Intensywny mam ostatnio czas, brak tego czego najbardziej potrzebuję czyli spokoju. Jest mi niezbędny, żebym mogła pozbierać myśli, zaplanować, zrelaksować umysł, pobyć chwilę sama ze sobą. Mam wrażenie, że zatraciłam zdolność regeneracji w tym nieustannym pędzie dwojakiego rodzaju. Jeden dotyczy obecności i aktywności w świecie materialnym, drugi – szalonej galopady myśli, które się rozzuchwaliły do tego stopnia, iż drwią ze mnie i moich nieskutecznych prób ich okiełznania. Zbyt dużo ważnych spraw się nawarstwiło do
rozwiązania, takich zdrowotno-egzystencjalno-bytowych mówiąc w skrócie bez wdawania się w szczegóły. Gdybym nie miała głęboko i na stałe zakodowanych już (na szczęście) afirmacji z którymi pracowałam od wielu lat – kiepsko by było. Uświadomiłam sobie na szczęście ten stan i zdecydowanie muszę przejąć nad nim kontrolę. Nie mogę pozwolić, by okoliczności zewnętrzne w dalszym ciągu całkowicie rządziły moim życiem, a przynajmniej moim życiem wewnętrznym. Howgh! Jako stary Indianin nie dam się i już 😉
Poczułam się (nareszcie i na szczęście) jakbym się otrząsnęła, obudziła z głębokiego snu nagle i niespodziewanie, i zupełnie mi się nie podoba to, co zobaczyłam.
Trzecim czynnikiem, który muszę, właściwie chcę pokonać to nadmiar przedmiotów, które chcą mnie udusić, dosłownie pożreć (zjeść to zbyt delikatne określenie). Trochę już ruszyłam, najgorzej jest z tonami papierków, papierów, wycinków, zapisków, całych gazet itp. materiałami, które „na pewno się przydadzą i nie można się ich pozbyć”. Wygląda na to, że nie tylko można ale i trzeba, bo mnie zwyczajnie zaduszą. Zaczęłam od wycinków z przepisami. Czasu zajmuje sporo, bo każdy czytam, mam chęć odłożyć i wypróbować. Wtedy druga Anka, ta rozsądniejsza, krzyczy ta tę pierwszą Ankę, żeby przestała chomikować i wyrzuciła. I tak to one dwie, te Anki, spierają się o każdy papierek, a ja muszę to znosić 😉 😉 😉
Teraz chcę Lucii pokazać filiżankę, bo chyba jest taka sama, jaką ona wypatrzyła nie tak dawno temu.
Na koniec jeszcze Franuś.
Powodzenia w porządkowaniu Aniu!
Kotuś cudny.
Dora:-) Dziękuję, tym razem naprawdę chcę się sprężyć.
Franuś cudny, bezapelacyjnie 🙂
Zazdroszczę, że potrafisz i masz siłę dyscyplinować swoje myśli.
A co do porządków. Jakbym widziała swojego męża. Obiecuje, obiecuje, obiecuje….
Przyparty do muru siada nad swoimi papierkami. Przez trzy dni w domu mam sajgon. A potem znów upycha je w swoich szafkach oświadczając, że będą mu potrzebne.
Zniewolona:-) Nooo, tak właśnie było… z papierami…
Myśli wcale nie udaje mi się okiełznać, próbuję od lat, ale z kiepskim rezultatem. To znaczy nie z takim, jakiego bym chciała, bo różnica jest spora między teraz a 20 lat temu.
Franio za to wydaje się okazem spokoju, bierz z niego przykład. Porządki w starym roku jeszcze to dobry znak na Nowy rok.
