Nie będę dziś mówić o świecach wieczorem rozjaśniających mrok przed sądem i przyczynach ich zapalania… Nie chcę złej energii ze sobą zabierać… Pozostanę jeszcze w miłej weekendowej atmosferze. Sobota i niedziela takie ładne, ciepłe, słoneczne były, że wręcz nie mogłam uwierzyć. Może śpię, zaraz się obudzę i strugi deszczu zobaczę za oknem? Na szczęście nie śpię. Sześć dalekich spacerów z psami zaliczyliśmy wspólnie z Mężem sycąc oczy najpiękniejszymi kolorami jesieni, psy się zmęczyły i z zadowolonymi mordkami usypiały na długo po każdym powrocie do domu. Ogródek sprzątnęłam z liści i uschniętych roślin, Mąż skosił trawę, nawet babcia D. włączyła się i pozamiatała przed domem liście oraz oberwała pożółkłe z bluszczu rosnącego na siatce. Upiekłam babeczki dla Wnusi K., usmażyłam naleśniki do zabrania ( Mężowi kilka zostawiłam:)) i do Malutkiej zaraz pojadę. To jest pełnia szczęścia:)
2.10.2017