Teresa postawiła na podłodze ciężką torbę wypełnioną książkami dla dzieci.
– Ooo, jaką masz ładną parasolkę z falbankami – zachwyciła się nową parasolką, którą Dorota rozłożyła na podłodze w celu jej wysuszenia.
– Jaką deskorolkę? W jakie paski? Od kogo dostał?
Teresa spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem
– Co ty mówisz? Jaką deskorolkę?
– No tę, którą dostał. Od kogo dostał? Od Piotra? Ile zapłacił?
Teresę przytkało. Stała z otwartymi ustami zastanawiając się czy przyjaciółce spadło coś ciężkiego na głowę czy dostała nagłego pomieszania zmysłów.
– No może byś mi odpowiedziała. Ogłuchłaś czy co?
Dorota nie mogła pojąć przyczyny nagłego znieruchomienia przyjaciółki. Nagle palnęła się ręką w czoło.
– Przecież to ja jestem głucha! – wyksztusiła dusząc się ze śmiechu. – Uszy mnie rozbolały, więc musiałam wpuścić krople i włożyć tampon.
– Drobna różnica między parasolką a deskorolką – skrzywiła się Teresa.
Wpadł do pokoju Kajtuś z kartką w ręce.
– Zobac ciocia, narysowałem kościostrupa – zawołał.
– Kościotrupa chyba – sprostowała matka.
– Psecies mówię. Ładny?
– Piękny – uśmiechnęła się do chłopczyka Teresa. – Nawet w miarę dokładny. Skąd wiedziałeś jak narysować?
– Odrysowałem od siebie. Widzis jak to dobze być chudym? Muse się znać na kościostrupach, bo będę archelologiem.
– Archeologiem – poprawiła matka.
– Oj, psestań mnie poprawiać. Jak będę taki duzy jak ty to się nie pomylę.
– Powinieneś powiedzieć: stary, a nie: duży – zaśmiała się ciotka.
– Ty tes mnie poprawias? Idę sobie, nie lubię was – odwrócił się na pięcie i wyszedł.
– Sama jesteś stara – odgryzła się Dorota. – Nie powiem ci co chciałam, jeśli z ciebie taka małpa.
– Tylko taka sama jak ty. Gadaj wreszcie.
Po wymianie z przyjaciółką powyższych uprzejmości Dorota wyjęła trzy zdjęcia zrobione podczas tańca Aldony z Sergiuszem.
– Zobacz, które najbardziej ci się podoba? Mam zamiar zrobić im prezent. To znaczy na razie dam Donicy, żeby już sobie miała.
– Zdjęcie dasz?
– Nie, przecież mówię, że zrobię obrazek z tego zdjęcia, które wybierzesz.
– Nic nie mówisz… Aaa, rozumiem. To będzie takie zaklinanie rzeczywistości.
– Nareszcie dotarło. To które?
Teresa dokładnie przyjrzała się fotografiom. Wreszcie zdecydowanym ruchem dwie odłożyła na bok, jedną podała Dorocie.
– Myślę, że ta fotka będzie najlepsza.
– Też tak myślałam, ale wolałam się upewnić. Zobacz jak pięknie razem wyglądają, zwróć uwagę na spojrzenie. Jest coś niesamowicie elektryzującego w sposobie w jaki na siebie patrzą…
– Po prostu wyraźnie widać, że się kochają. I tyle – podsumowała Teresa.
Przeniesienie zdjęcia na płótno nie zabrało Dorocie wiele czasu. Oprawiła w gustowną ramkę obrazek wielkości podwójnej kartki z zeszytu i postawiła na swoim regale przed dostarczeniem w miejsce docelowe. Traf chciał, że niedługo potem bratowa miała chęć swój interes popchnąć do przodu zmobilizowana wyróżnionym zdjęciem zrobionym przez Linkę i prezentowanym w gazecie, więc bez zapowiedzi przyszła w odwiedziny.
– Jak ty tu weszłaś? – zdziwiła się Dorota na jej widok otwierając drzwi wejściowe mieszkania przy akompaniamencie szczekania Azy.
– Akurat wchodził jakiś mężczyzna, otworzył szyfrem, więc skorzystałam z jego uprzejmości i weszłam na klatkę razem z nim.
– Ciekawe co to za palant – mruknęła niechętnie Dorota.
– Co mówisz? Nie słyszę, bo to – wskazała suczkę ruchem głowy – zagłusza.
– Nic, szukam kluczy od kraty.
– Jak możesz tak długo szukać? Dlaczego nie trzymasz w jednym miejscu?
– Bo mi się nie chce – ze słodkim uśmiechem zbliżyła się do kraty i stała trzymając klucze w ręce, wcale nie spiesząc się z otwieraniem.
– No otwórz wreszcie!
– A co ci się tak spieszy? Pali się gdzieś? – spokojnie i pomału oglądała klucze, jakby nie mogła się zdecydować, który będzie pasował do zamka w metalowych drzwiach kraty i jakby nie dostrzegała, że bratowa zaczyna ze zniecierpliwienia oraz złości robić się czerwona na twarzy i przebiera nogami.
– O, już znalazłam – powiedziała Dorota jakby się naprawdę ucieszyła. – Ten jest właściwy – podniosła klucz do góry, obejrzała ze wszystkich stron i już miała go włożyć w zamek lecz zastygła z uniesioną ręką. – A tobie co? Aha, siusiu ci się chce i temu tak drepczesz. Czemu nic nie mówisz? Już otwieram.
Otworzyła wreszcie. Agata szarpnęła „kracianymi” drzwiami chcąc jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie. Pchnięte z impetem odbiły się i wróciły na poprzednie miejsce szybciej niż Agata zdążyła przez nie przejść opuszczając korytarz. Napotkawszy zaś na swej drodze przeszkodę w postaci zeźlonej kobiety, oddały cały impet z jakim zostały przez nią pchnięte. Skutkiem tego niczego się nie spodziewająca Agata została siłą wyniesiona w to samo miejsce, które tak bardzo opuścić pragnęła. Dorotę zamurowało. Pomyślała, że czasem przedmioty martwe wcale nie są takie martwe i potrafią się opowiedzieć po właściwej stronie.
– Ojej, jak ty to zrobiłaś – otworzyła szeroko swoje wielkie, zdziwione oczy z miną niewiniątka. – Nic ci się stało? Czegoś podobnego jeszcze nigdy nie widziałam.
– Czarownica – mruknęła Agata odchylając już niezmiernie delikatnie drzwi „kraciane” i wchodząc do mieszkania.
– Słyszałam – ostrzegła gospodyni przytrzymując Azę. – Dla wyjaśnienia: ja się czarami nie zajmuję, złych uroków nie ciskam, klątw nie rzucam… z reguły… choć czasem, gdy mnie ktoś zmusi…
– Wariatka.
– No dobrze, skoro już wymieniłyśmy grzeczności… powiedz z czym przychodzisz, albo raczej po co – ton Doroty stał się chłodny, a wyraz twarzy kamienny i nieprzenikniony.
Zdziwiona zmianą zachowania Doroty bratowa zmieniła taktykę i szeroko się uśmiechnęła.
– Żartowałam. Byłam w pobliżu i pomyślałam, że wstąpię i zapytam co słychać – powiedziała sadowiąc się w fotelu. – No więc co słychać?
– A jaki temat cię interesuje do tego stopnia, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością?
– Wiesz, jesteśmy w pewnym stopniu sąsiadkami… – zaczęła.
– Tak? A to niby w jaki sposób? – Dorota uniosła pytająco brwi. – Masz na myśli sąsiednie dzielnice?
– Jakaś ty dowcipna, ha, ha. Przecież działki mamy obok siebie, właściwie to jedna wielka działka, jak nie jest podzielona. Nie wiadomo gdzie początek a gdzie koniec.
– Nie masz racji, dokładnie wiadomo.
– Pomyślałam, że może byś chciała całość mieć dla siebie…
– W jakim sensie?
– Bo wiesz, ja nie będę tam przesiadywała, cóż to za warunki… Sergiusz to już w ogóle czasu nie ma, musi przecież pilnować interesów, ma rodzinę na utrzymaniu…
– Masz na myśli siebie?
– Oczywiście. Uważam, że działkę należy sprzedać, bo nie jest nikomu do niczego potrzebna…
– Mam wrażenie, że się grubo mylisz.
– …nie jest potrzebna, ale skoro ty lubisz przebywać w takich… ekstremalnych warunkach… to może odkupiłabyś drugą połowę?
– Działki?
– Działki. Doceń, że przyszłam z tym najpierw do ciebie zamiast od razu wystawić na sprzedaż oficjalnie.
– Monika bardzo lubi być na działce.
– No wiesz – wydęła wargi w grymasie. – A któż brałby pod uwagę dziecinne humory…
– Ja bym brała – spokojnie odpowiedziała Dorota.
– No tak, bo ty jesteś taka dziwaczka…
– Może i jestem, myśl sobie co chcesz, ale nie trawię nikogo, kto robi krzywdę dzieciom albo zwierzętom.
– Tak tak, znam te twoje śpiewki – odsunęła się z obrzydzeniem, bo Aza zbliżyła się obwąchując gościa jakoś długo i intensywnie, i widać coś jej się nie podobało, bo mruknęła ostrzegawczo. – Możesz sobie bredzić jak każdy artysta. Wiadomo, że wy się na życiu nie znacie, błądzicie w chmurach. A dzieci nie mają nic do powiedzenia i tyle. Mają się podporządkować woli dorosłych i mądrzejszych.
– Czyli tobie?
– Oczywiście – wzruszyła ramionami. – Przecież jestem dorosła.
– I sądzisz, że przez to mądrzejsza?
– Czy ty mnie chcesz obrazić?
– Ja? Nie mam zwyczaju obrażać swoich gości, nawet nieproszonych.
– Chyba muszę się zbierać – spojrzała na zegarek, – mam podwózkę do domu. Więc odpowiedz jakie masz zdanie w sprawie działki.
– Mam takie zdanie, że ty nie masz nic do powiedzenia w sprawie działki.
– Nie rozumiem.
– Powtórzę. Ty nic nie masz do powiedzenia w sprawie działki.
– Niby czemu? Co ty możesz o tym powiedzieć? Działka jest własnością mojego męża a więc i moją, bo majątek nabyty w trakcie trwania małżeństwa jest wspólny – szczęka drgała Agacie z tłumionej wściekłości.
– Owszem, takie jest prawo, lecz twój mąż niczego nie nabył, żadnego majątku, a więc i ty żadnego nie posiadasz – wycedziła Dorota usiłując za przymrużonymi oczami ukryć uczucie mściwej satysfakcji na widok zdumienia i wściekłości na twarzy bratowej.
– O czym ty mówisz do jasnej cholery – wymknęło jej się.
– O tym, że ani metr ziemi nie należy do mojego brata, a tym samym do ciebie – uśmiechnęła się znów przybierając minę niewiniątka. – Aha, a co za podwózkę sobie załatwiłaś? Tę co zwykle?
– A teraz o czym ty znowu mówisz?
– Znowu o tym, że wielokrotnie różne osoby widziały kto cię podwoził. Mieszka niedaleko i w ten sposób znalazłaś się w pobliżu, prawda? Oczywiście przypadkiem.
– No nie, jakichś plotek się nasłuchałaś… Nie wierz w takie bzdury…
– Te, jak twierdzisz, bzdury, przekazywali mi różni ludzie, nie znający się wzajemnie. A więc spisku z pewnością nie zawiązali na twoją zgubę, droga bratowo. I tak się złożyło, że ja również cię widziałam wysiadającą z pewnego samochodu i czule żegnającą się z kierowcą, którym na pewno nie był mój brat…
Agata podniosła się i wzrok jej padł na obrazek stojący na półce. Przez chwilę wpatrywała się weń bez słowa.
– Ach, więc to tak. Widzę, że nic tu po mnie – odezwała się tłumionym z wściekłości głosem jakby przeżuwała w ustach przekleństwo. – Rozumiem, że nie jesteś zainteresowana kupnem działki.
– A ja rozumiem, że ty nie rozumiesz, iż do działki nie masz żadnego prawa. Żad-ne-go. Absolutnie. I jeszcze jedno. Niech ci nie przyjdzie do głowy wywożenie dziecka w nieznane, bo ci się to nie uda i słono zapłacisz za sam pomysł podobnego draństwa.
cdn.
Muszę w końcu wydrukować wszystkie części i przeczytać je jak bóg przykazał jednym ciągiem:-) Uwielbiam czytać książki więc to będzie dla mnie sama przyjemność.
Pozdrawiam, Aniu. Trzymaj się zdrowo!
Amasjo:-) Zdecydowanie wolę papierową książkę w ręce, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma 😉 Chociaż Andrzej Poniedzielski ostatnio śpiewał: ” jak się nie ma co się lubi, to się nie lubi tego, co się ma”. No i takie to niuanse wychodzą…
Buziaki 🙂
No i co ? szczęka opadła Agacie. Wiesz ona mi kogoś przypomina, pana j.k. wszystko co ja chce, oby mnie było dobrze, dzieci też nie są ważne. Pozdrawiam.
Ula:-) Jest pewna grupa ludzi, dla których liczą się tylko oni sami, reszta świata jest im potrzebna tylko do spełniania ich rozkazów, ich woli… Masz rację z tym spostrzeżeniem, nie pomyślałam.
Buziaki 🙂
Działki……. z nimi zawsze są problemy, kto ma do nich prawo, a kto nie….. I w końcu kto wchodzi w ich posiadanie. Moje historia byłaby dłuższa. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
Krysiu:-) Bo jak ogólnie wiadomo – życie to nie bajka i bywa skomplikowane, że ho ho!
Buziaki 🙂