„Widocznie tak miało być” – 25

Po wyjściu roześmianych przyjaciółek wciąż komentujących niecodzienną nowinę, Aldona sprzątnęła kuchnię. Szklanki, filiżanki i łyżeczki umyła, wytarła do sucha, po czym schowała na miejsce. Cukierniczkę w postaci śmiesznego, dużego kubka typu ”jumbo” z namalowaną uśmiechniętą buźką odstawiła na szafkę. Włączyła piekarnik, w którym zapiekanka czekała na podgrzanie. Dopiero teraz usiadła i rozmyślała w jaki sposób przekazać córkom tak ważną informację, rzutującą na całe dalsze życie. Skoro sąsiadki już ją znały, natychmiast musiały  poznać ją też dziewczynki, nie było innego wyjścia. Potem mogłyby mieć pretensję, że matka nie potraktowała ich poważnie i zamiast najpierw własnym córkom powiedzieć o szykujących się zmianach dotyczących przecież ich bezpośrednio, powiedziała ciotkom.

Rozmyślania przerwał dzwonek domofonu, a  chwilę potem śmiechy, krzyki, przepychanki i szczekanie. Wróciła normalność do domu. Uśmiechnęła się do swoich Stokrotek, które zdziwiły się nie słysząc zwykłego gderania matki, że za głośno, że na ostatnim piętrze słychać, że ludziom przeszkadzają oglądać telewizję, że jak się zachowują… Stanęły niepewnie spoglądając na siebie.

– Mamusiu, czy ty się dobrze czujesz? – spytała Inka.

– No bo jakaś dziwna jesteś, nie krzyczysz… – dodała Linka.

– To ja naprawdę taka okropna jestem? – szczerze zatroskała się Aldona.

– Aż taka to nie, ale czasem przesadzasz – Inka przyglądała się matce badawczo.

– My wiemy, że to z troski o nas, ale przesadzasz  – Linka podeszła bliżej. – Stało się coś?

– Nie…tak… właściwie, jest coś o czym musimy porozmawiać…

– Ale zdrowa jesteś?

– Nie rozchorowałaś się znowu? – z niepokojem pytały obydwie jednocześnie.

– Nie, nie, to nie choroba – uspokoiła dziewczynki. – Najpierw się przebierzcie, ja w tym czasie przygotuję kolację i spokojnie sobie porozmawiamy.

– Ale to na pewno nic złego? – upewniały się.

– Złego na pewno nie, możecie być spokojne – uśmiechnęła się do córeczek.

Wyjęła z piekarnika zapiekankę przygotowaną na kolację i usiadły we trójkę przy kuchennym stole.

– Nie wiem jak to powiedzieć… zrobi się w domu trochę ciaśniej, bo przybędzie nam  jedna osoba… zamieszka z nami wasza siostrzyczka…

– Hurra! Biedroneczka z nami zamieszka – ucieszyły się obydwie.

– Ale zaraz, to ona ma już tak dość tej swojej mamy, że się od niej wyprowadza? – zastanowiła się Inka.

– Wcale się nie dziwię, skoro kot jej przeszkadza, pies jej przeszkadza chociaż jej córka je kocha – powiedziała Linka.

– A ona ma to w nosie, bo nie zwraca uwagi co jej dziecko chce, tylko co ona sama chce – dodała Inka. – Mówi, jakby Monika też jej przeszkadzała…

– Dobrze, że ty taka nie jesteś, bo gdzie my byśmy się wyprowadziły? No gdzie? – Linka bezradnie rozłożyła ręce. – Do dziadków tak na stałe to się nie da, nie wytrzymałybyśmy z babcią, ona gdera jak ciotka Agata.

– A Monika może do nas, zmieścimy się przecież. Już mam pomysł jak przestawimy nasze łóżka, żeby się jeszcze jedno zmieściło – Inka już była gotowa do działania.

Aldona siedziała ogłuszona niespodziewanym obrotem rozmowy, przejęciem inicjatywy przez córki, natychmiastową reakcją mającą na celu rozwiązanie problemu miejsca zamieszkania Moniki i w ogóle podejściem do sprawy. Tylko… tylko, że rzecz była całkiem inna.

– Stokrotki moje kochane, to nie tak…, nie o to chodzi… – zaczęła słabo.

– A o co? – spytała Linka

– Żeby wujek też się tu zmieścił? Nie martw się, zmieści się. Nie dziwię się, że też się chce wynieść z domu, bo ta ciotka wciąż się na niego drze – Inka wykazała pełne zrozumienie dla Sergiusza.

– Monika z nami, a on przecież z tobą – wyjaśniła Linka.

– Przecież kiedyś wreszcie się ożenicie – Inka z politowaniem spojrzała na matkę.

Aldona zakrztusiła się zaskoczona. W jaki naturalny sposób dzieci mówią o sprawach, które dorosłym wydają się nie do rozwiązania.

– Dlaczego tak uważacie?

– Ojej, dorośli muszą zawsze komplikować życie – jęknęła Inka.

– Przecież wiemy, że się kochacie – wyjaśniła Linka.

– A jak się ludzie kochają to się żenią, no nie? – podsumowała Inka.

– Szczególnie jeśli ich dzieciom na tym zależy – dodała siostra.

– Przecież wujek ma żonę…

– Ale jej nie kocha, kocha ciebie – zniecierpliwiła się Inka.

– Skąd wy to możecie wiedzieć?

– Nie pamiętasz jak ci to wujek powiedział w Tenczynku, wtedy kiedy cię prawie piorun strzelił?

– A poza tym mamy oczy. I jeszcze od Moniki wiemy. Ona jest teraz bardzo nieszczęśliwa, bo jest zupełnie inna, ta ciotka…znaczy, jej mama, niż Monika myślała, że jest – próbowała wytłumaczyć Linka tak prostą sprawę, której mama nie mogła pojąć.

– I mówi, że lepiej było jak jej nie było – wzruszyła ramionami Inka.

– No to chyba jasne, że chce z nami zamieszkać, żeby jej mama nie wywiozła gdzieś daleko, nie pamiętam gdzie, ale do jakiejś ciotki czy kogoś… – na buzi Linki zagościła troska o Monikę.

– Jak to: wywiozła? – zdziwiła się Aldona.

– Monika podsłuchała jak przez telefon komuś mówiła, że musi ją wywieźć, bo jej przeszkadza, a ona musi swoje plany zrealizować i mieć jakiś haczyk na wujka, bo czas ucieka – wyjaśniła Inka.

– Jaki haczyk? Jakie plany?

– Monika nie usłyszała dobrze, bo to przez zamknięte drzwi było, ale coś o działce, że musi sprzedać – tłumaczyła Linka.

– Żeby mieć pieniądze, bo ona chce znowu wyjechać, bo nie będzie tu gniła do końca życia – dodała druga z bliźniaczek.

– I żeby się wreszcie wziął za wykonanie swojej części planu.

– Nie usłyszała przypadkiem Biedroneczka do kogo ona to mówiła? – spytała Aldona zszokowana usłyszaną wiadomością.

– Do jakiegoś Maniusia, czy jakoś tak…- odpowiedziały.

– O Boże – jęknęła Aldona. – Teraz zaczyna mi się coś w głowie układać w jedną całość.

– Co takiego? – zainteresowały się bliźniaczki. – Jaką całość? Z Moniką? To co, mamy te łóżka przestawiać?

– Co? O matko, nie! Nie o to mi chodziło. O  coś innego mi chodziło, a zupełnie co innego się urodziło…

– Co się urodziło?

– Jeszcze nic. Urodzi się za kilka miesięcy. Będziecie miały siostrzyczkę.

Dziewczynki zamilkły, popatrzyły na siebie, na matkę, znowu na siebie z niedowierzaniem.

– Mamusiu, to ludzie w twoim wieku jeszcze mogą mieć małe dzieci? – padło pytanie.

– W jakim wieku? – Aldona bezustannie zaskakiwana przebiegiem rozmowy nie nadążała za córkami. – To wy mnie uważacie za zgrzybiałą staruszkę?

– No nie, ale taka młoda to ty już nie jesteś…

„Staruszka” nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.

– Zapewniam was, że mogą mieć dzieci takie starowinki jak ja. I jeszcze starsze też.

– Mamusiu, musisz nam odpowiedzieć, kto jest tatusiem tej… naszej nowej siostrzyczki  – zaczęła Inka.

– Co się głupio pytasz – skrzywiła się Linka. – Przecież wiadomo, że wujek. Teraz już na pewno się rozwiedzie z mamą Moniki i razem zamieszkają tutaj.

– Właśnie. W starej klasie mama naszej koleżanki też się rozwiodła i nawet ona była z tego  zadowolona, bo dostawała wszystko co chciała. Jak mama się nie zgodziła, to tata się zgodził, żeby mamie zrobić na złość…

– Dzieci, czego wy się napatrzycie…

– Ojej, mamusiu, przecież nie żyjemy w średniowieczu, takie jest życie…

Aldona nie wychodziła ze stanu oszołomienia. Czyżby wtedy, gdy ona sama przeżywała swoje wewnętrzne rozterki nie zauważając niczego wokół, jej córeczki przeszły przyspieszony kurs dojrzewania? Roztrząsając swoje problemy nie zauważyła, że spostrzegawcze dzieci są nadzwyczaj bystrymi obserwatorami i potrafią wysnuwać wnioski. Tkwiąc we władzy depresji przeoczyła rozwój własnych córek. Nigdy więcej tego nie zrobi. Nigdy nie przedłoży swoich wyimaginowanych nieraz problemów nad Stokrotki! One są najważniejsze na świecie, a niebawem przybędzie trzecia. Swoją drogą ciekawe, że tak od razu chciały robić miejsce dla Monisi…  No i jeszcze przy okazji posiadła niezmiernie ważną informację. Agata zna Mariana, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że ów Maniuś to Marian. Taki ostatnio chodził zadowolony, tak znacząco na nią spoglądał, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że coś wie. Na zasadzie: wiem, nie powiem. No i co z tym jakimś wywiezieniem Moniki? Czy Sergiusz o tym wie? Nie zadzwoni do niego jutro, bo jej nie uwierzy, albo znowu nie będzie miał czasu na rozmowę. Najlepiej o wszystkim powiedzieć Dorocie, niech działa, żeby tamta cholera nie wywiozła gdzieś dziecka. Już zrobiła Biedroneczce wystarczająco dużo krzywdy.

Wyszła z Tiną licząc na spotkanie Doroty. Jak się nie natknie na przyjaciółkę to zadzwoni domofonem. Musi jej przekazać niepokojącą informację i zapobiec ewentualnemu nieszczęściu. Doroty nie spotkała, domofonu nikt nie odebrał, najwyraźniej nikogo nie było w domu. Trudno, trzeba zaczekać do jutra.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 25

  1. jotka pisze:

    Oj, tak. Trzeba uważać co się przy dzieciach mówi 🙂
    Swoją drogą strasznie długa droga to była, zanim nowina do dzieciaków dotarła:-)

  2. Krystyna 7.8 pisze:

    Wzruszająca historia. Można napisać SAMO ŻYCIE. serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

  3. Urszula97 pisze:

    Stokrotki wymiatają. Dorośli rozmawiają a małe słuchają i sobie same swoją wersję zrobią. Akceptują jak leci
    Dziewuszki niesamowite.

    • anka pisze:

      Ula:-) Dorośli najczęściej nie doceniają dzieciaków. Moja babcia mówiła do dziadka: „nie pamięta wół jak cielęciem był”, kiedy miał nam coś za złe, bo najczęściej się nie pamięta siebie z okresu wczesnej młodości, kiedy oczy były w koło głowy, a uszy słyszały wszystko albo jeszcze więcej. Wtedy na dodatek szybko wyciągało się wnioski, jak Stokrotki 🙂

  4. zamyślona pisze:

    I co dalej? Będę czekała z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    A nie masz ochoty wydać swojej twórczości. Myślę, że znalazłoby się sporo chętnych do przeczytania tego, co piszesz. A może coś już wydałaś i ja o tym nie wiem. Napisz. Marysia.

    • anka pisze:

      Marysiu:-) Dawno temu wydałam „Wejście w światło”, pierwszą część ursynowskiej sagi. Druga to „Po co wróciłaś, Agato” – jest na blogu. Trzecia właśnie teraz „leci” w odcinkach. Te same bohaterki spotkasz jeszcze w „Opowieści Marianny”. Natomiast „Pasma życia” – też znane bohaterki tylko dużo później (na blogu dostępne).
      Bardzo chętnie wydałabym całość, ale – niestety – nie mam na to środków. I na tym sprawa się kończy, nie grozi mi żaden spadek ani żadna wygrana, bo już przestałam wysyłać lotto. No i tak to…

  5. Mysza w sieci pisze:

    Rozbawił mnie tok myślenia Stokrotek I jednocześnie przeraził fakt, że mój Mały też nastawia uszu podczas rozmów dorosłych. Ciekawe co kiedyś z tych jego rozważań wyniknie Czytało się jak zawsze wspaniale i czekam na ciąg dalszy.. Buziaki!

  6. anka pisze:

    Myszko:-) Pamiętam moich chłopaków, jak się chowali za krzakami w czasie wakacji, czy np. w domu pod stołem, żeby słyszeć o czym dorośli rozmawiają 🙂 Dzieciaki często tworzą sobie własny obraz świata na podstawie tego co usłyszą i potrafią nas mooocno zadziwić 🙂
    Pewnie niedługo się już przekonasz 🙂
    Cieszę się, że dobrze Ci się czytało. Ściskam serdecznie 🙂

  7. asia pisze:

    Dziecie wiedzą często dużo więcej niż dorosłym się wydaje. Piszesz jasnym, klarownym stylem. Czytałam z bardzo dużym zainteresowaniem

    • anka pisze:

      Asiu:-) Dzięki za dobre słowo 🙂 Jeśli Cię zainteresowała historia, poczytaj od początku w wolnej chwili. Pozdrawiam 🙂

  8. Mokka pisze:

    Trudno tak czekać do jutra, kiedy się powzięło taką informację…Okazuje się, że dzieci już nie są takie dzieci…To dobrze, bo mama będzie miała pomocnice. Twoje pisanie przypomina mi klimaty z Panny z mokrą głową Makuszyńskiego. Ciekawe co się dalej podzieje? Pozdrawiam!

    • anka pisze:

      Mokko:-) Ja Ci ogromnie dziękuję za takie porównanie!!! Swego czasu uwielbiałam Makuszyńskiego i Twoje porównanie wprawiło mnie w euforię 🙂
      Poprzednie przygody dziewczynek są w „Po co wróciłaś, Agato”, czytałaś?
      Serdeczności moc posyłam 🙂

Skomentuj Mokka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *