„Pasma życia” 27

Kasia obudziła się. Choć wokół panowała ciemność i była głucha noc, sen uciekł ostatecznie, oddalił się, odpłynął w niewiadomym kierunku. Leżała z otwartymi oczami nie mogąc ustalić ani czasu ani miejsca, w którym się znajduje. Przed oczami wciąż przewijały się obrazy z bardzo realistycznego snu, który ją obudził: pakowała swoje rzeczy i wyprowadzała się ze swego kochanego mieszkania. Ze łzami rozglądała się wokół  pytała samą siebie co się dzieje? Co ja robię? Po co mi to? Czy mi źle było? Po co mam cokolwiek zmieniać? Nienawidzę zmian! Nie chcę zostawiać domu! To moje, to wszystko moje! Tu jest całe moje dorosłe życie. Jak mogę zostawić własny dom? Tu każdy przedmiot wiąże się z zapamiętaną chwilą w moim życiu. A zwierzaki? One beze mnie a ja bez nich? To niemożliwe! Ja nie chcę! Śpiący obok Mikołaj przewrócił się na drugi bok, objął ją we śnie i przytulił. Zmory się rozwiały, obawy zniknęły. Z wolna wróciła do rzeczywistości, odnalazła czas i miejsce. Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do siebie. Już za tydzień zostanie żoną Mikołaja. Będzie mogła bezkarnie przytulać się do niego nawet w miejscach publicznych mając do tego formalne prawo. Przestanie się obawiać, że jakakolwiek ponura małpa, zmora z przeszłości rodem nagle pojawi się i zabierze jej tak ciężko wywalczone szczęście. Delikatnie, aby nie obudzić śpiącego, pocałowała rozgrzany snem policzek i wysunęła się z objęć narzeczonego.  Zrobiła sobie kawę i usiadła w fotelu owijając się szlafrokiem. W zeszłym roku w styczniu była plusowa temperatura. Teraz – jak na złość – jest minus dwadzieścia stopni i jeszcze spada. Szkoda. Ale nic to.  Nic im nie może przeszkodzić.  Nawet głupie senne majaki pochodzące z lęków ukrytych w podświadomości nie mają racji bytu.

Ustalili między sobą, że Kasia będzie jeździła w poniedziałki na Ursynów „gnieść” Adelkę tak jak dotychczas, oraz w piątki, żeby Kamilowi coś ugotować, pomóc sprzątnąć, a w sobotę rano iść na giełdę, zrobić zakupy, spotkać się z sąsiadkami, pojechać do Hita dla przyjemności, no i oczywiście pójść z Dżemikiem na długi spacer. Poza tym będą szukać docelowego mieszkania na Ursynowie. Mikołaj był taki kochany, że przystał na jej pomysł. Spojrzała na niego z rozczuleniem. Zrozumiał, a może nie tyle zrozumiał ile zaakceptował fakt, że ona nie chce mieszkać gdzie indziej niż na tej swojej ukochanej wsi, która na jej oczach zmieniła się w miasto. Od pierwszego dnia, kiedy ćwierć wieku temu wysiadła z autobusu i zaczerpnęła powietrza głębokim wdechem, wiedziała, że to jej miejsce na ziemi. Tak, to było naprawdę aż ćwierć wieku temu i tak już zostanie na zawsze. Żadna inna dzielnica nie wchodzi w rachubę. Kiedy uda się znaleźć mieszkanko leżące w granicach ludzkich możliwości finansowych, będzie mogła Dżemika zabierać do siebie i odciążyć syna.   Posłała w przestrzeń uśmiech. W pełni ufała Mikołajowi. Miał w sobie tyle ciepła, czułości, delikatności, że nic więcej się nie liczyło. Boże, przecież nigdy w życiu nikt nie okazał jej tyle miłości! Przy nikim nie czuła się tak dobrze i bezpiecznie. Tylko czy ona nie zawiedzie? Czy Mikołaj nie będzie żałował swojego kroku? Czy ona potrafi okazać mu swoje uczucie? Przekonać, nie, przekonywać codziennie o ogromnej miłości, która wypełnia jej serce? Pełna wątpliwości spojrzała w stronę ukochanego. Nie spał już. Obserwował ją z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnął się, gdy ich spojrzenia się spotkały i wyciągnął ramiona. Szybko znalazła się w łóżku, wtuliła się w niego, wszelkie wątpliwości rozpierzchły się i zniknęły.

Tydzień poprzedzający ślub minął ogromnie szybko. Kasia czuła się zmęczona fizycznie i psychicznie. W pracy był to okres bardzo gorący związany z kolejną reorganizacją uniemożliwiającą wykonywanie normalnej pracy, tworzeniem nowych struktur – albo raczej odtwarzaniem tych, które zostały zniszczone poprzednio, wyrzucaniem z pracy starych pracowników i wszelkimi zmianami jakie w tym kraju następują zawsze po wyborach  Niestety, nie widać tu czegoś takiego jak „dobro publiczne” czy „wyższe dobro”. Liczą się tylko wyznawcy aktualnie rządzącej partii i na tym koniec. Po objęciu władzy zaczyna się wymiana wszystkich i wszystkiego. I jeszcze to ciągłe poczucie zagrożenia…

Nic to, ona, Katarzyna, nie będzie teraz o tym myśleć. Starała się odpędzać od siebie złe myśli i nie zmieniła terminu urlopu mimo obawy, że nie będzie miała do czego wrócić. Swojej tajemnicy strzegła przed wszystkimi, nie zdradziła się ani jednym słowem, nikt – poza jedną jedyną Mariolką – nie wiedział o zmianach zachodzących w jej życiu. Postanowiła, że powie o wszystkim dopiero po fakcie. Musiała więc bardzo pilnować każdego słowa, nieraz przychodziło ugryźć się w język w ostatniej chwili albo zmieniać dalszy ciąg rozpoczętej wypowiedzi. W sekrecie kupowała strój ślubny, co naprawdę nie było sprawą prostą.

– Elcia, błagam cię, chodź ze mną, bo już oczopląsu dostaję. Nigdzie nie ma nic jasnego. Same ciemne brązowe ciuchy. Ładne, ale nie na ślub – skarżyła się przyjaciółce. – Musisz mi pomóc, bo będziesz świadkową.

– Tak? Ja? Miło, że mi powiedziałaś teraz, a nie na dzień przed ślubem.

– Miałam ci powiedzieć, ale ciągle zapominam…

– Pomogę ci, ale pod warunkiem, że ty pomożesz znaleźć coś dla mnie. Jak mam być drugą damą na uroczystości, to też muszę wyglądać jak człowiek.

– Niech ci będzie, ale pomóż, bo oszaleję. Masz teraz więcej czasu niż ja, więc się rozejrzyj.

Przeszły wzdłuż i wszerz Galerię Centrum, Galerię Mokotów, Galerię Ursynów i Land, bazarek na Wałbrzyskiej, Giełdę na Dołku. Bez  rezultatu. Wreszcie „coś” kazało Kasi wyjść z pracy pod jakimś pretekstem i pójść na Plac Zbawiciela. Tam Pod Arkadami znalazła jedną jedyną rzecz nadającą się na tak ważną okazję. Sprzedawczyni była miła i zgodziła się odłożyć kostium.

– Muszę przyjść z siostrą, żeby mnie obejrzała – wyjaśniła

– A boś ty nie siostra?  – powiedziała do Eli. – Po tylu latach to ty i Adelka jak siostry. Co tam będę obcej kobiecie tłumaczyć nasze rodzinne powiązania.

Olbrzymie płatki śniegu wirowały, zasłaniały oczy, siadały na rzęsach, wiatr wpychał je w każdą szczelinę ubrania, pod niedokładnie owinięty szalik czy nie dopięty suwak.  Przyjaciółki z trudem dobrnęły od przystanku do sklepu. Elżbieta dokładnie i krytycznie obejrzała kostium i Kasię, która – mając dość bezowocnych wypraw do sklepów odzieżowych – zdecydowała się na kupno.

– No dobrze – zgodziła się Elka. – Tylko trzeba ci do tego znaleźć kontrastującą bluzkę, najlepiej ciemnozieloną.

– O Boże, znowu mam chodzić po tych wszystkich sklepach? – jęknęła Kasia. – Już nie mam siły. A poza tym kiedy?

– Teraz. Zostawimy tu ciuchy i pójdziemy dalej, a potem wrócimy.

– No dobrze – zgodziła się Kasia bez przekonania. – Czy mogłybyśmy zostawić ten strój, żeby się nie pogniótł i  i nie zmókł? Przejdziemy się po sklepach, może znajdziemy bluzkę – zwróciła się do sprzedawczyni. – Zabierzemy w drodze powrotnej.

Sprzedawczyni uśmiechnęła się z sympatią.

– Widzę, że wersja się zmieniła. Najpierw miały panie udać się na poszukiwanie całkiem nowego stroju, teraz już tylko bluzki.

– Ja już mam dość i jestem zdecydowana. To ona wiecznie marudzi – teatralnym szeptem tłumaczyła Kasia.

– Jest pani w tym kostiumie naprawdę dobrze, wygląda pani bardzo efektownie. Kilka klientek go przymierzało i żadna nie wyglądała w nim równie korzystnie. Musiały zrezygnować.

– Na pewno tu wrócę  – stanowczo oświadczyła Kasia.

Wróciły szybciej niż się spodziewały. Śnieg sypał tworząc na ulicach trudne do przebycia błoto. Zajrzały do kilku okolicznych sklepów zwracając uwagę na bluzki. Nic im nie pasowało. Wreszcie zmarznięte i przemoczone spojrzały na siebie.

– Wracamy? – spytały równocześnie.

– Nie musisz mi tego drugi raz powtarzać – Kasia miała wyprawy serdecznie dość. – Wracamy, jakąś  bluzkę może znajdę na giełdzie. Zresztą wydaje mi się, że mam w szafie taką małą bluzeczkę, akurat pod marynarkę.

– Ja też coś mam. Przymierzysz wszystko co mamy i zobaczymy jak będziesz wyglądać. Coś przecież dobierzemy.

Nareszcie. Jeden problem z głowy. Pozostały do kupienia buty. Oczywiście nigdzie nie było odpowiednich. Jeśli nawet trafiały się jasne – to z modnymi wąskimi, długimi czubkami jak u klowna, czego Kasia szczerze nie znosiła.

– Nie cierpię tego. Brakuje tylko pompona na wygiętym do góry szpicu – narzekała przyszła panna młoda.

Wreszcie znowu „coś” kazało jej iść piechotą przez Puławską. Szła od Woronicza w stronę Rakowieckiej. Wydawało się to bez sensu, bo sklepy otwierano o jedenastej, a do tej godziny brakowało jeszcze czterdziestu pięciu minut. A jednak…  Jeden jedyny sklep rozpoczynał działalność o godzinie dziesiątej. Na półce stała jedna jedyna para kremowych butów w rozmiarze noszonym przez Kasię. Tym sposobem buty trafiły do szafy. Po pracy Mikołaj przyjechał po narzeczoną i wyruszyli na miasto w poszukiwaniu kremowej koszuli dla niego i muszki pasującej do garnituru. W Arkadii trafili na bluzkę dla Kasi, w Galerii Centrum na koszulę z kołnierzykiem specjalnie do muszki. Ileż tego załatwiania! I wszystko Kasia musiała robić po cichu, w tajemnicy, żeby w pracy nikt niczego nie zauważył. Miała niejasne wrażenie, że gdyby się zdradziła ze swoimi planami, z pewnością stałoby się coś złego…

Nareszcie udało się Kasi doczekać urlopu. Pozostało kupienie kolczyków i ozdoby do włosów. Poszły z Elą do hal targowych pod Pałacem Kultury, tam kupiły kwiaty do włosów. Kolczyki z perełek znalazły w sklepie Jablonexu na Marszałkowskiej. To był finisz. Czekały do rana, żeby przymierzyć ubrania i dodatki, i przy dziennym świetle sprawdzić wygląd całości. Orzekły zgodnie, że się udało . Nawet Kasia przyznała, że wygląda zupełnie przyzwoicie. Teraz przyszła kolej na Elżbietę  jako drugą damę. Wybór padł na beżowy garnitur. Bez trudu dobrały do niego bluzkę, w końcu miały w czym wybierać zgromadziwszy chyba z piętnaście różnych w jednym miejscu.

Zima oszalała i pokazywała swoje możliwości. Miejscami temperatura schodziła do minus trzydziestu stopni Celsjusza. Śniegu napadało tyle, że norma opadów za kilka ostatnich bezśniegowych lat została zrealizowana z nawiązką. Kasia obudziła się ze świadomością, że – jak w starej piosence Mieczysława Fogga –  „w kalendarzu jest wciąż taki dzień przeznaczony wyłącznie dla ciebie”, to znaczy dla niej. Mało tego, ów dzień wreszcie nadszedł! Jak ona to przeżyje? Czy na pewno nic się nie stanie? A może Mikołaj w ostatniej chwili stwierdzi, że nie ma chęci wiązać się na zawsze, że woli wolność? Albo ona nie zdąży, bo zepsuje się metro i utknie na kilka godzin pod ziemią? Albo spódnica się rozerwie podczas zakładania, albo…. Dopiero po długiej chwili udało jej się zapanować nad myślami i zaprowadzić we własnej głowie jaki taki porządek.

Nic złego się nie stało i nic nie zakłóciło uroczystości. Obecni byli tylko najbliżsi: mama Mikołaja, Marek z rodziną, chłopcy oraz sąsiadki-przyjaciółki. Taty nie przywieźli ze względu na straszny mróz. Agnieszki z Kruszynką z tego samego powodu również nie było.

Śniegu napadało tyle, że ulice Warszawy stały się puste i prawie nieprzejezdne. Mieli pojechać samochodem do Szczawnicy, jednak wobec psikusa sprawionego przez aurę trzeba było zmienić plany i samochód zostawić w Warszawie. Kupili bilety na poranny ekspres do Krakowa, a stamtąd autokarem dotarli na miejsce, do swojego ukochanego mieszkanka. Zdążyli je urządzić wygodnie wykorzystując Kasine wiklinowe meble, które miała na Ursynowie. Dokupili tylko wersalkę do dużego pokoju i rozkładaną sofę do sypialenki. Aha, jeszcze szafę, która stała się ścianą oddzielając sypialnię od przedpokoju.

Przez okno balkonowe widać było biały świat, albo raczej: świata nie było widać spoza białego puchu wciąż spadającego z nieba. Kasia przytuliła się do męża, który mocno ją objął obiema rękami. Tak sobie stali patrząc na miliony białych gwiazdek za oknem i w tej chwili nie było szczęśliwszej pary chyba na całej kuli ziemskiej.

13.03.2018

  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Strasznie mi się ,,błogo,, czytało ten wpis. Ten puszysty śnieg
    ten bajkowy nastrój, chciałoby się przenieść do własnego życia…
    Mam nadzieję że Im będzie dobrze.
    Aniu ściskam ciepło – bardzo bardzo :)))
  • kobietawbarwachjesieni Takie obrazki przywodzą wspomnienia z własnego życia. Świetnie się czytało.
  • annazadroza Kasiu:-) Pewnie, że Im będzie dobrze, jak to w bajkach bywa… Buziaki:)))
  • annazadroza Maryniu:-) Miło pomyśleć, że podobne chwile były przeżywane w realu. Serdeczności przesyłam:)))

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *