Znów „biegowe” (czyli na szybko) kotleciki dla mnie – 1 jajko, łyżka bułki tartej, łyżka otrąb owsianych, przyprawa do kurczaka po węgiersku, koperek, szczypiorek (trochę zostało przesuszonego) i trochę mąki, tyle, żeby się udało ulepić kotleciki. Dla mnie pycha. Do tego ziemniaki z koperkiem, sałatka z pomidorów z cebulką i żarełko takie, że nie trzeba lepszego.
Dla Małego była instrukcja przygotowania gulaszu z tofu, krok po kroku, bo mu się potrawa nie udała. Zdjęcia robiła Wera i zupełnie nie wiem dlaczego po przesłaniu na bloga niektóre stoją bokiem. Nic z tym nie zrobię, tak musi zostać 🙁
Poza tym słodycze – głównie deser budyniowy, galaretki z serkiem albo jogurtem. I jeszcze coś bardzo niezdrowego i tuczącego pewnie, ale pysznego – rurki śmietankowe z Biedronki. Co tam, w końcu są wakacje i trochę przyjemności się po prostu należy 😊
Szkoda lata, ale można się nim napawać póki czas, głównie pięknymi kwiatami napotkanymi podczas psich spacerów.
Wera nas już opuściła (mnie cieszy, że z niechęcią), czas najwyższy zakończyć przygotowania do roku szkolnego. Bidulka przeżywa zbliżającą się konieczność pójścia do szkoły. Rozumiem ją doskonale. Poza tym musiała się rozstać ze Skitusiem. Obiecałam, że codziennie będę wysyłać jej zdjęcie naszego ciapulka-poczciwiny 🙂
Wrzesień to już nie lato, przynajmniej dla mnie. Wprawdzie kalendarzowe jeszcze trwa, ale koniec wakacji równoznaczny jest z końcem lata i już. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Dzieci w szkole = jesień. Kasztany, żołędzie, ludziki robione na pierwszych lekcjach w początkowych klasach podstawówki, plastelina czasem do tego… takie mi się nasunęły skojarzenia. I jeszcze zapach. Pamiętam zapach mego pierwszego piórnika w pierwszej klasie. Ktoś w to uwierzy? Pierwsze dwa tygodnie szkolnego życia zaliczyłam będąc u dziadków w Tenczynku, pewnie dlatego mi utkwiły w pamięci. Potem mnie rodzice zabrali do Opola i tam skończyłam siódmą klasę, ósmą już w Warszawie. Myślę, że przez przeprowadzki dużo pamiętam, bo już lata spędzane w jednym miejscu zacierają wspomnienia… Wystarczy. Jeszcze kilka dni, więc niech będą miłe i ciepłe 🙂
Miłego weekendu oraz całego następnego tygodnia i trzymajcie się zdrowo!
Po raz pierwszy poczułam, że mogłabym spróbować tego tofu! Jakoś tak do mnie przemówiło, czy coś!!!
Piękne Twoje działkowe cynie! U mnie młoda budleja dostaje nowe kwiatki, no i udało mi się ją uratować przed ślimorami!
A Skituś bardzo przytulanie się prezentuje!
Moc uśmiechów ślę!
Fusilko:-) Nie moje cynie, ze spaceru psiego, spotkane po drodze. Cudne, prawda? Moja babcia Stefa lubiła cynie i zawsze miała w ogródku.
Budleja to motylowy krzew? A ślimory są wielkie jak potwory, okropne!
Skituś to przecież przytulaczek 🙂 Szilunia też, do tego najmądrzejsza sunia na świecie 🙂
Uśmiechy rozjaśniają świat, więc i do Ciebie fruną 🙂
Żarełko super.Z tym latem to masz rację, już chłodne wieczory i ranki.Wieczorne powietrze przesycone jesienią.A u mnie wysyp malin I jeżyn, koper urósł już I prosi się aby go ściąć i zamrozić.Cynie które pokazałaś przesl7czne, dawno nie widziałam aż tyle kwiatków na cynii, całe bukiety.Pozdrawiam .
Uleńko:-) Cudne cynie, to prawda. Moja babcia zawsze miała takie ładne w ogródku, bardzo je lubiła.
Jesienią wręcz pachnie powietrze, ale kiedy słoneczko wyjdzie to jeszcze radość w serduchu się odzywa 🙂 Już niektóre drzewa zaczynają zmieniać kolor liści… i życie toczy się dalej … a plony cieszą. Buziaki 🙂
najbardziej intryguje mnie toffu bo jadlem tylko w restauracji. chcialbym w domu zrobic ale wciaz przekladam i w sumie nie bardzo wiem jak.
pzdr i zapraszam do mnie!
K 137
Kacper 🙂 Instruktaż przygotowania tofu masz tutaj dokładny. Z rozmrożonego, żeby była jasność. Robiłam już kilka razy i jest smaczne. W każdym razie mojemu synowi (wegetarianin) smakuje i teściowej też 🙂
Dziękuję za zaproszenie. Pozdrawiam 🙂
Dla mnie tez wrzesień to już raczej jesienne klimaty.
My umilamy sobie koniec lata miłymi spotkaniami i pysznym jedzonkiem:-)
Obfitość warzyw i owoców wynagradza koniec lata!
Jotuś:-) Jakoś trzeba sobie wynagrodzić 🙂 Dziś fasolkę szparagową kupiłam i pomidorami słodkimi się zajadamy. Kocham pomidory – i od razu przypomina mi się Michnikowski z „Addio pomidory” 🙂
Słoneczka i pięknego zakończenia lata 🙂
Uratowałaś moje tofu od pozostania w zamrażalniku na zawsze! Już wiem, co z nim zrobię Zawsze czymś mnie zainspirujesz i to nie tylko w kuchennych tematach. Łapcie te ostatnie dni lata i oby pogodowo były dla Was łaskawe. Uściski i serdeczności dla całej rodzinki
Myszko:-) Wypróbuj, żeby Ci się tofu nie zmarnowało. Raz na jakis czas można zjeść i wtedy smakuje, tylko musi być dobrze przyprawione takimi przyprawami jakie lubicie.
Łapiemy chwile bezdeszczowe, żeby psiaki nie mokły. Ale świat jest piękny nawet w deszczu (jak nie trzeba wychodzić), a podczas mżawki zawsze lubiłam spacerować, więc jest OK.
Ostatni sierpniowy weekend, więc bawcie się z MK ile się da, przecież wkracza w nowy etap życia. Uściski dla całej trójki 🙂
Urok jesiennych kwiatów… Dla mnie też już jesień. Pełna nadziei po wczorajszym Campusie olsztyńskim.;) Ucałowanka przedwrześniowe. :))
Matyldo:-) W jesieni najpiękniejsze są kwiaty i kolory, szczególnie urokliwe w słońcu. Niech go będzie jak najwięcej. I niech zaświeci we wszystkich obszarach 🙂
Nie wiem jak ten świat odnajdzie normalność, ale przecież kiedyś musi. Zawsze odnajdywał po okresie „idiotyzmów i chaosu”, więc i teraz tak będzie. Trzymaj się dzielnie! Przytulam 🙂
Ja też się opowiadam za tym gulaszem z tofu i zapisuję sobie posta w linkach 🙂
I również pamiętam pewne zapachy związane ze szkołą, zwłaszcza gumki pachnące, które były rarytasem, ale to chyba później. Ale już zapach kredek, ołówka – tak. Nowe podręczniki i zeszyty.
Szkoda, że nie zrobiono mi zdjęcia, gdy się szykowałam do pierwszej klasy. Chciałabym dziś wiedzieć, jak wyglądał mój pierwszy tornister 🙂
Za to sama pamiętam jeszcze pomalowane na zielono drewniane ławki, takie razem z siedzeniem. I dziurką na kałamarz!
Małgosiu:-) Zielone ławki z dziurką na kałamarz to była normalka kiedyś w szkołach. I różne napisy wyżłobione przez wcześniejsze roczniki. Szalone biegania i zabawy na korytarzu gdy zimno, a na boisku szkolnym gdy ciepło – to są przyjemne wspomnienia z podstawówki 🙂 Tornistra nie pamiętam, ale pierwszy długopis tak. Pani pozwalała pisać długopisem tym, którzy opanowali pisanie piórem ze stalówką w stopniu wystarczającym. Dziś wszystkie (prawie) dzieciaki bazgrolą niemożebnie i odczytać trudno. Zapach nowych książek i zeszytów też pamiętam. Zresztą nowe książki zawsze wącham 😉 Uwielbiałam pisać na pierwszej stronie w nowym zeszycie.
Wypróbuj gulasz, ciekawa jestem rezultatu 🙂
Och, długopis to tragiczne wspomnienie. Mianowicie zdarzyło mi się dwa albo nawet trzy razy go zgubić, właśnie tak na początku podstawówki. I strasznie się bałam po raz kolejny przyznać. Bo długopis nie kosztował, jak dziś, 50 gr 🙂
Mój miał turkusowy kolor, po pewnym czasie zaczął grubo pisać i brudzić! Biedna z tym zgubieniem 🙂 Mnie się przypomniało jak zgubiłam 10 zł, za które coś miałam kupić, bo poszłam do księgarni zamiast tam, gdzie mama kazała 😉
Och jakie pyszne. Te ziemniaczki z koperkiem i nawet te wegetariańskie kotleciki. U mnie o niczym takim mowy nie ma. Mam wysłuchiwać, to mi się odniechciewa.
Tak wrzesień, to już nie lato. Dla mnie też. I nawet w Italii chociaż jest ciepło.
Ale kocyk w ruchu, bo po nogach od kafelków ciągnie znowu. Tylko patrzeć a ciepłe kapcie wyciągnę i skarpetki frontowe.
Ech przeleciało. Buziaki
Luciu:-) A żebyś wiedziała, że pyszne. Ziemniaki z cebulką i koperkiem to moje najukochańsze jedzenie, do tego mleko słodkie albo kwaśne… mniammm 🙂 Pełnia szczęścia 😉 A dla siebie nie możesz dobrego żarełka robić? Może V. się znowu skusi…
Jak bez ruchu siedzę to już mi zimno, muszę coś cieplejszego zakładać. Masz rację, przeleciało …buuu… 🙁
U Ciebie jeszcze ciepełko pobędzie, choć z tym Ci dobrze. Buziaki 🙂
Już czuć tę jesień w wieczornym powietrzu niestety. Jakoś szybko w tym roku.
Karo:-) I mnie się zdaje, że jakoś za szybko lato przeleciało. I żal… bo jesień, choć bywa piękna, dla mnie pachnie smutkiem i przemijaniem…
Oh, wspaniałości kulinarne. Zazdroszczę siw…
Krysiu:-) Wiesz, że to takie zrywy. Raz mi się chce, potem znowu nie… Tofu zrobiłam, żeby Małemu pokazać jak przyrządzić, bo mu nie wyszło. Teraz śliwki pachną wokół… 🙂
Jak Fusilka poczułam sie zachęcona do eksperymentu z tofu 😉 brakuje mi przepisów bezmięsnych, takich na chłodniejsze dni, jak teraz. Mówisz, ze nie czujesz juz lata? ja się cieszę na jesień, nawet tę wstępną 🙂
A propos zdjęć – może być, że zdjęcia (zwłaszcza telefoniczne) komputer 'sam’ obraca do właściwej pozycji, a bloger wstawia w tej oryginalnej, spróbuj zapisać kopie zdjęć i dopiero takie zamieścić na blogu; nie wiem, czy to jasno opisałam ?
Ikroopko:-) Dziękuję bardzo, ale w zdjęciach zapisanych w Lapku są normalne, bo już je odwróciłam, a na blogu się same przekręcają 🙁 Ja głąb internetowy przecież jestem 😉 Trudno, to nie na wystawę, ważne, że cokolwiek widać. Nawet takie pokręcone mogą pomóc w przygotowaniu z tofu jadalnej potrawy 😉
Oj Aniu, same pyszności u Ciebie. Aż ślinka cieknie. I jak tu się Kochana odchudzać? Nie da rady. Ja już się pozbierałam po wczasach, można powiedzieć. Dwa dni posta pisałam, bo leń mnie mordował niemiłosiernie 🙂 Kwiaty są cudowneeeee 🙂 Mi też szkoda, że już koniec wakacji za pasem. Mam nadzieje na piękny październik żeby jeszcze po górach połazić. Pozdrawiam Cię najserdeczniej
Kasiu:-) Październik w Szczawnicy to marzenie 🙂 Jest tak cudownie, że słów brak. Wielokrotnie spędzaliśmy urlop w Szczawnicy właśnie w październiku, bo to też taki nasz miesiąc i tu się zaręczyliśmy 🙂
Żarełko nie takie tuczące, tofu podobno wcale, budyń też chyba nie bardzo, a herbatniczki wieloziarniste dobrze wpływają na trawienie, więc nie ma się po co katować i należy sobie na drobne przyjemności pozwalać 🙂
Lata m i bardzo szkoda, szybko przeleciało… buuu…
Uściski!
Nigdy nie jadlam tofu choc go pelno w sklepach. Natomiast nie mamy zwyklego bialego sera. Dawniej byl w jednym jedynym sklepie to przestali sprowadzac bo nie byl popularny. Wtedy nauczylam sie robic w domu i wychodzil pysznie.
Natomiast znam te kotleciki z bulki – faktycznie sa niezwykle smaczne, zjadlabym.
Nadchodzacy weekend bedzie u nas oficjalnym pozegnaniem lata i sezonu turystycznego , tyle ze cieplo, zielen, wycieczki wcale nie ustana jako ze nadal wrzesien moze byc goracy, pazdziernik tez, chocby kolor drzew sie zmienial. Nierzadko tak trwa do grudnia. A wiosna zaczyna sie u mniebardzo wczesnie wiec ulge od goraca mamy krotka.
Mimo wszystko utrzymaj dobry nastroj 🙂
Serpentyno:-) Miło, że wpadłaś w odwiedziny 🙂
Prawdziwy ser robiła moja babcia, pamiętam jej mleko nastawione na kwaśne, które można było kroić jak się zsiadło, śmietanę z niego zbierała, potem podgrzewała to mleko (które ocalało, bo było pyszne) i wlewała do woreczka specjalnie uszytego w tym celu. Był żółty, mam go w oczach 🙂 Potem jak już serwatka odciekła, to wkładała woreczek między dwie deszczułki i przyciskała kamieniem. Ser miał potem kształt serca. Popatrz, jak mi się przypomniało 🙂
Kotleciki „biegowe” zaczęłam robić, gdy zostawało mi trochę jajka po zrobionej panierce, wtedy kombinowałam co z tym fantem zrobić i tak wyszły kotleciki dla mnie (bo ja je zjadałam, dla innych było mięcho). Teraz gdy mięsa nie jem, są jak znalazł tak na szybko.
W prognozach pogody pocieszają, że się jeszcze ociepli. Mam taką nadzieje, bo wycieranie psów po każdym spacerze w deszczu jest męczące. No i trasy krótsze, a o poprawę kondycji też chodzi.
Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam 🙂
Powtórzę za Anią, że jakoś nabrałam ochoty spróbować tego tofu. Co prawda pierwszą próbę, nieudaną, mam za sobą od dawna, bardzo mi nie smakowało, ale może to kwestia talentu kucharza ? Trza spróbować!:)
Kotlety z jajeczka znam i lubię, nawet jutro sobie zrobię, bo za dużo jajek do sałatki nagotowałam:) A! bo ja z ugotowanych jajek robię i bez otrąb. Też smaczne:)
Piranio:-) Zajrzałam do Ciebie, bo mam zaległości, ale tyyyle jest do oglądania, że wieczorem na spokojnie wrócę i się będę delektować 🙂
W kwestii tofu – trzeba dużo przypraw, bo samo jest bez smaku, za to przyjmuje smak z marynaty albo przypraw właśnie.
Jajeczne jadłam w stołówce i smakowały mi (kotlety). Sama nie robiłam, ale na pewno spróbuję, po prostu zapomniałam o nich. Te moje są awaryjne, kiedy nie mam czasu ani pomysłu. Otręby dałam „dla zdrowotności”, ogólnie z reguły to jest „Wielka Improwizacja” co robię i jak nie zapiszę to nie potrafię powtórzyć potrawy. Zresztą smak i tak za każdym razem wychodzi inny. Ważne, żeby dobry 🙂
Kusisz tym pysznym i zdrowym żarełkiem, muszę zabrać się za to tofu, bo już mi brak wyobraźni co wymyślić dla mnie bezmięsnego na obiad.
Oby tylko wrzesień był pogodny, bo lubię ten miesiąc za słoneczko, które grzeje ale nie parzy, za kolory otoczenia, za smakowite owoce i warzywa jakimi nas wrzesień częstuje i za zapach charakterystyczny dla jesieni.
Sciskam:).
Wilmo:-) Słoneczny wrzesień to ja też lubię, odkąd nie muszę iść ani do szkoły ani do pracy. Lubiłam też zanim szkolną karierę zaczęłam i spędzałam czas u babci. Kojarzy mi się więc z zapachem ziemi i wykopanych świeżo ziemniaków, palonych badyli ziemniaczanych, z dymami snującymi się nad polami, a do tego dochodzi dźwięk dzwonu rozlegający się ze starej, zabytkowej tenczyńskiej dzwonnicy… Taki wrzesień jest bajkowy 🙂
Buziaki 🙂