„Niezwykłe wakacje Julki” 7

Julka obudziła się, kiedy było jeszcze zupełnie ciemno. Nie zobaczyła Szilki w pokoju. Pomyślała, że może suczka została w ogródku i teraz jest sama, smutna i nie może wejść do domu. Postanowiła po cichutku zejść na dół i wpuścić ją do środka. Wszyscy mieszkańcy z pewnością pogrążeni byli w głębokim śnie, bo do uszu Julki nie dochodził najmniejszy szmer. Ona sama bezszelestnie, jak duch pozbawiony materii, zeszła ze schodów i otworzyła drzwi wejściowe. Owiało ją świeże, letnie powietrze, otulił nocny zapach ogrodu. Usiadła na ławeczce przed domem. Zjawiła się Szila, bezgłośnie wskoczyła na ławkę i przytuliła się do dziewczynki. Dobrze im się siedziało, nie pierwszy już zresztą raz.

– Nie ruszę się stąd dopóki mnie noc nie opuści, tak mi się tu podoba – szepnęła do suni.

Niebo przepięknie rozjaśniały tysiące migoczących światełek. Jedne były maleńkie, inne zdawały się zwiększać w miarę jak Julka się w nie wpatrywała. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się chmura stopniowo zakrywająca wszystkie gwiazdy na niebie. Była jasna jak mgła, napłynęła z boku, rozlała się nad całą powierzchnią widzianego świata aż po horyzont, na którym wyraźnie odcinały się teraz ciemne kontury lasu. Zrobiło się jasno jak w pochmurny dzień. Skądś pojawiła się kula światła, zrobiła nad domem kilka okrążeń, po czym wylądowała na trawie w ogródku. Julka przyglądała się zjawisku z zaciekawieniem, bez cienia strachu. Szilka również nie okazywała żadnych obaw, wstała, machnęła ogonkiem i krótko szczeknęła.

– Cicho bądź, obudzisz cały dom – szepnęła dziewczynka.

Szila zeskoczyła z ławki, jednym susem przeskoczyła kwiatową rabatkę i podbiegła do kuli wyraźnie ucieszona. Julka poszła w jej ślady, to znaczy podeszła do kuli, rabatkę obchodząc z boku, bez przeskakiwania. Ze świetlnej kuli wyszły dwie postacie. Pochyliły się nad suczką, głaskały ją, ona zaś witała się z nimi radośnie jak z dawno niewidzianymi przyjaciółmi.

Zaintrygowana sceną Julka przybliżyła się na tyle, by stwierdzić, iż owe postacie to kobieta i mężczyzna, para jak ze starego filmu. Kobieta ubrana była w długą, ciemną spódnicę i jasną bluzkę zawiązaną pod szyją. Na nogach miała pełne, sznurowane buciki na niewysokim obcasie, włosy zaś gładko zaczesane do góry i upięte w kok. Gdzieniegdzie spod spinek wymykały się pojedyncze kosmyki – zupełnie takie same jak Julcyne – i kręcąc się niesfornie nadawały twarzy kobiety figlarny wygląd. A w ogóle wydawała się dziewczynce dziwnie znajoma, jakby patrzyła na starszą wersję samej siebie ubraną w kostium z początku XX wieku. Towarzyszący jej mężczyzna przyodziany był w ubiór przypominający mundur, też jakiś starodawny, niby z filmu… Zaraz, zaraz, podobne nosili w komedii „CK dezerterzy”, którą niedawno oglądała. Oboje byli młodsi niż jej rodzice w tej chwili, to tylko ich strój sprawiał, że w pierwszej chwili wydawali się być starszymi ludźmi.

Kobieta wyciągnęła do Julki rękę a dziewczynka bez chwili wahania podbiegła i przytuliła się do niej.

– Bardzo cię kocham, Juleńko, jestem twoją praprababcią Franią. A to – wskazała na mężczyznę – twój prapradziadek Feliks.

– Jeżeli jesteście tacy starzy to dlaczego jesteście tacy młodzi? – zapytała Julka.

– Przybyliśmy tylko na chwilkę – uśmiechnęła się praprababcia. – Pojawiła się taka możliwość a ja nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby cię nie uścisnąć. Jesteś do mnie ogromnie podobna, wiesz?

– Tak mi się zdaje kiedy na ciebie patrzę. To wy zbudowaliście ten dom? – wskazała za siebie.

– Tak, my – odpowiedział prapradziadek Feliks. – Był jednak o wiele skromniejszy niż jest teraz.

– No i później, później go postawiliśmy, bo w tej chwili jesteśmy dopiero narzeczonymi. Ślub weźmiemy kiedy skończy się wojna – dodała praprababcia.

– Jaka wojna? – zdumiała się Julka.

– Pierwsza wojna światowa. Nie uczyłaś się w szkole? Wybuchła w tysiąc dziewięćset czternastym roku – wyjaśnił prapradziadek.

– Ach, już wiem, pamiętam. Ale to nie jest ważne. Chodzi o was. Nic nie rozumiem. Jesteście ludźmi czy duchami, czy może w ogóle was nie ma? I co z tą rodziną, dlaczego zerwała kontakty…

– Kochana Julio – wyjaśnił prapradziadek – przybywamy z miejsca gdzie czas nie ma znaczenia, można się w nim przemieszczać do równoległych przestrzeni. Dlatego mogliśmy się zobaczyć. Ale teraz już musimy wracać.

– Czy jeszcze się spotkamy? – przytuliła się Julka do praprababci. – I co z tą rodziną…

– Na pewno się spotkamy – uścisnęła serdecznie dziewczynkę. – A odpowiedzi na resztę pytań znajdziesz w tym domu. I pamiętaj, że często jest zupełnie inaczej niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

Prapradziadkowie uściskali Julkę, pogłaskali Szilkę, zwrócili się w stronę kuli i zniknęli w smugach światła. Kula uniosła się w górę, zmalała, po czym stała się jednym z tysiąca migających światełek i Julka nie potrafiła jej zidentyfikować. Zniknęła też gdzieś dziwna, wielka, jasna chmura, która zakrywała niebo. Julka siedziała na ławeczce przed domem, obok spała Szila.

– Czy ja spałam? – powiedziała do siebie. – Dziwne. Zuźka miała sen o zamku a mnie śnili się dawni członkowie rodziny. Wyglądali tak zupełnie normalnie. Posiedzę sobie jeszcze chwilę z Szilką, jest tak przyjemnie.

Niebo zrobiło się nieco jaśniejsze, jakby słońce gdzieś daleko stąd przecierało oczy i rzuciło w stronę Julki jeden mały różowy, promyczek. Rozległ się dźwięk przypominający brzęczenie komara. Ogromnego komara. Komara giganta. Szilka szczeknęła. Dziewczynka otworzyła jedno oko. Szilka znowu szczeknęła i zeskoczyła z ławki. Julka otworzyła drugie oko i patrzyła z niedowierzaniem. W tym samym miejscu co poprzednio zatrzymała się druga, inna świetlna kula. Przeważał w niej różowy odcień światła. W poprzedniej niebieski był dominujący. Poza tym sytuacja powtórzyła się w sposób bardzo dokładny. Szilka podbiegła do kuli i witała wesoło dwie osoby, które się przed nią pojawiły. To również była para: kobieta i mężczyzna. Julka rozpoznała ich od razu, wszak wyglądali identycznie jak na fotografiach w albumie mamy.

– Witaj kochanie – powiedzieli równocześnie. – Jesteśmy…

– Wiem kim jesteście – przerwała im Julka. – Bardzo lubię oglądać stare fotografie i widziałam was wielokrotnie. Ty jesteś moją prababcią Stefą – zwróciła się do kobiety. – A ty moim pradziadkiem Staszkiem – wskazała na mężczyznę.

– Jak miło, że nas rozpoznałaś – ucieszyli się. – Chodź tu, przytul się. Dziś jest rzadki dla nas dzień, kiedy możemy przytulić własną prawnuczkę. Co za szczęście.

– To takie dziwne – zadumała się Julka. – Przed chwilą odwiedzili mnie prapradziadkowie. Czy to jakieś święto?

– Jest taka jedna noc w roku, kiedy można przekroczyć granicę czasu – odpowiedziała prababcia. – I właśnie dziś mogliśmy ciebie, Juleńko, zobaczyć. A przed nami byli moi rodzice.

– Czy to od nich wyjechaliście i już się nigdy nie spotkaliście? Dlaczego? – dopytywała się Julka.

– Sama znajdziesz odpowiedź na wszystkie pytania. Pamiętaj, że najczęściej nic nie jest takie, jak się z pozoru wydaje – dodał pradziadek.

– To samo powiedzieli prapradziadkowie – zdumiała się dziewczynka. – Czy wy macie ze sobą kontakt? Powiedzcie coś jeszcze, nie odchodźcie, zostańcie trochę…

– Wszyscy mamy kontakt. Musimy już odejść, ale zawsze będziemy przy tobie ilekroć o nas pomyślisz. Ucałuj naszą córkę Mariannę.

– Babcię Mariannę? No tak, to wasza córka a mama mamy. Jakie to wszystko pogmatwane – jęknęła.

Pradziadkowie przytulili ją, uściskali serdecznie, pogłaskali Szilkę i odeszli. Kula uniosła się w górę i odleciała znikając w różowych promieniach wschodzącego słońca.

– Ależ jestem zmęczona – mruknęła do Szilki sadowiąc się ponownie na ławeczce. – Zupełnie jakbym to ja latała miedzy światami przez całą noc. I na dodatek na własnych skrzydłach – oparła się i zamknęła oczy.

Słońce stało wysoko na niebie, kiedy rozległ się głos Zuzi.

– Siostra, czy ty już przez całe wakacje chcesz spać na ławce?

Julka ocknęła się, rozejrzała wokoło i oprzytomniała.

– Nie, tylko wtedy kiedy będzie ciepło i bezdeszczowo – odrzekła.

– Szkoda, bo mogłabym wynająć twoje łóżko i jeszcze na tym zarobić – zażartowała Zuźka.

– Chciałabyś. A łóżko nie twoje i zarobek też nie byłby twój tylko chłopaków – odpowiedziała Julka.

– No dobrze, mądralo. Skoro jesteś na dole, to włącz czajnik w kuchni. Tylko nie obudź wujków.

Ani cioci ani wujka nie było. Kartka na stole informowała, że ciocia pojechała do wsi po zakupy i zaraz wróci. Julka zastanawiała się jak to możliwe, że siedząc na ławce nie widziała ich, ani jej nie obudzili wyjeżdżając autem. Jednak nie zawracała sobie tym długo głowy. Może jej się wszystko zdawało? Może jej się śniło i zeszła na dół już po wyjeździe cioci i wujka? W końcu w książkach takie rzeczy opisują, ona już o tym czytała, wiec nie widzi niczego nadzwyczajnego w zaistniałej sytuacji.

5.03.2017

  • Gość: [L.G.] *.play-internet.pl Niesamowity pomysł
  • annazadroza L.G. Muszę przyznać dla sprawiedliwości, że pomysł podsunęła mi Wnusia K. Wprawdzie ona miała na myśli wampiry, lecz moją wyobraźnię zainspirowała i poszło 🙂
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Niezwykłe wakacje Julki, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *