Do rana rzeczywiście nic się nie wydarzyło. Przyjaciółki zasnęły snem sprawiedliwych dopiero wtedy, kiedy słońce zechciało łaskawym okiem rzucić na Krystianówkę. Nic więc dziwnego, że nagle obudzone hałasem spowodowanym rykiem klaksonów samochodowych połączonym z psim jazgotem, czuły się zupełnie nieprzygotowane na przyjęcie gości.
– Rany boskie, jak ja wyglądam – złapała się za głowę Adelka. – Kryśka, błagam cię, idź otworzyć bramę, bo ja idę do łazienki. Przecież muszę się jakoś upodobnić do ludzi…
– Dlaczego niby ja?
– Młodsza jesteś. Poza tym w takim stanie mąż widział cię już sto lat wcześniej, to się nie zdziwi, a mnie nie wypada tak się pokazać…
– Niby w jakim stanie? – zaperzyła się Krysia. – Co miałaś na myśli?
– Nic, nic, tak mi się powiedziało…
– Mogłabyś, mimo wszystko, sprecyzować o co ci chodziło? – nie ustępowała Krysia.
Dołączyła do nich ziewająca Elka, której nie obudził hałas dochodzący z zewnątrz lecz dopiero wymiana zdań przyjaciółek.
– Ooo, to niech ona idzie otworzyć, wygląda najlepiej – zaproponowała Krysia szukając dzwoniącej komórki, wreszcie znalazła i odebrała. – Tak kochanie? Żyjemy, tylko dopiero się obudziłyśmy, miałyśmy nocne atrakcje… Już otwieram… – pokazała Adelce język i wykonała ręką gest ucinania Adelcynej głowy.
– Ona nie może, bo jej jeszcze nie ma, dopiero przyjedzie – krzyknęła za Krysią Adelka.
– Jak ona? – zainteresowała się Elżbieta.
– Nie ona tylko ty – usłyszała wyjaśnienie najwyraźniej mało satysfakcjonujące. – Przecież miałaś przyjechać później, to cię jeszcze nie ma, prawda?
– Ale przecież jestem! Tutaj! Tu stoję, widzisz mnie? Halo, Adelka, tu ziemia!
– A idźże wreszcie się ubierz jak człowiek i nie machaj mi tu przed oczami – wypchnęła Elkę na tył domu i kazała natychmiast iść do łazienki.
Umysł Adelki bardzo intensywnie pracował nad zagadnieniem co zrobić, żeby Elka – zobaczywszy Winicjusza – po prostu nie wsiadła do auta i nie odjechała. Najpierw pomyślała, żeby przebić oponę. Zrezygnowała z pomysłu analizując konsekwencje wkurzenia się Elżbiety po stwierdzeniu owego faktu oraz potwierdzonej teorii spiskowej, za którą obwini bogu ducha winnego Winicjusza i do końca świata się do niego nie odezwie. A przecież chodzi o coś zupełnie odwrotnego. Następnie wzięła pod uwagę zabranie jakimś podstępem i schowanie kluczyka od stacyjki, co odrzuciła uświadomiwszy sobie, że przezorna Elka zawsze ma przy sobie zapasowy. Mogła ewentualnie zatkać rurę wydechową jak Janek Kos w „Pancernych”, tylko żaden pies nie będzie naśladował Szarika, nie wiadomo czy oglądały akurat ten odcinek serialu…
Tymczasem Krysia otworzyła bramę przez którą wjechały dwa samochody. Z pierwszego wyskoczyła pręgowana bokserka. Na widok całej sfory psów pędzącej w jej kierunku czym prędzej się cofnęła i jednym skokiem znalazła się z powrotem w bezpiecznym wnętrzu własnego auta. Dopiero po interwencji Krysi i Adama psy się uspokoiły, znały się wszak od dawna. Ze wszystkimi poza Bazylem Bierka spotykała się już wielokrotnie. Prezentacja dokonała się sama gdy Bazyl wsadził swój ogromny łeb do samochodu. Bierka warknęła, olbrzym wycofał się, usiadł i zaskomlił jak mały szczeniaczek. Ośmielona suczka, zachęcona dodatkowo przez pana, wyszła z auta nieco się ociągając, coś w rodzaju „ i chciałabym i boję się”. Po wzajemnym badawczym obwąchaniu wyraziła chęć zabawy i dołączyła do pogoni za Misiem, który pierwszy złapał patyk rzucony przez Zenka.
– No, to z tej strony mamy chyba spokój – westchnęła Krysia śledząc wzrokiem psią gonitwę.
– A z innej strony nie? – zaciekawił się Zenek. – Przecież tu jest raj i oaza spokoju.
– Generalnie tak, ale ostatnio, co tu się porobiło! W nocy miałyśmy włamanie. Usnęłyśmy dopiero nad ranem i dlatego nie mogłeś mnie dobudzić.
– Nie może być! Ukradli coś? – zaniepokoił się Adam. – Nic wam się nie stało?
– Gdzie? Przy takim towarzystwie? – wskazała na bawiące się psy. – To niemożliwe. Dopadły włamywacza aż zgubił nogawkę od spodni – zaśmiała się na wspomnienie wyrazu twarzy Elżbiety wyciągającej Gamie zdobycz z pyska.
– O, są psice Elki – zauważył Zenek. – To ona też tutaj jest?
Zbliżyli się do domu i stanęli nieopodal okna rozmawiając.
– Tak, przyjechała wczoraj.
– Że też dała się przekonać – Adam pokręcił z podziwem głową. – Która z was ma takie zdolności dyplomatyczne?
– Adelka, oczywiście, że Adelka – odpowiedziała szybko Krysia. – A poza tym to zasługa samej Elki. Ona ma nadzwyczaj dobre serce i zechciała pomóc chorym koleżankom.
– To wy chore byłyście? – zaniepokoił się Zenek. – Nic nie mówiłaś.
– Oj tam, oj tam… – Krysia machnęła ręką i zamilkła dostrzegłszy jakiś cień w oknie przy którym stali.
– No, no, no – pokręcił głową Adam wyrażając ogromne zdziwienie. – I przyjechała wiedząc, że Winicjusz tu będzie?
Krysi przez myśl przeleciało, że on tak cały czas będzie tylko głową kręcił, gaduła niepotrzebny, że też te chłopy wyczucia nie mają…
– Ciii, – próbowała dać do zrozumienia, żeby zaniechali tematu.
– Co, nie wiedziała? – zaśmiał się Zenek. – No to nie chciałbym być w waszej skórze.
– Cicho – syknęła Krysia rzucając jednym wściekłym okiem na męża, drugim na Adama. – Cholera jasna, musicie tyle gadać? Chcecie wszystko zepsuć?
Trzasnęło zamknięte z impetem okno. Cud boski, że szyba nie wyleciała. Po chwili trzasnęły drzwi aż się ściany zatrzęsły. Obok stojącej trójki jak burza przemknęła Elżbieta.
– Małpy – rzuciła w stronę Krysi, pomknęła do szopy i wsiadła do samochodu. Włożyła kluczyk do stacyjki, przekręciła. Rozległo się wrr, wrr i koniec. Próbowała kilkakrotnie. Bez skutku. Chciała najpierw auto z szopy wyprowadzić, potem zapakować torbę, obie psice i odjechać z podniesioną głową. Z domu wybiegła zniesmaczona Adelka.
– A jedź durna babo, jedź, już cię tam w lesie kłusownicy zdybią. Zapłacisz za te podarte gacie, zobaczysz – krzyknęła i stanęła obok zaskoczonej trójki wpatrującej się z napięciem w poczynania furii o imieniu Elżbieta.
– Co tak stoicie? Może by mi który pomógł uruchomić to pudło – fuknęła do mężczyzn. – A wy jesteście wstrętne cholery – dodała wskazując na kobiety. – Całkiem oszukałyście mnie…
– O przepraszam – oburzyła się Adelka. – Nie całkiem tylko trochę.
– I w dobrym celu – dodała Krysia. – Bo przez ile lat można z siebie robić kompletną kretynkę? – huknęła tracąc panowanie co z pewnością miało związek ze stresującymi wydarzeniami ostatniej nocy.
Mężczyźni nie słyszeli uroczej wymiany zdań próbując bez rezultatu uruchomić samochód.
– Moja droga, gdybyś wczoraj wyłączyła światła, to akumulator by ci się nie rozładował – wyszedł z szopy Adam wycierając ręce w chusteczkę. – Nic nie poradzę, nie mam kabla, żeby ci podładować. Zenek, a ty masz?
– Nie, nie mam.
Adelka uśmiechnęła się nie tylko w duchu ale całą gębą. Oto los załatwił sprawę bez jej udziału. Nie musiała przebijać opony, podkradać kluczyka, zatykać rury. Auto nie ruszy, nie pojedzie, Elka nie ucieknie. Chyba, że piechotą. Gdyby nie psice, mogłaby piechotą a potem, już w cywilizacji, jak wyjdzie z głuszy, stopa złapać. Albo iść tydzień. A teraz nie pójdzie, musi zostać.
Elżbieta spojrzała na Adelkę spode łba, z wyraźną niechęcią.
– Czego się szczerzysz? Z cudzego nieszczęścia się cieszysz?
– Jakiego nieszczęścia? To szczęście niebotyczne. Widzisz, auto zepsułaś, nie pojedziesz, musisz zostać. To zrządzenie losu.
Elcyna furia opadła pociągając za sobą Elkę tak, że ze spuszczoną głową usiadła na ławeczce pod oknem. Rozum chyba rozpoczął powrót z długotrwałej wycieczki, którą sobie najwyraźniej zafundował…
– Przepraszam dziewczyny, chyba macie rację, jestem kompletną idiotką…
Adelka wstrzymała oddech pełna oczekiwania wpatrzona w przyjaciółkę.
– Przez grzeczność nie zaprzeczę – mruknęła Krysia.
– … bo mam takie przyjaciółki jak wy a gderam – ciągnęła.
Adelka wypuściła powietrze, Krysia potakująco kiwnęła głową na znak, że się całkowicie zgadza z tym, co usłyszała.
– Czekaj tu, przyniosę ci dobrej herbaty – powiedziała rozbrojona Adelka. – Od razu poczujesz się lepiej. A w ogóle to powinniśmy zjeść śniadanie, no nie?
– Oj chętnie, chętnie, już mi kiszki marsza grają – ucieszył się Zenek.
– No dobrze, to chłopaki niech wniosą swoje klamoty do środka a my przygotujemy śniadanie – zarządziła Krysia. – Myślę, że najlepiej będzie na ganeczku, z drugiej strony domu.
Elżbieta pozostała na ławeczce w pozycji siedzącej, trzymając w ręce szklankę przyniesioną przez Adelkę.
– Wypij do końca tę herbatę. Miodem posłodziłam…nie rozmieszałaś… jest jeszcze na dnie – Adelka usiadła obok .– Ty wiesz ile taka jedna pszczółka musi się nalatać, nauwijać, napracować, żeby miodku tyle zrobić? A ty chcesz to zmarnować!
– Już przestań tyle gadać. Piję przecież, już, rozmieszałam. Zadowolona?
– Teraz tak – uśmiechnęła się Adelka. – Rozejrzyj się, zobacz jak tu ładnie, jakie szczęśliwe są twoje psice. Widzisz jak się bawią, jak im się mordy uśmiechają?
Ela rozejrzała się zgodnie z sugestią przyjaciółki.
– Tak, chyba masz rację. Przepraszam, że zrobiłam cyrk i popsułam wam poranek.
– Nie popsułaś tylko dostarczyłaś dodatkowych atrakcji co z pewnością wpłynie dodatnio na tak ciekawie rozpoczęty dzień – przymrużyła oko patrząc z zadowoleniem jak Elka opróżnia szklankę do dna. – Idę na drugą stronę, jak już dasz radę to przyjdź.
8.05.2018