Znalazłam kartkę ze słowami Adolfa Nowaczyńskiego, nie wiem skąd one pochodzą. Miałam manię wypisywania cytatów, ale nie zawsze zaznaczałam z czego je spisuję. Trudno, tak zostanie. Treść wydaje mi adekwatna do sytuacji dzisiejszej. „O, żebyż szowinizmy wszystkich nacyj europejskich miały jeden łeb i żeby zjawił się na nie święty Jerzy!„. Aż się prosi dopowiedzieć: Amen…
Niepokój mnie trapi, wyczuwam taki sam w Waszych słowach, wręcz wieje smutkiem i strachem… Cóż, w takich czasach przyszło nam żyć. Kiedy oglądałam w tv warszawskie „obchody” 11 listopada pomyślałam, że jeszcze nie jest najgorzej, bo taki widok trafia się raz do roku. Struchlałam natomiast z przerażenia na myśl, że to co widzę, a co działo się przez kilka godzin mogłoby się stać normalką… Widząc dziki tłum, bandę rozszalałych wandali, żądnych rozróby, bijatyki (i krew by im nie przeszkodziła, wręcz przeciwnie)…. truchlałam coraz bardziej. Do czego my doszliśmy? Pytanie retoryczne. Nie jeden raz mówiłam, że rozumiem skąd i dlaczego rozbiory, utrata państwa… A właśnie stąd! Widząc czerwone łuny, twarze wykrzywione nienawiścią jakby tłumy barbarzyńców znów szły przez stolicę… nie dziwię się, że w przeszłości otoczenie miało dość i chciało spacyfikować takich naszych przodków i podzielić ziemie między siebie, żeby wreszcie mieć święty spokój… Veto, veto – krzyczeli przy próbach zmian na lepsze. Teraz też krzyczą to samo! Możecie się ze mnie śmiać, albo pukać w czoło – ale już kiedyś wspominałam co wyczytałam, a mianowicie, że wg astrologii sytuacja na nieboskłonie (na czym się kompletnie nie znam, wierzę fachowcom) są identyczne jak w czasie rozbiorów. I te same cechy, wady najgorsze wyszły na wierzch… Ale to tylko takie bredzenie babci… A min. dera przed chwilą powiedział w Polsacie, że nawet okupanci w kościołach nie zachowywali się tak jak kobiety na protestach!
Tak w ogóle to strach czai się wszędzie. Drapanie w gardle, ból głowy, lekka duszność, kaszel – to co w astmie normalne… no właśnie, czy to „normalne” czy już nie…
Narzekałam, że mam kłopot z byciem tu i teraz, że myśli uciekają w przeszłość albo w przyszłość i nie chcą się zakotwiczyć w teraźniejszości. Teraz to jakby konieczność (choć dalej nie potrafię, mam kłopoty z koncentracją), żeby nie zwariować. Nie ma sensu robić
planów, bo nie wiadomo co się może zdarzyć za chwilę… Natomiast chwile, w których udaje się skupić całkowicie na konkretnych, zwykłych czynnościach stają się bezcenne.
Przejdę więc teraz do przyjemniejszych spraw i smacznych przy okazji 🙂 Zrobiłam dla siebie na szybko kotleciki, placuszki właściwie, na obiad. Dla reszty domowników miałam kurczaka.
Do pierwszych użyłam pół jajka na twardo, które zostało ze śniadania i jedną pieczarkę – utarłam je na dużych oczkach. Dodałam jajko surowe, trochę mąki i tartej bułki, sól, pieprz, nieco przyprawy do grilla, wyrobiłam, wrzuciłam łyżką na patelnię i usmażyłam. Nad podziw smaczne były 🙂
Następne zrobiłam używając kawałka wędzonego tofu i dwóch pieczarek, dalej tak samo – trochę mąki, tartej bułki, sól, pieprz, czosnek granulowany. Wyszły jeszcze smaczniejsze, nawet Mąż skosztował i stwierdził, że zupełnie dobre. A Mały powiedział, że pyszne 🙂 Akurat wpadł na chwilę i dwa wziął ze sobą (wyszły w sumie cztery), zjadł na zimno z chlebem. Muszę przyznać, że po ośmiu miesiącach bez jedzenia mięsa czuję prawdziwy smak warzyw, owoców zupełnie inaczej niż przedtem, zaczynam się delektować ich smakiem. Nie mam już obawy, że nie będę umiała zrobić sobie obiadu, który będzie mi naprawdę smakował, znów odczuwam przyjemność jedzenia – co dla Byka ma znaczenie 🙂
Poza tym upiekłam drożdżowe oraz babeczki w tzw. międzyczasie.
Przeglądając stare zapiski trafiłam na notatki zrobione ręką mamy. Dawniej każda prawdziwa pani domu miała mnóstwo takich zapisanych mądrości. Teraz wystarczy włączyć komputer, tylko… wtedy nie ma wspomnień, ani osoby, która pisała, ani sytuacji, ani zapachu ciasta (jeśli to był przepis na ciasto), no… po prostu nie ma wspomnień. Taka poplamiona stara kartka ma duszę 🙂
I jeszcze Franuś 🙂
Zimno się zrobiło, lato się skończyło i Franek zaczął przychodzić. Najpierw kontrolnie, sprawdził czy nic się nie zmieniło obchodząc całe mieszkanie, stwierdził, że jest ok, miseczka na miejscu, czyli można iść na fotel i spokojnie się przespać. Kiedy pisałam te słowa spojrzał z koszyczka, w którym się właśnie ulokował, powiedział: miauu i ułożył się wygodniej zapadając w dalszą drzemkę 🙂
Trzymajcie się zdrowo, w zdrowiu fizycznym i psychicznym, teraz to sztuka nie lada, ale życzę tego Wam i sobie!
Witam Aniu. Pyszności zrobiłaś. Wyglądają przepyszne te babeczki, ciasto. Oczywiście to wszystko dla podniesienia siebie i najbliższych na duchu w tych trudnych czasach. To zawsze działa. Pozdrawiam.
Krysiu:-) Staram się 🙂 Teraz czytam o fasoli, nawet namoczyłam i osobno udusiłam pieczarki. Zdrowia i poprawy nastroju 🙂 Uściski!
Takie kartki mają duszę. To prawda. W moim polskim domu są kartki z moją duszą. Wszystkie kotleciki wyglądają na pyszne. Ale nie z Włochem za plecami. Chociaż warzyw i owoców jemy dużo. A dziś na kolację fritatta czyli jajecznica po włosku z bietola i cebulą. Takie liście czyli taki omlet warzywny. Dzień bezmięsny u nas. Na obiad tagliatelle z grzybami. A sytuacja w Polsce też mnie przeraża. Uciekam w krwisty świat trihlerow. Całuję. Nie damy się bo nie ma innej opcji.
I zapomniałam napisać że na widok babeczek oslininilam się.
Luciu:-) Hi hi, jak się cieszę, że babeczki zrobiły na Tobie odpowiednie wrażenie 🙂
Kłopot z Włochem przy jedzeniu, skoro nie chce próbować nic innego poza swoimi daniami, do których jest przyzwyczajony. Nic nie poradzisz. A Ty się już zrobiłaś mistrzynią kuchni włoskiej przy okazji 🙂
Miłego thrillerowania 😉
I ja mam takie stare kartki poplamione tłuszczem i z ledwie widocznym pismem ….. a na nich wspaniałe przepisy .
Ej życie – czemuż tak szybko pędzisz???
I czemu jesteś takie okrutne???
Stokrotko:-) Nie potrafię odpowiedzieć na Twoje dwa pytania 🙁 Sama często je sobie zadaję…
Twoje przemyślenia o rozbiorach całkiem trafne, robimy z siebie pośmiewisko, wstyd na całą Europę.Anka ,żyj i planuj.Ja wczoraj robiłam inwentaryzację prezentów, Mikołaja już spakowałem, spisalam co mi brakuje, piernik świąteczny też już dojrzewa.Dzisiaj był syn z rodziną na obiadku i kawce, piekłam drugi raz jabłecznik od Elaj.Niebo w gębie.Ciesz się życiem.Pozdrawiam.Nasza Mela cały dzień jeszcze na podwórku, na noc wraca.CiP przesyłam.
Uleńko:-) Z Ciebie to tylko przykład brać! Jak torpeda 🙂 ze wszystkim zdążasz się uporać, myślisz „do przodu”, ani chwili nie marnujesz. Brawo Ty! Teraz mam chęć na budyniowy deser na herbatnikach i zrobię jutro, bo się drożdżowe skończyło. Aha, fasolka z pieczarkami mnie smakuje, babcia D. właśnie sobie wzięła, zobaczę co powie.
Meli widać dobrze, skoro po podwórku biega cały dzień. Możesz być o nią spokojna. Śliczna z niej koteczka 🙂
Buziaki i CiP duuużo 🙂
Mam cały zeszyt takich starych przepisów. Rzadko do nich zaglądam, ale czasem się przydają. Funkcjonują głównie jako pamiątka…
Ucałowanka i zdrowia! 🙂
Matyldo:-) Pamiątka bardzo cenna 🙂 Też mam takie świstki – zdawać by się mogło – ale dla mnie ważne, bo pisane przez mamę, tatę i siostrę.
Dla Ciebie też CiP dużo i zdrówka też dużo 🙂
Oby nic gorszego już nie wynikało, epidemia i świętowanie w taki sposób dnia niepodległości, wystarczy. Aż wszystko w środku krzyczy – opamiętajcie się! Jakby mało było problemów na świecie, to jeszcze takie dokładać..
Dobrze, że dla odskoczni coś smacznego, taki zeszyt z przepisami mam już swój własny. Może Mały kiedyś przejmie 🙂 Smacznego Aniu i dużo zdrowia i dla Ciebie (wraz z całą rodziną). Buźka!
Myszko:-) Masz rację, wystarczy tych „atrakcji”, dobrze, że 11.11 – już za nami. Politycy w dalszym ciągu dostarczają nam „rozrywki” i spokoju nie ma i długo nie będzie. Jedyne co możemy to dbać o siebie by nie dać się wirusowi. Więc duuużo zdrówka dla Was!
Jeśli chodzi o przepisy to widzę, że naprawdę zaczynasz lubić pichcenie przysmaków dla chłopaków 🙂 Buziaki!
Przepisy papierowe też mam, z oznaczeniem, który od kogo.
Widoki z telewizora mogły przerazić, zwłaszcza podpalenie!
Wiele elementów rzeczywistości jest mało optymistycznych, więc szukamy optymizmu gdzie indziej.
Smakowite te Twoje kulinaria. Ja nie zrobiłam nic przez weekend, bo migrena mnie zmogła, straszliwa i pierwsza od kilku lat.
Trzymaj się zdrowo i gotuj z fantazją:-)
Jotuś:-) Biedna jesteś z tą migreną, wcale się nie dziwię, że nie mogłaś niczego zrobić. Mam nadzieję, że już trochę lepiej się czujesz? Znam ten ból, wprawdzie rzadko mnie łapie, ale jest trudny do zniesienia.
Zdrowia, kochana, życzę. Uściski!
Ania, ja nie mam siły wstać rano, a ty takie cuda robisz. Skąd tyle siły bierzesz? Przytulam
Ewcia:-) Przecież to nie jednego dnia! Może nie na przestrzeni wieków, ale dni kilku na pewno 😉 Ewcia, to Ty poprawiasz ludziom humor jak się tylko odezwiesz, od razu jakby słoneczko zaświeciło 🙂 Rano muszę wstać, bo Skitek się zleje na podłogę jak ja nie zdążę, nie mam wyjścia innego niż przez drzwi na zewnątrz 😉
Dawaj głos częściej! Buziaki!
I wzajemnie droga Anno:)
Kotek sliczny:)…..alez by Hector mial zabawe;))))))))
Bognna:-) Nie wiem jaki Hector ma stosunek do kotów 🙂 Moje psy kochają koty, a Franek nie boi się psów, ale jest łobuziakiem walczącym z innymi kotami (poza swoimi domowymi), więc ciekawe jak by takie spotkanie wyglądało 🙂
Przechowuję zeszyt z przepisami, pisany reką teściowej, ku sentymentalnej pamięci, bo raczej z przepisów korzystać nikt nie będzie .
Pozdrawiam Aniu.
Kulinarnie polecam dynię, teraz jej sporo i można jeść na rózne sposoby, cos jak cukinia,tylko bardziej kolorowa a i smaczniejsza jesli użyjesz hokkaido. No a do jarskich dań to i soczewica dobra .
Dorcia:-) Z dynią tylko zupę robiłam, nie jadłam od dziecka i nie potrafię jakoś się „odnaleźć” w towarzystwie dyni. Ale próbuję, moja przyjaciółka robi dynię podobnie jak śliwki, które w occie pierwszy raz zrobiłam. Pychota!
Uściski serdeczne i zdrowia!