„Widocznie tak miało być” – 37

Dziewczynki w towarzystwie Tiny wybrały się na zwiedzania niedużego ogródka oraz najbliższego terenu wokół domu. Aldona z „tymczasową kucharką” – która to nazwa przyjęła się na dobre – usadowiły się na tarasie, na którym  był wymurowany kamienny grill, kojarzący się Aldonie z fragmentem starego zamku.

– Podoba mi się takie ustrojstwo – przyszła mama podłożyła sobie pod nogi małe krzesełko. – O, teraz mi dobrze. Kto ci to wymurował? Daje fajny klimat.

– Wiesz, ktoś mi pomaga – puściła oko Karolina, – sama przecież z budową nie dałabym sobie rady. Nie znam się na budownictwie, użerać się z budowlańcami nie potrafię, nie mam na to ani czasu ani siły. Nawet nie masz pojęcia co trzeba robić…

– Rozumiem wszystko co do mnie mówisz – uśmiechnęła się Aldona. – Przecież oprócz budowy masz na głowie pracę, te swoje szkolenia, wyjazdy. Jakiegoś kierownika budowy musisz mieć, to chyba obowiązkowe. I dziennik budowy prowadzić też musisz, coś pamiętam ze słów Teresy na ten temat..

– Mam takiego… – Karolina zawahała się przez moment – kolegę kierownika. No… Reńka przecież. Poznasz go niedługo, wpadnie  tu przy okazji.

– Przystojny jest? – zażartowała Aldona i z przyjemnością dojrzała rumieniec na twarzy swojej gospodyni.

– Cóż, kwestia gustu – pozornie spokojnie odpowiedziała i zmieniła temat. – Powiedz mi, jeśli oczywiście nie uważasz, że wpycham się z butami w twoje sprawy, jak planujesz przyszłość. No wiesz, po powiększeniu rodziny. Naprawdę nie chcesz powiedzieć Sergiuszowi?

– Chciałam mu powiedzieć, wiele razy próbowałam i nie udało się. Uwierz mi, naprawdę próbowałam. Wreszcie straciłam cierpliwość i postanowiłam zacząć samodzielnie układać  tę moją nową część życia. Nie chcę, żeby wiedział o malutkiej. Mówi, że z jego strony nic się nie zmieniło, że kocha i tak dalej, ale mnie wysłuchać nie chce, tylko każe czekać. Gdybym była wredna, to powiedziałabym mu o wizycie Agaty, ale nie chcę. Byłaby to forma nacisku z mojej strony a ja tego pragnę uniknąć.

– Co było z tą Agatą?

Aldona ciężko westchnęła na wspomnienie nieprzyjemnej sceny, w wyniku której o mało nie targnęła się na własne życie. Posmutniała, łzy zabłysły w oczach.

– Doniczko, przepraszam, nie chciałam ci popsuć humoru..

– Ależ nie, Karolinko, nie popsułaś. Tylko, wiesz, ja tego do tej pory z siebie nie wyrzuciłam, nikomu o tym  nie opowiadałam. Tobie teraz opowiem, bo muszę się tego pozbyć dla tej kruszynki – położyła rękę na brzuchu – która w tej chwili się wierci, bo także ma dość moich negatywnych przeżyć.

Przedstawiła dokładnie przebieg spotkania, przytoczyła tkwiące mocno w pamięci słowa Agaty, opowiedziała o własnych odczuciach, nie zataiła co była gotowa uczynić, żeby przestać cierpieć. Przeżyła cały koszmar raz jeszcze, świadomie, aby zrzucić go z siebie i zostawić, aby móc iść dalej w nowe życie. Karolina wyciągnęła rękę i bezwiednie gładziła ją po ramieniu poruszona ogromem bólu przebijającym ze słów. Kiedy skończyła się opowieść i narratorka zamilkła, wstała i przytuliła Aldonę jak siostrę najukochańszą.

– Doniczko, jesteś dzielną, wspaniałą dziewczyną i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. Nawet gdyby ci przyszło do głowy przenieść się tutaj na stałe, pomogę ci się odnaleźć. Mieszkanie w bloku mama chciała sprzedać, bo przecież przeniesie się do mnie, ale ja bym wolała wynająć, więc mogłabyś w nim zamieszkać.

– Karolcia, ty jesteś cudowna i serdecznie ci dziękuję za propozycję. Myślę, że w aż takiej  skrajnej sytuacji się nie znajdę, ale kto wie? Ze świadomością twego wsparcia łatwiej sobie będę radzić z tym co mnie czeka, czyli… nie wiem z czym.

– Nie nalegam, ale propozycja będzie cały czas aktualna dopóki jej nie odwołasz lub z niej nie skorzystasz. Pamiętaj.

– Dzięki, że mogłam to z siebie wyrzucić. Teraz patrzę już z dystansem na dawniejsze wydarzenia. Przed rokiem byłam jak w amoku. Zakochałam się niczym nastolatka, może dlatego, że byłam w kompletnej rozsypce po wcześniejszych przejściach. Wiesz, śmierć męża, niemożność porozumienia się z teściową, brak własnego mieszkania, w którym mogłabym mieszkać i żyć po mojemu, a nie według cudzej woli, problemy w pracy oraz  niepewność związana z ciągłymi reorganizacjami i brakiem stabilności. Jeszcze przyssał się do mnie ten pracowy Marian i nie mogę się do tej pory od niego opędzić…

– Może w tym przypadku przesadzasz? Może to tylko nieszkodliwy adorator, któremu trudno przyjąć do wiadomości twoją odmowę i obojętność? – wtrąciła Karolina.

– Byłaby to najlepsza opcja, ale nie jest. To po prostu krętacz, cwaniak o wygórowanych ambicjach, który musi postawić na swoim. Za każdą cenę. To znaczy nie on ponosi koszty lecz jego ofiara. W tym wypadku ja nią mam być. A ponieważ mu się wymknęłam z rąk, on tego znieść nie może i zrobi co tylko będzie w stanie zrobić, żeby zniszczyć wszystkich stojących mu na drodze. Z samym diabłem podpisze pakt, aby swój cel osiągnąć.

– Co zrobić, są takie wredoty na świecie. Ale pozwól, że spytam, a… Sergiusz? Jak nie chcesz to nie odpowiadaj.

– Cóż, kocham go, bez sensu to może jest lecz pozostaje faktem. Czułam do niego straszny żal, miałam wrażenie, że zrobił mi krzywdę…

– A tak nie jest?

– Nie był sobą. Zaganiany, oplątany, omotany nie wiedział na jakim świecie żyje, z każdej strony czuł zagrożenie i spodziewał się ciosu.

– Mimo wszystko…

– Czekaj Karolcia, Marianka mi wytłumaczyła, że był w Czasie Pustki, teraz już z tego wychodzi…

– Ki diabeł? – zdziwiła się Karolina.

– To taki okres w życiu człowieka, kiedy absolutnie wszystko się sypie, cokolwiek byś nie zrobiła to kicha z tego wyjdzie i ogólnie trzeba sobie ze wszystkim dać na wstrzymanie, na  przeczekanie też, żeby przeżyć. I nic nie da się na to poradzić, bo od nas nic wtedy nie zależy, tak jest i już.

– Długo to trwa?

– Nie pamiętam, Marianka jest od tego specjalistką, ona umie wyliczyć od kiedy do kiedy i  powie co robić a czego nie.

– I tobie powiedziała?

– Różne rzeczy mi mówiła. Wyobraź sobie, że człowiek może się uniezależnić od własnego horoskopu! I jeszcze takie inne… Ogólnie miała rację i zaczęłam myśleć rozsądnie.

– Chyba też się z nią umówię, kiedy będę na Ursynowie – powiedziała Karolina. – Zgodzi się?

– Pewnie, ona jest normalna. Ja się teraz zastanawiam nad czym innym, mianowicie co będzie, kiedy wrócę do pracy i nie uda mi dłużej ukrywać malutkiej – z czułym uśmiechem położyła dłoń na lekko zaokrąglonym brzuszku.

– Na razie nic nie widać, jeśli ktoś nie jest wtajemniczony, nie domyśli się. Nawet na taki pomysł nie wpadnie.

– Że takie staruszki mogą mieć dzieci? – parsknęła Aldona śmiechem. – To właśnie wywołało największe zdziwienie Stokrotek. I jeszcze dodały, cytuję: taka młoda to ty już nie jesteś. Koniec cytatu.

– Twoje córeczki są niezrównane – zaśmiewała się Karolina. – Dzieci w ogóle mają zdrowsze podejście do wszystkiego, takie świeże, niezepsute, normalne. Jak komuś trzeba pomóc to pomagają.

– Są po prostu szczere do bólu. Dorosły kombinuje, na przykład widząc leżącego człowieka, że może pijany a nie chory, że kłopoty mogą z tego wyniknąć, że nie będzie reagować, bo się spieszy, że nie wezwie karetki, bo mogą mu kazać zapłacić za nieuzasadnione wezwanie więc na wszelki wypadek lepiej niczego nie widzieć i się oddalić szybkim krokiem patrząc w przeciwną stronę – dokończyła Aldona.

– Powiem ci Doniczko, że napatrzę się na ludzkie problemy. Niełatwy zawód wybrałam, ale już widocznie tak miało być. Satysfakcji trochę też mam, nie powiem, że nie, bo bym skłamała. Ale ale, moja droga, przecież ty się masz u mnie relaksować i nabierać sił oraz dystansu do różnych spraw, więc zmieniamy temat. Wybrałaś już imię?

– Wydaje mi się, że ja tu mam najmniej do powiedzenia – szeroko się uśmiechnęła Aldona i buzia odmłodniała jej natychmiast o ładnych kilka lat. – Dziewczynki  mają co chwilę inne pomysły. Ostatnio była Isaura oraz Milagros.

– O matko – jęknęła Karolina.

– No właśnie, też tak zareagowałam. Na szczęście trochę czasu przed nami jest, więc im się jeszcze dziesięć razy zmieni. Ostatecznie powiem, że nie chcieli zarejestrować w urzędzie – dodała szeptem rozglądając się, czy skądś nie wystają długie uszy…

– Wiem skąd się to bierze – ze zrozumieniem skinęła głową Karolina. – Moja koleżanka ma córkę w wieku twoich, która namiętnie ogląda jakiś serial. Argentyński, meksykański albo brazylijski, nie pamiętam. Stąd pochodzą imiona zupełnie obce dla nas. Wyobrażasz sobie w Polsce chłopca imieniem Jesus? U nas, pomijając kwestię niemożności rejestracji w urzędzie,  byłoby to świętokradztwo, obraza uczuć religijnych i nie wiadomo jakie jeszcze zarzuty by stawiano rodzicom. A tam jest to normalne.

cdn.

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

16 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 37

  1. jotka pisze:

    Czas Pustki? Ciekawe określenie, ale chyba faktycznie każdy kiedyś przez coś podobnego przechodzi…
    O nie, pomysły na imiona niektórych rodziców potrafią przyprawić o ból głowy! Znam to z autopsji i tylko dzieci żal!

    • anka pisze:

      Jotko:-) Naprawdę istnieje Czas Pustki, nazwa pochodzi z chińskiej astrologii. Wklep sobie w internet i poczytaj jeśli masz ochotę. Ja miałam obliczony w poprzednim wieku i faktycznie posypało mi się wszystko dokładnie, musiałam zaczynać od początku, czego zresztą nie żałuję 🙂 Potem już nie sprawdzałam, bo wyliczenia w książce skończyły się na 2000 roku. Ale może warto policzyć od nowa, żeby się ustrzec… Kto wie?
      W kwestii imion jesteś na bieżąco w szkole. A jakie najdziwniejsze Ci się zdarzyło spotkać?

      • jotka pisze:

        Oj, sporo: Dawian, Tristan, Gracja, Dżessika, Dastin, Blandyna, Nicole,Barnaba…

        • anka pisze:

          Niektóre imiona koszmarnie wyglądają napisane po naszemu… Dżessika, Dastin… Dawiana pierwszy raz widzę na oczy. Ale Tristan mi się podoba, zaś Barnaba to kot 😉

  2. Krystyna 7.8 pisze:

    Witam Aniu!!! Seriale, seriale dla niektórych wazna część życia. Ja póki co opieram się i nie oglądam żadnego.

  3. Pola pisze:

    Że też takie wrednoty na świecie się trafiają… jakby zbieżne z moją dygresją w ostatnim poście 🙂
    A na serio- ciekawa historia się zapowiada
    I rozwija się…
    Czekam na ciag dalszy…
    Pozdrawiam najcieplej :*

    • anka pisze:

      Polu:-) Świat musi pozostawać w równowadze, więc obok ludzi „którzy znają Józefa” czyli pokrewnych dusz musi istnieć ich przeciwieństwo… niestety 🙁
      Każdy z nas ma z takimi styczność, to nieuniknione.
      Cieszę się, że czekasz 🙂
      Buziaki 🙂

  4. Urszula97 pisze:

    Zawsze wiedziałam że Stokrotki to artystki.Tez chciałabym takiego odpoczynku.Doniczka mam nadzieję wypocznie.Pozdrawiam deszczowo.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) To pada u Ciebie? U mnie w nocy padało, teraz pochmurzyło się, ale jeszcze nie pada. Podlewać nie trzeba, bo od nocy mokro.
      Stokrotki to faktycznie artystki. Bo dziewczynki 🙂 Po dwóch chłopakach mając do czynienia z wnuczkami – powiem Ci, że oni są naprawdę z innej planety niż dziewczynki. Co nie znaczy, że są mniej kochani 🙂
      Życzę Ci wypoczynku takiego jak to możliwe. Uściski i Ciepłe z Puchatym!

  5. Mysza w sieci pisze:

    Pamiętam swój Czas Pustki jak dziś, dobrze, że minął i oby więcej nie wracał. Nareszcie nadrobiłam czytanie, ciągle gdzieś latamy, śmigamy i nie było kiedy spokojnie czytać. Ale kolejny rozdział za mną i szkoda, że tak szybko minął 🙂 Kobietki sobie od serca pogadały i dobrze, bo takie oczyszczenie emocji przez rozmowę zawsze dobrze wpływa. Zwłaszcza jeśli po tym idzie jeszcze wsparcie.. Ciekawa jestem, jakie imię dostanie Kruszynka i czekam na ciąg dalszy 🙂 Buziaki!

    • anka pisze:

      Myszko:-) Dobrze, że minął.
      I dobrze, że śmigacie, po przymusowym siedzeniu w domu to wręcz konieczne dla duszy 🙂 Właśnie wróciliśmy z psiepsiołami, nie poszliśmy do lasku. Szilka też już ma dość chodzenia w kółko w te same miejsca. Poza laskiem nie byliśmy odkąd kazali nosić maseczki. Sziluni tak się już znudziło, że się zapiera łapkami i nie chce tam iść, tak więc siła wyższa 🙂
      Cieszę się, że poczytałaś. Buziaki 🙂

  6. amasja pisze:

    Milagros po hiszpańsku znaczy 'cud’:-) I ta malizna, która pojawi się na świecie z pewnością będzie cudem… Ja dałabym jej na imię… Ania;-) Ale to nie zależy ode mnie lecz od uroczej autorki;-)
    Doniczka-świetna ksywka! W sam raz na blogowy nick;-)
    Pozdrawiam i ściskam!
    p.s. napisałam też komentarz pod poprzednią notką;

    • anka pisze:

      Amasjo:-) Kruszynka już ma imię, powieść jest napisana i ja nic nie mam do powiedzenia 🙂 Z moimi bohaterami jest tak jak z dziećmi, powołuję ich do życia, ale potem robią co chcą, ja im się tylko mogę przyglądać… To jak w światach równoległych…
      Buziaki!
      ps. odpisałam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *