„Babie lato i kropla deszczu” – 50

Jagna stała za barkiem w „Filiżance”. Wspominała weekend spędzony na zielonej wyspie w towarzystwie Alana i jego mamy. Omiotła wzrokiem lokal, sprawdziła czy wszystko jest na swoim miejscu gotowe na przyjęcie ewentualnych gości. Zapowiadał się spokojny dzień. Nie było żadnej rezerwacji, pogoda pod psem nie zachęcała do spacerów po mieście więc i frekwencja pewnie nie będzie zbyt duża. Przysiadła na wysokim stołku po wewnętrznej stronie barku, miała na oku drzwi wejściowe, druga salka była czasowo zamknięta dla gości. Pan Winicjusz  zamknął się w pracowni  zająwszy się jakąś pracą pochłaniającą go całkowicie.

Z wielką przyjemnością nosiła w pracy szerokie falbaniaste spódnice. Dostosowała strój do wyobraźni. Bawiła się jak mała dziewczynka przebierająca się w sukienki mamy, zakładająca szpilki podczas nieobecności rodziców. Moda wracała i sporo podobnych spódnic pojawiało się na ulicy, więc nie wyglądała dziwnie. Poruszając się po lokalu przypominała kolorowego  ptaka, piękną cygankę wróżącą z ręki chętnego przechodnia.

Po cichu otworzyły się drzwi i równie cicho zostały zamknięte przez mężczyznę ze związanymi w kucyk  ciemnymi włosami. Stanął, zauroczony widokiem Jagny, która zamyślonym wzrokiem wpatrzona przed siebie, a może w swoje myśli – wcale go nie zauważyła.

Poczuł się jakby robił coś niewłaściwego, jakby podglądał i widział to, co nie jest dla niego przeznaczone ale… nie mógł oderwać wzroku od zamyślonej twarzy dziewczyny. Po dłuższej chwili cichutko odemknął drzwi i głośno nimi trzasnął udając, że właśnie przyszedł. Jagna prawie podskoczyła na stołku wracając do rzeczywistości. Patrzyła na gościa, który zrobił tyle hałasu i nie wierzyła własnym oczom. Oto miała przed sobą tego, z którym rozmawiała w wyobraźni. Nie, to nie może być prawda. Albo śni na jawie albo straciła rozum…

– Jagienka. Jestem tutaj – powiedział po prostu i wyciągnął ręce w jej stronę.

Niewiele myśląc podbiegła i przytuliła się.

Jagna nie myślała, że wrócą do niej przeżycia w rodzaju motyli w brzuchu na myśl o planowanym spotkaniu z przedstawicielem płci przeciwnej. To znaczy wierzyła, że kiedyś trafi na kogoś, o kim będzie mogła powiedzieć: „myślami do mnie wzajemnymi lata” . Nie pamiętała,  którego wieszcza były to słowa, chyba Adama. Jak to było? „Lecz wierzę, że gdzieś, choć na krańcach świata, jest ktoś, co do mnie myślami wzajemnymi lata”. Chyba tak to szło, nie chce mi się sprawdzać – pomyślała. W sumie nie ma znaczenia, liczy się sens. Wieszcz się przecież na nią nie obrazi. Ona może przyrzec, że w wolnej chwili sprawdzi. Teraz nie może, nie ma czasu. Jest umówiona z przedstawicielem męskiego rodu. Nie da się ukryć, że musiał to być konkretny, ten konkretny przedstawiciel, żaden inny nie wchodził w rachubę, nie robił na niej wrażenia, nie wywoływał „motylej” reakcji.

Umówili się telefonicznie, że przyjedzie do niej do domu, czyli do rodziców, których chwilowo nie było na miejscu. Pojechali do znajomych w okolice Mińska Mazowieckiego razem z panią Kasią i jej mężem. Cały długi weekend miała dla siebie, raczej należałoby powiedzieć, że chatę wolną miała dla siebie…

Podjechał pod bramę tak pięknym Harleyem, aż dech jej zaparło z wrażenia.

– Wjedź za bramkę, od razu zamknę na klucz, żeby ktoś tu nie wszedł – powiedziała.

Dopiero po chwili milczenia i jego zdziwionej minie pojęła, że obce mu są polskie realia.

– To tak na wszelki wypadek – wyjaśniła. – Tu będzie bezpieczny. Niby osiedle zamknięte ale lepiej dmuchać na zimne. No dobrze – powiedziała gdy już podwórko było zamknięte. –  A wiec witaj, drogi gościu w naszych skromnych progach – cała w uśmiechu wypuściła Zadrę z domu.

Sunia zbliżyła się pomalutku, ostrożnie obwąchała Alana, spojrzała na Jagnę, która skinęła głową. Wtedy jeszcze raz dotknęła nosem ręki wyciągniętej w jej stronę i poruszyła ogonkiem, stojącym dotąd jak drut. Znajomość została zawarta.

– Jak ty pięknie wyglądasz, Jagienka… – powiedział całując ją w rękę i w policzek.

Stara szkoła, pomyślała i poczuła wzruszenie, zupełnie nie wiedząc z jakiego powodu…

Zaproponowała gościowi kawę, na co chętnie przystał.

– A może wolisz herbatę? W końcu przybywasz z wysp, nie krępuj się.

– Zdecydowanie wolę kawę, przynajmniej w tej chwili.

– Wypijemy ją na tarasie, dobrze?

– Gdzie tylko chcesz, Jagienka.

– Świetnie, w takim razie weź to ze sobą – podała mu pokrojone ciasto ładnie ułożone na talerzu w niebieskie róże. – Połóż na stoliku i siadaj sobie, zaraz do ciebie dołączę. Zadra, zabawiaj gościa.

– To Zadra jest damą do towarzystwa – uśmiechnął się

– Oczywiście, poza tym to moja przyjaciółka i powiernica.

– A co ty jej powierzasz?

– Różne tajemnice.

– Nie zdradzisz jakie?

– Pewnie, że nie. To są przecież tajemnice, więc nie mogę ci zdradzić to po pierwsze. A po drugie to są tajemnice dziewczyńskie.

– Zadra jest dziewczyną? – zdziwił się.

– Chyba nie chłopakiem – odpowiedziała. – Ona jest kobietą pełną gębą, to znaczy mordką. Nie widać?

Alan nie wydawał się przekonany, tym bardziej, że wyraźnie uśmiechnięta mordka pojawiła się tuż obok jego twarzy węsząc z zainteresowaniem, najwyraźniej zachwycona wonią ciasta.  Kiedy liznęła go po ręce uśmiechnął się i pogłaskał czarny łeb.

– Polubiła mnie – ucieszył się. – Dziadków psy też mnie lubią, bo i ja je lubię.

– Gdybyś był złym człowiekiem Zadra od razu by mi o tym powiedziała – Jagna z czułością spojrzała na sunię. – Jest cudowna i mądra, ufam jej intuicji.

– Czy mogę jej dać ciasto? – zapytał.

– Chcesz się podlizać mojej przyjaciółce, tak?

– Może trochę – uśmiechnął się do niej nie tylko ustami, oczy się uśmiechały i w ogóle cały promieniował uśmiechem.

– Ciasta nie, ale poczekaj, dam ci coś, czym możesz ją poczęstować – podniosła się i podeszła do półki, na której w ładnie pomalowanym szklanym pojemniku trzymała psie smakołyki.

Sunia nie odrywała wzroku od opiekunki oblizując się raz po raz.

– Zadra, możesz, tak – powiedziała gdy Alan wziął od niej przysmak i podał suczce.

Miło im się gawędziło, Alanowi ciasto smakowało, jeszcze bardziej się zachwycał, gdy Jagna przyznała się, że sama upiekła. Nie mógł się nachwalić, czym oczywiście sprawił jej niekłamaną przyjemność. Jakoś tak niepostrzeżenie przeszli do bardziej osobistych tematów i rozmowa przemieniła się w zwierzenia – ktoś mógłby pomyśleć – starych przyjaciół znających się jak dwa łyse konie. Wreszcie Zadra sprowadziła ich na ziemię spod obłoków domagając się spaceru i większego zainteresowania. Cóż, trzeba było się podporządkować potrzebie chwili, wyszli więc z domu. Jagna dwa razy sprawdziła czy na pewno zamknęła furtkę, na co Alan patrzył z pełnym niezrozumieniem.

– Przecież to twoje podwórko, po co ktoś tu będzie wchodził? – dziwił się.

– Już teraz wchodził nie będzie, zamknęłam. Możemy iść – odpowiedziała uspokojona.

Szli sobie spacerkiem nigdzie się nie spiesząc. Zadra przypięta do długiej smyczy mogła do woli penetrować okolice chodnika po lewej stronie. Po prawej była jezdnia więc jej nie interesowała. Jedynie słysząc nadjeżdżający z tyłu samochód przystawała, odsuwając się najdalej jak tylko mogła, czekała, i ruszała dalej  dopiero wtedy, kiedy pojazd ją wyprzedził. Nie słuchała o czym jej ludzie rozmawiają, na pewno o niczym ciekawym. Przecież oni w ogóle nie wiedzą po co się idzie na spacer, choć to takie proste.  Żeby pogonić ptaki albo rudą wiewiórkę albo jaszczurkę. Żeby skoczyć za lecącym motylem albo puszkiem z dmuchawca. Żeby dać nurka w stos liści a potem go rozgrzebać łapkami identyfikując zapachy…  Ludzie tego nie potrafią. Gadają i gadają zamiast się cieszyć życiem.

Szczeknęła krótko spoglądając na Jagnę.

– Widzisz jaka ona jest cudowna?

– Jakby do ciebie mówiła – zgodził się Alan. – Psy są mądre, wiem, bo dziadkowie mają aż trzy. Dziadek ma swoją bokserkę o imieniu Bierka, babcia swoje dwa. Jeden jest ogromny dog, a drugi mały i czarny.

– Oczywiście, że Zadra mówi, normalnie do mnie mówi.

– Potrafisz przetłumaczyć?

– Naturalnie.

– To o czym teraz szczekała?

– O tym, że jest szczęśliwa, że życie jest cudowne, że ciebie polubiła, że chciałaby chodzić z nami na długie spacery.

– A ty?

– Ja też lubię chodzić z nami na spacery – zaśmiała się.

Nie mogła udawać przed sobą, że serce nie bije jej mocniej gdy tak  idą trzymając się za ręce. Miała wrażenie, że oplata ją coś zniewalającego, coś, czemu nie można się oprzeć. Zresztą… wcale nie chciała się opierać. Czuła się cudownie, chyba tak samo jak Zadra… Przestały nią miotać jakiekolwiek sprzeczne uczucia. Powietrze było czyste i świeże. Deszcz padający nocą oczyścił je i nadał zieleni soczysty odcień. Żal tylko bzów, które całkiem zbrązowiały i utraciły swój wiosenny czar.

– Uwielbiam zapach bzu, jaśminu i konwalii – powiedziała do swego towarzysza.

– Tak jak moja babcia Adelka – ucieszył się. – Ona nie jest moją prawdziwą babcią, wiesz?

– Wiem, Marysia mi opowiedziała twoją historię

– Szkoda.

– Czemu? – zdziwiła się.

– Bo może myślisz, że chciałem coś przed tobą ukryć, a ja nie chciałem.

– Ależ ja ci wierzę, naprawdę – wyprzedziła go o krok i zajrzała w oczy.

– Chciałbym tak z tobą chodzić i chodzić, żeby z twoich oczu zniknął każdy ślad smutnych wspomnień. Chodziłbym tak, by zawsze była w nich radość.

– To brzmi jak słowa piosenki. Zapamiętaj i zapisz.

– To prawda, nie piosenka – zaprzeczył.

–  Piosenka może mówić prawdę. Poza tym – łobuzerski uśmiech zagościł na jej twarzy. – Czy wiesz, że musielibyśmy tak chodzić latami? Może cały wiek?

– Dlaczego? – teraz on się zdziwił.

– Dlatego, że nie da się wykasować wspomnień do zera. To możliwe tylko na filmach SF, których nie lubię. Uważam, że wszystko co nas spotyka dzieje się po coś, z jakiegoś powodu, czegoś mamy się nauczyć. Wspomnienia przyciągają tę lekcję, pozwalają się poprawić, powtórzyć ją, przerobić ponownie, jeszcze raz…

– Jak ty ładnie mówisz, Jagienka – powiedział. – Wiesz co? Bardzo się cieszę, że moja mama i dziadek Adam nauczyli  mnie polskiego języka. Nie pozwolili, żebym nie stał się Polakiem. Nie rozumiałbym teraz co ty mówisz i jak mógłbym dalej żyć?

– Alan, z ciebie to jednak jest prawdziwy poeta ze słowiańską duszą pomieszaną z ognistym irlandzkim temperamentem drugiego dziadka. I co ja mam z tobą zrobić?

– Kochać mnie, Jagienka, tak jak ja ciebie.

– Przecież cię kocham – powiedziała ciepło.

– Naprawdę? I zostaniesz moją żoną?

– Nie tak prędko. Już mam za sobą jeden rozwód.

– Ty się ze mną będziesz rozwodzić?

Parsknęła śmiechem na widok zmartwienia widocznego na twarzy Alana.

– No i jak cię nie kochać? – powiedziała.

– Ja już nic nie rozumiem – pożalił się.

– Przyjdzie czas to zrozumiesz. Tymczasem chodź, coś zobaczymy. Mama mówiła, że tu jest śliczny dworek.

Dworek rzeczywiście był. Stał sobie i najwyraźniej śnił o przeszłości, pięknej i bujnej zapewne. A może już o przyszłości marzył? W każdym razie teraz stał sam, widać było pustkę wokół wynikającą z braku kochającego właściciela, który dbałby o sam budynek i otoczenie.  Zachodząc od przodu zobaczyli napis. Posiadłość była do sprzedania. Jagna tylko westchnęła, jęknęła i znowu westchnęła. Alan wyjął telefon i zrobił kilka zdjęć.

– Jagienka, tobie też zrobię. Stań tam, będziesz wyglądała jak pani hrabina – wskazał miejsce, w którym modelka miała stanąć.

– Jak upadła pani hrabina ze zrujnowanego majątku – skomentowała. – Ale niech ci będzie.

– Co ty mówisz? Popatrz jaka śliczna panienka ze dworka…

– Ładna mi panienka – parsknęła. – Chyba, że z odzysku… Pokaż. Ooo, naprawdę ładne ujęcie, wcale nie widać, że to częściowa ruina.

– Jak ruina? – oburzył się. – Ja byłem na wycieczkach, zwiedzałem ruiny co kiedyś były zamkiem i  wcale nie przypominały tego dworka, dworku… Ty przy nim tak ładnie wyglądasz, Jagienka…

Nazajutrz Jagna wstała wcześnie rano. Wymknęła się cichutko z pokoju, żeby nie obudzić śpiącego Alana. Zamknęła drzwi, leciutkim krokiem zbiegła po schodach, Zadrę wypuściła do ogródka, włączyła ekspres do kawy. Otworzyła lodówkę, by wyjąć produkty na śniadanie dla nich dwojga.. Uśmiechając się do siebie, szczęśliwa jak chyba nigdy w życiu, czuła się lekka niczym skowronek śpiewający pod niebem wiosenną pieśń radości życia, niczym jaskółka szybująca wysoko zapowiadając brak deszczu i piękną pogodę.

– Ty jesteś ranny ptaszek? – usłyszała głęboki, męski głos, poczuła ramiona oplatające jej kibić i zaśmiała się pomyślawszy, kto dziś używa tego określenia, które przyszło jej na myśl w związku z czynnością wykonaną przez ukochanego.

– Jestem – odpowiedziała z uśmiechem odwracając się. – Co chcesz na śniadanie?

– Może być jajecznica? Taka normalna, polska jajecznica?

– Pewnie, że może być. Sama, czy z cebulką na przykład?

– Z cebulką uwielbiam, dużo cebulki, żeby było dużo cebulki, wtedy jest apetyczna… mniam… – wtulił twarz we włosy Jagny, – mmm, zupełnie jak ty…

– No to ja ci bardzo dziękuję za takie romantyczne porównanie. Do cebuli mnie porównać! Coś podobnego! – śmiała się jeszcze bardziej zobaczywszy jego niepewną w pierwszej chwili minę.

– Ale ty się na mnie nie gniewasz? – wolał się upewnić.

– Nie, nie gniewam się – pocałowała go. – Jesteś cudowny.

– Aha, skoro tak, to ja ciebie dzisiaj zapraszam na koncert.

– Świetnie, na jaki?

– To będzie niespodzianka – odpowiedział z tajemniczą miną.

Po śniadaniu wyszli z Zadrą na długi spacer. Poprowadziła ich  Jagna przez lasek do nowego osiedla budowanego po drugiej stronie. Zadra szła zadowolona, lubiła ten teren spacerów, dużo było zapachów zajęcy, saren, wiewiórek, bażantów, innych psów z kilku osiedli, jedne były znajome, inne nie, jeszcze inne sprawiały, że jeżyła jej się sierść na grzbiecie i wydobywał się z gardła cichy pomruk. Alan rzucał patyki, które  sunia przynosiła, wybiegała się, wybawiła i zadowolona chętnie wróciła do domu. Zjadła co nieco, napiła się wody i położyła na najwyższym schodku, żeby mieć oko na wszystko. W końcu czuła się w obowiązku pilnować domu. Ponieważ nic nie zapowiadało zmiany pogody, Jagna zostawiła ją na zewnątrz, nie zmuszała do wejścia do domu. Kilka dni wcześniej zamówiła dużą budę, domek właściwie, z werandą na dodatek, ponieważ zauważyła, że Zadra lubi spędzać czas na zewnątrz i latem woli przebywać w ogródku niż w mieszkaniu. Zresztą, wcale się suni nie dziwiła. Wtedy wpadła na pomysł, żeby postawić jej w ogródku letni domek, w którym  mogłaby się schronić przed nagłym deszczem, gdyby nikogo nie było w domu. Nie musiała dzięki temu spędzać w czterech ścianach czasu nieobecności opiekunów.

Została więc Zaderka na straży domu, a jej ludzie odjechali  ryczącą maszyną na dwóch kołach. Wprawdzie wyglądała trochę jak rower, tylko taki gruby, jakby za dużo zjadł przysmaków, ale  rower tak nie ryczał, poruszał się cicho, kiedy Jagna  na nim kręciła nogami a ona, Zadra, biegła obok. Czasem sobie urządzały takie wycieczki. Teraz jednak była rozleniwiona, zziajała się w lasku, więc z przyjemnością wyciągnęła się na całą czarną długość i przymknęła ślepka, zadowolona, że nie musi nigdzie biegać, może sobie pospać w spokoju.

Tymczasem jej, Zadry, ludzie – bo i Alana uznała za swojego po nocy spędzonej w jej domu – pojechali na drugą stronę Lasu Kabackiego, na Polankę. Usiedli pod daszkiem chroniąc się przed słońcem, Alan wyjął z torby paczkę chipsów, krakersy oraz butelkę szampana.

– Czyś ty oszalał? – oburzyła się Jagna. – Alkohol?

– Coś ty, Jagienka – uśmiechnął się. – To szampan bez alkoholu. Przecież nie mógłbym jechać motorem gdybym pił.

– Uff – odetchnęła.

– Ty naprawdę tak źle o mnie pomyślałaś?

– Noo, tak w pierwszej chwili…, przepraszam… – ukryła twarz w dłoniach zerkając jednakże przez palce na ukochanego. – No przepraszam, nie gniewaj się…

– Nie gniewam się przecież, Jagienka, tylko mi się zrobiło żal zrobiło, że źle o mnie pomyślałaś..

– To ja cię przeproszę raz jeszcze i przyrzekam, że nigdy w ciebie nie zwątpię.

– Nie mów „nigdy”, bo nie można ręczyć za to co się może zdarzyć w przyszłości. Dziadek tak mówi i ma rację.

– Mądrego masz dziadka – uśmiechnęła się. – „Nigdy nie mów nigdy”, już to słyszałam. Jest w tym mądrość i prawda. Wiesz co? Bardzo się cieszę, że to powiedziałeś.

– To co? Otwieramy szampana? Jest po temu wyjątkowa okazja..

– Tak? A jaka?

– Bardzo, bardzo wyjątkowa i ważna.

– Powiesz wreszcie? Zaciekawiłeś mnie.

– Powiem. Ale najpierw koncert.

– Aa, no właśnie, miałeś mnie zaprosić na koncert.

– Przygotuj się, koncert zaraz się odbędzie…

– Gdzie?

– Tutaj.

– Tu? Jakim cudem – rozejrzała się wokół.

– Poczekaj chwilę a zobaczysz, znaczy usłyszysz.  Ale zamknij oczy, otworzysz dopiero jak ci powiem. Dobrze? Tylko nie podglądaj.

– Dobrze.

– Na pewno?

– Jeśli mówię, że tak to tak, wierzę ci przecież, więc i ty mi uwierz

– Usiądź zatem i zamknij oczy… tak… teraz się wsłuchaj w swoje serce, – pocałował ją  czubek głowy.

Siedziała rozmarzona i zaciekawiona, ale absolutnie spokojna i ufająca. Czuła się wspaniale jakby zawieszona w czasie i przestrzeni, i nagle usłyszała cudowne tony fletu, swoją ukochaną irlandzką balladę. Dźwięki  oplatały ją, wchodziły w głąb jej duszy, poruszały najczulsze struny, jakby oczyszczały ją ze wszystkich złych przeżyć, minionych zdarzeń, które  odpływały w przeszłość nieodwracalnie, bezapelacyjnie, uwalniając ją i zapraszając do nowego życia, nowej miłości czystej i pięknej niczym dźwięki fletu …

– Jagienko, jeszcze nie patrz, obiecałaś.

Usłyszała głos Alana jakby przebijający się przez  dźwięki, które wciąż  drżały w powietrzu. Choć artysta przestał grać one przez chwilę żyły jeszcze własnym życiem. Z trudem wracała do rzeczywistości, jeszcze trudniej było jej utrzymać zamknięte oczy, ponieważ miała wrażenie, że oprócz szumu drzew i gasnących dźwięków fleta słyszy szmer głosów, brzmiących dziwnie znajomo.

– Już, możesz otworzyć – usłyszała po chwili, gdy prawdę mówiąc zaczynała tracić cierpliwość.

– A wy tu skąd? – zaskoczona patrzyła na Bognę i Marysię. – Nie mogę mieć chwili intymności?

– Wiesz, na Polance z tą intymnością różnie bywa – powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha Bogna.

– Musimy przecież pilnować cię i dbać o twoje dobro, nie uważasz? – Marysia była równie uśmiechnięta jak Bogna.

– A czy ja was o to prosiłam, wy wścibskie baby, wy małpy zielone? Może ja nie chcę…

– Jagienka, nie gniewaj się. To ja chciałem, żeby twoje przyjaciółki tu były. One będą świadki…

– Co będą?

– Świadki! Bo ja chcę… ja potrzebuję… ja mam…

– Alan!  – zniecierpliwiła się Jagna. –   O co ci chodzi? Co ty chcesz? I po co ci one? – wskazała na przyjaciółki, które najwyraźniej dusiły się ze śmiechu.

– Te małpy? – spojrzał Alan na dziewczyny z wielkim zdziwieniem. – Ale dlaczego zielone?

Bogna z Marysią na cały głos śmiały się bez żadnych zahamowań.

– Powiedz wreszcie o co chodzi, bo Jagna się wścieknie i ucieknie – wydusiła wreszcie z siebie Marysia.

– Nie, nie uciekaj Jagienka, proszę. Ja mam dla ciebie pierścionek od mojej mamy – wypowiedział na jednym oddechu.

– Słucham? – Jagna podniosła wzrok i zajrzała w oczy ukochanego.

Alan z rozczulającą nieśmiałością wyciągnął w jej stronę rękę, w której trzymał czerwone pudełko.

– Otwórz – teatralnym szeptem poradziła Marysia.

– Uklęknij – dodała Bogna.

Obydwie wyraźnie wzruszone patrzyły jak przez chwilę mocował się z wieczkiem, potem przyklęknął na jedno kolano.

– Jagienka, czy ty będziesz moją narzeczoną? – zapytał uporawszy się wreszcie z wieczkiem. – Powiedz, że tak, bardzo proszę.

Jagna zamarła w bezruchu, chwilę trwało zanim dotarło do niej co się dzieje. Przestała zwracać uwagę na przyjaciółki, które taktownie zamilkły, a niekłamane wzruszenie ogarnęło i jedną, i drugą. Wpatrywała się w oczy, które ją urzekły, błyszczące jak tego pierwszego, pamiętnego wieczoru w „Filiżance”.

– Tak, Alan, tak! – wyciągnęła do niego obie ręce.

– Pierścionek – podpowiedziała Bogna. –  Weź i załóż, bo będzie nieważne.

– Jak nieważne – wtrąciła Marysia. – Przecież po to jesteśmy, żeby było ważne.

– A więc to tak – zwróciła się Jagna do przyjaciółek. – To wy takie świadki miałyście być. To jest spisek! – wysunęła oskarżycielsko palec w ich kierunku.

– Nie, to miała być tylko łagodna perswazja w razie odmowy – oświadczyła Marysia. – Przecież musimy się o ciebie zatroszczyć, żebyś głupot nie robiła.

– Kochane jesteście –  wzruszona Jagna uściskała przyjaciółki. – Ale nic na razie nie mówcie nikomu, dobrze?

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 50

  1. Urszula97 pisze:

    Jak romantycznie , co młodość to młodość i szalone przyjaciółki. Buziaki Aneczko.

  2. jotka pisze:

    Takie przyjaciółki, to skarb, albo jak to się mówi – takie rzeczy tylko w filmach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *