Babie lato i kropla deszczu” – 57

W nocy rozległy się grzmoty, błyskawice rozświetliły ciemne niebo. Wyrwana z głębokiego snu Inga usiadła na łóżku. Przyłożyła do oka ekranik komórki usiłując odczytać godzinę. Wreszcie udało się, wyświetlały się cyferki informujące, iż jest godzina zero czterdzieści siedem. Feliksa nie było w sypialni. Oprzytomniała całkowicie. Usłyszała głos męża dobiegający z przedpokoju. Uspokajał Zorkę wystraszoną przez burzę. Lunął deszcz mocny, gwałtowny. Feliks szybko zamknął okna połaciowe w gabinecie i u matki. Zorka piszczała ze strachu. Inga kucnęła przy suni i przytuliła drżące stworzonko.

Zadzior spał na dole, od czasu do czasu jednym okiem leniwie omiatał otoczenie. Co mu tam burza! Kiedy jeszcze był psim policjantem niejedno przyszło mu przeżyć. Pewnie, że nie takie sytuacje jak komisarz Alex z serialu telewizyjnego, to ludzkie wymysły są, niemniej się działo, oj działo! W ostatniej akcji, w której brał udział, został ranny i już do służby nie wrócił. Jego ówczesny człowiek przyprowadził do niego Feliksa, tego dzisiejszego ludzia. Pogłaskał Zadziora po głowie i powiedział, że teraz ten nowy ludź będzie z nim pracował. I jeszcze powiedział, że go bardzo kocha i, że będzie jego, Zadziora, odwiedzał. Zadzior niejedno widział jako pies pracujący, przyzwyczajony był do współpracy  z różnymi ludziami. Poza tym wierzył i ufał swemu przewodnikowi.

Obwąchał wtedy tę nową rękę,  pozwolił się dotknąć. Potem kilka razy przychodził do niego ten nowy ludź wabiący się Feliks, przychodził do psiej kliniki dopóki Zadziorowi nie zdjęli opatrunków.  Doktor powiedział, że pies jest zdrowy i może iść do domu. Razem z przewodnikiem i Feliksem pojechał Zadzior w zupełnie nowe miejsce, w którym jeszcze  nigdy nie był, przecież by to pamiętał. Tam była też kobieta, która bardzo się ucieszyła z jego, Zadziora, przyjazdu. Przewodnik wytłumaczył mu, że teraz będzie tu jego nowy dom i będzie miał nowych przewodników: Feliksa i Ingę. Zadzior przyjął informację do wiadomości, lecz był już bardzo zmęczony więc położył się na wskazanym miejscu i usnął, przecież wciąż był osłabionym rekonwalescentem i musiał nabrać sił.

Kiedy się obudził, Inga przykucnęła obok jego posłania, delikatnie głaskała go po głowie i mówiła cichym, miłym głosem. Nie był do takich przemówień przyzwyczajony, do tej pory wydawano mu krótkie komendy, a wtedy koncentrował uwagę na wykonaniu zadania. Teraz zrobiło mu się nagle bardzo przyjemnie, poczuł się dobrze i bezpiecznie. Jakiś głos w głębi psiej duszy podpowiadał mu, że nadszedł dla niego szczęśliwy czas, że może zaufać tej całej Indze.  Podniósł łeb, spojrzał miodowymi ślepiami, polizał gładzącą go rękę. Oparł olbrzymi łeb o jej udo i przymknął oczy. Inga poczuła wzruszenie. Przyjaźń została zawarta.

Zadzior pokochał nowych opiekunów całym sercem, które dotąd takich uczuć nie znało. Umysł koncentrował się na wykonaniu rozkazu nie dopuszczając serca do głosu. Teraz nic nie musiał. Jadł pyszne żarełko, spał, chodził na spacery, pilnował ogródka, bawił się jak mały szczeniak, był głaskany, przytulany i po cichu karmiony smakołykami przez babcię Walę, jeszcze jednego ludzia mieszkającego w jego nowym domu. Wprawdzie Inga się o to gniewała, że mu zaszkodzi albo, że utyje, ale on nie wiedział co znaczy takie słowo „utyje”, więc się nie przejmował.

Potem do nowego stada dołączyła Zorka. Inga mu powiedziała, że to będzie jego siostra. Uśmiał się szczerze całym pyskiem, bo ta niby siostra do niego całkiem niepodobna była, do tego czasem jazgotliwa, histeryczka jakaś. Z czasem się uspokoiła, opowiedziała mu swoją historię kiedy już przestała się bać. Mieszkała od małej szczenisi u tamtych pierwszych ludzi. Pewnego razu zaczęli pakować walizki, zanieśli do auta, zamknęli dom i powiedzieli, żeby sobie radziła sama, bo oni tu nie wrócą. I żeby się cieszyła, że jej do drzewa nie przywiązali. Ona na początku nie wiedziała z czego ma się cieszyć. Czekała na nich pod bramą i czekała ale ich nie było. Potem przyjechali jacyś inni ludzie i weszli do środka, ale jej nie wpuścili. Odganiali ją, a dwaj chłopcy od tych ludzi rzucali w nią kamieniami. Jeden uderzył ją w łapkę  i bardzo bolało. Kuśtykając uciekła stamtąd.  Głodna była i spragniona. Nauczyła się zdobywać pożywienie, polowała na myszy, koniki polne, na ptaki. Raz natrafiła na martwego psa przywiązanego do drzewa łańcuchem. I teraz zrozumiała o czym mówili tamci pierwsi ludzie. Pies był martwy, całkiem, nie dał się obudzić. Przerażona pobiegła przed siebie, wyskoczyła na drogę i o mało jej nie uderzyło auto. Było jej już wszystko jedno. Usiadła na tej drodze i rozpłakała się. Z auta wyskoczyła kobieta i dziewczynka, za nimi człowiek. Ona nie miała siły się ruszyć, siedziała i płakała. Wtedy kobieta pomału się zbliżyła, zaczęła do niej mówić łagodnym, dobrym głosem. Zorka położyła się na ziemi i zamknęła oczy.

– Mamusiu, ten piesek umarł – zawołała dziewczynka i rozpłakała się.

– Nie, Honoratko, jest tylko bardzo zmęczony. Zmęczona, bo to sunia.  Doman, przynieś kocyk z bagażnika. Spróbujemy ją przenieść na koc i włożyć do samochodu.

Zabrali ją do auta  i przywieźli tutaj, do Zadziora. Wyleczyli, wykarmili i powiedzieli, że nigdy  nikomu jej nie oddadzą. W ten sposób Zadzior poznał nie tylko swoją przyszywaną siostrę, ale i resztę stada, które było jego stadem, tylko nie mieszkało z nim na zawsze lecz często przyjeżdżało. Wkrótce potem przybyło jeszcze szczeniątko, ludzkie szczeniątko, taki malutki, śmieszny berbeć, którego psiaki pokochały od razu. Kiedy berbeć wabiący się Ewelinka zaczął sam chodzić (a u ludzi bardzo długo to trwa), lubił się do nich przytulać, czasem nawet usypiał na psim posłaniu razem z psimi opiekunami.

Zadzior podniósł się z legowiska i zwrócił łeb w kierunku zdenerwowanej Zorki. Powiedział jej, żeby się przestała bać, przecież nic się nie dzieje, to tylko burza i zaraz pójdzie sobie dalej. Więc niech Zorka już się uspokoi i pozwoli wszystkim spać. Jeżeli się tak bardzo boi to on ją zaprasza do swojego legowiska, wtedy na pewno poczuje się bezpiecznie.

Z uczuciem ulgi Inga i Feliks złożyli zmęczone głowy na poduszkach. Może uda się pospać do rana.

cdn.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na Babie lato i kropla deszczu” – 57

  1. Magda pisze:

    Jak sobie wyobraziłam tę płaczącą Piesię to sama się popłakałam

  2. Urszula97 pisze:

    Jaka wzruszająca historia, kochane pieski, miały szczęście.Aniu Tobie I rodzinie wspaniałych, rodzinnych ,spokojnych świąt, pozdrawiam cieplutko.

  3. Licy pisze:

    Jak poruszająca serce historia…
    I są ludzie, którzy myślą, że zwierzę to tylko zwierzę, bez myśli, bez uczuć. Skąd takie mniemanie? Każdy, kto ma psiaka, widzi jego mimike, dopasowana do sytuacji, widzi jego oburzenie i zawód w oczach, gdy coś psiakowi nie po nosie idzie, i widzi jego chytry usmieszki, jak psiak postawi na swoim.
    A że pies kocha, i my ludzie jesteśmy jego całym światem, to przecież wiemy.
    Jest taki wiersz, to „tylko” pies…

    Pozdrawiam serdecznie i miłych Świąt Wielkanocnych życzę.

  4. Bardzo się wzruszyłam Aniu. Piękny rozdział dotykający serca i duszy ♥️♥️♥️♥️ Mój kot Lucyfer umie się odwdzięczyć za milosc, która mu daliśmy. Dziś o 5 przyszedł i mruczał za uchem i się tulił. Moje serduszko. Spieszmy się kochać zwierzęta to nasi bracia mniejsi.

Skomentuj Magda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *