Kasia wracała od ojca. Śnieg przestał sypać, ustał wiatr dokuczliwie wciskający się za kołnierz płaszcza, było cicho i pięknie. Cała brzydota świata zniknęła pod białym puchem. Fantastyczne wrażenie robiły wieże kościoła, nie, już teraz katedry, św. Floriana na tle rozgwieżdżonego nieba. Widok ten zawsze przypominał jej sceny z filmu „Kopernik” z Andrzejem Kopiczyńskim w roli tytułowej. Oglądała film kilka razy, przemawiał do wyobraźni wspaniałym oddaniem nastroju średniowiecza, którym wówczas była zafascynowana.
Tramwaj szybko przyjechał, przestała wspominać szkolne lata spędzone w domu rodziców. Wsiadła do wagonu pamiętając o naciśnięciu „gorącego guzika” w celu otwarcia drzwi. Poprzednio o nim nie wiedziała i tramwaj odjechał zanim zorientowała się o co chodzi. Bardzo brzydkich słów użyła mówiąc półgłosem do siebie…
Metro przyjechało minutę po zejściu Kasi w dół, na peron. Wyjęła książkę i zagłębiła się w lekturze. Obecnie mało chwil mogła poświęcić czytaniu.
W pewnym momencie uświadomiła sobie, że pociąg nie jedzie. Rozejrzała się. Świateł stacji nie widać, ciemno w tunelu, Brr…Spojrzała na zegarek: była godzina dwudziesta trzydzieści. Czytała dalej. Kiedy znów zerknęła, wskazówki przesunęły się o dwadzieścia minut. Najpierw zaklęła w myślach, chciała wcześniej być w domu. Potem poczuła się trochę nieswojo. Kiedyś, dawniej, nie bałaby się, ale teraz w dobie terroryzmu i ogólnego zagrożenia czuła się dziwnie pod ziemią, w tunelu, w pociągu, z którego nie można teraz wysiąść i uciec…
– Niechby pomalutku, ale jechał, niechby już ruszył – powtarzała w duchu.
Wreszcie pociąg drgnął i wolniutko podjechał do stacji Politechnika. Przez głośnik zachrypnięty głos powiedział, że z powodu awarii metro chwilowo dalej nie pojedzie.
– Dobrze, że wreszcie powiedzieli – mruknęła i nie wysiadła, bo nie byłoby w tym żadnego sensu. Wychodzić na śnieg, czekać nie wiadomo ile czasu na autobus, marznąć. O nie, lepiej spokojnie zaczekać i poczytać. Tak zrobiła i miała rację, po dziesięciu minutach pociąg ruszył. Zamiast wcześniej, dojechała do domu później niż zwykle.
Kamil poszedł na trening, potem na randkę. Dżemik siedział pod drzwiami i płakał, że go samego zostawili o tej porze. Przyzwyczaił się, że zostaje w dzień, kiedy pani idzie do pracy – ale teraz? Był oburzony. Nie gniewał się jednak długo i łaskawie pozwolił się wziąć na spacer. Nie pożałował, bo przy parkingu spotkali ciocię Elę z Gamą i Betą.
– Coraz trudniej cię zastać w domu – powiedziała Elżbieta.
– Wiesz, cały czas jestem w biegu. Odkąd mój brat z rodziną wyprowadził się od taty, jeżdżę tam co drugi dzień albo czasem i częściej. Nieraz tata dzwoni, że koniecznie musi się ze mną zobaczyć, bo ma jakąś sprawę. Nie wystarczy mu, że będę następnego dnia. Muszę jechać. Czuję, że mnie potrzebuje, że coś jest nie tak. Nigdy nie skarżył się, nie mówił o złym samopoczuciu choć jest przecież po czterech zawałach. Martwię się o niego. Staram się doprowadzić mu mieszkanie do porządku, sprzątam, gotuję, po czym wylewam ugotowane zupy, bo on tego wcale nie je, narzeka na problemy z jedzeniem.
– Jak to?
– Mam wrażenie, że nie może się odnaleźć w nowej sytuacji. Został sam w dużym mieszkaniu, najwyraźniej nie czuje się dobrze jedynie we własnym towarzystwie – Kasia była wyraźnie zmartwiona.
– Mówiłaś, że chciał zostać sam.
– Marek tak mówił. Ojciec prawie ich wyganiał z domu. Twierdził, że czeka, kiedy się wreszcie wyprowadzą do siebie bo on ma swoje plany. A przecież wiedział, że Marek z Małgosią jeszcze nie urządzili nowego mieszkania – Kasia z wyrazem wielkiego zatroskania spojrzała na przyjaciółkę. – Nigdy się tak nie zachowywał.
– Może miał plany związane z jakąś miłą panią? – uśmiechnęła się Ela.
– Też tak myślałam. Chciałabym, aby tak było. Oczekiwałam, że weźmie się za siebie, za mieszkanie, zacznie pisać pamiętniki. Taki był jego pomysł na emeryturę. Mając wreszcie spokój i czas mógłby zrealizować wcześniejsze plany.
– No właśnie, a co on na to? – spytała Ela.
– Nic. Mówi, że kiedyś, potem, jak się już urządzi w mieszkaniu. Zupełnie jakby znalazł się nagle w nowym miejscu. Czasem ma taki dziwny wyraz twarzy, że go zupełnie nie poznaję.
Rzeczywiście, zachowanie taty coraz bardziej niepokoiło Kasię. Dzwonił wcześnie rano, zanim zdążyła wyjść do pracy i dziwił się, że dziś pracuje. Zaczęły mu się mylić dni. Tłumaczyła sobie, że to nic strasznego, bo człowiek na emeryturze – jak na urlopie – nie musi liczyć czasu .Kiedy pytała dlaczego nie zjadł obiadu przygotowanego poprzedniego dnia, odpowiadał, że nie zaglądał do lodówki. Martwił się, że od pewnego czasu nie może jeść. Kasia też się martwiła, dopóki nie zauważyła, że ojciec zjada wszystko, co ma na talerzu. A potem rzecz się wyjaśniła.
W wolny dzień przyjechała do taty wcześniej niż wtedy, kiedy pędziła do niego po pracy. Zadowolony powiedział:
– Dzisiaj ja cię zapraszam na obiad. Odkryłem nową knajpkę. Chodzę tam coś zjeść w porze obiadowej.
– Dobrze – zgodziła się chętnie. – Zaprowadź mnie tam.
Poszli w stronę nowego centrum handlowego na Dworcu Wileńskim. Wreszcie przestało tu wyglądać jak w slumsach. Ruch był duży, kolory, światła, ludzie, dekoracje jeszcze świąteczne – jednym słowem zgiełk wielkiego miasta. Usiedli przy stoliku wskazanym przez ojca.
– Tu siadam zazwyczaj, kiedy przychodzę coś zjeść – powiedział rozglądając się za kelnerką.
– Witam pana ponownie – uśmiechnęła się ładna dziewczyna podchodząc z kartą dań.
– Jak to ponownie? – zdziwił się.
– No, przecież dzisiaj drugi raz pana goszczę w moim rewirze – odpowiedziała kelnerka. – Trudno pana nie pamiętać.
– To miłe – uśmiechnął się, po czym rozejrzał się i ciszej dodał:- niemożliwe. Ja tu dzisiaj byłem? Nie pamiętam, ona zmyśla.
– Ojej, nic się nie stało – zbagatelizowała Kasia sytuację. – Wybierzmy coś dobrego, bo umieram z głodu.
Ojciec zaproponował potrawę. Kelnerka po chwili przyniosła frytki, filet z kurczaka i surówkę. Porcje były olbrzymie. Nawet Kasia, uwielbiająca dobre jedzenie, nie dała rady pochłonąć wszystkiego. Oczy jadłyby jeszcze lecz pojemność żołądka nie pozwoliła na przełknięcie ani kawałka więcej. Ojciec pogrzebał widelcem w talerzu, skubnął nieco fileta, przełknął kilka frytek i odstawił talerz.
– Widzisz? – powiedział ze smutkiem. – Pewnie się już kończę, w ogóle nie mogę jeść.
– Tato, jeśli już zjadłeś jedną taką porcję, nic dziwnego, że druga nie chce ci się zmieścić.
– Skąd wiesz, że już jadłem? – spytał zdziwiony.- Czasem tu przychodzę, ale dzisiaj nie byłem. Poproszę rachunek – skinął na kelnerkę.
– Przecież kelnerka mówiła, że dziś już tu byłeś – odpowiedziała cicho. – Czy tata często przychodzi? – głośno spytała, kiedy dziewczyna podeszła z rachunkiem.
– Nawet kilka razy dziennie, sam albo z wnukiem – odpowiedziała.
– Tak, mały bardzo lubi przychodzić na pizzę – ucieszył się ojciec.
Wyjął portfel i zanim Kasia zdążyła zareagować, dał kelnerce banknot dwustuzłotowy dziękując za resztę.
– Który mały? – zapytała Kasia tłumiąc westchnienie.
– No, …. Marka – odpowiedział po namyśle. – Czasem go odbieram ze szkoły. Ojej – wyraz paniki pojawił się na jego twarzy. – Czy ja nie miałem go dziś odebrać? Tylko którego? – wyraźnie było widać, że coś próbuje sobie przypomnieć.
– Dziś? Nie, dziś wolny dzień, tato, dzieci nie mają lekcji – odpowiedziała. – Jak to którego? Dużego, przecież mały ma dopiero trzy latka, jeszcze do szkoły nie chodzi.
– Pewna jesteś? – był bardzo zdenerwowany.
– Oczywiście, przecież nie mogłabym być u ciebie o tej porze w normalny dzień, musiałabym być w pracy. To oczywiste.
– Ale, że nie chodzi do szkoły? Zdawało mi się, że obaj chodzą.
– Skąd? Może ci się z moimi pomyliło? Tylko, że moi już przestali chodzić.
– No nie wiem – ruszył przed siebie nie do końca przekonany.
– Wiesz co tato? Częściowo masz rację, Łukasz przecież jeszcze studiuje – wzięła ojca pod rękę. – Punkt dla ciebie.
– A widzisz? – ucieszył się .
Kiedy doszli do domu, szukał kluczy we wszystkich kieszeniach i długo nie mógł znaleźć. Korzystając z sytuacji starała się ojcu wytłumaczyć, że ktoś – oprócz niego – powinien mieć klucze, ona albo Marek, wszystko jedno kto. Dla bezpieczeństwa, z żadnego innego powodu. Udawał, że nie słyszy. Wreszcie znalazł zgubę .
– Przecież są, więc nie potrzeba, złego diabli nie wezmą, nic mi się nie stanie – uspokajał córkę, nie przyjmował żadnych argumentów.
Kasia zaś coraz częściej miewała problem z dostaniem się do mieszkania taty. Któregoś dnia przyjechała jak zwykle po pracy. Dzwoniła dzwonkiem do drzwi, telefonem – nic. Komórkę miał wyłączoną. Najadła się wtedy mnóstwo strachu. Nagle zobaczyła go idącego z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
– Jak miło cię, córeczko, widzieć. Mogłaś mnie uprzedzić, że przyjedziesz, kupiłbym coś do jedzenia, bo nie wiem, czy mam coś w domu. Ale zaraz pójdę do sklepu…
– Tato! – krzyknęła, aż się ludzie obejrzeli na ulicy. – Przecież tuż przed wyjściem z pracy dzwoniłam! Mówiłam, że jadę do ciebie! Powiedziałeś, że będziesz czekał i nigdzie nie wyjdziesz! Myślałam, że coś ci się stało. Przestraszyłeś mnie! – trzęsła się ze zdenerwowania.
– Niemożliwe, dzisiaj? – ostatnio wszystkiemu się dziwił.
– Godzinę temu! Dojechałam wyjątkowo szybko, tylko nie wiem po co, skoro stoję jak palant pod drzwiami, tracę czas i nerwy! – poniosło ją i od razu była na siebie wściekła, ale ile można wytrzymać? Prawie zrezygnowała z własnego życia, jeździła tutaj, robiła co mogła, żeby ojcu pomóc i była już koszmarnie zmęczona.
– Wybacz staremu ojcu – uścisnął córkę. – Nie miałem w domu nic do jedzenia i poszedłem do sklepu…
– Tato! – przełknęła głośno ślinę. – Po pierwsze masz pełną lodówkę. A po drugie, jeśli byłeś w sklepie, gdzie masz zakupy?
– Racja – spojrzał na swoje puste ręce. – Pewnie zapomniałem. Ale nie myśl o tym. Chodź, mam do ciebie sprawę.
Weszli do domu. Starannie zamknął drzwi na wszystkie zamki i na łańcuch.
– Tato, po co to robisz?
– Żeby nikt znienacka nie wszedł do mieszkania – odpowiedział.
– Ależ nikt nie ma kluczy! Nikomu nie chcesz dać drugiego kompletu, nawet Markowi zabrałeś, kiedy się wyprowadzał z Małgosią i dziećmi.
– Teoretycznie tak jest. Ale faktycznie – pokręcił głową – chciałem z tobą porozmawiać o tym, że ktoś myszkuje po moim mieszkaniu .
– Jakim cudem? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Wiem co mówię. Od jakiegoś czasu ktoś mi przekłada różne rzeczy, podbiera pieniądze, chowa dowód – tu ściszył głos – nawet wiem kto.
– Kto? – Kasia nie kryła zaskoczenia.
– Nie mogę na razie powiedzieć. Chodź, pokażę ci, co zrobiłem, żeby on wiedział, że ja wiem.
Zaprowadził córkę do kuchni i pokazał mnóstwo karteczek z napisem ” wiem, że plądrujesz moje mieszkanie” poukładanych w garnkach, szklankach, pod ścierkami, talerzami.
Pomyślała wtedy, że z samotności ojcu różne bzdury przychodzą do głowy. Postanowiła go czymś zająć. Kupiła i przyniosła mu notatniki prosząc, aby spisywał wspomnienia z młodości. Kiedyś przecież chciał napisać pamiętnik dla uwiecznienia swojej drogi życiowej wiodącej od Drugiej Rzeczpospolitej poprzez wojnę i okupację, w czym mieścił się też okres partyzantki, Polskę Ludową aż do Trzeciej Rzeczpospolitej.
Niczego nie napisał.
– Jakoś mi się nie chce – mówił córce w odpowiedzi na pytanie o postępy.
Zaczęła więc wypytywać go o różne sprawy i wydarzenia z przeszłości i przy nim notować prosząc, by spisywał ciąg dalszy, kiedy jest sam. Bez rezultatu.
Często się zdarzało, iż długo nie otwierał drzwi, choć słyszała, że jest po drugiej stronie. Pewnego dnia otworzył zaspany, w pidżamie.
– Kasiu, co ty, spać nie możesz? O piątej rano do mnie przychodzisz?
– Tato! Jest godzina siedemnasta, piąta po południu. Jadę prosto z pracy.
– Niemożliwe – dziwił się.
Zresztą dziwił się nieustannie. Kasia zaś przestawała się dziwić czemukolwiek. Była nieludzko zmęczona. Do domu wracała wieczorami, prawie codziennie była u ojca, musiała zrezygnować z robienia masaży. Kiedy umawiała się z kimś na zabieg, wtedy właśnie była ojcu natychmiast potrzebna. Pogrzebała kolejną nadzieję na podreperowanie finansowej strony życia, a przecież w tym celu cały rok poświęciła nauce masażu klasycznego. Poszła na kurs z zamiarem rozpoczęcia działalności, uniezależnienia się fizycznego, psychicznego i materialnego od osób i sytuacji, których w miejscu pracy znieść nie mogła. Chciała zająć się masażem popołudniami, po powrocie do domu. Umówiła się nawet z sąsiadką, że wynajmie od niej pokój na gabinet, miała kilku pacjentów. Sprawiało jej to naprawdę dużą frajdę i zaczęło owocować małą – ale zawsze – poprawą materialnej sytuacji. Cóż, plany musiały ulec zmianie.
Tak się złożyło, że w miejscu pracy najbardziej toksyczne osoby zniknęły z pola widzenia, co było niewątpliwie pocieszające. Sytuacje pozostały stresujące w dalszym ciągu, ale musiała się Kasia jakoś do nich przyzwyczajać, w takiej rzeczywistości przyszło teraz wszystkim żyć. Tego się nie da zmienić. Zresztą i tak niczego nie mogła realizować, żadnych planów, bo ojciec co chwilę dzwonił albo do domu, albo do pracy, albo na komórkę i zadawał w kółko te same pytania.
Kiedyś po raz kolejny nie mogła się dostać do mieszkania, zadzwoniła wtedy do brata i wspólnie przekonali tatę, żeby dał im jedne klucze. Niestety, kluczy nie udało się nigdzie znaleźć. Obiecał, że jeśli nazajutrz Kasia przyjedzie do niego po pracy, pójdą dorobić zapasowy komplet.
Przyjechała i wyszli z domu, choć nie bardzo miał na to ochotę powtarzając, że niepotrzebnie. Niedaleko przystanku tramwajowego stanął. Stwierdził, że nie wziął pieniędzy i wraca. Na nic nie zdało się tłumaczenie Kasi, że ma przy sobie wystarczającą ilość, że za chwilę wrócą do domu, bo to blisko. Wzięła go pod ramię, próbowała uspokoić, bo był dziwnie – jak na niego – wzburzony, zachowywał się nienaturalnie. Wyszarpnął rękę, podniesionym głosem kilka razy oznajmił, że nigdzie nie pójdzie i wraca. Prawie za nim biegła bojąc się, że nie wpuści jej do środka.
Zanim doszli – zapomniał o wszystkim. Podobne sytuacje powtarzały się coraz częściej.
21.11.2017
- nie-okrzesana Z alzheimerem też mam bogate doświadczenie :)))
- annazadroza Na tym etapie jeszcze niczego nie podejrzewają osoby, które wcześniej nie miały do czynienia z tak okropną chorobą. Po „przejściach” – można zdiagnozować nawet przed lekarzem i badaniami.
Nie zazdroszczę Ci tych doświadczeń, wiem, co mówię, niestety. - kobietawbarwachjesieni W Szpitalu leżałam w sali z panią, która miała demencję i nie było to sympatyczne doświadczenie.
- annazadroza Jesiennadziewczyno:-)Przykre dla otoczenia, ale i dla chorych, którym choroba zabiera tożsamość, osobowość, wszystkie wspomnienie, całe życie właściwie, zostawia czarną dziurę.