„Pasma życia” 19

Adelka wracała od koleżanki mieszkającej na Franciszkańskiej. Niosła w reklamówce serek, dwie bułki i wodę mineralną. Drugą, zaczętą butelkę wody trzymała w ręce. Na ulicy było pusto. Z bocznej ulicy wyszedł jakiś facet w płaszczu. Wyglądał dziwnie. Zbliżył się do Adelki i z lubieżnym wyrazem twarzy uchylił poły płaszcza pokazując swoje wdzięki. Adelka odwróciła głowę z obrzydzeniem. Zboczeniec!  Z przeciwka szedł jakiś mężczyzna.

– Czy mógłby mnie pan odprowadzić do autobusu, bo tam stoi zboczeniec i boję się – zapytała.

Facet nawet na nią nie spojrzał jakby była powietrzem, jakby jej wcale nie było i szedł dalej. Najpierw oniemiała, a potem się wkurzyła. Furia ogarnęła ją od czubka głowy do końca palców rąk i nóg. Tryumfujący zboczeniec zbliżył się ponownie.

– Zabiję cię, ty cholerny zboku – ryknęła i rzuciła w niego butelką.

Trafiła, zasyczał z bólu i przyklęknął.  Z drugą butelką w ręce ruszyła do niego z takim wyrazem wściekłości na twarzy, że porwał się na równe nogi i zaczął uciekać. Goniła go wymachując butelką aż zniknął. Wtedy głęboko odetchnęła i – zadowolona z odniesionego zwycięstwa – wsiadła do autobusu.

Nazajutrz obudził ją głośny wrzask papug. Najwyraźniej miały odmienne poglądy na ważny dla nich temat. Zaraz potem włączyło się radio ustawione na budzenie. Nie mogła dłużej oszukiwać samej siebie i schować się pod lekką, letnią kołderką kupioną w Leader Price za jedyne dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. Nawiasem mówiąc bardzo dobrze się pod nią spało.

Musiała wstać. Usiadła na łóżku i natychmiast została zaatakowana przez jednego dużego potwora i dwa małe, domagające się natychmiastowego głaskania, drapania, klepania, przytulania i jeszcze czegoś smacznego do przekąszenia  na powitanie upalnego lipcowego dnia.

– No dobrze – głośno myślała jeszcze półprzytomna, – co ja mam w planie na dzisiaj? Aha, dziś idę do pracy. Potem się umówiłam z Krysią na jej działce. Tylko gdzie ja mam kartkę na której narysowałam jak do niej trafić?

Kartki nie znalazła. Usiłowała przypomnieć sobie co jej tłumaczyła przyjaciółka. Działka została niedawno nabyta i Adelka miała ją odwiedzić po raz pierwszy.

– Wysiądziesz przy Idzikowskiego, pójdziesz w górę, w stronę Puławskiej i jak dojdziesz do końca po prawej stronie, wejdź do środka. Jakby było zamknięte to krzycz. Wołaj głośno, ja usłyszę. Ale z reguły jest otwarte. Inne są pozamykane, ale nasza jest dla ludzi. Wtedy idź prosto i trafisz na moją, bo jest najładniejsza, to znaczy najbardziej zarośnięta. Po tym poznasz.

Adelka stwierdziła, że jakoś trafi i poszła do pracy. O dziwo, miała nawet sporo pacjentów. Między innymi przyszedł bardzo starszy człowiek prześwietlić wszystkie zęby. Tłumaczyła, że nie ma sprzętu, aby mu zrobić panoramę szczęki. Pacjent kategorycznie oznajmił, że się stąd nie ruszy, bo pielęgniarka kazała mu tu przyjść. Okazało się, że … ma w ogóle tylko jeden ząb! Taką „panoramę” mogła zrobić bez problemu. Śmiała się sama do siebie przez dłuższą chwilę.

Po pracy wpadła do domu wyprowadzić psy, wskoczyła pod prysznic, przebrała się w luźny strój składający się z białych tenisówek, turkusowych spodni i kwiecistej koszulki, i pobiegła do autobusu. Wysiadła zgodnie z instrukcją  przy ulicy Idzikowskiego i poszła – też zgodnie z instrukcją – w górę. Tu już straciła rozeznanie, bo ogródki działkowe rozciągały się po obu stronach ulicy. Do jakiego końca miała dojść? Weszła tam, gdzie było otwarte i szukała Krysi. Chodziła i chodziła, wreszcie zaczęła wołać:

– Krysiu, Krysiu…

– Szuka pani kogoś? – usłyszała obok siebie męski głos.

– A szukam, szukam. Już mi nogi weszły w pewną część ciała i mam dość.

– A kogo konkretnie, jeśli wolno spytać?

Adelka dopiero teraz uważniej spojrzała na rozmówcę. Był mniej więcej w jej wieku. Miał opaloną sympatyczną twarz, siwe włosy i niebieskie, wesołe oczy. Jasne spodnie i niebieska koszula z krótkim rękawem uzupełniały miły obraz.

– Szukam przyjaciółki, Krysi Kowalskiej. Kazała mi pójść do ostatniego ogrodu i wołać, no to wołam i już ochrypłam – zaskrzypiała zrezygnowana.

– To nie jest ostatni ogród, jest jeszcze jeden.

– Ależ tam jest normalny dom mieszkalny!

– Nie, dom jest za ogrodem

– W ogrodzie! Przecież mam oczy, jeszcze widzę! –  była coraz bardziej zdegustowana.

– Mogę panią odprowadzić, już stąd wychodzę – uśmiechnął się do naburmuszonych oczu Adelki. – Idę w stronę Królikarni, to po drodze.

– No dobrze, będę panu zobowiązana – westchnęła.

Patrzył na nią z wyraźną sympatią. Na pierwszy rzut oka tak jakoś różniła się od jego znajomych niewiast. Nie zmieniła wyrazu twarzy kiedy zaczął z nią rozmowę, nie zaczęła się mizdrzyć robiąc z siebie słodką idiotkę Zdawał sobie sprawę ze swego wieku, ale również ze swej męskiej urody i atrakcyjności. Przyzwyczajony był do adoracji ze strony kobiet, które – trzeba przyznać – zepsuły go i rozpuściły, masowo próbując za wszelką cenę zdobyć na własność wolnego, nieźle sytuowanego starszego pana. Patrzył z dystansem na usiłowania rówieśniczek próbujących wyszukanym strojem i nadmiernym makijażem oszukać siebie i otoczenie, i przechytrzyć upływający czas udając czterdziestolatki. Daremnie. Wszak stare porzekadło mówi: nie pomoże żaden róż, kiedy baba stara już… Ta była zupełnie inna. Nie udawała, wyglądała normalnie. Po prostu normalnie. I wcale nie zwróciła na niego specjalnej uwagi. Żadnej uwagi na niego nie zwróciła! A do tego nie był przyzwyczajony! Coś podobnego! Sprawiała wrażenie młodej dziewczyny, która dla żartu ubrała się w skórę babci.

– Pani pozwoli, że się przedstawię: Adam Zawistowski.

– Adelka Sopotnicka – odwzajemniła się  myśląc, że Zawistowski to ładne nazwisko i że zachował się kulturalnie.

– To już tutaj – pokazał bramkę z napisem „Wiosna”. – Sprawdźmy czy otwarta, bo znów będzie pani błądzić – a pomyślał, że powiedziała Adelka, nie Adela, jak dziewczynka.

Bramka była otwarta.

– Już nie mogę być długo poza domem. Psy czekają, nie lubią być same przez tyle godzin.

– Psy? – zainteresował się. – A ile ich pani ma?

– Aktualnie trzy. To znaczy dwa psy i suczkę. I jeszcze dwie papugi – uśmiechnęła się.

– Jakie, jeśli wolno spytać?

– Nierozłączki.

– Ale chodzi mi o psy, bo ja mam bokserkę.

Miał wrażenie, że ta cała Adelka spojrzała na niego życzliwszym okiem. Weszli na działki rozmawiając po krótkim czasie jak starzy znajomi. Odnaleźli ogródek Krysi, po czym Adam pożegnał się ze świadomością, że spotkało go coś bardzo miłego, świat nabrał wyrazistości, barwniejszych kolorów, ptaki melodyjniej śpiewały a słońce jaśniej zaświeciło. Jakby pora zachodu życia oddaliła się bardzo daleko i wróciła młodość… Postanowił, że zdobędzie od Krysi potrzebne informacje na temat Adelki i na pewno nie było to ich pierwsze, a zarazem ostatnie spotkanie. Krysię i jej męża znal na zasadzie działkowych sąsiedzkich znajomości. Właściwie wszyscy działkowicze oraz ich goście znali się w ten sposób. Uśmiechnięty pojechał do domu, gdzie czekała pręgowana Bierka obrażona za zbyt długą nieobecność pana.

– Nie gniewaj się staruszko – tłumaczył się, –  poznałem kogoś, kto i tobie się spodoba.

Bierka do tej pory nie zaakceptowała żadnej kandydatki na potencjalną  bliższą  znajomą swego pana. On zaś ufał intuicji czworonożnej przyjaciółki niejednokrotnie przekonawszy się, że miała rację. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że do końca swoich dni pozostanie jedynie w towarzystwie Bierki lub jej następczyni. W końcu życie samotnego mężczyzny nie jest w dzisiejszych czasach takie złe. Gotować umiał i lubił, a gdyby nawet mu się nie chciało, to przecież w sklepach nabyć można gotowe produkty. Z praniem też żaden problem w dobie pralek automatycznych. Sprzątał sam, nie należał do bałaganiarzy więc w domu miał porządek. Owszem, każdemu potrzebna jest bliska osoba, ale musi to być naprawdę pokrewna dusza, z którą i porozmawiać, i pomilczeć można. Nie chciał zadowalać się byle czym, namiastką uczuć, więc po prostu zrezygnował, odpuścił sobie.  Żył tak jak chciał. Chodził na długie spacery z Bierką, odwiedzał znajomych na działkach. Sam nie lubił grzebać w ziemi. Wolał kontaktować się z przyrodą siedząc w fotelu albo chodząc po lesie z głową skierowaną ku niebu i patrzeć na poruszane wiatrem korony sosen niż wypatrywać grzybów w trawie. Uważał, że życiem człowieka kieruje przeznaczenie, nie ma miejsca na przypadki. Toteż dzisiejsze spotkanie z Adelką uznał za zrządzenie losu. A ponieważ stwierdził, że los i przeznaczenie w tym przypadku swój plan wykonały, on resztę weźmie w swoje ręce i zawrze z Adelką bliższą znajomość. Ostateczną decyzję podejmie oczywiście Bierka, ale tu – był przekonany – suczka będzie po jego, czyli po jej stronie.

9.02.2018

  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl No świetnie się te odpowiadania czyta. Dosłownie przeniosłam się
    w te sytuacje czując ich klimat, ciepło… Czekam Aniu na ,,dalej,, 🙂
    bardzo Cię pozdrawiam – trzymaj się :))) !

    p.s
    Jejku ale skąd takiego faceta wytrzasnęłaś ? (o p.Adamie myślę 😉

  • kobietawbarwachjesieni Świetnie piszesz. Lubię czytać Twoje opowiadania.
  • annazadroza Kasiu:-) Ciąg dalszy we wtorek. Dziękuuuję!
    Adama zaś wyciągnęłam z wyobraźni, albo z kosmosu? Takich na świecie nie ma, albo mało sztuk się uchowało;) Ale pomarzyć można, humor się od tego poprawia:)))
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl No tak On jest z ,,naszej planety,,… 😉
    Ciepłego wieczoru dla Ciebie 🙂
  • annazadroza Jesienna:-) Kiedy włączam Lapcia i widzę słowa napisane przez Ciebie, robi mi się ciepło na sercu:) Nic tak na mnie nie działa mobilizująco jak pochwała. Dziękuję:)))
  • annazadroza Kasiu, Winicjusz też jest z innej planety:) I Tobie dużo ciepłego, tym bardziej, że na dworze zimno, brr.
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *