Dziękuję serdecznie za reakcję na poprzedni wpis i zachwycanie się kwiatkami. Koleżanki przysyłały zdjęcia i informacje na temat nazwy „warszawianek”. Szczególne podziękowanie dla Morelki 😊 za smsa i zdjęcia jej „warszawianek” spod bloku 😊 Jeszcze kilka moich pięknych i uroczych „panienek”.
Dawno o jedzeniu nie było, to nadrabiam 😊
Dla domowników miałam gulasz drobiowy. Pomyślałam co tu zrobić dla siebie, żeby porządnie wyglądało, bo MS zawsze jest zatroskany tym, co ja mam do jedzenia. Muszę więc coś takiego mieć na talerzu, dla niego nie dla mnie 😉 a raczej dla jego „spokojności” 🙂 Zrobiłam więc sobie na szybko kotlety z jajka, bułki tartej, mąki zwykłej pszennej odrobiny, cebulki pokrojonej w kostkę, soli, pieprzu, czosnku – to już tradycyjnie. Jako panierki użyłam otrąb owsianych. Kotleciki były trochę twarde, lecz bardzo smaczne. Fotkę zrobiłam, ale nie wyszła.
Inny pomysł – ponieważ nie miałam akurat nic innego pod ręką poza ugotowaną kaszą gryczaną – wyglądał następująco. Pokroiłam cebulkę w drobną kosteczkę, utarłam kawałek Radamera (bardzo ten ser lubię), wrzuciłam kaszę, jajko surowe, bułkę tartą i pokruszonych kilka solonych krakersów. Przyprawiłam solą, pieprzem, czosnkiem, papryką, odrobinką imbiru w proszku, wyrobiłam i uformowałam kotleciki, panierowałam w bułce tartej i usmażyłam na oleju. Potem podgrzałam na maśle klarowanym, stąd ten smak… Uwierzcie, że wszyscy jedli i nawet po kilka, bo zrobiłam nieduże, żeby się lepiej smażyły. Z ziemniakami i sałatką z pomidorów, ogórków konserwowych i cebuli, soli, pieprzu, czosnku, octu jabłkowego i oleju z pestek winogron były smakowite. Naprawdę rodzinka zjadła bez grymaszenia 🙂
Co jeszcze ciekawego sobie przypominam? Aha, zupę dla leniwych, bo z mrożonki. Akurat kalafiorowa mi się napatoczyła. Dołożyłam marchewkę, którą zawsze staram się mieć w ilościach dużych dla psiepsiołów, sporo ziemniaków, zasypałam kaszką manną (po krakowsku grysikiem), doprawiłam śmietaną i pycha była na dwa dni.
Miałam zrobić deser budyniowy zgodnie z życzeniem Wery, ale zamiast herbatników złapałam do ręki solone krakersy. Nic to, nadały się w sam raz do gryczanych kotletów. Herbatniki kupię przy okazji następnych zakupów. No! Jeszcze przecież seitan robiłam czyli wypłukałam gluta po raz już któryś z kolei, a początki były pokazane tu – https://annapisze.art/?p=4189
Wszystko dlatego, że Mały miał wpaść i chciałam dziecku czymś nowym się pochwalić 🙂 Jedli wszyscy, łącznie z babcią D., która już kiedyś pytała co to za smaczne mięsko 😉 Do tego była pyszna sałatka (mojej) Królowej Marysieńki. Bardzo prosta, składająca się tylko z młodej kapusty pokrojonej cienko (w miarę możliwości oczywiście) i marchewki, a cała sztuka w sosie składającym się z majonezu, soku z cytryny, miodu, soli i pieprzu. Wszystkie składniki wrzuciłam do małego słoika i potrząsałam nim aż się zmieszały. Prosty sposób bez użycia prądu. Nooo, mówię Wam, pycha 🙂
Były też pierogi z Biedronki, ale to już nie moja zasługa. Pierogi mi nie wychodzą i więcej nie mam zamiaru męczyć się i próbować zrobić po raz któryś z kolei. Przyjęłam do wiadomości, że nie potrafię i już. Za to potrafię już sprawnie wypłukać gluta 😉 A co!
Jeszcze mi się przypomniało, że dla Mokuren zrobiła zdjęcie japońskich pierożków, też w Biedronce kupionych, które nam wszystkim smakowały. Kupiłam je już drugi raz.
Na koniec element pięknej naszej przyrody.
Tak w ogóle to skupmy się na Naturze, żeby zaczerpnąć sił, których potrzeba coraz więcej. Natura się odradza, my jesteśmy jej częścią, więc jeszcze jest nadzieja na odrodzenie…
Trzymajcie się zdrowo!
Smakowite są te Twoje potrawy z cyklu ” coś z niczego”! Od samego czytania ślinka leci!
Całe szczęście, że Lato nadal trwa i można bezkarnie objadać się samymi owocami i warzywami- jak dla mnie solo – niekłopotliwy sposób na zapychanie żołądka!
Kwiaty piękne i delikatne! Rozświetlają trochę dzień, który niesie gorycz porażki LEX TVN!
Fusilko:-) Mam nadzieję, że jeszcze coś z tego dobrego wyjdzie, z tej porażki, że może się ktoś opamięta, komu się nie chciało pójść głosować i ruszy w końcu głową…
Kwiaty zawsze są piękne. Tylko te rosnące, ciętych mi szkoda od jakiegoś czasu, tak jakbym patrzyła na ich umieranie w wazonie… tak mi się porobiło…
Macham do Ciebie z uśmiechem na przekór wszystkiemu 🙂
Głodna się zrobiłam…..
Zniewolona:-) To może coś przekąś? Koniecznie coś dobrego 🙂
Lubię te pierożki z Biedry, są delikatne i smaczne!
Dziś byliśmy na wycieczce, ale jutro robię leczo 🙂
Jotuś:-) Pierożki są rzeczywiście delikatne i mają cieniutkie ciasto, nie wiem jak można takie zrobić, to jakieś mistrzostwo 😉 Chyba placki z jabłkami zrobię, bo mam trzy jabłka takie byle jakie, akurat do zużycia. I resztkę drożdży.
Leczo na pewno wyszło pyszne 🙂
Kulinaria apetyczne, też lubię zupy zasypane grysikiem.Kosmosy bo tak na nie mówimy śliczne tylko potem te duże badyle i korzenie.Pozdrawiam .Wegierki będą lada dzień u mnie.
Ula:-) Kosmosy/panienki/warszawianki – śliczne są 🙂 Pierwszy raz je mam, nie wiem jakie mają korzenie, ale wiem, że są jednoroczne. Muszę nasionek uzbierać na przyszły rok. Z węgierek będziesz robić powidła? Na placek ze śliwkami już mam chęć 🙂
Znowu cała masa fantazyjnych pyszności! I jakie piękne kwiatki. Masz rację, że natura jest najlepszym lekarstwem na poprawę samopoczucia. Przecież zieleń to kolor nadziei!
Matyldo:-) O właśnie, zielony to kolor nadziei 🙂 A kwiaty kolorem poprawiają humory i nastroje… Uściski 🙂
Sałatke Marysieńki kradnę, bo lubię takie smaki 🙂
Kwiaty sa przecudne, można wgapiać się w nie godzinami… Tak, jak w całą przyrodę…
Jesteś dobrą gospodynia i wegetarianką, co bardzo cenię, bo ja także…
Wprawiasz nas zawsze w przyjemny nastrój…
Super fotki!
Ściskam i buziam :****
Polinko:-) Jakie miłe słowa 🙂 Dziękuję serdecznie 🙂 Jesteś pokrewną duszyczką to mnie rozumiesz. Od czasu do czasu musimy na coś pięknego popatrzeć, zeby nie zwariować, choćby na kwiaty…
Uściski i całusy posyłam 🙂
Dziękuję za pierożki 🙂 To musi być nowy produkt, bo za moich czasów nie widziałam.
Zupa wygląda niesamowicie smakowicie. Bardzo dawno już takich zup nie jadłam i trochę nabrałam ochoty.
A te „warszawianki” to przypadkiem nie kosmosy? W Japonii bardzo popularne.
Mokuren:-) Od kiedy pierożki są w Biedronce to nie wiem, kupiłam je po raz drugi i smakują. Może pojawiły się przy okazji „kuchni azjatyckiej”, bo są takie promocje towarów okazjonalne, np. kuchnia włoska, francuska itp.
Ugotuj mężowi jakąś typowo polską zupę (jeśli składniki są dostępne), ciekawe czy mu zasmakuje 🙂
Kosmosy, okazuje się, ze kwiatki funkcjonują pod wieloma nazwami, mnie się najbardziej podobają „panienki”.
Pozdrowienia ślę serdeczne 🙂
Apetycznie. Dla mnie jednak brakuje czegoś na mięsny ząb. Ale podziwiam.
Jesteś mistrzynią improwizacji. Kiedyś też byłam ale przy V. się nie da. Panienki śliczne. Uściski
Luciu:-) W tym rzecz, żeby było „bez kęsa mięsa”. Kurczaka jedzą MS i babcia D. Im zrobić jedzenie to żadna sztuka, ale coś vege, żeby i im smakowało. A to już wyczyn nie lada 🙂
Panienki rzeczywiście cudne. Buziaki 🙂
„Panienki” zaiste urocze, czekam na niebieskiego motyla 🙂
Miłego weekendu! :*
Piotrze:-) Odszukam i pokażę 🙂 „Panienki” kłaniają się dziękując 🙂
Dobrego tygodnia 🙂
Kim jest tak często się u Ciebie pojawiająca Królowa Marysieńka?
🙂
/ciekawość pierwszy stopień do piekła/
Małgosiu:-) Moją przyjaciółkę Marysię mój tata bardzo lubił i nazywał ją Królową Marysieńką i tak już zostało. Na Ursynowie mieszkałyśmy w sąsiednich blokach, teraz dzieli nas Las Kabacki, ale na szczęście są telefony i przepisami możemy się dzielić w każdej chwili, obie nie jemy mięsa, więc każde odkrycie kulinarne jest na wagę złota 🙂
/gdyby nie ciekawość to do tej pory mieszkalibyśmy w jaskiniach/
Super! Dzięki za uchylenie rąbka 🙂 Już będę wiedzieć!
Bardzo proszę 🙂 Uściski 🙂
Przepysznie wszystkie potrawy wyglądają. Pozdrawiam wakacyjnie.
Krysiu:-) Staram się 🙂 Odpozdrawiam też – jeszcze – wakacyjnie na szczęście 🙂
Ale jak to możliwe? To mnie pierogi się udały, gdzie dopiero przygodę z kuchnią zaczęłam. Muszę Ci podesłać przepis na ciasto od koleżanki, skoro dałam radę to i Ty dasz! 🙂 Nie poddawaj się jeszcze i zrób ostatnią próbę. A od Ciebie na te kotleciki wszelakie przepisy łapię. Z fasoli już próbowałam, pora na jajko i kaszę.
Zdjęcia kwiatów coraz ładniejsze, a i kwiaty same w sobie. Niech ta natura zawsze z nami wygrywa! Uściski
Myszko:-) Już więcej męczyć się nie będę, przyrzekłam sobie uroczyście 😉 Kilka razy w życiu pierogi zrobiłam, ale mistrzostwa już nie osiągnę i nie warta skórka wyprawki jak to się mówi. Za duży wysiłek, ręce mnie bolą. Wolę już co innego wymyślać. Za to Ciebie podziwiam Myszko za pierogi 🙂 Moja koleżanka robiła momentalnie w każdej sytuacji, potrafiła wałkować ciasto butelką jak nie było wałka pod ręką i użyć jako nadzienie np jabłka zebrane gdzieś po drodze pod jabłonią 🙂
Dziś na obiad będą kotlety selerowe. Trochę kurczaka z wczoraj mam dla domowników, a dopchną kotletami jeśli będą głodni. Pomidorki jeszcze są, po większe zakupy wybiorę się w tygodniu.
A kwiaty zawsze koją oczy i nerwy… Buziaki 🙂
Takie zaradne osoby, jak Twoja koleżanka, zawsze i niezmiennie podziwiam. Bo nigdy taka nie będę 🙁
No, ale co zrobić, dawno się już pogodziłam ze swoimi dwiema lewymi rękami w domu i zagrodzie…
Małgosiu, jakie lewe ręce? Toż ja od Ciebie też podpatrzyłam i przejęłam nie jedną smakowitość, ale kilka, a przynajmniej mam w planie wypróbować 🙂 A pierogów robić nie będę i już!
Kochana, jakieś takie straszne romantyczne jesteśmy. Oczywiście oglądałam wszystkie zdjęcia wrzucone przez Ciebie na bloga. Ostatnio miałam czas na oglądanie moich zdjęć przy przemeblowaniu w domu. Urządzamy domek na działce i część gratów przenosimy na tzw. bobrową ( dobrze , że ich już tam nie ma ), dlatego była okazja to przeglądania albumów. Powiem Ci, że Browar w Tenczynku nabiera powoli ładnego wyglądu. Wyburzono stare walące się domy z czerwonej cegły, gdzie mieszkali pracownicy . Zrobiła się przestrzeń. Ogrodzenie woła jeszcze o naprawę.
Nasza okolica jest naprawdę ładna i nie wiem co nas natchnęło na szukanie działki tak daleko ( znaczy wiem , ale nie powiem) . Niedawno odkryliśmy nowe miejsca na spacery z piesami, bo starszy nie chce chodzić w te same miejsca, a nowe poznaje z ochotą. Na pięknych przestronnych łąkach otoczonych lasem dzisiaj byliśmy. Pomyślałam, że to taka godzina wakacji i utęsknionego prawdziwego urlopu od kilkunastu lat. Już niedługo będzie to już urlop faktyczny, bo będę powoli kończyć współpracę z NFZ i pracować będę tylko prywatnie . Czeka mnie więcej wolności, przecież głodową emeryturę mam, a co mi tam. Rozpisałam się, nie wiem czy na blogu tak pasuje, ale można wyciąć.
Ja też miałam takie kosmosy. Był to prezent od pacjentki, która podarowała mi jednocześnie tytoń.Ten tytoń mam do dzisiaj, sieje się sam , jest bardzo ekspansywny i wyrasta do trzech metrów.
Buziaki
Tereniu:-) Wszystko wypada co dobre i pozytywne, z serca i duszy płynące. To prawda, że ten romantyzm siedzi nam w duszyczkach gdzieś głęboko i już w tym wcieleniu się go nie pozbędziemy, a i w następnych oby nie 🙂 Dzięki niemu świat piękniejszy, głębszy, bardziej kolorowy, lepszy… bo nasz romantyzm to nie „ortodoksyjny” i niszczący, przeszkadzający w budowaniu życia na ziemi tu i teraz, każący latać w chmurach bez dotykania ziemi i rzeczywistości. To taki, dzięki któremu widzimy i czujemy więcej. Owszem – bardziej się męczymy przeżywając w zwielokrotniony sposób to, czego niektórzy nawet nie dostrzegają – ale również piękno i dobre uczucia przeżywamy w większym natężeniu, co się w sumie równoważy 🙂
Masz rację, że nasze rodzinne strony są piękne. Jak babcia Stefa mówiła: „gdzie się kto ulągnie tam ciągnie” 🙂 Święta prawda, pewnie dlatego tak tęsknię za Tenczynkiem lat dzieciństwa i młodości, zaglądam do starych fotografii. I pewnie dlatego tak często mi się śni, że jestem w domku babci. Mam nadzieję, ze nocami nie straszę nowych właścicieli… Jakbyś była w pobliżu to możesz spytać, hi hi 😉 Tęsknotę za Tenczynkiem zaspokaja teraz Szczawnica, roślinność ta sama, zapachy, kolory… wprawdzie Skałki jakby urosły i zamieniły się w Pieniny, ale to zupełnie nie szkodzi 🙂
Wiesz, dobrze, że browar przeszedł w ręce obecnego właściciela. Poprzedni był z grupy kukizowców, więc teraz tylko pecha i plajtę mógłby przynieść. Jednak czasem zmiany bywają naprawdę dobre;)
Wygłaskaj pieski od ciotki 🙂 Uściski dla Was serdeczne!
Te kotlety z kaszy często u mnie goszczą, ale tylko z sałatką, albo z pomidorów albo z kiszonej kapusty z marchewką, już bez ziemniaków. A ta sałatka królewska to całkiem jak coleslaw:) jednak królewska lepiej brzmi:)
Kolory w ogrodzie będą jeszcze długo, wszak przed nami złoto polskiej jesieni hi hi:)
Piranio:-) Nasza jesień jest piękna i kolorowa, tylko… po niej przychodzi zima – jaka by ona nie była, to brrr… 🙁 Gdyby tak od razu wiosna – nie zgłaszałabym żadnych uwag 😉
Kupiłam suche kotlety sojowe, wieki całe ich nie używałam, a kiedyś bardzo często. Z tym, ze nie robię wg przepisu ale po swojemu. Jak zrobię i wyjdą takie dobre jak dawniej to się pochwalę.
No właśnie, co tam jakiś lesław, królewska brzmi lepiej, hi hi 😉