Po pięknym, słonecznym weekendzie zrobiło się zimno. Deszczowo też, co akurat dobrze, ale dlaczego fruwały płatki śniegu to ja zupełnie nie rozumiem. I wcale mi się to nie podoba. Dobrze, że mojego jedynego pomidorka nie wyniosłam na zewnątrz, rośnie w kuchni na oknie. Muszę go przesadzić do doniczki, urósł już dużo od kiedy dostałam go od sąsiadki.
Podczas spacerów (można nazwać wyjściem do psiej toalety, gdyby komuś nie podobało się, że tak spacerujemy i spacerujemy bez końca) podglądamy dzięcioły, jeśli sobie na to pozwolą 🙂 Udało się zobaczyć rodzica, który przyniósł do dziupli jedzenie. Wyczytałam, że prawie co roku dzięcioł dla swej rodziny wykuwa nową, widocznie panie dzięciołowe są niezwykle wymagającymi partnerkami 😉 W innej dziupli z okrągłym otworkiem, czyli wyraźnie podzięciołowej słychać kwilenie piskląt, chyba kosy się tam zadomowiły.
Widziałam też taką scenę: przyleciał dzięcioł, postukał w drzewo koło dziupli. Nie było reakcji, więc zagadał. Wtedy w „drzwiach” domku pojawiła się główka drugiego rodzica i coś sobie powiedziały. Ten ze środka wyfrunął, a ten, który przyleciał udał się do wewnątrz albo na spoczynek, albo „na służbę” przy dzieciach 🙂
W naszym maleńkim ogródeczku skosił Mąż trawę po raz pierwszy w tym sezonie. W poniedziałek odbierali odpady zielone, więc trzeba było się zmobilizować. Poprzycinałam boki trawnika przy kamieniach, podwiązałam piwonie, bo już ciężkie główki mają, niedługo zakwitną jeśli nic im nie przeszkodzi. W zeszłym roku nie rozwinęła się część pąków, zlepiona czymś klejącym, chyba to mszyce winowajczyniami były. Bez w tym roku kwitnie tak pięknie i tak gęste kwiaty ma jak jeszcze nigdy. A zapach! Cała uliczka wypełniona jest cudownym zapachem. Dla odmiany konwalie nie pachną wcale, a tak lubię ich zapach.
Psiaki wychodzą z nami do ogródka. Jak my – to i one, chcą być w pobliżu, lubią mieć nas na oku 🙂 Jeśli podczas spaceru Mąż ze Skitsem zostaną w tyle, Szilka siada i czeka, nie da się ruszyć, zaprze się wszystkimi łapkami dopóki ich nie zobaczy. Mówię jej, że chłopaki już idą i zaraz nas dogonią, ale ona rusza dopiero wtedy, gdy sprawdzi, że mówię prawdę 🙂
Coś trzeba było dla ciała, nie tylko dla duszy, więc rożki z marmoladą z ciasta francuskiego (gotowego) były najszybszą alternatywą. Potem jeszcze zrobiłam placek drożdżowy na dużą blachę, będzie na cały tydzień. Ten z poprzedniego wpisu w „Kuchennie i smacznie”, od Ewy Wachowicz. Ciasto zachowuje wilgoć, nie zsycha się jak poprzednie. Pierwsza próba nadzwyczaj udana, więc upiekłam raz jeszcze.
Trzymajcie się zdrowo!
Apetycznie wyglądają. Bez masz uroczy.Pogoda zrobiła brzydkiego figla.zJa upiekłam zwykłego ucierańca ,dodałam skórkę z cytryny i zrobiłam lukier cytrynowy. Pozdrawiam.Psiaki cudowne.
Uleńko:-) Bez jest przecudny, jeszcze nigdy tak szaleńczo nie kwitł. Zimno się zrobiło, ale to nic dziwnego, zimni ogrodnicy i Zośka jeszcze przed nami.
Ciasto pyszne na pewno, ze skórką z cytryny i lukrem, mniam mniam 🙂
Psiaki kochane, ale dziś Skituś miał atak, taki poważny. Teraz śpi, musi się zregenerować bidulek.
Maaaju, cóż zobaczymy dziś 🙂
Anusia, cudne to zdjęcie ze Skitkiem w ramionach ! Jakąż on ma rozanieloną minę !!!
A Ty jaka szczuplusia-zgrabniusia jesteś !!!
:)*
Magduś:-) Też mi się podoba 🙂 On tak sam czasem przychodzi na przytulanki. Nic w tym dziwnego, Średnia od malutkiego szczeniaczka przytulała go bezustannie, spał na jej łóżku. U nas też od razu właził do niej, kiedy u nas spała. Ale dziś bidulek miał atak, już jest dobrze, śpi.
Magduniu, 10 kg nadwagi 🙁
Buziaki 🙂
bzem, konwaliami i wiosną zapachniało dzisiaj w Twoim Blogu.
Wzruszające są te ptasie rodziny, widać nie tylko ulubione przeze mnie bocianki są wspaniałymi rodzicami.
