Stenia wyszła wcześniej z pracy. Mogła, ponieważ odbierała nadgodziny spędzone w terenie. Ostatnio sporo czasu spędziła na budowie osiedla pod Warszawą. Zbliżając się do bloku spojrzała w górę i… zdrętwiała. Na dachu, w niebezpiecznej bliskości jego krawędzi zobaczyła dziecięce figurki. Pierwszą myślą było, że nie padał deszcz więc nie powinno być ślisko. Gorączkowo rozważała co zrobić. Jeśli krzyknie – dzieciaki mogą się zestresować i spaść. Nie wiedziała kiedy i jak znalazła się na trzecim piętrze. Właz na dach był otwarty. Wspięła się po metalowej drabince i wyjrzała. Jej chłopcy oraz Filip stali w pewnej – na szczęście – odległości od krawędzi i nad czymś się naradzali. Cofnęła głowę, żeby nie być widzianą i zawołała Filipa licząc na to, że jako najstarszy zareaguje najrozsądniej. Tak też się stało. Usłyszawszy wołanie chłopiec przykucnął, kazał to samo zrobić kolegom i razem przesunęli się w pobliże włazu. Zeszli po drabince na dół i tam zostali pochwyceni przez ledwo żywą ze zdenerwowania Stenię. Nie miała nawet siły nakrzyczeć na winowajców. Po cichu powiedziała, żeby nigdy więcej tego nie robili i zaprowadziła ich na dół, do siebie. Wieczorem zbiórka została zarządzona przez Danusię poczuwającą się do winy z tej przyczyny, że mieszkała najbliżej dachu.
– Czyś ty zgłupiała? – Magda spojrzała zniesmaczona. – Jaka twoja wina może być, przecież nie było cię w domu.
– Akurat byłam ale nic nie słyszałam – tłumaczyła gospodyni. – Przecież powinnam usłyszeć jak przestawiali tę metalową drabinkę po której się wchodzi na dach.
– Mamo, ja chyba słyszałem, ale myślałem, że to robotnicy przyszli naprawiać cieknącą dziurę – Olek wsunął głowę do kuchni. – Nie myślałem, że te smarkacze są takie głupie – spojrzał w stronę dzieci urzędujących w dużym pokoju.
– Nie wiedziałam co mam robić, bałam się, że jak mnie zobaczą to pospadają w dół jak ulęgałki – wzdrygnęła się Stenia.
– Ważne, że się nic nie stało i więcej tego nie zrobią, prawda chłopaki? – Bronek zrobił srogą minę i wpatrywał się w każdego po kolei.
– Coście się tak zeszły? A po mnie nie mogła która zastukać? – weszła Aldona do przedpokoju wprost na Bronka stojącego w kuchennych drzwiach.
– No co się tak na mnie patrzysz? – zdziwił się. – Ja tu mieszkam.
– Ale przebiec się po schodach w dół i w górę nie zaszkodziłoby ci w żadnym razie. Sam mówisz, że ci ruchu potrzeba.
– Tak jest, potrzeba mi ruchu i dlatego chodzę do kiosku „Ruchu” po gazety – oświadczył patrząc z góry co nie sprawiało mu trudności ponieważ posturą górował prawie nad każdym w otoczeniu, a obecne swoje otoczenie przyprawił o szeroki uśmiech. – A skoroście się tu zebrały to może ja sobie pójdę do Marcina i nie będę wam przeszkadzał.
– A idź sobie, idź, Zbój ci i tak wszystko doniesie – machnęła ręką Magda.
– Jak to? – zdziwiła się Aldona.
– Nie wiesz? Przecież Bronuś przyznał się, że wszystko wie, bo w wigilię Zbój mu opowiedział o czym rozmawiałyśmy – odpowiedziała rozweselona.
– A fe, to z ciebie taki kumpel? O wszystkim opowiadasz? To ty jesteś donosiciel – Aldona oskarżycielsko wysunęła palec w kierunku Zbója. – Wstydziłbyś się.
Zbój nie przejął się przemówieniem „ciotki” i szeroko ziewnął.
– Masz, dokładnie pokazał co myśli o twoim gderaniu – zaśmiała się Magda. – Hola, hola, panowie, nie myślcie, że wam się upiecze – zwróciła się do „dachowych turystów”, którzy próbowali zniknąć bezszelestnie sprzed oczu matek. – Kara za głupotę musi być, żeby wam coś podobnego więcej do głów nie przyszło.
– Tak jest, ciocia Magda ma rację – przytaknęła Stenia. – Macie sobie sami karę wymyślić.
Winowajcy spojrzeli na siebie, spuścili głowy udając skruszonych i zawstydzonych, i oznajmili, że muszą pomyśleć. Otrzymali limit czasu na myślenie i opuścili kuchnię.
– Pamiętacie co Maciek z Olkiem i Kubą zrobili kiedy byli młodsi? Tu u mnie w dużym pokoju? – przypomniała sobie Danusia.
– Chodzi ci o ten pożar-o-mało-co? – spytała Magda.
– O co? – zdziwiła się Aldona.
– O mało co – powtórzyła Magda.
– Właśnie to mam na myśli – skinęła głową Danusia. – Ty, Doniczko, nie pamiętasz albo ci Teresa nie opowiedziała. Chłopcy wzięli duże szkło powiększające i zaczęli się nim bawić skupiając promienie słoneczne. Jakoś je tak skutecznie skupili, że zapaliła się gazeta na wykładzinie. Przestraszyli się, zaczęli deptać ogień butami i wybiegli na balkon z płonącą gazetą przyczepioną do butów, tam udało im się zgasić płomień. Szczęściem było, że poprzedniego dnia zdjęłam firanki z okna, bo nie udałoby się im opanować ognia. Już po wszystkim zobaczyliśmy z Bronkiem, gdzie były wypalone ślady na wykładzinie.
– Całe szczęście, że tak to się skończyło – odetchnęła Aldona.
– No, mądrale, jak wam idzie myślenie? – krzyknęła Magda w stronę pokoju.
A tam Olek rozsiadł się na podłodze i zaśpiewał „domowe przedszkole” klaszcząc w ręce. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jako rówieśnik Maćka był najstarszy w towarzystwie młodzieży, a wzrostem już sporo przewyższał Ziutka i niewiele brakowało, by dorównał ojcu. Obok niego Filip mocował się z Jędrkiem, troszkę od niego niższym, udając japońskiego zawodnika sumo. Jędrek się wycofał, usiadł obok Olka i dołączył się do śpiewania.
– Taki kurdupel jesteś, że nie można cię zaliczyć do sumoków – powiedział Filip.
Słysząc te słowa Jędrek zmarszczył groźnie brwi, zacisnął pięści, powoli się podniósł i ruszył w stronę Filipa.
– Ale urośniesz, na pewno urośniesz – krzyknął Filip chowając się za plecami siostry.
– Hej tam! Czy wy ogłuchliście? – zawołała Magda.
– Skończył wam się czas na myślenie – dodała Stenia. – No i co? Jakie pomysły?
– Ja za karę mógłbym nie pójść do szkoły – oznajmił Filip. – Albo nawet przez cały tydzień mógłbym nie chodzić, to byłaby większa kara.
Aldona parsknęła śmiechem prosto w szklankę oblewając bluzkę herbatą.
cdn.
Za pomysłami dzieciaków żaden dorosły nie nadąży.
Kara by nie iść do szkoły tez mnie rozbawiła 🙂
U nas kandydaci do Samorządu Uczniów wymyślili kare dla bijących się uczniów – zostawanie w szkole po lekcjach – tylko kto miałby ich pilnować? Ukarani byliby raczej nauczyciele…
Jotko:-) Najlepszą karą byłoby nie pójść do szkoły przez cały rok, do następnych wakacji 😉 Dzieciaki mają niezliczoną ilość pomysłów i świeże spojrzenie na świat, które niektórym przechodzi z wiekiem. Na szczęście innym zostaje 🙂
Zostawanie po lekcjach to prawdziwa kara, tylko… jak mówisz, dla nauczycieli.
Z tym wychodzeniem na dach to naprawdę małolaty ryzykowały. Mieszkałam w wieżowcu i znajdowali się tacy, którym wpadał do łba pomysł wyjścia na dach 12 piętrowca, rozsiadania się na krawędzi i machania nogami. Mrożące krew w żyłach. Aż strach o tym nawet myśleć..
Myszko:-) Akurat wchodzenie na dach było autentyczne, IV piętro! Na wczasach znowu mój Duży (wtedy jeszcze mały był) też wszedł z jakimś drugim ananasem na dach budynku po zewnętrznej drabince. Mają dzieciaki pomysły, oj mają. Z ogniskiem na środku pokoju też prawda, moi brali w tym udział bo to moje mieszkanie było… Oj, spisane tylko trochę, reszta z pamięci uciekła a szkoda. Ku przestrodze dla rodziców, że dzieci wymyślą to, co dorosłym nie przyjdzie do głów.