„Pasma życia” 2  

 

Kasia znała Mikołaja od wielu lat, od chwili powrotu z urlopu wychowawczego po urodzeniu Kamila. Widywała go na korytarzu, często podczas zebrań, odpraw, spotkań w pracy siadał naprzeciw niej. Ciągle gdzieś się w pobliżu pojawiał. Inni zapadli w mroki niepamięci,  jedynie dźwięk nazwisk kołatał się w głowie, wiele twarzy zatarł czas. Mikołaj był zawsze osobą z krwi i kości, a los wciąż umieszczał go niedaleko Kasi. Każde z nich miało swoje życie. Mikołaj narzeczoną i budowanie mieszkania, Kasia dzieci i problemy z mężem.

Jerzy dostarczał jej już wtedy  „rozrywek” i emocji w nadmiarze. Nigdy nie wiedziała co ją czeka w domu, kiedy mąż wróci i czy w ogóle wróci na noc. Zaczął często przyprowadzać kolegów w stanie „wskazującym na spożycie”. Znosiła to przez pewien czas, potem się zbuntowała.  Wpadła w furię, gdy jeden z nich zaczął odpinać pasek od spodni, bo nie podobało mu się  zachowanie Łukasza i Kamila, i ruszył chwiejnym krokiem w stronę chłopców. Sama mogła dużo znieść, ale od jej dzieci wara każdemu! Wyrzuciła „gościa” z mieszkania z siłą, której nikt by się nie spodziewał po drobnej, szczupłej i zwykle bardzo spokojnej dziewczynie.  Zresztą ona sama była zdziwiona gwałtownością  własnej reakcji.  Drugiemu rozbiła na korytarzu butelkę wódki (była wtedy do kupienia tylko na kartki ewentualnie u babki meliniarki mieszkającej nad przedszkolem) za co groził, że ją zabije, trzeciego postraszyła rozgrzanym żelazkiem, aż wpadł do wanny i – bez powodzenia próbując się wygramolić – usnął z powodu nadmiernej ilości alkoholu we krwi.

Mąż przestał przychodzić po pracy do domu, albo wcale nie wracał,  albo nad ranem, albo nawet po kilku dniach. Przywykła i do tego, lecz romans z sąsiadką – to było za dużo. Najpierw nie wierzyła. Może sama wymyśliła tę historię? Niestety, nie mogła się długo łudzić bujnością swojej wyobraźni. Widziała ich wracających razem do domu, przez kratkę otworu wentylacyjnego w kuchni i w łazience nieraz słyszała głos własnego męża dochodzący z mieszkania  znajdującego się piętro wyżej; będąc z psem na spacerze widywała go, gdy nieopatrznie stanął z papierosem na balkonie sąsiadki.

Całymi nocami czekała w oknie nie spuszczając z oka wejścia na klatkę schodową. Potem wychodziła z psem w dalszym ciągu bacznie obserwując drzwi, sama niewidoczna. Po powrocie zastawała Jerzego w domu… Nie była osobą o gwałtownym usposobieniu, nie znosiła awantur, próbowała delikatnie sygnalizować swoje uczucia, obawy, niepewność. Daremnie. Mimo wszystko jeszcze nie rezygnowała z marzenia o szczęśliwej rodzinie. Pojechali razem na wczasy, ale mąż „musiał” wrócić na kilka dni z powodu „ważnych spraw zawodowych”… Po powrocie już właściwie nie spali ze sobą, jedynie w pobliżu a i to zaledwie od czasu do czasu. Seks bezpowrotnie zniknął z „rozkładu zajęć”, zaczęli żyć jeszcze bardziej obok siebie. Jerzy częściej nie wracał na noce, zaś przyszedłszy rano miał suche buty, choć na zewnątrz lał deszcz albo sypał śnieg… Zrobił się niemiły do obrzydzenia, dokuczał żonie na każdym kroku, nic mu się nie podobało co zrobiła, nie smakowało co ugotowała albo upiekła, szukał dziury w całym gdy był trzeźwy, usprawiedliwiał się gdy był pijany. Pewnego wieczoru wdrapała się z psem na górkę i rzucając mu patyk zobaczyła Jerzego ścielącego  wersalkę u sąsiadki. Nie zaciągnął zasłony… A wracając – usłyszała na korytarzu głos męża mówiącego, że nie może zostawić żony, bo ona nie nadaje się do samodzielnego życia i zginie bez niego.  Zatrzęsła się ze złości, z żalu, z rozpaczy – ze wszystkich uczuć, jakie w jednej chwili mogą ogarnąć człowieka. Jakby wszystkiego nie robiła sama! Miarka się przebrała. Kasia stwierdziła, że nie zniesie dłużej takiego traktowania. Spakowała rzeczy Jerzego i wystawiła na korytarz, skąd je po trochu zabierał. Umówiła się na spotkanie z adwokatem, założyła sprawę o rozwód z orzeczeniem  wyłącznej winy pozwanego. Wygrała. Rozpoczęła życie samodzielnej matki z dwojgiem dzieci.

Nie było wcale tak łatwo, jak mogłoby się w pierwszej chwili zdawać. Owszem, skończyły się rozterki typu: gdzie jest Jerzy, z kim, wróci czy nie wróci i w jakim stanie. Zaczęły się natomiast okresy tęsknoty przeplatane  okresami nienawiści. Pytała w duszy: dlaczego ja? Czemu spotkała mnie taka krzywda? Co zrobiłam złego? Czym zasłużyłam na taki potworny, głęboki ból, na tak bezdenną rozpacz? Mąż, dzieci, dom były przecież najważniejsze w jej życiu. Nigdy nie zawiodła, nie zdradziła. A on? Poszedł tam, gdzie wygodniej. Najwyraźniej w jego oczach o wiele ciekawiej rysowało się życie na wolności, bez żony, z dziećmi na odległość, bez codziennych obowiązków związanych z utrzymaniem rodziny, wychowaniem synów, szkołą. Mógł pozostać tym, kim był w istocie, uroczym i czarującym wiecznym chłopcem bez poczucia odpowiedzialności.

Wszystkim życiowym wyzwaniom Kasia musiała sprostać sama, nie licząc na nikogo poza tatą.  On jeden o nic nie pytał, zawsze pomagał i wspierał. Płakała całymi nocami, łzy płynęły same w najmniej odpowiednich momentach: na widok pary idącej zgodnie ulicą czy robiącej wspólnie zakupy w sklepie, na spotkaniach towarzyskich w czasie dobrej zabawy obecnych gości. Czas pokazał, że przyszłość zafundowała wielu przyjaciółkom przeżycia podobne do jej przeżyć, przynosząc cierpienia, zdrady, rozwody, problemy z dziećmi. Wtedy o tym nie myślała pogrążona w rozpaczy, w niskiej samoocenie, w bezustannym poczuciu winy za wszystko na świecie. Zdawało jej się, że gdyby nagle wybuchła trzecia wojna światowa, ona czułaby się  odpowiedzialna także i za to zdarzenie.

Siłę dawały jej dzieci, żyła jedynie dla nich. W okresie poprzedzającym rozwód Jerzy i tak całymi dniami przebywał poza domem, chłopcy więc nie przeżyli bardzo jego fizycznej nieobecności. Natomiast fakt zdrady, odrzucenia – ogromnie. Dowodziły tego napisy na chodniku w rodzaju: „w  mieszkaniu  na górze mieszka padalec”, albo kopanie w drzwi podczas biegania po schodach.  Nikt i nic nie mogło Kasi wtedy zainteresować, nie chciała mieć do czynienia z żadnym mężczyzną.  Bała się, że mógłby chłopcom zrobić krzywdę a tylko oni liczyli się w jej życiu.

Równolegle w  tym okresie Mikołaj przeżywał własne osobiste problemy. Jego kilkuletni związek rozpadł się poprzedzony różnymi niemiłymi sytuacjami. Kilkakrotnie zrywał z narzeczoną, po czym – mając z natury miękkie serce – dawał się przebłagać, aż wreszcie i jego granica wytrzymałości pękła. Nie zmienił zdania mimo sporych strat materialnych związanych z budową mieszkania, które miało być wspólne. Został bez niczego, bez żadnych oszczędności, z gołą pensją i pokojem w mieszkaniu mamy.

Mikołaj miał wrażenie, że nigdy nie uwierzy do końca żadnej kobiecie i nie zwiąże się już z nikim na stałe. Jakby na potwierdzenie tego poglądu kilka luźnych, przelotnych znajomości nie przyniosło satysfakcji, raczej zostawiło niesmak i zniechęcenie.

Dokładnie takie same odczucia w stosunku do płci przeciwnej miała Kasia.

Spotykali się z Mikołajem przypadkiem, w przelocie i zawsze dobrze im się rozmawiało, odkrywali coraz więcej wspólnych zainteresowań, podobne poglądy i odczucia, odkrywali siebie.  Wreszcie Kasia zaprosiła go do domu na kawę. Mikołaj zaproszenie przyjął. Został od razu zaakceptowany przez chłopców. Byli zadowoleni, że mama już nie spędza sama weekendów tym bardziej, że oni zaczęli znikać z domu coraz częściej i na dłużej. No i mieli w soboty wolną chatę…

10.11.2017

  • Gość: [Obserwator] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Dobrze się czyta.
  • annazadroza Obserwator:-) Dzięki, miód na moje serce:) Po to piszę, żeby sobie i innym dać trochę miłych chwil odpoczynku. Pozdrawiam serdecznie:)
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *