Przeczytałam z wielką przyjemnością książkę Stokrotki naszej blogowej, czyli Jadwigi Śmigiery, o Warszawie zatytułowaną „Moje warszawskie zwariowanie”. Poczta uprzejmie doniosła ją dopiero w piątek i nie mogłam się doczekać, aby dać nurka między kartki oczekując przyjemnych chwil i ciekawej wycieczki. I miałam rację, moje oczekiwania się spełniły!
Odwiedziłam miejsca, z którymi związana byłam dawniej i jestem przecież na zawsze, cząstka przeszłości siedzi sobie w sercu bezszelestnie i czeka chwili, aby się ujawnić np. dzięki czyimś wspomnieniom. W stolicy mieszkam już pół wieku, więc jestem warszawianką przez zasiedzenie 🙂 Mieszkaliśmy z rodzinką na Pradze i czytając część dotyczącą tej „obrzydliwej” dzielnicy wróciłam w przeszłość. „Moje tereny” rozciągały się od mostu Śląsko-Dąbrowskiego wzdłuż Wisły do mostu Poniatowskiego, a w drugą stronę do Targowej, do bazarku Różyckiego i dalej do Wileńskiej i do Zamoyskiego. Przez cztery lata chodziłam do liceum, którego okna wychodzą z jednej strony na cerkiew, mijając widoczne – po drugiej stronie ówczesnej Świerczewskiego – miśki na wybiegu. Park Praski i ZOO to pierwsze miejsca spacerów moich synków. Wcześniej – często piechotą przez most (7 min. drogi) szłam na zajęcia na uniwerku, sporo czasu spędzałam w biliotece na Świętojańskiej, obok akademików na Kickiego (ulicy nie pamiętam) ale najwięcej na Koszykowej. Dosłownie całe dnie tam spędzałam, wcale nie w BUW-ie. Czytelnia była czynna do 22-iej i po tej godzinie wracałam do domu. Nigdy się nie bałam. Nawet gdy napotykałam po drodze od przystanku tramwajowego do domu jakąś grupę, słyszałam: „zostaw, to nasza” i żadnych złych przeżyć nie miałam przez wszystkie lata mieszkania na ulicy, która teraz ma już trzecią nazwę. Kiedy się wprowadziliśmy u wielu osób funkcjonowała nazwa przedwojenna, nawet listy do poprzednich lokatorów przychodziły na ul. Szeroką. Potem była Karola Wójcika a teraz jest księdza Kłopotowskiego. Pewnie dalej jest, od śmierci Taty, czyli od 13-tu lat nie bywam w tamtych stronach, Tato się śmiał (kiedy jeszcze był zdrowy), że mieszkał w jednym miejsca a pod trzema adresami.
W 1981 roku zamieszkałam na Ursynowie ( jak Stokrotka na Targówku) i pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia, od – dokładnie – czasu i miejsca serialu „Alternatywy 4”, kręconego tuż obok. Pamiętam lokomotywę stojącą pod blokiem służącą do ogrzewania w czasie zimy mieszkań serialowych bohaterów 🙂 Mimo, że kilka lat temu przeniosłam się na drugą stronę Lasu Kabackiego, Ursynów kocham i nigdy nie przestanę. Najchętniej mój obecny domek przeniosłabym na trawnik pod mój blok i wtedy byłoby idealnie 🙂
Rozgadałam się, rozwspominałam przez tę Stokrotkę i jej wycieczkę po Warszawie. A przecież zamiast się zagłębiać we własne przeżycia, powinnam się skupić na spotkaniu na kartkach książki osób ulubionych: Danuty Szaflarskiej, cudownego człowieka Bolesława Prusa, Frycka „od Chopinów”, Henryka Sienkiewicza darzonego przeze mnie miłością dozgonną, zmilczę o tych, których sympatią nie darzę. Przy okazji przypomniałam sobie pawie w Łazienkach niemiłosiernie zagłuszające aktorów w Teatrze na Wodzie ponieważ wybrały sobie okoliczne drzewa na nocleg i darły się do siebie z góry. Uśmiałyśmy się wtedy z kuzynką, że hej 🙂
I jeszcze mi się przypomniało, że nasz budynek na Szerokiej miał liczne ślady po kulach, w pierwszej chwili zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. I domki fińskie są znajome. I do Łazienek najbardziej lubiłam jeździć kiedy padał deszcz, mogłam sobie spacerować do woli pod parasolką a całe Łazienki moje 🙂 I do Wilanowa pojechałyśmy z kuzynką w długich spódnicach (moda nareszcie taka nastała), snułyśmy się po korytarzach pałacu szukając na portretach rodzinnego podobieństwa… :))) O matko, jakie wariatki!!!
Taka to jest książka, co i rusz wskrzesza wspomnienia, budzi skojarzenia, zawiera dużą dawkę informacji, do których można w każdej chwili wrócić mając własny egzemplarz pod ręką.
Baaardzo się cieszę, że mam książkę Stokrotki i mogę zaglądać do niej kiedy dusza ma tego zapragnie 🙂
-
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
Archiwa
- październik 2024
- wrzesień 2024
- sierpień 2024
- lipiec 2024
- czerwiec 2024
- maj 2024
- kwiecień 2024
- marzec 2024
- luty 2024
- styczeń 2024
- grudzień 2023
- listopad 2023
- październik 2023
- wrzesień 2023
- sierpień 2023
- lipiec 2023
- czerwiec 2023
- maj 2023
- kwiecień 2023
- marzec 2023
- luty 2023
- styczeń 2023
- grudzień 2022
- listopad 2022
- październik 2022
- wrzesień 2022
- sierpień 2022
- lipiec 2022
- czerwiec 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- luty 2022
- styczeń 2022
- grudzień 2021
- listopad 2021
- październik 2021
- wrzesień 2021
- sierpień 2021
- lipiec 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- październik 2020
- wrzesień 2020
- sierpień 2020
- lipiec 2020
- czerwiec 2020
- maj 2020
- kwiecień 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- wrzesień 2019
- sierpień 2019
- lipiec 2019
- czerwiec 2019
- maj 2019
- kwiecień 2019
- marzec 2019
- luty 2019
- marzec 2017
- luty 2017
Kategorie
- Babie lato i kropla deszczu
- Bez kategorii
- Dla dzieci
- Koniec wakacji
- Kuchennie i smacznie
- miniatury i takie tam…
- Myślę sobie
- Niezwykłe wakacje Julki
- O Matyldzie co nie chciała Nikodema
- Opowiadania
- Opowieść Marianny
- Pasma życia
- Piaseczno
- Po co wróciłaś Agato?
- Powieści
- Przeszłość powraca
- Szczawnica
- Tajemnica Adasia
- Tenczynek
- W międzyczasie
- Widocznie tak miało być
- wierszydełka
- Wymyślanki
Meta
Ojej!
Ale serdeczną i sympatyczną recenzję swojej ksiązki przeczytałam:-)
Miło mi Anno, że „Moje warszawskie zwariowania” przywołały tyle Twoich pięknych wspomnień.
Serdecznie Ci dziękuję.
Stokrotko:-) Mnie miło, że Tobie miło 🙂 Serdeczności 🙂
Szkoda, że nie mogłam przeczytać tej książki przed wyjazdem do Warszawy.. pewnie spojrzałabym na miasto jeszcze przychylniejszym okiem 🙂 Choć i tak niesamowicie mi się tam podobało.. a że wróciłam z inną ciekawą i miłą memu sercu książką, to się wyrównało 🙂 Pozdrawiam obie pisarki serdecznie 🙂
Myszko:-) Myszko kochana, co z Ciebie za dziewczyna! Dziękuję w swoim imieniu a Stokrotka pewnie się nie pogniewa jeśli i w jej też 🙂
Piękny opis Warszawy, tym samym młodzieńcze lata(wiem że jesteś ciągle młoda), tez tych przeprowadzek zaliczyliście,ja od momentu urodzenia 4 razy i 2 razy zmiana nazwiska panieńskiego (co władza to inaczej).Chwała Ci Panie ale nazwy moich ulic nie zmienili,żadnej.Dobrze że teraz ulica Polna, tej nic nie grozi.Pozdrawiam bardzo a bardzo upalnie,tylko Puchate dzisiaj bez ciepłego.
Uleńko:-) A wiesz, że tak samo myślałam, że Puchate bez Ciepłego dziś, niech sobie Ciepłe odpocznie i posiedzi w chłodnym miejscu 😉
Do ulicy Polnej nikt nie powinien się czepiać bez względu na opcje rządzące. Chyba, że nagle zabraknie ulic do poświęcania ich „swoim” i będą zmieniać takie „obojętne”. Ale cicho sza, może nie będzie tak źle 😉
A co do młodości – pewnie, że jestem 🙂 Wnuczka robiła nam testy na wiek, jej i dziadkowi wyszło, że mają po 50 a mnie 27! I kto tu jest młody? Ziemska powłoka się starzeje, na to nie ma rady, ale JA jestem młoda 🙂
Buziaki 🙂
Znam, Anno i mam wszystkie części.
Czytałam z tym większą ochotą, że i autorkę poznałam osobiście , a do stolicy jeździłam często, bo mąż miał tam ciotkę.
Jotko:-) Jeśli zna się miejsca opisywane w książce, zupełnie inne jest czytanie i zrozumienie, widzi się oczami wyobraźni, przychodzą na myśl różne skojarzenia. Na przykład z czasem, ze zdarzeniami towarzyszącymi odwiedzaniu, z napotkanymi ludźmi…
„Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty, jak pierwsze kochanie”
Ewuniu:-) Ty dziś w nutę poetycką uderzyłaś 🙂 I masz rację, Ty i cytat 😉
Cytuję, bo własnych myśli nie mam przez ten upał 🙁 Jak znosicie ten żar tropików? Mój zwierz nie wychyla wielkiego nosa z domu.
Moje leżą rozpłaszczone na kafelkach albo na trawie. Mnie jest dobrze jeśli wychodzić nie muszę gdzieś do miasta. W Biedronce byłam zakupy zrobiłam, tam chłodno, bo klima działa. Lubię jak jest ciepło. Nie narzekam bo zaraz i tak przyjdzie zima i będzie śnieg, a zimy nie lubię! U nas lato jest krótkie. Właściwie od zimnej Zośki do zimnej Hanki i po ptokach ;( A ranki są takie cudne jak o żadnej innej porze roku 🙂
Aniaaaaa! Po raz pierwszy nie mogę sie z tobą zgodzić. Wiesz jakie jesienią są przecudne ranki, kiedy pierwszy mróz malije wszystko na srebrno? Ja do sklepu najlepiej w nocy, ale nie ma żadnego nocnego, więc czekam do 19-stej. 🙁
Zgadzam się z każdym słowem, które zawarłaś w tej notce Aniu 🙂 Też mam tę książkę Stokrotki. Gdy ją dostałam przysiadłam z nią na chwilę, tak żeby ją tylko przejrzeć, a skończyło się na tym, że przeczytałam ją całą 🙂 Czytając ją czułam się tak jakbym poznawała i zwiedzała Warszawę z bliską sercu przyjaciółką 🙂
Pozdrawiam serdecznie z Costa Blanca!
Amasjo:-) Ze mną tak samo było, chciałam tylko przerzucić a potem zasiąść do porządnego czytania ale mi Stokrotka pomieszała szyki i nie mogłam się oderwać. I już do niej wracałam!
Dziękuję za pozdrowienia i odsyłam równie serdeczne 🙂
Ewcia!!! Twoje prawo się nie zgadzać, ale ja Cię zaskoczę, hihi, wiem jakie potrafią cudne być poranki, i nie tylko jesienią ale ZAWSZE 🙂 Latem ma być lato i już!
Nie masz sklepu pod ręką? Nie otwierają Ci żadnego o 6-ej? Wtedy jeszcze nie ma upału. Na pewno przyjemniejsze powietrze jest niż o 19-ej. U mnie o 21-ej wczoraj, wyszłam z psami, było 26 st. C. Teraz nie wiem, siedzę w domu. Myślę co zrobić na obiad w sobotę jak dzieci przyjdą i wymyśliłam na razie chłodnik jagodowy.
Masz rację, poranki zawsze są cudne! (pod warunkiem że poprzedniego dnia nie zdarzyło się nic okropnego) Sklepy w pobliżu (najbliższy ok. 3 km) otwierają o siódmej. Też myślałam o tym, żeby kupować rano, ale najpierw chodzimy na spacerek (ok. 6:30), a potem śniadanko (dotrzymywanie towarzystwa Panu i Władcy), a potem to już tylko kącik na zdechnięcie. Ja na obiad wymyśliłam pierogi z jagodami z PSS Społem. A na sobotę – moze coś po włosku? Mnóstwo warzyw i jakiś fajny makaron? Daj znać co wymyśliłaś 🙂
Ojej, 3 km po zakupy? I dopiero od 7-ej? Współczuję, to naprawdę kłopot. Musisz robić spis i jeździć autem po towar w ilościach hurtowych, nie możesz po prostu wyskoczyć do sklepu jak czegoś zabraknie. Nie podoba mi się to, utrudnia życie.
Pierogi wymyśliłam na jutro, z Biedronki bo tanie ale zjadliwe. Są też z budki, baaardzo smaczne ale duuużo droższe, pozostanę więc przy pierwszej opcji.
Co na sobotę wymyślę – powiem Ci, bo jeszcze do końca nie wiem. Jutro się zdecyduję, przecież zakupy muszę zrobić. Dziś nie myślę, ciśnienie się na pewno zmienia, czuję to i głowa mi leci na boki, mam w niej osobisty barometr 😉
Dopiero dzięki Tobie poznałam 🙂
Ervi:-) Ja też niedawno trafiłam na blog Stokrotki i było to trafienie w dziesiątkę 🙂
Ja na lbogu Stokrotki chyba jeszcze nie byłam 😉
W takim razie przespaceruj się do Stokrotki 🙂 Jako pierwsza odezwała się po moim wpisie, tak do niej trafisz. Idź, nie pożałujesz 🙂
Ervi – serdecznie Cię do siebie zapraszam.
🙂
Najlepsze przede mną 🙂 Stokrotko z przyjemnością zajrzę 🙂
Zdarza się trafić na książkę, która porusza najbardziej osobiste struny. Cudownie, że Ty na taką trafiłaś! 🙂
BBM – Ty znasz mój blog, bo czasami u mnie bywasz.
🙂
Matyldo:-) Raczej ona trafiła na mnie, bo to Stokrotka zareklamowała swoje opowieści o W-wie tak skutecznie, że nie mogłam się oprzeć 🙂 Lubię jej blog i ciekawostki-historyjki na temat ukochanego miasta, na punkcie którego – jak sama mówi – zwariowała 🙂
Odbyłam bardzo ciekawy spacer po Warszawie. Wędrowałam z Tobą od adresu do adresu :)) Ciekawy i przyjemny, bo nie musiałam wystawić nosa na słoneczny gorąc. Również lubię czytać blog Stokrotki. Jest tam mnóstwo ciekawostek o mieście dość mi bliskim, bo mieszka w nim część mojej rodziny.
Pozdrawiam powiewem chłodniejszego po burzy powietrza 🙂
Marijanko:-) U nas też chłodniej i po nocnej burzy. Kiedy patrzę na mapę pogodową w tv zerkam odruchowo jakie temperatury czekają moje blogowe koleżanki 🙂 Więc na Dolny Śląsk patrzę, na Szczecin, na Kraków i oczywiście zawsze na Szczawnicę, niezależnie od wszystkiego innego 🙂
Jeśli zna się opisywane miejsca, zupełnie inaczej się o nich czyta niż o zupełnie nieznanych, prawda?
A ja Cię pozdrawiam znad płatków jaśminu leżących na trawie, na szczęście jeszcze trochę na krzaku zostało 🙂
……W 1981 roku zamieszkałam na Ursynowie ( jak Stokrotka na Targówku) i pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia, od – dokładnie – czasu i miejsca serialu „Alternatywy 4”, kręconego tuż obok. Pamiętam lokomotywę stojącą pod blokiem służącą do ogrzewania w czasie zimy mieszkań serialowych bohaterów……
To znaczy, że byłaś świadkiem kręcenia kultowego filmu! Czytałem wspomnienia innych ludzi tam mieszkających i pamiętających tą ‘słynną’ lokomotywę.
Ja na Ursynowie byłem tylko raz w życiu, na jesieni 1981 roku. Wówczas starałem się kupić podręcznik do nauki języka niemieckiego, co było w tamtych czasach praktycznie niemożliwością: pomijając, że brakowało WSZYSTKIEGO, to z powodu licznych wyjazdów Polaków do Niemiec bądź Austrii (w większości w jedną stronę) materiały do nauki tego języka były rozchwytywane. Bezowocnie przeszukawszy kilka księgarni (m. in. imienia Stefana Żeromskiego na roku Świerczewskiego i Nowotki), prawie-że gotowy byłem zrezygnować z dalszych poszukiwań. Ale czasem los potrafi się do człowieka uśmiechnąć: jeden z pracowników księgarni powiedział, że właśnie wrócił z księgarni na Ursynowie i że tam takie podręczniki są w sprzedaży! Zapisawszy sobie adres, niezwłocznie się udałem na tajemniczy Ursynów.
Co to była za podróż—nie posiadałem mapy, jechałem praktycznie ‘na wyczucie’ różnymi tramwajami i autobusami! Gdy wreszcie po kilku godzinach tam dotarłem, ukazał mi się krajobraz niczym z „Alternatywy 4”: masa bloków, dużo pustych przestrzeni z pozostałościami po budowach, brak zieleni i żadnych mapek czy innych wskazówek, co do lokacji sklepów. Pytałem po drodze wiele osób o tą księgarnię, jednak mało kto był mi w stanie pomóc, niektórzy powiedzieli, że dopiero od niedawna tam mieszkają i sami się gubią.
Wreszcie jakimś cudem odnalazłem księgarnię—i rzeczywiście, nie tylko posiadała na składzie książkę do nauki języka niemieckiego autorstwa Leszka Szkutnika, ale też dołączone do niej były 3 kasety magnetofonowe! A na dodatek udało mi się kupić parę innych pozycji, niedostępnych w bardziej ‘cywilizowanych’ częściach Warszawy.
Księgarnia była prawie pusta i porozmawiałem z jej pracownikiem. Powód, że posiadała tyle książek, które normalnie byłyby wyprzedane w ciągu kilku minut, był prosty: linii telefonicznych jeszcze nie podłączono, o jej istnieniu jedynie wiedzieli lokalni mieszkańcy, a poza tym brak dobrej komunikacji i map powodował, że trafienie do niej było nie byle sztuką dla kogoś ‘z zewnątrz’.
Niedawno, używając „Google Street View”, ‘przespacerowałem’ się trochę po ulicach Ursynowa, który zmienił się diametralnie przez te 40 lat—oczywiście, na lepsze!
Jacku:-) Serial był już nakręcony kiedy zamieszkałam na Ursynowie, ale klimat był identyczny, sceneria też, tylko Anioła Stanisława nie było, na szczęście 😉 Za to byli cudowni sąsiedzi, wspaniali przyjaciele, z którymi żyliśmy razem jak w rodzinie radząc sobie w tamtych czasach wspólnie, pomagając sobie w zakupach, w opiece nad dziećmi, obchodziliśmy razem święta, imieniny itp, wytańczyłam się wtedy za i na całe życie 🙂 Cudnie było i jest co wspominać, choć kilkoro już nam macha zza Tęczowego Mostu…
W dawnych czasach księgarnie chyba wszystkie w W-wie odwiedzałam, a Żeromskiego bardzo często.
Teraz na Ursynowie mieszkają moi chłopcy z rodzinami. Zmienił się Ursynów, bardzo się zmienił od czasu gdy mieszkam za lasem. Przez covida nie jeżdżę tam już prawie rok i tęsknię …
Chyba popełniłem małą pomyłkę-Księgarnia im. Stefana Żeromskiego była na roku ulic Świerczewskiego i Marchlewskiego… już mi się mieszają te stare nazwy, nie mówiąc o nowych!
I jeszcze jeden komentarz: ustalając dokładną lokację księgarni Żeromskiego dowiedziałem się, iż nie dawno została zamknięta… Szkoda, bywałem tam wielokrotnie w latach siedemdziesiątych XX w, stosunkowo niedaleko mojego bloku.
Do tej pory pamiętam, jak na pierwszym piętrze księgarni, na półkach były pięknie oprawione dzieła Lenina (a może też innych 'myślicieli’ jego pokroju). Kolega zastanawiał się, czy nie warto by było ich kupić (cena z pewnością poniżej kosztów produkcji), a potem zanieść do szkoły na makulaturę, przynajmniej zaoszczędziłoby się czas na zbieranie makulatury. Parę lat później dowiedziałem się, że takie numery uczniowie robili, nawet w jednej szkole dowiedziała się o tym dyrekcja i zrobiła się nieprzyjemna afera…
Jacku, księgarnia była na rogu Marchlewskiego i Świerczewskiego. Nie bywam już, więc nawet nie wiedziałam, że zamknęli na amen. Niestety, mnóstwo znanych, fajnych miejsc zniknęło z mapy miasta. Nowych już nie znam z różnych powodów.
Z makulaturą to cyrk prawdziwy, dowód, że zawsze coś można wykombinować, żeby wyjść na swoje 😉 Miałam kilka takich „dzieł”, już nie pamiętam skąd, natomiast dobrze pamiętam, że związałam je razem, przykryłam obrusikiem i miałam przez pewien czas taki „stolik” w swoim pokoju 🙂