„Widocznie tak miało być” – 58

Wakacje zbliżały się ku końcowi, trzeba było wracać do domu i zająć się przygotowaniem do rozpoczęcia roku szkolnego. Członkowie ursynowskiej „mafii” po kolei ściągali w domowe pielesze.  Zgodnie z kilkuletnią  tradycją postanowili zrobić składkową imprezę na zakończenie lata i rozpoczęcie nowego sezonu. Należało podzielić role i w tym celu sąsiadki zebrały się u Magdy.

– Magda, wczoraj podobno zrobiłaś na swojej maszynie sweterek dla Steni – zagaiła Aldona.

– A zrobiła mi. Piękny – przytaknęła Stenia.

– Cicha ta twoja maszyna, wcale jej nie słyszałam – zauważyła najbliższa sąsiadka.

– Nic dziwnego, że jej nie słyszałaś, Doniczko, pewnie w tym czasie klęłam, bo mi się nici poplątały – słodkim głosem wyjaśniła gospodyni.

Dorota pojawiła się ubrana w mini spódniczkę. Nie aż tak krótką jakie nosiła we wczesnej młodości, oczywiście, że nie, ale kawałek przed kolano.

– Ciocia, coś ty z siebie zrobiła? – spytała Justysia.

– A co, źle wyglądam? – spojrzała na dziewczynkę zdumiona. – Wydawało mi się, że całkiem nienajgorzej.

– Źle to nie, ale wyglądasz  jak Alexis z „Dynastii”.

– Aha, z tyłu liceum z przodu muzeum – skomentowała Teresa, która również pojawiła się na zbiórce.

– Patrzcie ją, małpa złośliwa. Wolę to, niż z obu stron być najciekawszym odkryciem archeologicznym – odcięła się Dorota.

– Najgorzej kiedy baba staje się niczym rwa kulszowa – skrzywiła się Teresa.

– Czyli? – nie załapała Stenia.

– U-pier-dli-wa – z satysfakcją wyjaśniła Aldona

– A ty z czego się tak ucieszyłaś? – nieco zgryźliwie spytała Stenia.
– Z tego, że już bez słów rozumiem o czym one mówią.

– Czyli co autor miał na myśli – śmiała się Dorota. – No, autorka, co miałaś na myśli?

– Kiedy? Teraz czy przedtem? Bo teraz, to mi się przypomniał sen twojego młodszego dziecka.

– Który? On ciągle ma jakieś sny.

– Dziś mi opowiedział, że śniła mu się pani od matematyki, jak lata po parku z karabinem i chce go zastrzelić. Uciekał, uciekał aż ją podprowadził pod samą komendę. Policja ją złapała i zamknęła na długie lata – śmiała się Teresa.

– Ciekawe na jak długie – zastanowiła się Stenia.

– Pewnie na tak długie, ile trzeba, żeby Kajtuś skończył szkołę – wyjaśniła uśmiechnięta Aldona.

Rozległo się pukanie do drzwi i weszła Danusia.

– A mnie czemu znowu na zbiórkę nie zaprosiłyście? – odezwała się z żalem w głosie.

– Nie gniewaj się – szybko powiedziała Magda. – To przez Dorcię…

– Co przeze mnie, czego się czepiasz? – oburzyła się pomówiona.

– Justynka miała po ciebie skoczyć, bo przecież domofon znowu się zepsuł i nie można zadzwonić, ale przyszła Dorcia w mini i dziecku szczęka opadła…

– Aha, no to pokaż się Dorcia, zobaczę i ocenię – powiedziała Danusia. – Może wam wybaczę.

– Magda, ty chyba w łeb zarobisz – pogroziła Dorota sąsiadce, lecz posłusznie wstała z krzesła.

– No, teraz ja siadam na twoim miejscu, a ty się martw – usadowiła się Danusia ze śmiechem. – Nieźle wyglądasz, całkiem nieźle…

– Jak Alexis, prawda ciociu? – wtrąciła Justysia. – Zupełnie jak Alexis.

– Wiesz co, chyba jednak lepiej. Nawet zdecydowanie lepiej – oceniła Danusia.

– Skoro jesteśmy w komplecie, to do roboty – zarządziła Magda. – Słucham, która co robi?

– Ja sałatki – zgłosiła się Aldona jako pierwsza.

– Mogę przynieść bigos, mam zamrożony duży pojemnik, będzie jak znalazł – zaproponowała Danusia.

– To ja się zgłaszam do ryby po grecku – podniosła rękę Teresa. – Może być?

– Śledzie przyniosę – odezwała się Stenia. – Ostatnio wypróbowałam dwa nowe przepisy, pycha.

– Dobrze. Poza mną,  która jest jeszcze bez przydziału? – Magda miała naturalny dar obejmowania przywództwa w grupie.

– Dorcia – wskazały wszystkie jak jeden mąż i spojrzały na niezagospodarowaną jeszcze siłę.

– Nie bawię się tak, myślałam, że mi się upiecze – parsknęła śmiechem Dorota. – Cóż, niech wam będzie, zajmę się słodszą stroną życia.

– Czyli czym? – Magda żądała konkretów.

– Słodyczami przecież.

– Czyli? – drążyła temat gospodyni.

– Okej, to już powiem i w ten sposób nie będziecie miały niespodzianki. Trudno. Zrobię torcik serowy na herbatnikach, upiekę murzynka i szarlotkę – zaproponowała Dorota.

– Brzmi rewelacyjnie – powiedziała Stenia. – Już mi ślinka cieknie.

– Na pewno zrobisz? Jakoś ci nie wierzę – Teresa spojrzała z powątpiewaniem.

– Rozumiem, że napojami zajmą się chłopaki, jak zawsze – upewniła się Dorota jednocześnie wykrzywiając się do Tereski i pokazując język.

– Pewnie, na coś się przecież muszą przydać – odpowiedziała Magda. – To ja się zajmę przygotowaniem mieszkania, nakryciem, pieczywem i tym, co się okaże w ostatniej chwili, czyli brakującymi elementami… A wy co? Z przedszkola czy jak? – zdegustowana spojrzała na Tereskę i wykrzywioną Dorcię.  Danusia parsknęła śmiechem, Aldona jej zawtórowała.

– Nie zapomnij odrdzewiacza – przypomniała Dorota.

– Czego? – zdziwiła się Stenia.

– Nie wiesz? – zdziwiła się Aldona, że Stenia się dziwi. – Coli. To już nawet ja wiem, że po każdym nadmiarze, czy to jedzenia czy napojów, jest to rzecz niezbędna dla żołądka.

– Aaa, rozumiem – skinęła głową Stenia. – Już wszystko wiem.

– Tym razem jednak z tej metody nie skorzystam, jeszcze by zaszkodziło malutkiej – powiedziała Aldona. – Poza tym piła nie będę i z obżerania się też zrezygnuję.

– To  co ty będziesz robiła?

– Będę miała na was oko – powiedziała z tajemniczą miną. – Strzeżcie się.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 58

  1. Pola pisze:

    Więc niech się strzegą, aby nie dać „plamy”…

    Świetnie piszesz Anuśko! Ciekawi mnie, czy z wyobraźni, czy zapisujesz wcześniej różne sytuacje, dialogi… Skąd czerpiesz inspiracje?
    Opowieść tworzy bardzo fajny klimat… takiej przyjemnej radości… miło się czyta…
    Oczekuję ciągu dalszego 🙂
    Ściskam!

    • anka pisze:

      Polinko:-) Ursynowski cykl to prawdziwy nastrój czasu, gdy mieszkałyśmy na jednej klatce schodowej, część w bloku obok. Tak było naprawdę, pomagałyśmy sobie wzajemne, dzieci były małe, my młode… Echhh… Trochę sytuacji i dialogów zapisywałam, bo to prawdziwe perełki. Jaka szkoda, że tylko trochę. Każdy dzień przynosił coś nowego, mój kochany tata był zdrowy i cudowny, jego przyjaciele też… Niektóre fragmenty sama czytam z łezką w oku, bo pogawędki starszych panów są autentyczne… Oczywiście całość to fantazja, lecz wyczyny i powiedzonka dzieciaków w dużej części zdarzyły się naprawdę, któż dzieci przebije w wymyślaniu, fantazjowaniu i realizacji… 🙂 Mam nadzieję, że ci, którzy są już za Tęczowym Mostem też się czasem uśmiechają do wspomnień…
      Przytulam!

  2. Urszula97 pisze:

    Piękne zakończenie wakacji.Fantastyczna babska kilka.Pozdrawiam.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) To były inne czasy, dziś na takie wesołe zbiórki i klatkowe imprezy natychmiast zostałaby wezwana straż miejska…
      Uściski!

      • Mysza w sieci pisze:

        To były fajne czasy komitywy j integrowania się. Teraz o to trudniej i aż szkoda pokolenia, które nie będzie tak otwarte na przyjaźń. Elektronika i wirus stworzyły duży dystans. Tym bardziej fajnie poczytać o tak zaprzyjaźnionych kobietkach i to z dużym poczuciem humoru:) 🙂 Miłego dnia Aniu, ściskam Was serdecznie!

        • anka pisze:

          Myszko:-) I to wszystko w czasie pustych półek w sklepach, kartek na zakupy, nieziemskich kolejek przed sklepami, list kolejkowych, na których trzeba się było odhaczyć, żeby cię z kolejki nie wygryźli…
          Teraz jesteśmy jakby bardziej „odczłowieczeni”, a każda pomoc, która dawniej była czymś najnormalniejszym, obecnie urasta do rangi bohaterstwa i ewenementu na skalę krajową. Niestety, świetnie się ma złość, zawiść, nienawiść i nasza czysto narodowa cecha – ściąganie bliźniego w dół, aby przypadkiem nie miał lepiej, zamiast starać się samemu równać wzwyż… Może jednak młode pokolenie mające kontakt ze światem – mimo chęci zamknięcia ich (przez rządzicieli) w zaściankowo-nacjonalistyczno-klerykalnym skansenie – będzie umiało coś zmienić na lepsze.
          Nic to, Baśka, nic to! Słoneczko świeci, weekend zapowiada się ładnie więc korzystajcie, żeby MK wyładował nadmiar energii 🙂 Uściski dla całej trójki!

  3. jotka pisze:

    Jejku, jaka pysznościowa składka, a ja taka głodna…
    Przyjęcie na koniec lata, a my spotykamy się z koleżankami na koniec roku szkolnego:-)

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Koniec roku szkolnego to powód do radości, nareszcie chwila spokoju. Prawdziwego, nie na kablu zdalne siedzenie, ale wolność od czekania 🙂 Już niedługo 🙂 🙂 🙂
      Wiesz, mam zawsze w domu kaszkę dla niemowląt. Jak czasem jestem głodna albo nie mam czasu to szybko zalewam wodą(mlekiem), wypijam i z głowy, niech sobie w żołądku pęcznieje 😉

  4. zamyślona pisze:

    Świetnie piszesz. Czekam na ciąg dalszy.

  5. 7 8 Krystyna pisze:

    No tak, życie na Ursynowie w takiej dzielnicy odległej od centrum narzucało pewne zasady, pewne działania. Mimo tych trudności i kłopotów to były niespotykane i piękne czasy. Nie wrócą.

    • anka pisze:

      Krysiu:-) To były naprawdę dobre czasy pod względem kontaktów między ludźmi, czasy radości – bo młodzi ludzie wyprowadzali się od rodziców do pierwszych, swoich własnych, wymarzonych mieszkań i nareszcie mogli czuć się u siebie, żyć na własny rachunek, samodzielnie, bez obecności „osób trzecich” i np słuchania ich uwag (życzliwych oczywiście) w kwestii wychowywania dzieci… Wszyscy byliśmy pozytywnie nastawieni do otoczenia, stąd przyjaźnie trwające do tej pory. Ursynów był w tamtych latach najwspanialszym miejscem na świecie i tamtych wspomnień nic nie przytłumi. Część udało mi się w cyklu ursynowskim ocalić od zapomnienia 🙂
      Pozdrawiam Cię szczególnie serdecznie jako Ursynowiankę 🙂 🙂 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *