomalowałam? Kto wyrwał dzwonek z przewodami przy drzwiach wejściowych? – skarżyła się dalej roztrzęsiona Ela. – Rozmyślnie psuje, ale niczego nie naprawi. Nie daje pieniędzy na dom, ale wyżera całą zawartość lodówki i nie obchodzi go czy dzieci jadły. O sobie nie wspomnę. Wyjeżdża i nie wiem gdzie jest ani kiedy wróci. A papier toaletowy trzyma w swoim pokoju i z rolką idzie do klopa, żeby mu ktoś nie użył. Z samochodu nie da skorzystać, choć jest wspólny… – płacz stłumił dalsze słowa.
– Słuchaj – bardzo poważnie powiedziała Kasia, – widzę, że przyszedł czas na spojrzenie prawdzie w oczy. Czy nie widzisz, że mamy do czynienia z bardzo typowym przykładem przemocy w rodzinie? Nie wierzysz?
Elżbieta pokręciła przecząco głową.
– Mirek ma rację. To ja jestem do niczego, do niczego się nie nadaję, do niczego nie dojdę, niczego nie potrafię…
– Dziewczyno, przestań powtarzać takie bzdury! Ile razy jeszcze będziesz uciekać z domu? Ile jeszcze czasu musi minąć, żebyś przestała dać sobą poniewierać? Choroba jasna, ciągle mam się tobą denerwować? Zrób coś wreszcie dla siebie! – Adelce puściły nerwy.
Elżbieta podniosła się z krzesła ocierając łzy ciurkiem płynące po twarzy.
– Przepraszam, że wam zawracam głowę, pójdę już i przestanę.
– Siadajże, do cholery, zacznij wreszcie myśleć – Kasia prawie siłą posadziła ją na krześle. – Nie po to mówimy, żebyś się od nas odczepiła, ale żebyś się otrząsnęła i oprzytomniała. Ty jesteś jedynie typowym przykładem ofiary, żadnym wyjątkiem. Poczekaj, zaraz ci to udowodnię.
Włączyła komputer, odszukała w internecie odpowiednią stronę.
– Siadaj i czytaj. Głośno! – rozkazała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Ela posłusznie wykonała polecenie. Czytała kręcąc głowa z niedowierzaniem.
– Wiem, że na Meander jest poradnia AA – powiedziała Kasia. – Może tam się udać po pomoc?
– Nikt mi nie pomoże – Elżbieta wyglądała na osobę pogrążoną we własnym mrocznym wnętrzu do tego stopnia, że nic ze świata istniejącego obok nie mogło do niej dotrzeć.
– Nie zaszkodzi pójść, sama tam byłam ..
– Ty? – obydwie jednocześnie spojrzały ze zdziwieniem na Kasię.
– Tak, jeszcze za Jerzego. Szukałam jakiegoś wyjścia z sytuacji. Oczywiście musiałam przy okazji zrobić z siebie idiotkę, jakżeby inaczej – zachichotała.- Nie mogłam znaleźć wejścia i zapytałam dwie idące razem kobiety gdzie jest poradnia dla osób uzależnionych. Ze zdenerwowania zaczął mi się plątać język i jeszcze się potknęłam! One na pewno były przekonane, że jestem pijana. Wyobrażacie sobie jak się czułam? W poradni powiedzieli, że osoba uzależniona musi sama chcieć coś ze sobą zrobić, żeby można było jej pomóc. Natomiast ja, jako członek rodziny czyli osoba współuzależniona, mogę się do nich zwrócić w każdej chwili, jeśli tylko odczuję taką potrzebę. Czekajcie, sprawdzę kiedy czynne – Kasia kliknęła myszką i po chwili stwierdziła: – jeszcze czynne. Idziemy?
– Nie, nie wiem, może kiedyś… – bąkała Ela.
– Możesz zadzwonić do telefonu zaufania i poprosić o radę co masz dalej zrobić. Tam też powinni cię skierować pod odpowiedni adres. Decyduj.
Elżbieta zbladła, wyglądała jakby miała za chwilę w trybie natychmiastowym przenieść się na drugi świat.
– Teraz – Kasia była nieubłagana. – Nie ma tak. Albo dzwonisz albo idziemy do poradni. Wreszcie ktoś ci musi powiedzieć co powinnaś z tym fantem zrobić. Kobieto! Opamiętaj się wreszcie! Nie można dłużej żyć w taki sposób!
– No właśnie – dorzuciła Adelka. – Mogłabyś i nas wziąć pod uwagę. My się denerwujemy, martwimy się o ciebie … nie przerywaj, wiem co powiesz…że nikt nam nie każe…
– Słuchaj, czy najważniejsze jest dla ciebie co ludzie powiedzą? Jakie to ma znaczenie? Co cię to w gruncie rzeczy obchodzi? Czy podniesie się twoja samoocena jeśli masz świadomość, że sąsiadka zza ściany i tak cię będzie obgadywać za plecami bez względu na to, co tobie powie w oczy? Czy od tego przybędzie ci pieniędzy, albo może ona przyniesie chleb, gdy ci go zabraknie? Chcąc zadowolić wszystkich, nikomu nie dogodzisz. I jeszcze sama na siebie będziesz patrzeć z obrzydzeniem – Kasia była wzburzona.
– ” Przyjaźń swoje prawa ma” – zacytowała Adelka słowa piosenki. – Więc dlatego jeszcze raz ci otwarcie mówię, albo decydujesz się na podjęcie walki, albo więcej nie płacz i nie rób cyrków. Jeśli ci to odpowiada, proszę bardzo. Tylko więcej nie narzekaj, że ci źle. Nie rycz, nie wciągaj mnie w nocne awantury, nie skarż, że boisz się wrócić do domu, bo ja też jestem wykończona. To jak? Idziemy?- stanęła nad krzesłem Eli.
– Idziemy – podniosła się zrezygnowana Elżbieta.
Poszły we trójkę. Niestety, okazało się, że informacje w internecie nie zostały uaktualnione i właśnie tego dnia ośrodek był czynny do osiemnastej a nie do dwudziestej. Wszelako wielkim niewątpliwie zwycięstwem była solenna obietnica Elżbiety, że wybierze się do psychologa następnego dnia.
– Jutro muszę jechać do taty, więc nie będę mogła ci towarzyszyć. Ale ty masz iść, słyszysz? Elka!- Kasia spojrzała groźnie .
– Pójdę – obiecała Ela.
5.12.2017
W każdym razie na pewno skończę. Chciałabym wydać, pewnie, ale dzięki m.in. okolicznościom zewnętrznym taka opcja odpada. Wewnętrzne zaś też są – już ich chyba nie przełamię. Nooo, chyba, że stanie się cud:)))
A myśleć to ja mogę i na tym się skończy, choć – podobno myślenie ma przyszłość:)))
tylko imiona zmieniasz.
Masz talent do pisania, o tak.
ze względu na oczy.
Książek nie czytam już wcale
Na słuchanie radia się przerzuciłam.
Nie ma jak żywe słowo.
Żywe słowo jest po prostu „żywe”, dobrze mieć z nim kontakt.