Przez dłuższy czas gra w Kuferek Radia Zet odbywała się według założonego planu i bez zakłóceń. Bliźniaczkom udawało się „wymiennie” bywać na ostatniej lekcji w czwartki, więc tym sposobem sumy oraz prezenty wkładane do Kuferka były skrzętnie notowane na kartce. Kartka leżała obok telefonu a osoba dyżurna była przygotowana do odpowiedzi w każdej chwili.
Poczynania owe z pewnością doprowadziłyby wytrwałych graczy do upragnionej nagrody gdyby Marcin nie wziął urlopu. Dorośli muszą zawsze dzieciom popsuć szyki. Najpierw Justynka nie chciała powiedzieć ojcu dlaczego z kartką i długopisem siedzi przy radiu zapisując jakieś bzdury. Następnego dnia Filip musiał stoczyć walkę z ojcem, który ciągle zmieniał fale ponieważ miał ochotę słuchać Radia Dla Ciebie. Sprytna Justysia wymyśliła Marcinowi sprawy do załatwienia w mieście na czas dyżuru Inki. Udało się, jeździł po księgarniach szukając niemożliwego do zdobycia podręcznika do nauki angielskiego.
Tak przeszedł tydzień. Więcej nic się nie udało wymyślić i chcąc nie chcąc musieli go wtajemniczyć. Marcin najpierw się na nich obraził za brak zaufania, potem dał się udobruchać pod warunkiem, że przyjmą go do spółki. Zgodzili się, cóż mieli zrobić? Bliźniaczki nie musiały się zrywać z lekcji, więc wszyscy byli zadowoleni. Do czasu.
Tak długo w słuchawce nie rozległ się miły głos pytający: „czy wiesz, ile jest w Kuferku Radia Zet”, że Marcin stwierdził, że na pewno i dziś się nie rozlegnie, bo niby dlaczego miałoby być inaczej? Machnął więc ręką na zabawę, wziął się za reperację drzwi od szafy porządkując przy okazji pawlacz.
Filip właśnie wszedł do domu gdy rozległ się telefon.
– Czy wiesz ile jest w Kuferku Radia Zet? – zapytał miły głos.
Filip rzucił plecak na podłogę.
– Jasne, że wiem bo my mamy dyżury – krzyknął do słuchawki.
Rozejrzał się szukając kartki z zapisem. Marcin zmieszany spuścił głowę.
– Nie liczyłem, nie myślałem, że zadzwonią – tłumaczył.
– Nie zapisałeś?! A myśmy ci pozwolili grać! – krzyczał chłopiec wciąż trzymając słuchawkę. – Dlaczego nie liczyłeś? Przegraliśmy przez ciebie!
– A więc niestety, nie powiesz mi tym razem ile jest w kuferku – stwierdził miły głos, Filipowi zdawało się, że głos w słuchawce krztusi się ze śmiechu.
– Wszystko przez tatę – powiedział Filip połykając łzy porażki. – Nie odezwę się więcej do niego. Niech pani zadzwoni do nas jeszcze, tata już nie będzie grał, nie pozwolimy mu.
– Przykro mi, ale na pewno ci się uda kiedy indziej, za jakiś czas znowu zadzwonię. Bądź cierpliwy.
Filip ryczał ze złości i żalu. Marcinowi było potwornie głupio. Kiedy przyszła ze szkoły Justynka i dowiedziała się o wszystkim miał ochotę zapaść się pod ziemię. A potem przyszły Stokrotki i poczuł się jeszcze gorzej… Ciężko westchnął.
– Słuchajcie, jest mi naprawdę potwornie, okropnie łyso bo zawiodłem wasze zaufanie. Nie przypuszczałem, że mogą zadzwonić.
– Po co chciałeś grać? – beczała Justynka. – Gdybyś się we wszystko nie wcinał to byśmy wygrali! Z wami to tak zawsze! Nigdy nie traktujecie dzieci jak ludzi, tylko każecie coś robić i się wściekacie jak nie zrobimy. A wy co? Mówicie nam, że nie wolno używać brzydkich słów a sami używacie co chwilę! Mówicie, że nie wolno krzywdzić zwierząt ale biednego psa do domu wziąć nie chcecie! Żadnego!
Marcin spuścił nos na kwintę. Linka szturchnęła w bok zaperzoną sąsiadkę.
– A o tabletkach zapomniałaś – syknęła jej do ucha.
– Jakich tabletkach? – krzyknęła Justynka.
Tym razem Inka kopnęła ją w kostkę.
– Jakich tabletkach? – zainteresował się Marcin mając nadzieję na zmianę tematu.
– Na…srrr… spanie – przycichła nagle Justynka. – No tak, faktycznie.
– Na jakie spanie? Dla kogo? – dopytywał się Marcin.
– Miała kupić dla Doroty – zełgała Linka.
– Ale pewnie ciotka nie dała recepty, ona tak zawsze – dodała Inka.
– Tak, a bez recepty ani rusz – pokiwała głową Linka. – Bo dzieci w szkole powrzucałyby niektórym nauczycielom do herbaty…
Oj, muszę odtąd pilnować mojego kubka z herbatą 🙂
Jotko:-) Ale to tylko dla nielubianych dorosłych w szkole 😉 Myślę, że Ciebie to nie dotyczy 🙂
No paru chętnych by się znalazło…
W „Po co wróciłaś, Agato” był „przypadek” z tabletkami, którymi dzieci chciały sobie życie uprzyjemnić kosztem dorosłych 🙂
Szkoda ze tu nie ma gwiazdek. To taka gwiazdka komentarziwa ode mnie. 🙂
Lucia:-) Dziękuję pięknie za gwiazdkę 🙂 🙂 🙂
:)) a wygrana była tak blisko.
Dora:-) Kiedyś w loterii na poczcie kupiłam los i było zaledwie kilka numerów od samochodu… Potem pomyślałam, że pewnie większość jest blisko, żeby podkręcać atmosferę i prowokować ludzi do kupowania kolejnych losów. Ja się nie dałam wkręcić 🙂