Powodzenia 🙂
Jotko:-) Franuś jest okazem spokoju kiedy śpi albo mruczy 🙂 Natomiast dziką kocią naturę prezentuje podczas spotkania dużego, puchatego kota z osiedla. Ich „rozmowy” słychać daleko, szczególnie latem, gdy okna są szeroko otwarte przez całą noc 🙂
Przyjmuję Twoje słowa jako naprawdę dobry znak i dobrą wróżbę na przyszłość, i dziękuję 🙂
O!Znam to, tą gonitwę myśli, bo to należy, bo tamto, i nie ma czasu na spokój i powolne zastanowienie się nad tym, co ważniejsze!
Z przedmiotami to jednak inna sprawa! Im częściej robisz porządek z przydasiami tym częściej się namnażają! To orka na ugorze!
Mimo wszystko zyczę powodzenia! I miłego dnia! :-)))
Fusilko:-) Dobrze określiłaś, że to orka na ugorze. Jednak jakoś trzeba sprawę ogarnąć – jak teraz młodzi mówią. Inna sprawa – kiedy? Kurczę, dzisiaj od rana dopiero w tej chwili usiadłam. Nikt mi nie kazał, ale chciałam podszykować trochę na święta i ugotowałam bigos, do zamrażalnika pójdzie i będę miała mniej roboty później. Zakupy zrobiłam, babeczki upiekłam, jutro do Calineczki jedziemy „na służbę” 🙂 , wczoraj też byłam, bo się maleństwo przeziębiło w żłobku. Boże, jak ja kocham tę szkrabusię 🙂
Trzymaj kciuki za tę orkę. Buziaki 🙂
MNe też potrzba spokoju i relaksu…
Ervi:-) W dzisiejszym zwariowanym świecie gdzie wszystko pędzi bez opamiętania, spokój i relaks to towar deficytowy.
Czasem tak nas wszystko przytłoczy, że tę kontrolę ciężko odzyskać. Bądź dzielna i nie daj się pożreć! Szczawnicy Ci potrzeba.. wyjazdu w góry.. Albo choć chwili oddechu i głaskania Franka (dla wyciszenia stresu) w weekend (jeśli się da pogłaskać, bo z kotami różnie bywa ;)). Buziam i serdeczności przesyłam 🙂
Myszko:-) Franuś sam nas adoptował i łaskawie da się poprzytulać oraz chwilę ponosić, nawet mnie zaszczyca mruczeniem, ale tylko wtedy, gdy sam chce. Głównie idzie do kuchni po poczęstunek, a potem spać, bo już jest zimno na zewnątrz, a koty – jak wiadomo – są stworzeniami ciepłolubnymi. Potem idzie do swego domu, sprawdza czy domownicy są, jeśli nie ma – wraca do nas. Taki z niego włóczykij, nie chce siedzieć w domu, choć ma tam drugiego kota, więc o nudzie nie ma mowy.
Postaram się być dzielna 😉 , wyjazd mi się marzy ale dopiero na wiosnę, zimą już mi się nie chce ruszać, nawet gdyby była możliwość. Trzeba się sprężyć z tą „orką na ugorze” przed wiosną i już!
Ściskam i macham 🙂
No to Ci tego spokoju wlasnie z serca zycze:) Na caly weekend i nie tylko.
Bognna:-) No to Ci dziękuję, i za weekend i za resztę 🙂 Buziaki 🙂
Ania, Ania, tak sie cieszę, że trochę dochodzisz do siebie i że trochę jaśniej świat wygląda. I oby tak zostało. A rzeczy wyrzucaj bez żalu, poczujesz ulgę jak już się pozbędziesz i znikną. U mnie tak to idzie – coś jest niezbędne przez lata, a kiedy znika, to nawet nie pamietam, że kiedyś było. A badziewia się zbiera przez lata tyle, że możnaby podzielić na 3 rodziny i jeszcze by dużo zostało. Też jestem na etapie pozbywania się. Przytulam bardzo mięciutko.
Ewcia:-) Ale ja nie mam rzeczy do wyrzucenia, ja mam papiery, zapiski, notatki, wycinki i jak to wyrzucić? Miało być wykorzystane do mądrego pisania, ale już mi się takie mądre nie wydaje, albo zgłupiałam albo zmądrzałam, nie wiem 😉
Jak widzisz – obcych rodzin tym się nie da obdzielić 😉 😉 😉
A reszta… może schudnę i się jeszcze zmieszczę? No dobra, żartuję, nie zmieszczę się, a tak niedawno wchodziłam w rozmiar 36… jakieś…15 lat temu… 😉
Już przestaję bredzić, ściskam Cię i dziękuję 🙂
Aniu kochana, rozm. 36 to dla mnie są jakieś niedostępne regiony, ale trzymam wszystkie „porządne” ciuchy z dawnych lat (80-tych) i wiem, że choćby dla nich muszę schudnąć. Mam sukienkę Babci z lat 30-tych uszytą tak, że współczesny świat mody zwariowałby, a wygladałoby się w niej jak Rita Hayworth. Ale dla papierów i większości pierdół jestem bezlitosna. I wcale nie bredzisz. Zresztą, i tak cię kocham 🙂
Ewcia, dla mnie teraz też 🙁 Ale kiedyś… Dobra, co było a nie jest… i tak dalej. Teraz to teraz, w niemieckie 38 wchodzę, we francuskie nie. Ciuchów fajnych mi szkoda, bo może jeszcze się zmieszczę, kiedyś? Dobrze, że obecnie moda jest dla wszystkich taka sama, babcia i wnuczka mogą nosić dosłownie to samo i nikt nie ma z tym problemu. Dawniej kobieta 50-letnia była uważana za zgrzybiałą staruszkę.
Miałam tyle pięknych sukienek i cudownych spódnic, ale się ich pozbyłam nie przewidując, że będę miała wnuczki. W sumie dobrze się stało, i tak by ich nie nosiły, a ja miałam mniej rzeczy podczas przeprowadzki. Zaś teraz o jeden mam problem mniej, czyli nie muszę się już ich pozbywać 😉 Poza tym od pięciu lat chodzę tylko w spodniach (o różnych długościach), spódnicę miałam na sobie rok temu, na urodzinach i chrzcinach Calineczki. Wtedy, kiedy mi się nieużywane buty rozkleiły i odpadły podeszwy, hi hi 🙂
Ale papierów mi najbardziej żal! I jeszcze: to samo przyciąga to samo i jak Cię nie kochać? 🙂
Też mam teraz trudny czas, trudny, bo ciężko o chociażby chwilę dla siebie… Remont domu wchodzi w ostatnią fazę, robi się gorąco. Szef ekipy, mimo trudności, obiecuje oddać dom 20 grudnia, a wiadomo, że poślizgi zawsze się pojawiają. A tu Wigilia za pasem… Póki co, ciągle walczę z kurzem, dzisiaj było go tyle, że utrudniał widzenie i drapał w gardle (szlifowanie spadów). Miło mi poznać Franusia, również mam kocurka (czarny z białym brzuszkiem i białymi łapkami), mój ma na imię Horacy 🙂 Trzymaj się dzielnie i walcz z przydasiami! Swoich pozbyłam się podczas przeprowadzki i teraz mam w domu przyjemny ład. Przeprowadzki wymuszają pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów.
Bożenko:-) Franuś jest kotem sąsiadów, który nas adoptował i przychodzi do nas, gdy opiekunowie są w pracy. Czasem też kiedy są w domu przychodzi wyspać się w spokoju i odpocząć. Tak było ostatnio, gdy w jego domu czasowo przebywał trzeci kot 🙂 Z nami na stałe mieszkają dwa psiepsioły (określenie Ewy) Szila i Skituś.
Horacy 🙂 ma na imię starszy pan, jedna z postaci występujących w powieści nad którą pracuję aktualnie. To znaczy powinnam pracować, ale nie mam kiedy skończyć 🙁
Przeprowadzka jest dobrą okazją do pozbycia się nadmiaru przedmiotów, ale potem jednak znowu nimi obrastamy, jeśli nie narzucimy sobie dyscypliny. A ja sobie nie narzuciłam. Poza tym Byk lubi mieć, nie lubi się rozstawać z tym co ma 🙂
Głaskanki dla Horacego i pozdrowienia dla Ciebie 🙂
Pocieszyłaś mnie bo myślałam że tylko w mojej głowie taka galopada myśli.
A to przecież tylko spokój może nas uratować.
Czego Tobie i sobie życzę.
A taki prześliczny Franuś to przecież ODGROMNIK :-))
Stokrotko:-) 🙂 Ten odgromnik zachodzi od balkonu i siada przy szybie. Siedzi nieruchomo dopóki nie zobaczy, że ktoś się w pokoju rusza, wtedy staje na tylnych łapkach i drapie w szybę. To w przypadku, gdy nie zauważą go psiepsioły, bo akurat śpią. Z reguły spostrzegają go wcześniej i każą kumpla wpuścić, szczególnie Skitek głośno oznajmia, że Franek przyszedł i mówi do mnie: szybciej, otwieraj nie widzisz, że Franek czeka, czemu się tak guzdrzesz? Potem przez chwilę kłębią się we trójkę powitalnie, po czym Franio zmierza do kuchni a następnie udaje się na spoczynek albo do koszyczka, albo na fotel , albo do szafy babci D.
Stokrotko, w sumie goniące się w głowie myśli powinny cieszyć, to dowód, że nie jest w tej głowie pusto 😉
Sąsiad nie sąsiad- Franio jest kotem z charakterem, co zresztą świetnie przedstawiasz na zdjęciach. A w ogóle dużo wyciszenia i przedświątecznego spokoju życzę. Papierami się nie przejmuj- nie Ty jedna obrastasz w różności: coś wiem na ten temat! ;))
Matyldo:-) Pocieszasz mnie 😉 Jak się z tego cieszę, nie masz pojęcia. I od razu mi lżej 😉 Uściski serdeczne 🙂
Egzystencja i byt w porzadku, ale sily mnie opuszczaja… fizycznie. Póki co, pisze w pracy, dla wlasnego zabezoieczenia sie, raporty o niewydolnosci, przeciazeniu, i co by tam nie bylo. Co mnie jednak nie zwalnia z obowiazków.
W domu mam wszystko mniej wiecej opanowane, jeszcze tylko prezent na 75- urodziny wymyslec, dla dobrej znajomej, przyjaciólki rodziny, wiec mysle… moze cos podpowiesz? Kilka papierków tez czeka na zalatwienie, ale one niegrozne, kilka wyjazdów w róznych sprawach, a póki co pracuje do niedzieli wlacznie i czekam na wolne kilka dni.
Pozdrawiam Cie serdecznie i sily myslenia zycze.
Lucy:-) Dobrze robisz, że się zabezpieczasz w pracy. Nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć, szczególnie gdy jesteś narażona nawet na fizyczne ataki ze strony pacjentów.
Dla przyjaciółki może jakieś Twoje rękodzieło, np. chusta albo szal? Książka do tego, filiżanka/kubek do porannej kawy (jeśli pije kawę) albo herbaty. Może wspólne wyjście gdzieś, bilety na coś? Tyle mi do głowy przyszło w tej chwili.
Ściskam serdecznie i odpoczynku w wolne dni Ci życzę 🙂
Ja też co jakiś czas wywalam tonę nagromadzonych „przydasi”. Nic tak nie zaśmieca umysłu, jak bałagan w przestrzeni wokół.
Mamuśko:-) Ja to wiem. Że zaśmieca. Tylko… wiedzieć i nie poprzestać jedynie na tej wiedzy… to nie taka prosta sprawa. Podziwiam, że sobie z tym radzisz 🙂
Tak a propos Franusia, przypomniałam sobie, jak córka dawno temu napisała w pamiętniku ,,Jeśli nie lubisz kotów, to nawet się tu nie wpisuj!” – To mówi samo za siebie! Z burzy myśli może urodzić się coś nowego! Niepotrzebne papierzyska na stos! Już nie zaatakują Cię powtórnie…Bierz przykład z kota! Widać na zdjęciu, że przymyka oko…
Pozdrawiam serdecznie!
Mokka:-) Cudna Twoja córka!!! Od dawna wiadomo, że koty to jest to, co się panu Bogu udało najbardziej 🙂 Ja nie mogę teraz mieć mieć swego na stałe (moje osobiste odeszły już za Tęczowy Most), bo Mąż jest uczulony na kocią sierść. Ciekawe, że nie na każdego kota, może się jakoś uodparnia? W każdym razie przy Franku nie kicha, ale przy Kropeczce wnuczki ostatnio prawie się dusił. A ona kotusia maleńka, miniaturka, przygarnięta z fundacji, chora była i biedna bardzo, a teraz kochana jest przeogromnie 🙂
W sprawie papierów – na pewno pozbędę się wszystkich wycinków na tematy polityczne, koniec z tym (cytując klasyczkę). Dla własnego zdrowia psychicznego trzeba się trzymać na dystans do tego, na co wpływu nie mamy, zachowując oczywiście swoje zdanie na konkretne tematy. Masz rację – branie przykładu z kota jest dobrym pomysłem 🙂
Od zawsze koty to moja miłość. A gilizanka wyglada na taką samą. Tylko moje dwie mają zastepcze talerzyki. Całuje
Lucia:-) Zdrowiej, kochana. Ciepłe z Puchatym posyłam na wszelkie dolegliwości, bo tylko tyle mogę, ale za to możesz czerpać z tego ile trzeba, jest niewyczerpalne 🙂 Trzymam za Ciebie kciuki i przytulam 🙂
Mogłabym się pod tym postem podpisać.
Też mam gonitwę myśli, potrzebę rozwiązania i uporządkowania spraw, jak to trafnie nazwałaś „zdrowotno-egzystencjalno-bytowych” i potrzebę „świętego spokoju”, którego przed świętami się raczej nie doczekam.
Jedynie z nadmiarem niepotrzebnych przedmiotów- przydasi nie mam problemu, bo już dość dawno odkryłam, ze co kwartalne przekopywanie szaf, komód i wszystkich szuflad i świadomość, ze nie zalegają tam nie potrzebne rzeczy trzyma mnie jako tako w psychicznym pionie.
ps. lubię wszystkie zwierzęta, ale koty kocham miłością wielką i nie wyobrażam sobie swojego domu bez kota. Pieska też bym bardzo chciała mieć, ale jakoś nie gra mi pies i mieszkanie w bloku.
Uściski grudniowe przesyłam:).
Wilmo:-) Mały (gabarytowo) piesek przygarnięty da tyle miłości, radości i zdrowia też, że trudno opisać. Zajmie tyle miejsca co kot, z kotami się zaprzyjaźni (jak moje), a wesoło się robi tak, że smutki pryskają z domu 🙂 Blok mu wcale nie przeszkodzi, wszystko jest lepsze od bezdomności albo spania na betonie w małej klatce. Wystarczy mu (albo jej) miska i człowiek do przytulania 🙂
Poradziłaś sobie z przydasiami więc Cię podziwiam i spróbuję wziąć przykład i z Ciebie, i z innych dziewczyn, które ten problem rozwiązały. W pierwszej wolnej chwili. Na razie poprzedni tydzień mam do tyłu, dziś też byłam u Calineczki i ogólnie cały tydzień znowu w rozjazdach się szykuje. Widocznie tak musi być z ważnych przyczyn, których skutki mam nadzieję poznać 🙂 Póki co – wróciłam padnięta jak pies Pluto 😉
Oczywiście też Cię pozdrawiam najserdeczniej 🙂