„Widocznie tak miało być” – 33

Teresa postawiła na podłodze ciężką torbę wypełnioną książkami dla dzieci.

– Ooo, jaką masz ładną parasolkę z falbankami – zachwyciła się nową parasolką, którą Dorota rozłożyła na podłodze w celu jej wysuszenia.

– Jaką deskorolkę? W jakie paski? Od kogo dostał?

Teresa spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem

– Co ty mówisz? Jaką deskorolkę?

– No tę, którą dostał. Od kogo dostał? Od Piotra? Ile zapłacił?

Teresę przytkało. Stała z otwartymi ustami zastanawiając się czy przyjaciółce spadło coś ciężkiego na głowę czy dostała nagłego pomieszania zmysłów.

– No może byś mi odpowiedziała. Ogłuchłaś czy co?

Dorota nie mogła pojąć przyczyny nagłego znieruchomienia przyjaciółki. Nagle palnęła się ręką w czoło.

– Przecież to ja jestem głucha! – wyksztusiła dusząc się ze śmiechu. – Uszy mnie rozbolały, więc musiałam wpuścić krople i włożyć tampon.

– Drobna różnica między parasolką a deskorolką – skrzywiła się Teresa.

Wpadł do pokoju Kajtuś z kartką w ręce.

– Zobac ciocia, narysowałem kościostrupa – zawołał.

– Kościotrupa chyba – sprostowała matka.

– Psecies mówię. Ładny?

– Piękny – uśmiechnęła się do chłopczyka Teresa. – Nawet w miarę dokładny. Skąd wiedziałeś jak narysować?

– Odrysowałem od siebie. Widzis jak to dobze  być chudym? Muse się znać na kościostrupach, bo będę archelologiem.

– Archeologiem – poprawiła matka.

– Oj, psestań mnie poprawiać. Jak będę taki duzy jak ty to się nie pomylę.

– Powinieneś powiedzieć: stary, a nie: duży – zaśmiała się ciotka.

– Ty tes mnie poprawias? Idę sobie, nie lubię was – odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Sama jesteś stara – odgryzła się Dorota. – Nie powiem ci co chciałam, jeśli z ciebie taka małpa.

– Tylko taka sama jak ty. Gadaj wreszcie.

Po wymianie z przyjaciółką powyższych uprzejmości Dorota wyjęła trzy zdjęcia zrobione podczas tańca Aldony z  Sergiuszem.

– Zobacz, które najbardziej ci się podoba? Mam zamiar zrobić im prezent. To znaczy na razie dam Donicy, żeby już sobie miała.

– Zdjęcie dasz?

– Nie, przecież mówię, że zrobię obrazek z tego zdjęcia, które wybierzesz.

– Nic nie mówisz… Aaa, rozumiem. To będzie takie zaklinanie rzeczywistości.

– Nareszcie dotarło. To które?

Teresa dokładnie przyjrzała się fotografiom. Wreszcie zdecydowanym ruchem dwie  odłożyła na bok, jedną podała Dorocie.

– Myślę, że ta fotka będzie najlepsza.

– Też tak myślałam, ale wolałam się upewnić. Zobacz jak pięknie razem wyglądają, zwróć uwagę na spojrzenie. Jest coś niesamowicie elektryzującego w sposobie w jaki na siebie patrzą…

– Po prostu wyraźnie widać, że się kochają. I tyle – podsumowała Teresa.

Przeniesienie zdjęcia na płótno nie zabrało Dorocie wiele czasu. Oprawiła w gustowną ramkę obrazek wielkości podwójnej kartki z zeszytu i postawiła na swoim regale przed dostarczeniem w miejsce docelowe. Traf chciał, że niedługo potem bratowa miała chęć swój interes popchnąć do przodu zmobilizowana wyróżnionym zdjęciem zrobionym przez Linkę i prezentowanym w gazecie, więc bez zapowiedzi przyszła w odwiedziny.

– Jak ty tu weszłaś? – zdziwiła się Dorota na jej widok otwierając drzwi wejściowe mieszkania przy akompaniamencie szczekania Azy.

– Akurat wchodził jakiś mężczyzna, otworzył szyfrem, więc skorzystałam z jego uprzejmości i weszłam na klatkę razem z nim.

– Ciekawe co to za palant – mruknęła niechętnie Dorota.

– Co mówisz? Nie słyszę, bo to – wskazała suczkę ruchem głowy – zagłusza.

– Nic, szukam kluczy od kraty.

– Jak możesz tak długo szukać? Dlaczego nie trzymasz w jednym miejscu?

– Bo mi się nie chce – ze słodkim uśmiechem zbliżyła się do kraty i stała trzymając klucze w ręce, wcale nie spiesząc się  z otwieraniem.

– No otwórz wreszcie!

– A co ci się tak spieszy? Pali się gdzieś? – spokojnie i pomału oglądała klucze, jakby nie mogła się zdecydować, który będzie pasował do zamka w metalowych drzwiach kraty i jakby nie dostrzegała, że bratowa zaczyna ze zniecierpliwienia oraz złości robić się czerwona na twarzy i przebiera nogami.

– O,  już znalazłam – powiedziała Dorota jakby się naprawdę ucieszyła. – Ten jest właściwy – podniosła klucz do góry, obejrzała  ze wszystkich stron i już miała go włożyć w zamek lecz zastygła z uniesioną ręką. – A tobie co? Aha, siusiu ci się chce i temu tak drepczesz. Czemu nic nie mówisz? Już otwieram.

Otworzyła wreszcie. Agata szarpnęła „kracianymi” drzwiami chcąc jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie. Pchnięte z impetem odbiły się i wróciły na poprzednie miejsce szybciej niż Agata zdążyła przez nie przejść opuszczając korytarz. Napotkawszy zaś na swej drodze przeszkodę w postaci zeźlonej kobiety, oddały cały impet z jakim zostały przez nią pchnięte. Skutkiem tego niczego się nie spodziewająca Agata została siłą wyniesiona w to samo miejsce, które tak bardzo opuścić pragnęła.  Dorotę zamurowało. Pomyślała, że czasem przedmioty martwe wcale nie są takie martwe i potrafią się opowiedzieć po właściwej stronie.

– Ojej, jak ty to zrobiłaś – otworzyła szeroko swoje wielkie, zdziwione oczy z miną niewiniątka. – Nic ci się stało? Czegoś podobnego jeszcze nigdy nie widziałam.

– Czarownica – mruknęła Agata odchylając już niezmiernie delikatnie drzwi „kraciane” i wchodząc do mieszkania.

– Słyszałam – ostrzegła gospodyni przytrzymując Azę. – Dla wyjaśnienia: ja się czarami nie zajmuję, złych uroków nie ciskam, klątw nie rzucam… z reguły… choć czasem, gdy mnie ktoś zmusi…

– Wariatka.

– No dobrze, skoro już wymieniłyśmy grzeczności… powiedz z czym przychodzisz, albo raczej po co – ton Doroty stał się chłodny, a wyraz twarzy kamienny i nieprzenikniony.

Zdziwiona zmianą zachowania Doroty bratowa zmieniła taktykę i szeroko się uśmiechnęła.

– Żartowałam. Byłam w pobliżu i pomyślałam, że wstąpię i zapytam co słychać  – powiedziała sadowiąc się w fotelu. – No więc co słychać?

– A jaki temat cię interesuje do tego stopnia, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością?

– Wiesz, jesteśmy w pewnym stopniu sąsiadkami… – zaczęła.

– Tak? A to niby w jaki sposób? – Dorota uniosła pytająco brwi. – Masz na myśli sąsiednie dzielnice?

– Jakaś ty dowcipna, ha, ha. Przecież działki mamy obok siebie, właściwie to jedna wielka działka, jak nie jest podzielona. Nie wiadomo gdzie początek a gdzie koniec.

– Nie masz racji, dokładnie wiadomo.

– Pomyślałam, że może byś chciała całość mieć dla siebie…

– W jakim sensie?

– Bo wiesz, ja nie będę tam przesiadywała, cóż to za warunki… Sergiusz to już w ogóle czasu nie ma, musi przecież pilnować interesów, ma rodzinę na utrzymaniu…

– Masz na myśli siebie?

– Oczywiście. Uważam, że działkę należy sprzedać, bo nie jest nikomu do niczego potrzebna…

– Mam wrażenie, że się grubo mylisz.

– …nie jest potrzebna, ale skoro ty lubisz przebywać w takich… ekstremalnych warunkach… to może odkupiłabyś drugą połowę?

– Działki?

– Działki. Doceń, że przyszłam z tym najpierw do ciebie zamiast od razu wystawić na sprzedaż oficjalnie.

– Monika bardzo lubi być na działce.

– No wiesz – wydęła wargi w grymasie. – A któż brałby pod uwagę dziecinne humory…

– Ja bym brała – spokojnie odpowiedziała Dorota.

– No tak, bo ty jesteś taka dziwaczka…

– Może i jestem, myśl sobie co chcesz, ale nie trawię nikogo, kto robi krzywdę dzieciom albo zwierzętom.

– Tak tak, znam te twoje śpiewki – odsunęła się z obrzydzeniem, bo Aza zbliżyła się obwąchując gościa jakoś długo i intensywnie, i widać coś jej się nie podobało, bo mruknęła ostrzegawczo. – Możesz sobie bredzić jak każdy artysta. Wiadomo, że wy się na życiu nie znacie, błądzicie w chmurach. A dzieci nie mają nic do powiedzenia i tyle. Mają się podporządkować woli dorosłych i mądrzejszych.

– Czyli tobie?

– Oczywiście – wzruszyła ramionami. – Przecież jestem dorosła.

– I sądzisz, że przez to mądrzejsza?

– Czy ty mnie chcesz obrazić?

– Ja? Nie mam zwyczaju obrażać swoich gości, nawet nieproszonych.

– Chyba muszę się zbierać – spojrzała na zegarek, – mam podwózkę do domu. Więc odpowiedz jakie masz zdanie w sprawie działki.

– Mam takie zdanie, że ty nie masz nic do powiedzenia w sprawie działki.

– Nie rozumiem.

– Powtórzę. Ty nic nie masz do powiedzenia w sprawie działki.

– Niby czemu? Co ty możesz o tym powiedzieć? Działka jest własnością mojego męża a więc i moją, bo majątek nabyty w trakcie trwania małżeństwa jest wspólny – szczęka drgała Agacie z tłumionej wściekłości.

– Owszem, takie jest prawo, lecz twój mąż niczego nie nabył, żadnego majątku, a więc i ty żadnego nie posiadasz – wycedziła Dorota usiłując za przymrużonymi oczami ukryć uczucie mściwej satysfakcji na widok zdumienia i wściekłości na twarzy bratowej.

– O czym ty mówisz do jasnej cholery – wymknęło jej się.

– O tym, że ani metr ziemi nie należy do mojego brata, a tym samym do ciebie  – uśmiechnęła się znów przybierając minę niewiniątka. – Aha, a co za podwózkę sobie załatwiłaś? Tę co zwykle?

– A teraz o czym ty znowu mówisz?

– Znowu o tym, że wielokrotnie różne osoby widziały kto cię podwoził. Mieszka niedaleko i w ten sposób znalazłaś się w pobliżu, prawda? Oczywiście przypadkiem.

– No nie, jakichś plotek się nasłuchałaś… Nie wierz w takie bzdury…

– Te, jak twierdzisz, bzdury, przekazywali mi różni ludzie, nie znający się wzajemnie. A więc spisku z pewnością nie zawiązali na twoją zgubę, droga bratowo. I tak się złożyło, że ja również cię widziałam wysiadającą z pewnego samochodu i czule żegnającą się z kierowcą, którym na pewno nie był mój brat…

Agata podniosła się i wzrok jej padł na obrazek stojący na półce. Przez chwilę wpatrywała się weń bez słowa.

– Ach, więc to tak. Widzę, że nic tu po mnie – odezwała się tłumionym z wściekłości głosem jakby przeżuwała w ustach przekleństwo. – Rozumiem, że nie jesteś zainteresowana kupnem działki.

– A ja rozumiem, że ty nie rozumiesz, iż do działki nie masz żadnego prawa. Żad-ne-go. Absolutnie. I jeszcze jedno. Niech ci nie przyjdzie do głowy wywożenie dziecka w nieznane, bo ci się to nie uda i słono zapłacisz za sam pomysł podobnego draństwa.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 33

  1. amasja pisze:

    Muszę w końcu wydrukować wszystkie części i przeczytać je jak bóg przykazał jednym ciągiem:-) Uwielbiam czytać książki więc to będzie dla mnie sama przyjemność.
    Pozdrawiam, Aniu. Trzymaj się zdrowo!

    • anka pisze:

      Amasjo:-) Zdecydowanie wolę papierową książkę w ręce, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma 😉 Chociaż Andrzej Poniedzielski ostatnio śpiewał: ” jak się nie ma co się lubi, to się nie lubi tego, co się ma”. No i takie to niuanse wychodzą…
      Buziaki 🙂

  2. Urszula97 pisze:

    No i co ? szczęka opadła Agacie. Wiesz ona mi kogoś przypomina, pana j.k. wszystko co ja chce, oby mnie było dobrze, dzieci też nie są ważne. Pozdrawiam.

    • anka pisze:

      Ula:-) Jest pewna grupa ludzi, dla których liczą się tylko oni sami, reszta świata jest im potrzebna tylko do spełniania ich rozkazów, ich woli… Masz rację z tym spostrzeżeniem, nie pomyślałam.
      Buziaki 🙂

  3. Krystyna 7.8 pisze:

    Działki……. z nimi zawsze są problemy, kto ma do nich prawo, a kto nie….. I w końcu kto wchodzi w ich posiadanie. Moje historia byłaby dłuższa. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *