„Po co wróciłaś…” 13

Dzień pracy zbliżał się ku końcowi. Siedząca przy biurku Aldona postawiła przed sobą lusterko, poprawiła makijaż, szczotką przeczesała włosy i podpięła je dwoma grzebieniami.

– Ty głupia, stara Donico, co się z tobą dzieje? – mówiła patrząc na swoje odbicie. – Co ty wyprawiasz? Masz się wziąć w garść i nie tracić spokoju. Nie pamiętasz jak ostatnim razem źle na tym wyszłaś? Zapomniałaś?

Nie zapomniała, ale Sergiusz to nie Marian, cóż za porównanie! Zresztą Sergiusza nie można przyrównywać do żadnego innego mężczyzny na ziemi. Jest wielu sympatycznych kolegów, znajomych, ale nikt nie jest podobny do Sergiusza! Bo …no właśnie, bo co? Dlaczego? Z  powodu uśmiechu? Czy przez serdeczne spojrzenie, którego ciepło odczuwała jak dotyk, delikatną pieszczotę? Wiedziała, że mu się podoba. Nie, raczej zdawało jej się, że mu się podoba. Do tej pory – odkąd została sama – robiła to, na co miała chęć, nosiła stroje, w których dobrze się czuła nie troszcząc się o cudze zdanie. Teraz ogromną radość sprawiał jej fakt, że ktoś dzieli z nią poglądy, zachwyca się tym, co ona robi, jak wygląda nie kto inny ale właśnie ona, że oboje mają podobny gust. Pomyślała, że snucia marzeń nikt nikomu nie może zabronić tym bardziej, jeśli nikt nigdy nie pozna ich treści. Uśmiechnęła się do lusterka i pogroziła palcem spoglądającej na nią stamtąd niewieście.

– Uważaj Doniczko, nikt nie może się dowiedzieć jakie bzdury chodzą ci po głowie.

– Cóż to Aldono, rozmawiasz sama ze sobą?

Poderwała się na równe nogi. W drzwiach stał Marian zadowolony z wywołanego wrażenia.

– Ile razy prosiłam, żebyś mnie nie straszył? Jestem potwornie znerwicowana  i po takim głupim żarcie bardzo długo nie mogę się uspokoić. Musisz się nade mną znęcać?

– Wiesz, że cię lubię, nawet bardzo, więc się nie bój. Mogę usiąść?

– Proszę – odpowiedziała ostentacyjnie patrząc na zegarek.

– Spieszysz się?

– Tak, jestem umówiona zaraz po pracy.

– Tobie to dobrze – westchnął. – Możesz iść do domu a ja znów będę pracował do rana.

Chciała mu powiedzieć, że wcale w tę pracę nie wierzy. Po prostu nie ma po co wracać do domu i siedzi tu, gdzie mu się wydaje, że jest bardzo ważny. A poza tym, jeśli ktoś nie potrafi sobie odpowiednio zorganizować czasu pracy, marnuje go na bezsensowne gadanie i przechwałki, musi siedzieć dłużej. Nie pracuje w jednostce operacyjnej, żeby musiał stale być w pogotowiu. Brak organizacji to jego problem. Zresztą, pobiera takie wynagrodzenie, że może siedzieć i czterdzieści osiem godzin na dobę. Ale szkoda czasu i energii na wygłaszanie mowy. Do niego i tak nic nie dotrze. Wprawdzie ostatnio przestał dawać do zrozumienia, że właściwie – to on ją może w każdej chwili zwolnić z pracy, lecz z doświadczenia wiedziała czym grozi dawanie wiary jego słowom i wolała się trzymać jak najdalej.

– A co u ciebie?

– Wszystko w najlepszym porządku – swobodnie odpowiedziała nie patrząc na niego.

– Niczego ci nie trzeba?

– Absolutnie niczego. Mam wszystko albo jeszcze więcej.

– Bardzo ładnie wyglądasz.

– Jak miło, żeś to zauważył – uśmiechnęła się na myśl, że Sergiuszowi też się spodoba, bo przecież opinia Mariana zupełnie jej nie interesuje.

– Może pojechałabyś ze mną na kawę?

– Dziękuję, kawy już prawie nie piję, próbuję się odzwyczaić od jej picia.

– No to na herbatę albo lody? – nie dawał za wygraną kłując ją spojrzeniem aż prawie czuła fizyczny ból. – Moglibyśmy się spotykać od czasu do czasu, niczego nie stracisz, możesz nawet zyskać. Przecież cię nie ubędzie…

Wstał z krzesła, zbliżył się i próbował ją objąć. Odsunęła się cała drżąca z oburzenia i ze wstrętu. Nabrała powietrza w płuca.

– Słuchaj, znasz mnie na tyle dobrze by wiedzieć, że jeżeli jestem zaangażowana emocjonalnie, nikt inny dla mnie nie istnieje. Żadne lody i kawy nie wchodzą w rachubę. Rozumiesz?

– Jesteś zaangażowana?

– Jestem. Na śmierć i życie, na zawsze i do grobowej deski – usiłowała swojej wypowiedzi nadać żartobliwy ton.

– Ja jestem cierpliwy, poczekam.

– Nie ma po co. Lepiej poszukałbyś sobie odpowiedniej dla siebie kobiety i wreszcie się ustatkował. Dobrze ci radzę. A teraz pozwól mi zamknąć pokój, już jestem spóźniona.

– A więc do zobaczenia – wykrzywił twarz w fałszywym uśmiechu.

– Cześć.

Zamknęła pokój i zbiegła po schodach. Licho nadało Mariana akurat teraz. Wstrząsnęła się ze wstrętem. Brr, jest taki obmierzły, lepki, jakby niedomyty mimo eleganckiego ubrania i firmowej wody toaletowej. Popsuł jej dzień. A co ona przez niego nagadała? Same bzdury. A może nie bzdury? Może przez przypadek powiedziała prawdę? Przyszło jej na myśl, że musi pójść do Teresy, ona ma mnóstwo książek o astrologii, samorozwoju i temu podobnej tematyce. Musi kilka pożyczyć i zacząć zgłębiać, może się czegoś dowie ciekawego? Szczególnie o Sergiuszu…No i jak sobie radzić z problemami różnej natury… To przede wszystkim oczywiście.

Tymczasem on już czekał nie spodziewając się, że frunąca ze schodów w jego stronę zwiewna istota w białej bawełnianej bluzce ozdobionej koralikami i białej spódnicy wykończonej falbanką haftowaną w maleńkie pączki kwiatu wiśni – powzięła zamiar rozszyfrowania jego charakteru przy pomocy gwiazd.

Przywitali się. Od razu zauważył, że jest czymś wzburzona.

– Stało się coś? Jakieś nieprzyjemności w pracy? Chcesz o tym porozmawiać?

– Nieee, sama nie wiem… Wiesz co? Bardzo się cieszę, że po mnie przyjechałeś.

Usadowiwszy się na siedzeniu turkusowego malucha głęboko odetchnęła. Poczuła się jakby wypełzła z cuchnącego bagna i znalazła się na pewnym gruncie. Stan napięcia powoli mijał, rozluźniła się i uśmiechnęła do Sergiusza z uwagą obserwującego zmiany zachodzące na jej twarzy.

– Jadłaś obiad? – zapytał podnosząc grzebień, który wypadł jej z włosów gdy przesunęła po nich ręką.

– Nie jadłam, od dziś bufet zamknięty z powodu remontu. Jak ja wepnę ten grzebień bez lusterka? Będzie krzywo.

– Pozwolisz, że ja to zrobię – zapytał przemilczając fakt, iż mogła skorzystać z lusterka samochodowego.

– A potrafisz?

– Spróbuję.

– Nie tak, odwrotnie, zębami do przodu. Chciałeś wpiąć jak Magda – roześmiała się. – Narzekała, że ma jakieś dziwne włosy, bo innym ludziom grzebienie się trzymają a jej nie. No i wreszcie zobaczyłam, że źle wpina. Co tak długo?

– Pochyl trochę głowę, w lewo, już. Dobrze?

Poruszyła głową sprawdzając czy grzebień nie wypadnie. Sergiusz poczuł nieodparte pragnienie dotknięcia raz jeszcze miękkich, puszystych włosów. Podniósł rękę, bardzo delikatnym ruchem pogładził je. Spojrzała pytająco.

– Są piękne –szepnął.

Nie czuła zdziwienia, nie była zaskoczona, przyjęła gest jako naturalny, prosty, oczywisty.

– Przepraszam – powiedział całując jej rękę. – Nie mogłem się powstrzymać.

Patrząc sobie w oczy zrozumieli oboje, że stało się coś ważnego dla nich, choć przecież nie stało się zupełnie nic…

Katem oka dostrzegła Mariana stojącego na schodach, wpatrującego się w numer rejestracyjny auta jakby chciał sobie wbić go w pamięć.

– Proszę cię jedź już, szybko – powiedziała ogarnięta nieprzyjemnym uczuciem.

Odwrócił głowę i spojrzał na Mariana.

– A to co za typ? – spytał.

– Jedź już, proszę – powtórzyła.

– Czy on cię zdenerwował? – dopytywał się przekręcając kluczyk w stacyjce. – A może chcesz, żebym wysiadł i dał mu w mordę? Z natury jestem bardzo łagodny, ale jeśli nikomu nie powiesz… – mrugnął porozumiewawczo . – Dla ciebie mogę to zrobić.

Rozbroił ją. Westchnęła głęboko i znów się do niego uśmiechnęła.

– Nie, nie rób tego. To Marian, mój były kolega a obecny szef. Szkoda na niego czasu. Jedźmy obejrzeć twoją piwnicę, jestem strasznie ciekawa ukrytych w niej skarbów.

– Mam lepszą propozycję. Najpierw pojedziemy na obiad a potem do piwnicy. Byłaś w „Acapulco”?

– Jakim cudem miałabym się tam znaleźć?

Parsknął śmiechem na widok jej niesłychanego zdumienia.

– W takim razie porywam cię i niedługo tam będziemy.

Jechali prosto Puławską, minęli Wyścigi, zbliżali się do Piaseczna.

– Sergiuszu, jak doszło do porzucenia przez ciebie pracy w państwowej firmie? O ile się nie mylę, nie lubisz radykalnych cięć, cenisz poczucie bezpieczeństwa i stabilizację podobnie jak ja.

– Nie znoszę zmian – odpowiedział spokojnie. – Bywa jednak, że kiedy zostanę doprowadzony do ostateczności, tracę panowanie nad sobą. Zdarzyło mi się co prawda zaledwie kilka razy w życiu, ale może się powtórzyć wbrew mej woli. Starość nie radość, prawda?

– Możesz zdradzić w jakich sytuacjach czy wolisz zachować tajemnicę?

– Żadna tajemnica. Na przykład kiedy byłem w średniej szkole natknąłem się na kilku wyrostków zabawiających się rzucaniem kamieniami w rannego psa. Coś się ze mną wtedy stało. Rzuciłem się na nich z gołymi rękami, czułem, że mógłbym ich pozabijać i nie miałbym żadnych wyrzutów sumienia.

– I słusznie – wtrąciła. – To nie ludzie, to gnoje śmierdzące, powinno się takich eliminować ze społeczeństwa.

– Psa wziąłem do domu, wylizał się i miał kilka lat szczęśliwego życia.

– Cieszę się, że mi to powiedziałeś – pogładziła go po ramieniu.

– Drugi raz miał miejsce po odejściu z pracy mego bezpośredniego przełożonego, doświadczonego i mądrego człowieka. Na jego miejsce przyszedł taki podskakujący fircyk. Nie dosyć, że bez odpowiedniego wykształcenia to jeszcze bez pojęcia o pracy. Robił kardynalne błędy, nie dał sobie wytłumaczyć, że nie ma racji a ja nie mogłem sobie pozwolić na firmowanie własnym nazwiskiem kompletnych knotów i totalnych bzdur. Wreszcie rzuciłem papierami i odszedłem. Spotkałem kolegę ze szkoły, który zajmował się sprowadzaniem i instalowaniem anten satelitarnych. Zaproponował mi spółkę i rozwinięcie działalności na szerszą skalę, klientów jest coraz więcej. Zgodziłem się chociaż Dorota mówi, że to złodziej i hochsztapler. Ale ja myślę, że nie można człowieka potępiać za to, że ma głowę do interesów.

– Coś sobie przypominam. Dorota opowiadała o jakichś grzeszkach twojego wspólnika z młodości. Oszukał kogoś, czy coś takiego…

– Każdemu może się noga powinąć, co nie znaczy, że od razu jest spisany na straty. Istnieje coś takiego jak zmiana i to na korzyść. Nie uważasz?

– Uważam, ale ostrożność nie zawadzi.

– Dojechaliśmy, wysiadaj.

– Już, tak szybko?

Wysiadła z wozu i rozejrzała się dookoła. Obok budynku stało kilka samochodów różnych marek. Szeroko otwarte drzwi zapraszały by wejść do środka, zniknąć we wnętrzu starego budynku. Wokół różnymi odcieniami kipiała zieleń, z której niedawna ulewa wydobyła zapach świeżości. Za płotem siedział ogromny czarny pies.

– Jaki ty jesteś śliczny – powiedziała Aldona, która przebywając w towarzystwie Teresy i Doroty nauczyła się rozmawiać ze zwierzakami.. – Naprawdę jesteś piękny. Na pewno mądry też. Mam rację?

Olbrzym spojrzał w jedną stronę, w drugą, obejrzał się za  siebie i począł intensywnie wpatrywać się w niezwykłą dla niego rozmówczynię.

– Czemu tak mi się przypatrujesz pieseczku?

– Bo widocznie jeszcze nigdy w życiu nikt nie mówił do niego jak do człowieka – domyślił się Sergiusz. – Najpierw się oglądał szukając do kogo mówisz, a teraz się zastanawia czy ty jesteś nienormalna czy on.

– Wcale nie. Jest zadowolony i najwyraźniej się uśmiecha

– No więc ty też się uśmiechnij i wejdźmy do środka. Za chwilę może nie być miejsc, zobacz, przyjechali nowi goście.

Weszli i usiedli przy dwuosobowym stoliku pod samym oknem, przez które widać było plątaninę gałęzi i liści. Zamówili obiad, który został szybko podany. Półmrok panujący w pomieszczeniu uzyskany dyskretnym, przytłumionym światłem sprawiał miłe wrażenie i nastrajał do zwierzeń.

– … no i właśnie tym doprowadza mnie do szału – Aldona przełknęła ostatni kęs. – Nie jest w stanie pojąć, że takie numery nie z mną. Może jestem staroświecka i zacofana, trudno. Nie zmienię się. Nie uznaję seksu bez uczucia i koniec. Uczucie jest dla mnie najważniejsze. Nie liczy się kim jest człowiek, którego kocham ale jaki jest. Nie obchodzi mnie ile i czego może mi ofiarować w sensie materialnym. Przeciwnie, przyjmowanie kosztownych prezentów uważam za uwłaczające mojej godności. A taki bałwan śmie powiedzieć, że mogę skorzystać, jak się z nim umówię! Aż ręka świerzbi, żeby zdzielić w ten nadęty pysk. Tylko, on i tak niczego nie zrozumie, za tępy. Nie może mu się we łbie pomieścić, że to ja wybieram sobie partnera. Zresztą typowo po męsku. Wszystkim wam się wydaje, że jeśli kobieta jest  sama, poleci za każdym łamagą, który na nią spojrzy. A im bardziej prymitywny typ, tym o sobie ma większe mniemanie. Tymczasem jeśli ja kogoś nie chcę, to może być obsypany złotem, wyklejony diamentami i mieć pół świata na własność, niczego nie wskóra.

Sergiusz z upodobaniem przyglądał się ożywionej wzburzeniem twarzy Aldony. Czuł się uszczęśliwiony. Nie wytrzymała i podzieliła się z nim wszystkim, co wyprowadziło ją z równowagi. To znaczy, że uważa go za bliskiego człowieka. Wszak kiedyś powiedziała: radością mogę podzielić się z każdym, ale problemami tylko z kimś bardzo bliskim.

Przesunęła ręką po włosach i znów natrafił na nieszczęsny grzebień, który przeskoczył przez stolik i wpadł pod krzesło.

– No wiesz, nie mogłeś tego lepiej wpiąć? Takiej prostej czynności nie umiesz wykonać?

Zaśmiała się na widok jego, przez moment, głupiej miny

– Jeśli pozwolisz mi potrenować, może z czasem opanuję tę sztukę.

– Zastanowię się. A teraz oddaj grzebień. W szatni jest lustro, sama się uczeszę.

Stanął z tyłu gdy się czesała patrząc jej prosto w oczy za pośrednictwem zwierciadła.

– Chciałem ci podziękować za urocze chwile, za to co mówiłaś, za to, że jesteś wspaniałą dziewczyną…

– Czy mam rozumieć, że się ze mną żegnasz i wyjeżdżasz w siną dal zostawiając mnie na pastwę losu? – uśmiechnęła się. – A w ogóle to bredzisz, bo jestem jędzą. Do tego jędzą  głupio uczciwa i naiwną, i dlatego zawsze dostaję po głowie…

– Dalibóg – jęknął zabawnie, – takiej jędzy jeszcze nie widziałem.

– … no prawie zawsze – ciągnęła, – bo ostatnio jakby się trochę odmieniło…

Trzymając się za ręce doszli do samochodu.

– Wsiadaj damo, zawiozę cię teraz do lochu…

– Słucham?

– Pójdziemy zwiedzać lochy w moim zamczysku i szukać skarbów.

– Aha, no tak, jedziemy na wycieczkę.

– No to ruszamy, miła pani, po skarby.

18.07.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Po co wróciłaś Agato?, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *