Wciąż jeszcze są wakacje, prawdziwe, nie wymuszone covidem. Jednak kiedy w tv patrzę na tłumy ludzi np. na Śnieżkę próbujących się dostać, ogarnia mnie przerażenie. Setki ludzi, człowiek na człowieku, dmuchających na siebie, twarzą w twarz – to jest obraz straszny. Tylko czego obraz? Niewiedzy? To wydaje się niemożliwe w dobie zalewu informacji bombardujących nas z każdej strony. Głupoty, skrajnej nieodpowiedzialności, popierania spiskowej teorii, że wszystko wymyślone, żadnego covida nie ma, a ciężarówki we Włoszech wywożące ciała zmarłych to fotomontaż? Chciałoby się wołać: ludzie, opanujcie się, załóżcie chociaż maseczki będąc w tłumie, żeby ochronić innych przed zarażeniem. Myślę o tym, bo wprawdzie ograniczam wyjścia „do ludzi” ile mogę, ale pewne sprawy trzeba załatwiać osobiście i wtedy jestem narażona na kontakt w różnych miejscach z różnymi osobami i zwyczajnie boję się, że ten ktoś bez maski „poczęstuje” mnie wirusem, który dla mnie jest śmiertelnie niebezpieczny ze względu na „choroby współistniejące”, które akurat płuca moje męczą. Tak rozmyślam o tym wszystkim ponieważ jutro mnie wizyta czeka kontrolna u laryngologa. Kiedy byłam poprzednio trzeba było przed wejściem wypełnić formularz z podaniem swoich danych, aby można w razie jakiejś zakażonej osoby łatwo odnaleźć wszystkich mających z nią kontakt, czyli będących w szpitalu w tym samym czasie – tak myślę. Bardzo słusznie, niemniej jednak strach przed zagrożeniem rośnie w takich chwilach.
Wystarczy smutnych rozmyślań. Nie miałam czasu siedzieć w Lapciu i Was odwiedzać, weekend był gwarny i wesoły, dziś też miałam Calineczkę, która mnie do łez ze śmiechu doprowadza swoimi wypowiedziami. Usłyszała gdzieś o piłce nożnej i piłka, która jest u nas od czasu gdy Średnia była mała i którą ona się teraz bawi to jest – „piłka noźna”. I słyszę: daj moją piłkę noźną, gdzie moja piłka noźna itd. Pytam:-przyjdziesz zjeść? Pada odpowiedź: -nie. Dlaczego?- pytam. Pada odpowiedź: – jeśtem ziajenta, baldzio ziajenta. Pytam: – co robisz? Słyszę: – placiuje. Dopytuję więc: – ale jak pracujesz? I słyszę: – baldzo cienśko placiujem, baldzio cienśko… Powaliła mnie nie na kolana lecz na trawę 🙂
Poza tym wstałam raniutko, zobaczyłam na trawie motyla. Motyli jest teraz bardzo dużo, u sąsiadów rośnie krzew z fioletowymi kwiatami w formie kiści, nad którym aż się roi od motyli.
Wyszliśmy z psiepsiołami na łąkę od strony sąsiedniego osiedla, przez naszą furtkę się nie da takie są teraz za nią zarośla. Tam spotkaliśmy szczenisię maltankę, przecudną białą iskiereczkę 🙂 Próbowała tych moich starszych państwa rozruszać, ale tylko Skitek wykazał nikłe zainteresowanie przez chwilę. Szilka mruknęła na nią jak na niegrzeczne dziecko i usiadła. Niby po co ma stać jeśli może siedzieć skoro Anka wdała się w pogawędkę z panią od szczenisi i nie wiadomo ile te dziewczyny będą gadać.
Potem wyszliśmy z łąki, kawałek przeszliśmy do skrzyżowania, przy którym rośnie bardzo stary i bardzo piękny kasztan. Ocalał z pogromu podczas remontu i poszerzania ulicy. Miał to szczęście, bo niestety, przepiękne ozdobne dęby tego nie przeżyły, zostały bezlitośnie wycięte. Miałam nadzieję, że ten kto planował drogę i ścieżkę rowerową jednak ocali je i wkomponuje w całość planu, ale to były tylko moje pobożne życzenia, które się nie spełniły.
W drodze powrotnej – już w osiedlu – urzekł mnie kwiat mrugający zza płotu 🙂
A w chwilę później rozległy się głosy, które do złudzenia przypominały płacz dziecka, gaworzenie i nie wiem jakich mogłabym użyć onomatopei, żeby choć w przybliżeniu oddać to, co słyszałam. To była dyskusja Franka z Puchatym na temat: kto tu rządzi. Dyskusja byłą długa i w końcu panowie wzięli się za łby i poleciało „pirze”. Ze też chłopaki zawsze muszą się bawić w wojnę bez względu na rasę i gatunek…
Na koniec moja pelargonia (identyczną dostałam rok temu od Myszki), której do dziś zostały dwa kwiatki, resztę babcia urwała i włożyła między kartki książeczki z krzyżówkami razem z nieprzeliczalną ilością liści. Ale nic to, obyśmy zdrowi byli.
A więc trzymajcie się zdrowo!!!
Widzę Twój cień 😉
A może Szczęścia cień? 😛
Fajne te dwa kocury… a podobno można żyć jak pies z kotem, czyli źle. Widzę jednak, że kot z kotem to czasami też mieszanka wybuchowa…
Pozdrowienia 🙂
Piotrze:-) Szczęście przydałoby się spotykać w całej okazałości, nie tylko w postaci cienia 😉 Cień mój własny, osobisty i właśnie pstrykający zdjęcie 🙂
U mnie psy i koty zawsze żyły w przyjaźni, nigdy inaczej, a rządziła kotka najmniejsza 😉 Tak więc wszystko zależy od ludzi. A Puchaty z Frankiem toczą walki o władzę w osiedlu, inne koty schodzą im z drogi. W końcu tylko jeden ojciec chrzestny kociej mafii może być 😉
Pozdrowienia 🙂
Bardzo zapracowana Calineczka i mnie rozśmieszyła, już widzę i słyszę tego słodziaka 🙂 Lato w pełni, a przy takim totalnym rozluźnieniu nic dziwnego, że statystyki zachorowań idą w górę. Aż w końcu znowu będzie izolacja. A tymczasem świat piękny, zdjęcia również i tylko zdrowie potrzebne by się nim cieszyć. Także i Tobie zdrowia Aniu i mam nadzieję, że pelargonia ode mnie jeszcze zakwitnie 🙂 Buziaki!
Myszko:-) Najfajniejsze było to, że kiedy tata oznajmił Calineczce, że trzeba się zbierać do domu, ona powiedziała: „ja siem nie źbielam” 😉 A jeżeli już to z kwiatkiem. Zapamiętała sobie, że jej dawniej jakiegoś badylka dawałam na odjezdnym, żeby jej smutno nie było. I była obietnica, że znowu przyjedzie.
Z urywaniem liści oraz wszystkiego co kwitnie to szał po prostu, tak jak z układaniem kamyków – w wykonaniu babci D. Ogólnie się przystosowałam, czasem jeszcze zaklnę pod nosem na widok jej trofea, ale mi szybko przechodzi, wiem co jest grane.
Światem trzeba się cieszyć, ale zachować przy tym choć odrobinę rozsądku, żeby nie zakończyć tego cieszenia na wieki w przyspieszonym tempie. Uważajcie więc na siebie! Buziaki 🙂
To motyle drzewa, a raczej krzew, to budleja! Motyle spijają jej nektar!
Ja byłam zbulwersowana w sobotę. Na rynku byłam jedyną osobą w maseczce!
Szkoda gadać na tą ludzką niefrasobliwość!
Fusilko:-) Wychodzi na to, że na rynku byłaś jedyną rozsądną osobą wśród grona … , nie będę się wyrażać. I zachowuj ten rozsądek nie bacząc na tych wykropkowanych.
Budleja! To już będę wiedziała, bo się zastanawiałam co to za cudo. Dzięki.
Buziaki!
Fuscilka, tak trzymać! Choćby nikt nie miał, to ty swoją noś. Teraz z daleka widać, kto ma rozum i w masce chodzi, hihihi.
Słusznie, Ewcia ma rację. Noś swoją Fusilko !
Sielski obrazek.
A jak u Was wygląda sprawa komarów. Mnie dziś jeden w mieszkaniu usiłował dopaść. Utłukłam go, ale wcześniej mnie dziabnął. A każde komarze ugryzienie – to stan zapalny skóry i swędzenie nie do wytrzymania.
Maryniu:-) Komary to krwiopijcy! Brzęczą i żrą, opędzić się nie można tyle tego paskudztwa i latają tak szybko, że trafić nie można zanim ugryzie. Mnie Amol pomaga na ugryzienia, łagodzi swędzenie i dezynfekuje jednocześnie.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Bardzo podoba mi się Twoja wrażliwość na piekno natury i wyłuszczania małych szczęść na każdym kroku. Ja mam tak samo, więc czuję to, o czym piszesz, wszystkimi zmysłami. Wspaniała rodzina, wspaniałe otoczenie, pieski, kwiaty… Uroczo…
A ten filoletowy krzew to budleja Dawida albo motyli krzew. Rosnie także w moim ogrodzie, przed kuchennym oknem, więc ten widok, to mój letni raj…
Pozdrawiam cieplutko Anko :*
Polu:-) Powiedz jak można nie być wrażliwym na takie piękno, które ZA DARMO roztacza przed naszymi oczyma Matka Natura? Polinko, masz cudny widok z kuchennego okna! Rój motyli na fioletowych kiściach! Moim marzeniem był bez pod oknem w kuchni i mam, tylko szkoda, że nie kwitnie przez cały rok ;(
Dziękuję za dobre słowa dziewczynko kochana, serdeczności płyną w Twoją stronę 🙂
Witaj Aniu. Ludzie muszą gdzieś pojechać, chodzić, zdobywać. Mogłoby się zdawać, że będą unikać tłumów, kolejek. Okazuje się jednak chęć działania jest tak silna. Co mozna zrobić. Serdeczności.
Krysiu:-) Po przymusowym siedzeniu w domu tym bardziej chce się gdzieś pojechać, coś zobaczyć, przeżyć. To jest normalne szczególnie w okresie wakacji. Ale dlaczego rozum zostawiają w domu? Jeśli stoją w tłumie to co za problem założyć maseczkę? Ochronić tym drobnym gestem siebie i innych. Cóż, trzeba samemu robić tyle, ile się da i tyle.
Ściskam serdecznie 🙂
Tutaj maski sa obowiazkowe. Bylam wczoraj w miescie i nosza naprawde wszyscy……a liczba zakazonych i tak rosnie:(
Bognna:-) Przynajmniej masz czyste sumienie jak nosisz. U nas się rozpętało kiedy ludzie na weselach tracą umiar i w tłumach chodzą na deptakach, stają w kolejkach itd. bez żadnej osłony. Samodyscyplina to u nas nieznane słowo, albo jego waga i znaczenie. Uważaj na siebie!
Ja uwazam, a takze moj maz. On, ze wzgledu na mnie, nawet troszke przesadza.
Nie znosze bezmyslnosci ludzkiej. Jak ktos chce sie narazac to prosze bardzo wolna droga, ale narazanie innych to juz przestepstwo. I tak powinno byc traktowane.
Właśnie chciałam napisać, że ten fioletowy krzew to budleja Dawida ale zostałam już uprzedzona:-) To napiszę za to, że ten mrugający zza płotu kwiat to hibiskus syryjski:-) Podoba mi się Twoja notka, Aniu. Taka pełna miłości do najbliższych i otaczającego świata, pełna zachwytu dla cudów natury, harmonii i szczęścia:-) I o to przecież chodzi by odnajdywać zadowolenie i cieszyć się tym co jest tuż obok i w każdej chwili, tym co jest proste i oczywiste. To daje prawdziwe szczęście:-)
Kocury dorodne! Chłopaki pewnie mieli spotkanie na szczycie i musieli 'podrzeć koty’ by ustalić, który rządzi w okolicy;-)
Beztroska i brak odpowiedzialności ludzi w dobie epidemii wkurza mnie strasznie! Ja zachowuję wszelkie środki ostrożności, jestem odpowiedzialna i nie chcę nikogo narażać i złości mnie, że inni swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem narażają moje zdrowie.
Dobrego tygodnia, kochana:-) I zdrówka.
Amasjo:-) Już na zawsze zapamiętam, że to budleja Dawida. Hibiskus syryjski – proszę, ile to się można dowiedzieć o świecie 🙂 O chomiku syryjskim słyszałam, teraz hibiskus doszedł 🙂 Anetko, cieszmy się czym można, choć trochę dobrej energii ściągniemy w okolicę najbliższą nam. Może dzięki temu się zacznie rozchodzić na boki 😉 …
Kotów jest w osiedlu sporo lecz tylko te dwa łobuziaki walczą o władzę, reszta schodzi im z drogi. Dziś udało mi się zrobić fotkę ślicznemu futrzakowi, który mieszka tuż przy łące i ze swojego ogródka wychodzi kiedy chce. Jest bezpieczny, nie ma wyjścia na ulicę (gdzie – niestety – często jakaś rozjechana bida leży) i Szilka chce z nim zawrzeć bliższą znajomość, ale on daje dyla i hop na płot 🙂 Ma jasną strzałkę na nosku, cały jest brązowy z przebłyskami różnych odcieni. Na zdjęciu tego nie widać, ale jest cudny.
O tych nieodpowiedzialnych to szkoda gadać…
Słoneczka i zdrówka Anetko 🙂
Piękny spacer,tyle cudownych zdjęć.U mnie dzisiaj maluch,jeden śpi a drugi zjadł rosół z literami i.marchewka.Za nami roczek Jacka, niebawem pokaże tort jaki zrobiłam Jackowi.Pozdrawiam i sporo zabaw z Calineczką.
Uleńko:-) Z tymi maluchami nudzić się nie można ani chwili 🙂 Tak więc miałaś wesoło, z dwoma jednocześnie! Już roczek, a przecież dopiero się urodził 🙂
Ula, Ty mistrzyni tortów jesteś, ciekawa jestem jaki tym razem wymyśliłaś.
Dziękuję i pozdrawiam wzajemnie 🙂
Ja wiesz, byłam w górach, na szczęście tłumów nie było, ale w schronisku, w sklepach, wszędzie ludzie w maskach, nawet miejscowi, dla własnego dobra.
Ludzi nie zatrzymasz w domach, a póki nie jedziesz, nie wiesz, ilu rodaków podróżuje, zwłaszcza tam, gdzie kolejki na górę.
Z zagranicy zrezygnowaliśmy, bardziej ze strachu przed kwarantanną lub uwięzieniem w jakimś hotelu.
Zresztą , gdy był lockdown zarażeń u nas było tyle samo…
Spacery i wycieczki na łono przyrody to najlepsze co możemy teraz dostać od życia …i spotkania z przyjaciółmi 🙂
Jotko:-) Trafiłaś na mądrych ludzi, którzy dbają nie tylko o siebie ale i o innych. I słusznie, w tym też ich interes leży – jeśli turystów nie będzie bo zachorują lub nie przyjadą ze strachu, to kiepskie perspektywy przed nimi. Z wyjazdem za granicę chyba dobrze, że się powstrzymaliście, znowu wracają obostrzenia i kwarantanna w niektórych miejscach może grozić, a to żadna przyjemność.
Łono przyrody to najlepsze miejsce odpoczynku, zgadzam się z Tobą całkowicie. I fajne, bezpieczne spotkania też, szczególnie przy dobrej naleweczce 😉
Aniu kochana. Głupota ludzka mnie powala. Zresztą też o tym pisałam. A zdjęcia urzekające. Wciąż mamy wakacje i lato.
I niech nam będzie spokojne i piękne. Bez niemiłych niespodzianek. Całusy.
Luciu:-) U Ciebie są świetne memy obrazujące m.in. skrajną głupotę, albo tę już słynną „inteligencję bezobjawową”. Niestety, do niektórych nie dociera rzeczywistość, jak czegoś nie widać – to tego nie ma.
Zrobiłaś mi przyjemność słowami o zdjęciach 🙂 Nieskromnie powiem, że też mi się podobają 🙂 Twoje ze Śląska też ładne i pokazują zupełnie inny świat niż pamiętam.
Spokoju i powodzenia w załatwianiu spraw! Buziaki 🙂
KOrzystajmy 🙂
Ervi:-) Oczywiście 🙂 Korzystać należy póki czas 🙂
U Ciebie życie cały czas kipi: w domu i na spacerach z psiapsiołami. I tak trzymaj! Aktywność to to, co pozwala zachować równowagę i cieszyć się życiem- rodziną, przyjaciółmi, przyrodą… Dużo dobrości dla Ciebie! 🙂
Matyldo:-) Na nudę nigdy nie narzekałam, w ogóle nie znam takiego stanu. Za Anią Shirley mogę powtórzyć, że życie jest zbyt zajmujące żeby się nudzić 🙂 Dziś też miałam Calineczkę i po prostu z tą szkrabusią każda chwila jest zaskakująca. Ileż ta kruszynka
ma do powiedzenia, a jak cudnie mówi! Uwielbiam kiedy dzieci przekręcają, zdrabniaja, zmiękczają czyli mówią po swojemu:-)
Masz rację, że ruch to życie, a jego zaprzestanie… cóż, odwrotność. Dziękuję i zdrówka życzę:) Buziaki!
U ciebie na blogu taki spooookój i sielanka, tylko wakacjować. Przytulam
Ewuś:-) Skarbie, staram się nie denerwować w związku z tym z rzadka oglądam tv i szukam miłych tematów. Ponieważ zdjęcia pstrykam na okrągło to problemu nie ma. Więc zapraszam i wakacjuj się do woli 🙂 Buziaki i przytulaki fruną do Ciebie 🙂
Musi być dominant.