Dziś jakby trochę cieplej. Wczoraj wczesnym rankiem na łące szron widziałam, bałam się, że zmarzły kwiatki, ale szczęśliwie przeżyły te pierwsze chłody. Pelargonie mają jeszcze tyle pąków i pięknie kwitną, że chyba bym się zapłakała z żalu, gdyby teraz padły. Groszki też są kolorowe. One w ogóle są niesamowite, bo jak już się przyjęły to rok w rok kwitną i rozsiewają się dalej. Idą nawet po ścianie z dzikim winem oraz po siatce. Muszę pamiętać, żeby obcinać przekwitłe pędy natychmiast, wtedy kwitną przez cały czas, bez żadnych przerw. Jak się je zaniedba, obsychają i robią się brzydkie.
Skitek mnie rozczulił wczoraj, kochana psinka z niego. Byliśmy u dzieci razem oczywiście z psiakami. Ależ się Calineczka cieszyła, klepała Skitusia po aksamitnej sierści, buziaczki mu posyłała, piszczała z uciechy. Nie trzeba tv kiedy się ma takie obrazki przed oczyma. Ponieważ było sporo osób, bo urodziny Średniej świętowaliśmy, po pewnym czasie Skits poczuł się zmęczony i schował się pod biurko, leżał koło nas i Szilki. Na hasło: jedziemy do domu – podniósł się natychmiast i ruszył do drzwi. Przedtem się poprzytulał do swoich domowników, a teraz wyglądało jakby mówił: bardzo was kocham, wiecie o tym, ale jestem zmęczony i chcę spokoju. Po przyjeździe spał do rana jak kamień. Po opróżnieniu miski oczywiście.
Muszę się przyznać, że tortowi się nie oparłam i poprosiłam o dokładkę, co naprawdę rzadko mi się zdarza. Czekoladowy (wcale tak bardzo czekolady nie lubię), z chrupiącą częścią w środku oraz częścią kremu/musu tak pysznego, lekkiego, delikatnego, że rozpływał się w ustach. Z cukierni, nie własnoręcznie robiony, żeby nie było niedomówień, ale prawdziwe niebo w gębie. Malutkiej też krem smakował, jeszcze jak:)
Jednak w każdym z nas tkwi łasuch, nie mogę mówić, że we mnie nie, bo to nieprawda byłaby:)))
Ja upiekłam murzynka. Odkąd zmodyfikowałam swój dawny przepis o „poprawki” cioci Halinki z Krakowa – ciasto wychodzi bardzo dobre. Szarlotki ulubionej nie mogłam Średniej upiec, bo wciąż mam niewygojony „urwany” palec, a jedną ręką ciasta zagnieść nie potrafię. Na szarlotkę musi więc młoda zaczekać, aż babcia po pełnej sprawności powróci:)
27.09.2018
a co do kwiatków: nie było mnie tydzień, deszcz nie padał ani razu, a wszystkie kwiatki w doskonałej formie. może to całe podlewanie to jakaś legenda miejska?:)
A w sprawie palca – to nie biedna tylko głupia niebotycznie. Kto próbuje złapać grubą smycz z potężnym karabińczykiem ręką – zamiast przydeptać – mając świadomość, że będzie szarpnięta z ogromną siłą? Bezmyślność i tyle.
Dzięki, buziaki:)))
Co do kwiatków – zimno się zrobiło, więc pić im się tak bardzo nie chce i przeżyły.
Pozdrowienia, kosmiczny łasuchu:)))