Po wkroczeniu do Polski wojsk niemieckich 1 września 1939 r. wszystkie organizacje, także Towarzystwo Tatrzańskie, formalnie przestały działać. Doświadczenie, umiejętność poruszania się po górskim terenie były jednak wykorzystywane przez cały okres okupacji do przeprowadzania przez granicę, do pomocy partyzantom ukrywającym się w lasach.
W okresie okupacji w Szczawnicy zlokalizowano placówki gestapo, grenzschutzu (straży granicznej), policji kryminalnej, funkcjonowała szkoła niemieckiej żandarmerii. Mimo to miasteczko było ważnym, drugim po Zakopanem, punktem przerzutowym przez granicę dla kurierów udających się w stronę Węgier. Mało kto wie, że w lipcu 1944 r. wybuchło tzw. Powstanie Szczawnickie.
>> 28.07.1944 r. porucznik Adam Czartoryski, ps.”Szpak”, dowódca 11 Kompanii IV Batalionu 1Pułku Strzelców Podhalańskich AK, w ramach przygotowywanej przez Armię Krajową na terenie całego okupowanego kraju akcji „Burza”, na czele swojego oddziału podjął działania mające na celu nakłonienie elewów granatowej policji stacjonujących w willi „Renata” w Szczawnicy do podniesienia buntu, rozbrojenia niemieckiego dowództwa i przystąpienia do powstania. W wyniku podjętych działań budynek „Renaty” został otoczony przez partyzantów, a skutkiem podjętej akcji było zastrzelenie przez kursantów trzech niemieckich instruktorów, zabranie przez nich broni i wyposażenia, oraz ich zaprzysiężenie przed por. Czartoryskim. Nowo zaprzysiężonych żołnierzy AK poprowadzono następnie w góry nad Ochotnicę do stacjonującego tam partyzanckiego oddziału AK kapitana Juliana Zapały ps. „Lampart”. Wkrótce przybyły na miejsce oddział gestapo aresztował około 80 mieszkańców Szczawnicy, w tym Jadwigę – żonę Czartoryskiego. W odwecie za przeprowadzoną akcję i śmierć niemieckich instruktorów groziło im rozstrzelanie, a Szczawnicy pacyfikacja. Zeznania ocalałego instruktora oraz bezkompromisowa postawa Jadwigi Czartoryskiej uchroniły aresztowaną ludność od niechybnej śmierci. << (Podaję za Aliną Lelito w: ” Z doliny Grajcarka” nr 263/ sierpień 2014).
W willi „Wanda” nad Grajcarkiem mieszkała rodzina Zachwiejów (przydomek „Gawloki”). Był tam jeden ze zbiorczych punktów przerzutowych. Opowiadający o tym Stanisław Zachwieja ( „Z doliny Gracjarka” nr 273/czerwiec 2015) wspomina jak stamtąd zaprowadził „panów” do starej, góralskiej chaty babci Gondek (przydomek „Pietczkula”), a stamtąd Wojtek i Szczepan Walkoszowie, którzy byli w konspiracji kurierami, odebrali ich i odprowadzili w miejsce przeznaczenia. Okazało się, że dom babci Gondek i rodziny Walkoszów były punktem zborczym o wielkich walorach. W prostej linii od ogrodu niedaleko była granica słowacka.
Niestety, pewnego razu gestapowiec Konig do willi „Wanda” przyszedł na rewizję. Staszka ostrzeżono, ukrył się więc u przyjaciela, Franka Majerczaka. Okazało się później, że dużą grupę z „Wandy” zabrał bardzo dobry przewodnik Maciej Surma. Niestety, grupa wpadła w Czechosłowacji w ręce gestapo. Część grupy uciekła, ale część aresztowano. Ktoś nie wytrzymał tortur i zdradził, skąd grupa została zabrana i prowadzona na Węgry. Maczał podobno też palce w tym konfident miejscowy. Wiele osób zostało aresztowanych, wysłanych do Oświęcimia, wielu nie wróciło.
Około 50-ciu Szczawniczan zginęło w obozach, więzieniach, partyzanckich bojach. Społeczność żydowska – około 300 osób mieszkających w centrum miejscowości – została wymordowana.
Poniższe informacje zaczerpnęłam ze strony „Turystyka w czasie II wojny”. W czasie okupacji uzdrowisko oficjalnie nie działało. Pomimo zakazu okupanta turystyka przetrwała, o czym świadczą zapiski pustelnika w kronice na Zamkowej Górze. Można przeczytać, że wpisywali się tam i Polacy i Niemcy przebywający w Pieninach, szukający namiastki spokoju.
Turystyki formalnie nie było i spływy Dunajcem zawieszono ale w czerwcu 1942 r. odnotowano, że tratwą po Dunajcu spłynął gubernator dystryktu krakowskiego Otto Wochter. Była muzyka góralska, 4 łodzie, flisacy zostali wyznaczeni i nie mieli nic do powiedzenia jeśli chcieli życie zachować. Spływ przygotował Urząd Gminy w Czorsztynie, ochraniany był przez gestapo, posterunki grenzschutzu, przez słowacką straż graniczną w Niedzicy, Golembarku i Starej Wsi. Zakończył się w Szczawnicy Niżnej, gdzie gubernatora witali m.in. Łemkowie z Jaworek, Szlachtowej, Białej i Czarnej Wody. W ich imieniu przemówił wójt Seman Szlachtowski, który w lecie 1944 został rozstrzelany za współpracę z Niemcami. W powitaniu uczestniczyli również przedstawiciele Komitetu Góralskiego. Jeden z nich został potem zlikwidowany na mocy wyroku sądu podziemnego, dwóch ocalało choć aktywnie współpracowali z gestapo.
W czasie okupacji odbywały się także niemieckie zawody oraz spływy kajakowe.
Kilka zdjęć miejsc, które były równie piękne wtedy, gdy okupanci panoszyli się w naszym kraju. W miejscach na nich widocznych przemieszczali się partyzanci, przemykali kurierzy i łącznicy, rozgrywały się dramatyczne sceny a góry stały niewzruszone i stoją nadal…
Może trzeba być jak te krajobrazy?… Po prostu trwać?… ;(
BBM:-) Matyldo, wydaje się, że żyjemy w odwróconej rzeczywistości. Bądźmy jak te wieczne góry i trwajmy w spokoju…
Zawsze znajdzie się jakiś kapuś.
Willa była cudowna,szkoda że zaniechano konserwacji,w ogóle cudowne zdjęcia wstawiłaś,dobry fotograf z Ciebie.Pozdrawiam serdecznie.
Uleńko:-) Nie ja fotograf tylko miejsca tak piękne, że ich zepsuć na zdjęciu nawet taki amator jak ja nie zdoła 🙂 Willa naprawdę zachwyca do tej pory wielkością, zamysłem architekta, położeniem. Odpozdrawiam równie serdecznie 🙂 🙂 🙂
Nie miałam pojęcia, że w Szczawnicy było powstanie, bardzo ciekawe rzeczy piszesz i ciesze się, że poszerzasz naszą wiedzę, czego człowiek nie doczyta w książkach to doczyta na blogach, super 🙂
I do tego te zdjęcia, zatęskniłam za górami…
Jotko:-) Ja też się dowiedziałam dopiero w tym roku, kiedy stary nr „Z Doliny Grajcarka” wzięłam do ręki i akurat tam był artykuł na ten temat, wspomnienia Stanisława Zachwiei.
Zdjęcia ze Szczawnicy i okolic mogę oglądać bezustannie, nie dziwię się, że i Ty zatęskniłaś 🙂
Dech mi zaparły te ostatnie zdjęcia z panoramą gór i te drzewa iglaste (nie będę się popisywać nieznajomością gatunków) i chciałoby sie pobiec przed siebie… Historia okrutna, jak zwykle historia… Kiedy jedziesz znowu? Bo następne widoki trzeba nam pokazać! Całuski wielkie
Ewa:-) Podejrzewam, że chodzi Ci o modrzewie przy drodze 🙂 Można patrzeć i patrzeć na te przestrzenie bezkresne i iść by się chciało. O bieganiu, kochana, wcale już nie myślę. Coś Ty, pod górę? Z górki to jeszcze, bo człek się może po prostu toczyć… 😉 Kiedy pojadę? W duszy wciąż tam jestem a fizycznie? Najstarsi górale tego nie wiedzą. Zdjęć jeszcze trochę mam, na zimę powinno starczyć a dalej zobaczymy. Cudnie tam, prawda?
Buziaki 🙂
Cudnie tam i historii ciekawej tyle u Ciebie.. Góry niejedno widziały i słyszały. Dobrze, że trwają niewzruszenie nad tym losem człowieczym. Miłego Aniu i obyś mogła zajrzeć w swoje kochane okolice, jak najszybciej 🙂
Myszko:-) Cudnie, oj cudnie 🙂 Mam świadomość, że nawet jak jestem daleko to cudnie jest bezustannie 🙂
Buziaki dla Was i specjalne głaskanki dla Miśka 🙂
Dziękuję Aniu bardzo Może nawet szybko głaskanie zrealizuję bo jest szansa, że Zosia z Miśkiem i Agą przyjadą do nas w listopadzie Kiedy kolejny kawałek powieści? Już czekam niecierpliwie..
Zaraz, spieszę się do okulisty na 9 -tą.
A ja na razie marze…. <3
Ervi:-) Trzeba mieć marzenia i nigdy o nich nie zapominać 🙂
Marzenia dodają siły 🙂
I upiększają życie 🙂
Czasami nam się wydaje, że Historia działa się w wielkich miastach, a tak naprawdę wszędzie przeróżne wydarzenia miały miejsce
piękne zdjęcia 🙂
Cieniewiatru:-) Historia dzieje się wszędzie i w każdej chwili. My też ją tworzymy czy nam się to podoba czy nie 😉
Zdjęcia przedstawiają tak piękne miejsce, że nie mogą być inne. Ale dziękuję 🙂
Moze teraz uda mi się wkleic komentarz. Pod poprzednim wpisrm nie bylo szans. Mam go skopiowany i może kiedyś. A teraz podziwialam Twoją wiedzę o ukochanej Szczawnicy. I absolutnie rozumiem zauroczenie bo samatak mam. :*
Cuda i wianki czynię zeby u Ciebie dodać komentarz. Pod poprzednim wpisem się nie udało. Teraz też to co napisałam o Twojej fascynacji Szczawnica poszło w kosmos. Moze ten
Lucia:-) Ale czemu nie możesz dodać? Bo ja często mam problem taki, że napiszę komentarz a potem strona znika bez powodu, albo pojawia się komentarz, że czas przekroczony albo, że strona nie odpowiada, choć przed chwilą odpowiadała, albo jeszcze co innego. I tak się dzieje na bloggerze i na wordpressie, do siebie do kokpitu tez czasem wejść nie mogę bardzo długo a wtedy krew mnie zalewa za złości. Myślałam, że to wina mojego starego Lapcia, który ledwo dyszy. I też się wzięłam na sposób, że jeśli teraz napiszę dłuższy komentarz to go kopiuję ponieważ nieraz kilka razy muszę wchodzić na stronę, żeby go wkleić. Czasem u Ciebie się to zdarza, u Magdy, u Cieniewiatru to już nagminnie, czasem nawet u Myszki. Na bloggerze obrazki znikają kilka razy zanim wreszcie uda mi się udowodnić, że nie jestem robotem.
Cieszę się, że w końcu Tobie się udało 🙂
Poza tym jeszcze muszę komentarz u siebie zatwierdzić, żeby był widoczny a jak nie mogę wejść do kokpitu to nie mogę tego zrobić. Cóż, cuda techniki a ja głąb informatyczny jestem, pewnie z tego też część problemów się bierze 🙁
Ale próbuj i przychodź do mnie, Lucio kochana, bo takie miłe odwiedziny to radość wielka. Buziaki 🙂
Z każdym Twoim postem o Szczawnicy nabieram większej ochoty by odwiedzić to miejsce:-) Przecież z Krakowa to tylko trochę ponad 100 km. No i historię niedługo będę miała w małym palcu;-) Zdjęcia piękne! Malownicze. Te dróżki zachęcają do spacerów więc… Spacerowałabym i spacerowała…:-D
Pozdrawiam cieplutko!
Amasjo:-) No naprawdę! Masz tak blisko i jeszcze się zastanawiasz 😉 Z Krakowa ludzie na weekendy przyjeżdżają jak jest ładna pogoda. Możesz wyskoczyć w sobotę rano, spędzić tam dzień i wrócić wieczorem. Póki jeszcze jest ciepło i piękna złota jesień w całej krasie. Za chwilę zacznie się zimno, plucha i już tylko w domu, w ciepełku będzie się chciało siedzieć.
Bardzo mi miło, że zdjęcia Ci się podobają. Po cichu się przyznam, że mnie też i co chwilę się zachwycam… nie zdjęciami, aż taka nie jestem… tym, co na nich widać 🙂
Serdeczności do Ciebie fruną razem z nitkami babiego lata 🙂
Ciekawe, czy teraz uda mi sie dodac komentarz, czy znowu mnie wyrzuci ze wskazówka, zes „niepewna strona”?
Szczawnica, miasto z bogata i nie zawsze latwa historia. Jak wiele miast, jak chyba cala Ziemia…
Lucy:-) Figle nam płata ta wirtualna strona życia, wcale nie jest łatwo wejść i coś powiedzieć na zaprzyjaźnionych blogach. Do Lucii w odpowiedzi na komentarz o tym napisałam.
Szkoda, że nie miałaś okazji odwiedzić Szczawnicy, choć – teraz jest nie do porównania z miasteczkiem sprzed lat. Oczywiście na korzyść, pięknieje z jednego naszego pobytu na drugi 🙂
Jeśli spojrzeć od strony historii – chyba nie ma na Ziemi miejsca, które nie byłoby świadkiem dramatów, tragedii, zmagań ale też pewnie i dobrych uczuć: miłości, przyjaźni… Nawet liczne przyjaźnie międzygatunkowe się zdarzają, oglądałam niedawno na Discovery i tak mi się skojarzyło (np. suczka z najmniejszym kucykiem jaki jest czy kot ze szczurkiem).
Ale calkiem niedaleko Szczawnicy to bylam. Przypomnialo mi sie, kolonie 1981, Mordarka kolo Limanowej. 2x w zyciu byłam bowiem na koloniach bo wiecej „nie należało sie”, nie wiem, o co chodzilo w tej polityce zakladowej Otmętu, ale to juz dzisiaj bez znaczenia. W kazdym razie, moje drugie i ostatnie kolonie byly wlasnie w pobliżu Szczawnicy. Mielismy zorganizowe wycieczki do Nowego i Starego Sącza, Krakowa, Krynicy, ale niestety nie do Szczawnicy, szkoda.
Wysokość gór podobna, krajobrazy też, miasteczko tylko wyjątkowe, położenie ma unikalne od początku. Poczytam i napiszę w następnym odcinku o okresie powojennym. Wtedy też Krynica była najpopularniejsza, więc wycieczkę kolonistom zrobili, żeby ją pokazać. Ładna jest, ale ja już byłam po zakochaniu się w Szczawnicy, więc Krynica nie miała szans 🙂
Lucy, okolica, w której mieszkasz też jest urokliwa, co pokazujesz na zdjęciach.
Pogłaszcz Mirkę 🙂
Pingback: Szczawnicka willa „Wanda” | Anna Pisze