„Babie lato i kropla deszczu” – 21

Inga spojrzała w kalendarz.

– No nie, jestem dzień do tyłu – powiedziała do Zorki zawsze żywo reagującej na słowa opiekunki. – Muszę zrobić ostateczny plan i jakieś zakupy.

Wygrzebała wszystkie monety z różnych zakamarków, szukała wszędzie nawet w kieszeniach kurtek, gdzie znajdowała złotówki trzymane na wózek w sklepie. Uzbierała dziewięćdziesiąt cztery złote. Więcej już nie miała skąd wziąć.

Dokupiła słodyczy dla dziewczynek do prezentów. Pod słowami „dziewczynki” kryły się i wnuczki i córka. Kolorowe cukierki wrzuciła luzem, żeby paczki weselej wyglądały. Od razu było lepiej. Nie kupiła byle jakich, w ciemno lecz sprawdzone, takie, które Honoratka z Bogną lubiły najbardziej. Ewelinka jeszcze była za mała na takie wyroby cukiernicze. W sklepie Inga liczyła skrzętnie co jeszcze może dorzucić do koszyka. Mleko, ser, chleb, masła jeszcze trochę jest. Zrobi dziś naleśniki na obiad. Z serem są bardziej sycące niż z dżemem. Teściowa nie lubi, będzie się krzywiła, cóż… trudno, musi się pogodzić. Boże, jakie upokorzenia przyszło jej przeżywać co kilka chwil. Pamiętała, że skończyły się płatki kosmetyczne, ostatnie z pudełeczka stojącego w łazience oddała teściowej więc bez zastanowienia dorzuciła paczkę płatków do zawartości koszyka. Za moment jednak wróciła i odłożyła je na półkę. Zwykła wata powinna być tańsza. Znowu poczuła łzy pod powiekami. Cholera! Czy ona nie potrafi nad sobą zapanować? Odkąd przyszło przeklęte pismo z banku czuła się jakby siedziała na beczce prochu. Oczywiście organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa, jakby mogło być inaczej. Kolana znów o sobie przypomniały, bo przestała pić proszek z saszetek, lekarstwo, które pomogło odzyskać sprawność po poprzednim ataku choroby. Jego brak znów przywołał ból, ale cóż, nie mogła sobie pozwolić na jego zakup. Musiała chodzić z kijkiem, z bólu mogłaby upaść, traciła równowagę, ponieważ noga nie zawsze jej słuchała, jakby była jakimś obcym bytem. Ale się nie skarżyła. Co to zmieni, że zacznie głośno stękać? Wystarczy, że teściowa bezustannie straszy  swoją zbolała miną. Do tego Feliks jest zdołowany wynikami i co, jeszcze ona miałaby dokładać swoje żale? Wystarczy tego dobrego.

Zapomniała, że można się śmiać, pragnąć czegoś ponad minimum. Potworna nienawiść ogarniała ją na widok polityków dzielących między siebie zabrane jej rodzinie pieniądze. I jeszcze krzyczą, że im się należą! Życzyła każdemu bez wyjątku, żeby ich wszystkich cholera jasna wzięła, co do jednego! Żeby ich zaraza wytłukła, o właśnie, niech na odrę zapadną wszyscy naraz i niech cierpią jak ona nie mając za co kupić lekarstwa…

Cóż, czasu nie da się zatrzymać i świąt także. O dziwo, minęły nad wyraz przyjemnie. Indze udało się nie myśleć o sytuacji, całą siłą woli odsunęła od siebie negatywne myśli. Wigilia w tym roku wypadła w poniedziałek. Dla pracujących pań domu to był podarunek od losu, albo od kalendarza – szepnęła się do siebie. Dawniej cieszyłaby się ogromnie, bo i czas na przygotowania był niezwykle długi, jako że sobota i niedziela wolne – więc do dyspozycji, a potem dwa dni świąt.

– Córeńko, nie przejmuj się niczym – powiedziała do Bogny. – Jedźcie na wigilię do teściów. Dobrze pamiętam jak ja się męczyłam, kiedy moja mama i teściowa życzyły sobie naszej obecności jednocześnie i cuda musiałam robić, żeby żadnej nie urazić.

– Ale nie będzie ci przykro?

– Coś ty, skarbie! Przykro mi było tylko wtedy, kiedy pierwszy raz w życiu spędzałaś wigilię poza domem. Nie mogłam się pogodzić z tym, że moja córeczka dorosła – spojrzała z rozrzewnieniem na swoje ukochane, jedyne dziecko. – Taka jest już kolej rzeczy, dzieci odchodzą z domu i tak musi być.

– Mamuś, ty jesteś naprawdę jedyna i wyjątkowa – Bogna przytuliła się do matki.

– Pewnie, że jedyna – pocałowała córkę w czubek głowy. – Jedyna bo twoja.

W głębi duszy Inga była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Nie wiedziała w jakiej formie będzie teściowa. Akurat w wigilię może mieć któryś ze swoich napadów i zepsuje dziewczynkom wigilię wywołując przykre skojarzenia, które mogą w nich pozostawić ślad na zawsze. Przygotowaniami zajęła się z wielką przyjemnością. Zawsze powtarzała, że lubi gotować, a nie lubi sprzątać. Robi to tylko z obowiązku i z reguły odkłada na ostatnią chwilę.

Sprężyła się i nie poddała się złym myślom. Zrobiła rybę po grecku, sałatkę jarzynową, śledzie w oleju, barszczyk kupiła gotowy, w tym roku nie zakwasiła buraków, nie miała do tego głowy. Karpia nigdy u niej w domu nie było, u niej czyli odkąd wyszła za mąż. Kupiła w Biedronce polędwiczki z dorsza. Kupowała jedynie filety z ryb morskich, które z niczym jej się nie kojarzyły. Tak samo kupowała filety z kurczaka paczkowane, żeby nie było na nich odrobiny skóry czy piórka, jakby to było jakieś sztuczne jedzenie. Chciałaby, żeby tak było. Zresztą tylko ze względu na męża i teściową kupowała drób i ryby. Sama dla siebie nie kupowałaby mięsa już nigdy.

Jeśli chodzi o słodką stronę życia – nie oszczędzała się w tym względzie. Upiekła murzynka z przyprawą piernikową. Miała zamiar przekroić go i przełożyć marmoladą, aby udawał piernik. W końcu jednak nie zrobiła tego, zwyczajnie nie zdążyła. Poza tym upiekła babkę marchewkową, którą lubiła Honoratka. Oczywiście nie mogło się obejść bez sernika. Użyła sera trzykrotnie zmielonego kupionego w Biedronce, dla oszczędności czasu i energii, choć wiadomo, że nic nie może się równać ze smakiem sernika z sera zmielonego własnoręcznie, który ma zupełnie inną konsystencję niż kupiony. Nigdy nie umiała upiec prawdziwego makowca drożdżowego jak mama i babcia, piekła więc zawijaski makowe. Dawniej sama przygotowywała masę makową, gotowała mak, trzykrotnie mieliła przez sitka z małymi dziurkami, dodawała miód, cukier, olejek migdałowy, skórkę pomarańczowa i bakalie. A jaki zapach unosił się w mieszkaniu, ehh… Teraz po prostu otwierała puszkę z masą, rozwijała francuskie ciasto, smarowała, kroiła i już.

Tak więc przygotowania szły pełną parą, nawet teściowa zachowywała się zupełnie przyzwoicie. Ale najwięcej Inga cieszyła się z tego, że portret taty zawisł na ścianie obok kominka. Jeden z obrazów wujka Stefana również znalazł swoje miejsce nad komódką, między okienkiem a drzwiami tarasowymi. Inga mogła odczuwać odrobinę radości mając świadomość, że przez najbliższe pięć dni nie grozi jej telefon z banku, może więc na okres świąt odsunąć od siebie wszelkie niepokojące złe myśli oraz emocje.

Wigilia przeminęła spokojnie. A potem przyjechały dzieci czyli cała czwórka: Bogna, Doman, Honoratka i Ewelinka. Nie trzeba mówić, że gwiazdką była oczywiście malutka szkrabusia.

cdn.    

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Babie lato i kropla deszczu” – 21

  1. jotka pisze:

    Och, przypomniałaś mi murzynka mamy, mam przepis, muszę upiec, bo to smak dzieciństwa!

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Dopiero gdy od cioci dostałam przepis na jej murzynka zaczął wychodzić wspaniały. Przedtem nie był taki dobry. Mała zmiana a efekt duży:) Możesz zdradzić swój? We wpisie podam cioci przepis.
      Buziaki♥️

      • jotka pisze:

        2 szklanki cukru
        2 łyżki kakao
        1/2 szkl. ciepłej wody
        1 kostka tłuszczu
        4 jajka
        2 łyżeczki proszku do piecz.
        2 szkl. mąki
        Rozpuścić cukier, kakao, wodę i tłuszcz w garnku na ogniu. Z całości odlac pół szklanki na polewe.
        Do ostudzonej masy dodać resztę składników oraz bakalie.
        piec ok.40 min, polać polewą, można posypać wiórkami kokosowymi. Bez bakalii, ale z przyprawa do piernika udaje piernik:-)

        • anka pisze:

          Dokładnie ten sam przepis mam od cioci 🙂 Wkładam do nagrzanego piekarnika i ciasto wychodzi pyszne. Ostatnio z Calineczką zrobiłyśmy Dużemu na urodziny i szkrabusia kremem ozdabiała wg własnej fantazji 🙂

  2. Urszula97 pisze:

    No i fajnie, święta były piękniejsze niż się Inga spodziewała,pozdrawiam cieplutko.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Często się zdarza, że czarne myśli nie mają racji, los potrafi się uśmiechnąć nawet gdy się nie spodziewamy. I całe szczęście:) Przytulanki ♥️❣️

  3. Krystyna pisze:

    Fajnie , że ciągle piszesz ….tworzysz.

    • anka pisze:

      Krysiu:-) „Babie lato…” już dawno skończone. Na nowe nie mam czasu, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że to ulegnie zmianie 🙂

  4. Kasia Dudziak pisze:

    Bardzo przyjemny fragment Aniu. Uwielbiam twoje pisanie i bohaterów. Buziaki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *