„Pasma życia” 20

Kasia pracowała w ośrodku kultury, a konkretnie w  bibliotece. Kochała książki od zawsze, mama z tatą potrafili jej i Markowi zaszczepić tę miłość, od najmłodszych lat obdarowując dzieci książkami. Dla Kasi nie było wspanialszego prezentu na świecie niż nowa książka. Koleżanki ze szkoły wydawały kieszonkowe na łakocie, potem ciuszki, kosmetyki. Kasia ciułała każdy grosz na upragnione czytadła. Po studiach miała kilka możliwości pracy do wyboru. Bez namysłu zdecydowała się na bibliotekę. Lubiła swoją pracę, między regałami z książkami czuła się jak we własnym  domu. Zresztą  jak się można czuć po dwudziestu siedmiu latach spędzonych  w jednym miejscu?  Niestety, odkąd została kierowniczką większość czasu i energii  musiała zużywać na różne dodatkowe atrakcje zamiast na kontakty z książkami i czytelnikami, ponieważ była to biblioteka zakładowa, a więc podporządkowana szefom firmy. Kierowniczką być nie chciała, nigdy nie czuła potrzeby władzy, chęci rządzenia innymi, chciała po prostu spokojnie pracować. Okazało się jednak, że albo zgodzi się na propozycję, albo nie ma dla niej miejsca. I cóż mogła na to powiedzieć mając dwoje uczących się dzieci i żadnego innego źródła utrzymania? Od tego czasu żyła w bezustannym stresie, bo właśnie wtedy różne osoby zaczęły się interesować biblioteką głównie z chęci pozbycia się jej w celach różnych, między innymi przerobienia pomieszczeń zajmowanych przez książki na knajpę. Albo burdel – ponuro dodawała w myślach.

Bezsilna, bezradna usiadła wśród książek na podłodze.  Po raz pierwszy  pomyślała, że nie chce już tu być. „Tu” w znaczeniu firmy, bałaganu decyzyjnego, bezustannych zmian i pomysłów rodem z kosmosu zmieniających się co chwilę miłościwie panujących przełożonych… Oni zaś zmieniali się i stawali przed sądem często za to, o co oskarżali podwładnych… Kasia chciała tylko jednego: móc normalnie pracować, czyli wykonywać swoje obowiązki polegające na świadczeniu usług dla ludzi. Wszak biblioteka to miejsce, w którym zgromadzone są zasoby ludzkiej myśli w celu udostępniania ich innym. Niestety, ostatnimi czasy, a szczególnie przez ostatni rok, właściwie skupiać się trzeba było głównie na walce o przetrwanie, walce z kolejnymi planami unicestwienia placówki. Miała wrażenie, że niektórzy nie widzą różnicy między  papierem toaletowym  a  zadrukowanym. Przetrzymała kilkumiesięczną inwentaryzację olbrzymiego księgozbioru, kolejna reorganizacja usunęła z firmy nawet słowo „kultura”, zmieniła się znów przynależność  i podległość służbowa. Na dzień dzisiejszy na dobrą sprawę nie wiedziała czy pracuje, nie widziała na oczy nowego zwierzchnika, czy raczej zwierzchniczki – co też napełniało ją obawą, bo wolała pracować z mężczyznami. Zbyt dużo przeszła  przez koleżanki, które stając się jej podwładnymi nie mogły sobie dać rady z własną urażoną ambicją.  Kiedy odeszły z pracy, Kasia odetchnęła, zaczęła spełniać plany i marzenia, miała pomysły na rozwinięcie działalności. Niestety.  Zaczęły się znów przepychanki polityczne, personalne zmiany, reorganizacje biur i od początku to samo.  Rok chodzenia po linie nad przepaścią wykończy każdego, a co dopiero mówić o wrażliwej Kasi,  pozbawionej odporności  na stresy, potrzebującej  do życia spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Akurat tego miała najmniej. Tak więc siedziała na podłodze, patrzyła tępo na pełne regały uświadamiając sobie, że kocha to miejsce, te podarte, zaczytane, nieraz rozsypujące się książki, ale nie ma siły na dalsze życie w takich warunkach. Gdyby już miała prawa emerytalne! Ale – oczywiście z jej szczęściem – musi pracować do sześćdziesiątki a kto wie, czy nie dłużej. Któż to wytrzyma, kto dożyje?  Czyżby obecnym  rządzicielom chodziło o to, by jak najmniej osób doczekało  emerytury? Jaka oszczędność… Coraz czarniejsza  wizja przyszłości przewijała się jej przed oczami. Utrata pracy albo załamanie nerwowe z powodu długotrwałego napięcia,  konieczność opieki nad ojcem i niemożność zapanowania nad nim, Kamil szukający bezskutecznie zatrudnienia, bez środków na opłacenie rachunków, eksmisja na bruk, wreszcie samobójstwo poprzedzone uśpieniem psa i kotki, żeby się nikt nad nimi nie znęcał… Oto obecna rzeczywistość. Kasia pogrążyła się w rozpamiętywaniu stworzonego przez wyobraźnię koszmaru i nie słyszała wołania Mariolki, z którą pracowała od dwóch lat.  Przecież ona nie nadaje się do takiego życia. Nie ma już świata, w którym się urodziła i wychowała, straciły wagę wartości, w jakich wzrosła, przyszło jej się wstydzić polskiego kołtuństwa, ciemnoty i zacofania. To, co mówiła w liceum polonistka o” miernocie i szarzyźnie” stało się rzeczywistością. Tak samo – niestety – opowiadania dziadków o życiu w okresie międzywojennym, o biedzie i nędzy, które ona znała jedynie z literatury, a które teraz wróciły, jakby wstały z grobów, żeby zabrać ze sobą jak najwięcej ofiar…

Poderwała się na dźwięk telefonu. Szukała przez chwilę komórki, zostawionej między półkami. To Mikołaj. Jakie szczęście, że wyrwał ją ze szponów czarnych myśli.

– Cześć kotku – usłyszała kochany głos. – Bardzo jesteś zajęta?

– Dobrze, że zadzwoniłeś, bo już mi się wyć chciało z tego wszystkiego!

– A co się znowu stało?

– Przyszła jakaś baba z facetem i zaczęli wymierzać ściany w bibliotece. Kiedy spytałam o co chodzi, stwierdzili, że mają takie polecenie swoich przełożonych, bo będzie przebudowa pomieszczeń. No to spytałam, czy ich przełożeni rozmawiali w tej sprawie z moimi przełożonymi, ale oni stwierdzili, że ich to nie obchodzi. Myślałam, że mnie nagła krew zaleje. Ciśnienie mi skoczyło chyba powyżej jakiejkolwiek skali.

– Kochanie, przestań się przejmować takimi rzeczami. Przecież nie zlikwidują biblioteki, bo to już ostatnia w firmie i za bardzo ludziom jest potrzebna.

– Chyba zgłupiałeś! – Kasia była wzburzona do granic wytrzymałości. – Co kogo obchodzą ludzie?! Nie zauważyłeś, że zwykły człowiek teraz nikogo nie obchodzi? Po co ma czytać, po co ma się leczyć, po co możnym tego świata ma zawracać cztery litery? Lepiej niech szybko umiera po przejściu na emeryturę, żeby nie trzeba było mu płacić.  . Albo jeszcze lepiej – zanim doczeka tej cholernej emerytury, za którą i tak nie wyżyje. Może mu nawet nie starczyć na sznurek, żeby się powiesić!

– Ojej, widzę, że z tobą całkiem niedobrze.  Przyjadę po ciebie po pracy, poczekaj na mnie, dobrze?

– Poczekam – cicho powiedziała. – Dzięki, że wpadłeś na taki pomysł.

– No co ty, a po co mnie masz?

Ukochany potrafił sprawić, że myśli Kasi zmieniły kierunek. Rozmawiali o planowanym wyjeździe do Szczawnicy.

Jednak po dotarciu do domu znów zaczęła myśleć o problemach. Taką miała już konstrukcją psychiczną, przeżywała w zwielokrotniony sposób każda sprawę. Teraz też  rozmyślała.

Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? Czy to nie za dużo na mnie jedną? Ale z drugiej strony – po co marudzę, co to pomoże? Marudzę, bo tata chory, bo w pracy same problemy, bo kasy brak i dzieciom nie mogę pomóc, bo menopauza i dolegliwości związane z wiekiem….Ale na plus przecież też coś jest: Tosia opiekuje się tatą (jeszcze, bo nie wiadomo ile wytrzyma), Kamil pracuje, na razie na trzy miesiące, ale pracuje, przyzwyczaił się do porannego wstawania, treningami wypełnia czas i odreagowuje stres, uspokoił się już po rozstaniu z dziewczyną. Ciekawe kiedy będzie następna oficjalna, bo cały tłumek zawsze się kręci w pobliżu mego pięknego chłopaka …  Poza tym Łukasz się ożenił i zostanie tatusiem! No i Mikołaj chyba mnie jednak trochę kocha mimo wszystko…

Tosia zadzwoniła, ze ojciec był dziś wyjątkowo trudny w prowadzeniu. W końcu z wielkim wysiłkiem udało jej się opanować sytuację i usnął.

Kasi puściły nerwy i rozryczała się. Kamil wrócił już do domu, przyszedł matkę pocieszyć.

– Czym się denerwujesz ? – spytał spokojnie.

– Że zostanę bez pracy – chlipała.

– Mikołaj cię utrzyma, czym się martwisz – zmrużył oko. – Dużo nie jesz, ciągle mówisz, że się odchudzasz.

– A nasze mieszkanko? Z czego zapłacę czynsz i inne świadczenia? Kocham je, chciałabym  wykupić, żeby było nasze na zawsze…

– Ja zapłacę, pracuję na razie…

– Ale potem?

– Potem też znajdę pracę i też będę pracował. Mamo, nie jestem już małym dzieckiem.

– Mój malutki syneczek – rozchlipała się jeszcze bardziej.

– Mamcia, no i co z tobą? – przytulił Kasię. – Znowu ryczysz?

– Bo przedtem z żalu a teraz z rozczulenia.

Zadzwonił telefon. Kamil odebrał.

– Cześć bracie. Pogadaj z naszą mamą, tylko ty ją rozśmieszasz, przy mnie ciągle ryczy a ja muszę lecieć, bo mam randkę.

13.02.2018

  • kobietawbarwachjesieni Ja lubię zmiany, ale nie wszystkie.Gdy tylko przyjechałam z Warszawy od razu usiadłam do Twojego opowiadania. Pisz, pisz. Uśmiechy przesyłam.
  • annazadroza Maryniu:-) Czyli odpoczywałaś po trudach podróży w towarzystwie moich bohaterów, za co Ci serdecznie dziękuję:)))
  • emma_b jaki ten świat wirtualny malutki! cieszę się, że Marynię spotkałam:)
    tego jeszcze na blogu nie widziałam… to opowiadanie czy powieść?
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Ja przeczytałam jednym tchem…jakoś fajnie się wchodzi w klimat,
    a te rozmyślania Kasi (mojej imienniczki 😉 też są mi bliskie. Tylko kurcze
    ci faceci tacy idealni, ale to przecież dobrze 😉
    Dobrej nocy Aniu :)))
  • annazadroza Emmo:-) Bo w fajnych miejscach spotkają się fajni ludzie:)
    Powieść. Skąd się wzięła jest we wpisie z 8.XI. 17r. pt. „Zapraszam na Ursynów oraz do Szczawnicy”. Miłego czytania:)))
  • annazadroza Kasiu:-) Dzień dobry i miłego dnia:)))
    Gdzie znaleźć idealnych facetów jak nie w powieściach? W realu nie ma ludzi bez wad. I to bez względu na płeć. Ale – oczywiście – my jesteśmy z Wenus, oni tylko z Marsa;)
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *