Będzie co ma być

Oddalam od siebie złe myśli jak tylko mogę. Myślę, że większość z nas tak robi, jakoś trzeba próbować żyć w miarę możliwości normalnie. Udaje się raz lepiej, raz gorzej. W końcu podczas okupacji ludzie też żyli, kochali się, gotowali posiłki, uczyli się, choć za rogiem albo w bramie czekała śmierć. Wychodząc wtedy z domu nikt nie wiedział czy wróci, czy spotka swoich bliskich. Nie ma porównania z tamtym potwornym czasem. Jednak gdy zadzwoniła do mnie koleżanka i wysłuchałam jej słów, poczułam się właśnie tak jakby niebezpieczeństwo zaczaiło się gdzieś… w pobliżu… nie wiadomo gdzie… a my wszyscy udajemy, że go nie ma. Koleżanka powiedziała, że niedawno zmarła jej siostra, teraz szwagier, druga siostra w szpitalu… Covid nie pozwala wracać do normalności. Może jako ogól nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków, w dalszym ciągu niszczymy naszą Ziemię, zło się rozlewa, jedni bez pardonu chcą rządzić innymi w każdej absolutnie dziedzinie siebie uważając za lepszą kastę, ba, za ludzkich panów… Ale z drugiej strony coraz więcej dobra się pokazuje, podnosi, zbiera w całość. Jakby na planie filmowym dochodziło do walki dwóch przeciwstawnych sił, a my się z boku przyglądamy mniej lub bardziej obojętnie…
Tak bardzo poruszyła mnie rozmowa z koleżanką. To nie „tylko” szwagier koleżanki… My się „koleżankowałyśmy” przez kilkadziesiąt lat, siedziałyśmy biurko w biurko, po moim rozwodzie pojechałyśmy razem na wczasy do Kołobrzegu (chłopcy zostali z moim tatą) i postawiła mnie do pionu. Znałam całą jej rodzinę, obydwie siostry, szwagra też. Kiedy zmieniłam kolor włosów na ciemny, akurat przyjechał do nas do pracy i wycałował mnie myśląc, że to ona. Śmiechu było mnóstwo…
Coraz więcej osób ma już covida za sobą, czytamy o tym w naszej blogowni, staje się naszym codziennym towarzyszem, być może przyzwyczaimy się do niego jak do każdej choroby sezonowej (np. grypy), tylko jak przemówić do rozumu choćby tym, których widać na migawkach z Zakopanego? Z jednej skrajności wpadamy w drugą…
Nie wiem co dalej… Nieprawda, wiem. Otrząsnę się z ponurych myśli, poczekam na szczepionkę, będę ostrożna jak do tej pory… „wola boska i skrzypce”, będzie co ma być.

… taki obrazek z samego rana wywołuje uśmiech 🙂 …

… brakuje sań i dzwoneczków …

Poza tym Matka Natura zrobi co sama będzie chciała. Oby wiosnę przyprowadziła, a wtedy będziemy podziwiać piękne kolory.

… wiosno przybądź …

Trzymajcie się zdrowo i ciepło!!!

 

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

26 odpowiedzi na Będzie co ma być

  1. BBM pisze:

    Mimo dramatycznego tekstu – nutka optymizmu. Trzeba zaakceptować współfunkcjonowanie z covidem.
    Aż boję się napisać, bo zaczynam się zastawnawiać, czy nie wpadłam w jakąś obsesję, ale – niech tam! Pomyślałam, że celowo znieśli obostrzenia przed Walentynkami i skokami w Zakopanem, bo nie radzą sobie ze szczepieniami i covidem- i w taki prosty sposób będzie na kogo zwalić odpowiedzialność za wzrost zakażeń. Aniu! Powiedz mi, że jeszcze nie zwariowałam!:((

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Nie, nie zwariowałaś. Myślę podobnie. Boją się też wkurzonych ludzi, którzy już nie wytrzymują chaosu, braku perspektyw, niemożności pracowania, braku środków do życia, nie mają na rachunki, na raty kredytów itd. Zawsze się zaczynało od niezadowolenia szerokich mas… wystarczy spojrzeć na dzieje, na historię świata… nawet niewolnicy się buntowali.
      Trzymajmy się więc, bo nic innego nie możemy. Zdrówka kochana 🙂

  2. jotka pisze:

    Jasne, że trzeba próbować normalnie żyć, w końcu wszyscy nie umrzemy, a poza tym więcej z nas umiera na nieleczone inne choroby.
    Bezsenność, problemy w relacjach, bóle brzucha, głowy – to towarzyszy wielu osobom…
    jeśli sami sobie nie pomożemy, to nikt za nas tego nie zrobi, tak ten świat jest skonstruowany.

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Pewnie, że nikt za nas decyzji nie podejmie, nie przeżyje za nas naszego życia i nie zdobędzie doświadczeń przeznaczonych dla nas. Tak już jest, ale łatwo nie jest. Z drugiej strony – czy ktoś obiecał, że będzie łatwo?
      Z dostaniem się do normalnego lekarza ludzie maja straszny problem. Poza tym – każdy się boi wezwać karetkę widząc w tv jak ambulansy jeżdżą od szpitala do szpitala i w końcu pacjent nie zdąży doczekać pomocy…
      Ale nie dajmy się i już! Dawne zarazy mijały bez antybiotyków, ludzkość przetrwała…

  3. fuscila pisze:

    Po prawie roku życia z pandemią chciałoby się zobaczyć światełko w tunelu! Niestety, nadal marne widoki na lepsze! Wieczna huśtawka!
    Pojutrze mam szczepienie, więc teraz żyję tylko tym, by mi terminu nie odwołali!
    Dużo sił i samozaparcia jeszcze nam trzeba!
    Trzymajmy się i cieszmy nawet małymi radościami!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Oby Ci nie odwołali, trzymam kciuki! Babcia D. ma mieć jutro drugą dawkę. MS dzwonił do przychodni i okazuje się, że szczepionki jeszcze nie dotarły i nic nie wiadomo 🙁
      Huśtawka na okrągło, chaos wszechmogący panuje i nie ma nadziei, że szybko abdykuje 🙁
      Trzymaj się i nie daj się 🙂

  4. Stokrotka pisze:

    Nie wiem kiedy będę zaszczepiona, bo jak dzwonimy to nam mówią, że tydzień przed planowaną datą do nas zadzwonią. I tyle. niczego więcej nie możemy się dowiedzieć…
    Pewnie że będzie co ma być…
    Akurat od 3 dni leżę z okropnym katarem i gorączką. Dziś w tele-poradzie pan doktor powiedział, że wygląda mu to na zwykłe przeziębienie i zalecił mnóstwo lekarstw, spanie, wygrzewanie się i picie róznych herbatek i soczków… Ale jakby co – to proszę dzwonić proszę pani… ….
    I kto mógł przypuścić że takie coś spadnie na nas????

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Mam nadzieję, że to tylko zwykłe przeziębienie. Na szczęście nie musisz iść do pracy, prosić o zwolnienie, możesz spokojnie wyleżeć, wygrzać się i rób to z czystym sumieniem.
      Nigdy nie wiadomo co może nas spotkać, przyzwyczailiśmy się, że już zawsze będzie dobrze i spokojnie, a tu nic z tego. Życie zafundowało nam niespodziankę na dowód, że tylko zmienność jest pewnikiem… A ja nie lubię niespodzianek!
      Zdrowia życzę kochana Jaguniu, trzymaj się i nie daj się – jak mówił mój tata 🙂

  5. Urszula97 pisze:

    Przykre to wszystko, cóż robić.Ludzie czasami sami gotują sobie los a gorzej że Ci niewinni na tym cierpią.Zdjecia urocze i te zimowe i te letnie.Pozdrawiam i życzę zdrówka.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) No przykre, a najgorsza jest bezsilność, nic nie można poradzić, żeby pomóc, coś zmienić… Sprawdza się przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach. Zdecydowanie wolałabym żyć w spokojnych.
      Czekajmy na wiosnę, może będzie lepiej. Zdrówka, CiP i duuużo siły 🙂

  6. 7 8 Krystyna pisze:

    Wszystkim nam życie się zmieniło. Ja staram pomimo wszystko żyć i zachowywać się normalnie. Trudne to…. Aniu wiesz mi nie można się dać „zwariować”, wiosna i lato będą piękne.

    • anka pisze:

      Krysiu:-) Staramy się, ale czasem coś się wydarza, co tą lichą normalnością potrafi zachwiać. Większość z nas ma już tego dość. Wiosna będzie cudna bez względu na ludzkie nastroje, to jest pewnik 🙂 Lato też 🙂

  7. Pola pisze:

    Tak, to wszystko jest bardzo trudne. Przed chwilą opublikowałam post z komentarzem podobnej treści…Echhh…
    Trzymaj się zdrowo…
    Ściskam, Pola

    • anka pisze:

      Polu:-) Tak mnie „walnęła” wiadomość od koleżanki, że pozwoliłam czarnym myślom zapanować…
      Zdrówka Polinko kochana i nie dajmy się. Buziaki!

  8. Nie wiem… nie umiem już żyć tak normalnie… patrzę jak na osobistych wrogów, żeby nie powiedzieć morderców, gdy ktoś w tramwaju nie ma maseczki… odganiam się wózkiem w sklepie od napierających na plecy… nie umiem sobie wyobrazić pójścia do kina… gdy oglądam filmy, łapię się na automatycznych już myślach, że jak to: podają sobie rękę?

    Psychoza?
    Mam jednak nadzieję, że nie.
    Że to się kiedyś skończy – i minie ta ciągła obawa, ten ciągły strach. I tak jak się przyzwyczailiśmy do nowego życia, tak szybko wrócimy do starych zwyczajów.

    • anka pisze:

      To przeczytałam:-) Maski, dystans, dezynfekcja – jestem za i też mnie wkurzają ci, którzy tego nie stosują stając się realnym zagrożeniem dla innych. W sklepie wózka używam tak samo jak Ty. Staram się nie chodzić tam, gdzie nie muszę, a jak muszę to robię wszystko, aby było najbezpieczniej. Więcej nic nie wymyślę.
      Mam nadzieję, że się kiedyś skończy to szaleństwo i wróci normalność.

  9. Mysza w sieci pisze:

    Współczuję straty koleżance, straszne jest że ten wirus zbiera takie potworne żniwo. I jeszcze nie ma jak się przed nim bronić. Teraz właśnie zachorował synek mojej koleżanki. 3 latek. A rodzina bardzo się chroniła i żadne „zakopane”, ani nawet spotkania w grę nie wchodziły. Na dodatek umierają osoby, które żadnego wirusa nie miały, a w oczekiwaniu na wyniki testu w szpitalu przenoszą się za tęczowy most, nawet ze złamaną nogą (koleżankę z wyciętym jelitem też na ostatnią chwilę uratowali, 17 godzin czekała na wyniki testu zwijając się z bólu i jeszcze jej lekarz mówi – miała pani szczęście, że zdążyliśmy z operacją- na ostatnią chwilę była). To wszystko wkurza i stresuje bardzo. Ale co zrobić, żyć trzeba i tak jak piszesz, co ma być to będzie, bo prócz masek i dystansu nie mamy żadnego wpływu ani gwarancji, że to coś pomoże. Pozostaje modlić się o zdrowie najbliższych. I o cud. Zdrowia Aniu, dla Ciebie i Twojej rodziny!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Czy ten 3-latek chodził do przedszkola? A koleżanka po operacji naprawdę miała szczęście, choć się nacierpiała. Myszko, przyszło nam żyć naprawdę w zwariowanych czasach, pod każdym względem zresztą. Co robić, żeby nie zwariować? Młynarski się kłania – „róbmy swoje” – tylko to nas może uratować przed szaleństwem.
      Zdrowia dla Was, mnóstwo Ciepłego i Puchatego i szczęścia w unikaniu złych energii i wirusów. Buziaki!

  10. Lucia pisze:

    I u nas nieciekawie chociaż niby na żółto jesteśmy. Szczepią teraz osiemdziesieciolatkow. Bo w Italii zaczęli od tych 100 i więcej.
    Włosi narzekają że za wolno, że bałagan, że Rosja prawie zaszczepiona nie mówiąc o Izraelu.
    A my musimy uważać , bo nic innego nie wymyślimy. Czekać na cieplo, bo covid tego nie lubi. Albo sam odejdzie, co daj Boże.
    A czarne myśli wszystkich nas dopadają. W ciągu dwóch dni zmarło trzech znajomych V. Nie wiem na co i nie chcę wiedzieć.
    Trzymajmy się. Całusy serdeczne.

    • anka pisze:

      Luciu:-) Trzech znajomych w ciągu 2 dni? Współczuję.
      Nic nie możemy poza uważaniem, niestety. Na szczepienie nie wiadomo kiedy się doczekamy. Teściowa się dziś doczekała, ale kiedy my? Najstarsi górale tego nie wiedzą. Wciąż za mało szczepionek, niepewne dostawy do punktów szczepień.
      Ciężko, Luciu kochana, ale na przekór trwajmy i się nie dajmy!
      Buziaki!

  11. Aga pisze:

    Bardzo mi przykro, tyle koleżanka przeżyła, w głowie mi się nie mieści. Całym sercem życzę jej ulgi, choć takiej chwilowej i każdego dnia choć trochę uśmiechu, bo ona na pewno przeżywa bardzo. Pięknie ją opisałaś, naprawdę pięknie. Ja też się nie dam, nie możemy za żadne skarby zapominać, ile mamy wkoło. No, bo jeśli mamy bliskich, to o Matko, mamy największy skarb. Dbajmy o siebie, o psychikę również, bo ona bardzo ważna. Ja w tłumy nie idę i nie mam zamiaru, nie chcę narażać ani siebie, ani bliskich, bo ich kocham i nie chcę być przyczyną choroby, chcę ich chronić. 🙂 Pozdrawiam najserdeczniej, tulę mocno. <3 🙂

    • anka pisze:

      Aga:-) Masz rację, że nasi bliscy, tacy naprawdę Bliscy, to największy skarb na świecie! Dobrze, że dbasz o nich i robisz co możesz, żeby ich uchronić. Żeby tak wszyscy podchodzili do problemu, może byłoby lepiej. Pozostaje nadzieja, że lepiej będzie prędzej czy później. Zdrowia! Przytulam serdecznie 🙂

  12. Ewa pisze:

    Aniu kochana, od prawie roku przestałam planować cokolwiek, marzyć o podróżach i powrocie do mojego zaczarowanego domku, tylko się boję i obawiam i martwię i nic nie robię i tak tylko przeczekuję z dnia na dzień. Trudno nazwać to życiem, bo to trochę jak więzienie, gdzie wszystko jest za mnie zaplanowane i ustalone. Taki dzień świstaka, ale bez udoskonaleń. A czas ucieka i nie nadrobimy już starconych tygodni. Ale żyjemy.
    Podzielam wszystkie opinie pod twoim postem. I tak będzie, co ma być 🙂 Przytulaski

    • anka pisze:

      Ewuś:-) Jeszcze żyjemy i to jest powód do radości. Może nam się uda trwać dalej i tego trzeba się trzymać. Planów robić faktycznie nie można, żyjemy w zawieszeniu i w chaosie, i nie mamy na to żadnego wpływu. Ale przecież to wreszcie przeminie! Ewa, jeszcze pojedziesz do Krainy Deszczowców do swojego domku. Teraz dochodź do zdrowia, pojedziesz zdrowa i będziesz skakać jak sarenka. Przytulam!!!

  13. Ольга pisze:

    Heartland to wtulone pomiedzy wzgorza Wirginii schronisko dla koni, ale i cos wiecej. To niezwykle miejsce, gdzie przerazone i dotychczas zle traktowane zwierzeta ucza sie od nowa ufac ludziom. Lou probuje skontaktowac sie z ojcem. Amy boi sie o tym nawet myslec, dlatego cala swoja uwage skupia na ciezarnej klaczy Melodii. Trudny porod zrebaka pomaga jej 3FB2 zrozumiec, ze sensem zycia nie powinien byc bol, ktory odczuwalismy w przeszlosci, lecz nadzieja, jaka wiazemy z przyszloscia. Od smierci mamy Treg jest dla Amy nie tylko kolega i pomocnikiem, lecz wrecz czlonkiem rodziny. W chwili powaznego kryzysu to wlasnie do niego kieruje swoje kroki.

Skomentuj Stokrotka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *