„Przeszłość powraca” to takie same zamierzchłe czasy jak „Koniec wakacji”. Prawdą jest wycieczka do Bułgarii i zwiedzanie przepięknych miejsc. Miło się wspomina 🙂 Historia opisana mogła się zdarzyć, gdzieś, kiedyś, komuś, albowiem życie jest nieprzewidywalne i często płata zaskakujące niespodzianki.
:):):):):)
Moja sąsiadka Danusia wraz z mężem wróciła z dwutygodniowego urlopu w Grecji. Ucieszyłam się, bo po pierwsze: nie lubię być sama na piętrze, a po drugie: wyprowadzanie dwóch psów – chociaż bardzo kochanych – osobno kilka razy dziennie jest uciążliwe, szczególnie gdy trzeba piechotą wchodzić na czwarte piętro. Dzieci nie było w domu. Dzwoniły, że za tydzień wrócą z podróży nazwanej „z namiotem po kraju”.
Sąsiedzi rozpakowali się, odetchnęli polskim – niestety już chłodnym – powietrzem i Danusia zastukała do moich drzwi.
– Monika, masz wolną chwilę? Przyjdź obejrzeć zdjęcia.
Oglądałam z zachwytem przepiękne widoki, niespotykane u nas połączenia barw, soczystą zieleń greckiej roślinności, jaskrawe promienie słońca odbijające się tysiącem iskierek na pofalowanej powierzchni wody, ciemnobłękitne niebo, po którym z rzadka tylko płynie pojedynczy biały obłoczek. Wpatrzona w fotografie przeniosłam się w czasie. Przed oczami przesuwały mi się obrazy sprzed lat – równie piękne, równie kolorowe choć nie z Grecji a z Bułgarii, z wycieczki odbytej z koleżankami po trzecim roku studiów.
Pojechałyśmy z całą grupą studentów. Opłacony był przejazd w obie strony i noclegi w domkach kempingowych w Kavarnie oddalonej chyba o jakieś sześćdziesiąt kilometrów od Warny. Z miasteczka trzeba było długo iść drogą kryjącą się w lesie, aby dotrzeć do kempingu. Za to od plaży dzieliło nas zaledwie kilka kroków.
Jakże piękna była plaża. Zaledwie wąski pasek piasku dzielił powierzchnię wody od głazów, które leżały u podnóża wysokiego, skalnego urwiska. Podobno dawno temu osada wznosiła się wysoko nad samym morzem, lecz kiedyś podczas straszliwego sztormu razem ze skałą runęła w głębię. Dlatego teraz ludzkie domostwa są oddalone od wybrzeża. To nie polska plaża: piaszczysta, gładka, spokojna, bez niespodzianek. Tutaj co chwilę było inaczej, co kilka metrów – nowość: przepiękne głazy wygładzone przez fale, piaszczysta zatoczka, skalna półka pojawiająca się nagle w polu widzenia. Gdy rozpoczął się przypływ ledwo zdołałyśmy ujść z życiem wspinając się na skały i przesuwając się pomaleńku, bokiem, krokiem dostawnym po owej półce.
Zwiedzałyśmy wszystko co się dało, żeby jak najwięcej zachować w pamięci. Wtedy po raz pierwszy robiłam kolorowe slajdy moją wierną Smienką, którą mam do dziś. Uwieczniłam wyprawę na Kaliakrę, skalisty półwysep omywany spienionymi falami, z którego cudowny, niepowtarzalny widok otwiera się na bezkres morza. Legenda głosi, że królewna o imieniu Kaliakra w towarzystwie innych dziewic rzuciła się w morską otchłań z najwyższej skały, aby uniknąć hańby w tureckiej niewoli. Pamiętam orientalny urok Bałcziku – budowle, ogrody, zieleń i szaleństwo kolorowych roślin tworzących niepowtarzalne kompozycje. Przypominam sobie wycieczkę wodolotem, spacery po urwistych brzegach, przystań rybacką z pomostem wchodzącym daleko w morze, wyprawę żółtym zaporożcem podczas której auto o mało nie stoczyło się w dół, w głębię.
31.05.2017