„Pasma życia” zaczęłam pisać w 2005 r. Pamiętam dokładnie jak do tego doszło. Szłam z moim Browciem (średni prawie sznaucer) na spacer górką w stronę giełdy, na Ursynowie oczywiście, towarzyszyły nam cztery psy, a właściwie dwie suczki i dwa psy oraz dwie przyjaciółki, opiekunki owych zwierzaków. Właśnie
wtedy pomyślałam, że mogłabym uwiecznić taki spacer, nasze kochane psiaki i wymyśleć losy trzech kobiet, takie pasma życia przeplatające się ze sobą na przestrzeni lat… Dziewczyny przyklasnęły pomysłowi i tak się zaczęło. Powstawały na raty kolejne fragmenty, ponieważ moje realne życie nabrało takiego tempa, że „z rozumem się nie mogłam połapać”. I dopiero po przeprowadzce, tu i teraz, udało mi się wrócić do rozpoczętej powieści. Psiaki w międzyczasie odeszły do psiego raju, przyszły następne, równie kochane, ale to już inna bajka. Tamte pozostały na zawsze …. Żeby nie było problemów: ludzie i ich losy – to fikcja, czasem ktoś może odnaleźć swoje myśli i uczucia czy podobne zdarzenia, ale przecież są one wspólne dla całej ludzkości bez względu na szerokość geograficzną, wiek, kolor skóry czy włosów na głowie, poglądy polityczne czy religię. Kocha się i nienawidzi tak samo, identycznie odczuwa się strach czy radość, zwątpienie czy szczęście. Uczucia są ponad podziałami. Dobrze, że takie coś jest. Ponad podziałami – teraz sobie to uświadomiłam – jednak coś istnieje. Miłość na przykład jak w przypadku Romea i Julii. Może prezes wszystkich prezesów kogoś pokocha…
Wracam do tematu. Zaczął się już wtedy w moim życiu okres Szczawnicy. Tenczynek pozostaje we wspomnieniach, w sercu, w duszy na zawsze, lecz w realnym życiu przyszedł czas Szczawnicy. Już kiedyś mówiłam, że pokochałam miasteczko od pierwszego wejrzenia i kochać nie przestanę:) Spora część akcji
tam właśnie się toczy i ma wpływ na resztę. Nie będę zdradzać szczegółów, same przeczytacie. Na pewno osoby znające Szczawnicę i okolice odnajdą znajome miejsca czy obiekty. Niektórych już nie ma, zostały wyburzone, w ich miejsce powstały inne – jak choćby okrągły pawilon pijalni wód na Zdrojowej –
a na kartach powieści są uwiecznione w czasie, w którym je napotkałam podczas pierwszego pobytu, który miał miejsce… lat temu… ho ho ho… i jeszcze trochę:):):)
Miałam wczoraj napisać tych kilka słów wprowadzenia, ale nie zdążyłam. Jechałam do Calineczki, jeszcze wodę po drodze dla małej miałam kupić. To znaczy ja czekałam w aucie z psami, Mąż był w sklepie. Już teraz wiadomo na pewno, że nie można ich zostawić samych z babcią D. w żadnym wypadku. Mają więc
wycieczkę krajoznawczą, zawsze to jakieś urozmaicenie. Wrzuciłam więc na bloga pierwszy rozdział, żeby chociaż Elżbieta wyszła na światło dzienne. Potem wyjdą Kasia i Adelka, a dalej już będzie pomieszanie z poplątaniem. A więc zapraszam znowu na Ursynów oraz do Szczawnicy:):):)
8.11.2017
- Gość: [Rick] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Jeżdżę do Szczawnicy od prawie 20 lat.Cudowne miasteczko na krańcu Polski,otoczone Pieninami z przełomem Dunajca.Polecam wszystkim.
- annazadroza Jak miło spotkać miłośnika ukochanego miejsca:) Pozdrawiam serdecznie, hej:):):)
- babciabezmohera Krynica, Szczawnica, Krościenko… też łączę z nimi miłe wspomnienia…
- annazadroza Bezmoherowa:-) W Krynicy byłam już po pokochaniu Szczawnicy, więc tęskniłam i byłam zła, nic mi się nie podobało. Tak samo z Rabką. Na dodatek przemokły mi buty i nie mogliśmy znaleźć czynnej knajpy, bo jeździliśmy zwykle poza sezonem. Ale – choć to było wieki temu – do tej pory mam stamtąd składaną parasolkę, która się nie popsuła!