A pani Dzięciołowa jest stanowcza, lubi nowe, wygodne mieszkanko, widać kosom mniej na luksusach zależy 🙂
A Twoje pieseczki cudowne i te przytulanki, taki wzruszający widok.
Smacznego w związku z tymi wypiekami życzę.
Ewa:-) Bez pachnie niewiarygodnie pięknie i mocno, w nocy padało więc zapach jeszcze silniejszy niż normalnie, jak to po deszczu. Wróciłam z psiepsiołami, w lasku niesamowity ptasi koncert, najchętniej usiadłabym, żeby słuchać do wieczora 🙂 Ponieważ tak dobrze nie ma, wróciłam do domu, zrobiłam sobie zieloną herbatkę z imbirem. Najchętniej napiłabym się kawy, ale – żadna mi nie smakuje! Coś się stało i każda niedobra! Już raz tak miałam, po rotawirusie, ale przeszło po jakimś czasie. Od 26 lutego nie jem mięsa, może organizm się oczyszcza i stwierdził, że kawa mu nie służy? Szkoda 😉
tez mam takie dni, że kawa mi nie smakuje, ale już z jakiegoś dziwnego przyzwyczajenia piję ją co rano Niestety zawsze piłam 2-3 kawy, teraz już jedna mi wystarczy
Popatrz, to masz tak samo. Wcale mi sie to nie podoba, też zaczynałam dzień od kawy, piłam kilka dzienne, teraz mi rano brakuje, czasem piję z niesmakiem, ale czasem zaczynam robić rano kakao. Może to jest wyjście.
Ja też w tym roku odważyłam się na pomidory na balkonie. Będą 2 :)))
Zniewolona:-) Ja bym się wcale nie odważała, tylko dostałam gotowca od sąsiadki więc przygarnęłam i się opiekuję 😉 A co z tego wyjdzie – nie wiem, na razie rośnie i zrobiłam mu podpórkę z patyczka do szaszłyków. Może wsadzę w dużą doniczkę kawałek ziemniaka z oczkiem jak już mam być badylarką 😉
Mi tam nie przeszkadza, ze spacerujecie, sama to robię z upodobaniem i dla zdrowia.
W zimne dni ciacho mile widziane, mąż upiekł drożdżówkę, więc zabiorę dziś kawał spory do pracy, bo w budynku zimno, niech sobie koleżanki życie osłodzą i kalorie odbudują:-)
Smacznego wszystkim:-)
Jotuś:-) Drożdżówka do pracy, jeszcze kiedy zimno, to wspaniała sprawa. Koleżanki na pewno się ucieszą 🙂
Co do spacerów – ostatnio czytałam, że jeszcze pod zaborem w Poznaniu pan profesor medycyny zalecał spacery jako szczególnie dla zdrowia pożytek przynoszące 🙂 Spacerujmy więc ile się da, skoro już można nie tylko chyłkiem po zmroku czy w lasku kryjąc się między drzewami przed innymi spacerowiczami udającymi, że ich tam nie ma 🙂
Uściski serdeczne 🙂
Deszczowy (chyba jednak ciągle za mało deszczu) ten początek mają, ale pięknie wszystko rozkwita. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich.
Krysiu:-) Potrzebny ten deszcz bardzo, więc nawet nie narzekam tylko się cieszę, że popadało w nocy, ale rano spokojnie już mogłam wyjść. Dobrze, że nie pocięłam starych kaloszy jak miałam w planie 🙂
Serdeczne pozdrowienia znad herbatki zielonej z imbirem, taka mi zasmakowała w miejsce kawy. Ściskam 🙂
Cudowne masz psiaki, głaski zostawiam dla nich. I przyroda wokół tyle radości daje!
P.S. Też mnie irytuje ta niska temperatura. Codziennie na noc musze okrywać rozsady. Pomidorki mam w malutkiej folii. Nawet ładną udało nam sie kupić. To pierwszy raz, zobaczymy, jakie będa plony 🙂
Buziak zostawiam :*
Polu:-) Psiepsioły dziękują za głaskanki, nigdy ich dosyć, głaskanek znaczy 😉
Oo, to u Ciebie plantacja po prostu! Specjalistką od pomidorów jest teraz nasza Marynia ( https://jajesienna.blogspot.com/ ), w sprawach uprawy radą chętnie służy. W ogóle jest wspaniała i wciąż mam ją na myśli, jako kobietę, z której warto brać przykład. Gdyby udało mi się dożyć jej wieku, chciałabym choć w części mieć tak głowę otwartą, tyle energii, chęci i radości życia co ona.
Przytulam 🙂
Tak uroczo. I przyrodniczo i przyjacielsko i smacznie. bardzo lubię takie opowieści codzienne. Ze spokojem i urokiem. Buziaki
Lucia:-) Pora relaksu 🙂 Najbardziej kocham spokojną codzienność, tylko – ona rzadko jest spokojna 🙁 Tym chętniej wracam do takich chwil uwiecznionych na zdjęciach. Buziaki 🙂
Twoje zdjecie z psiakiem faktycznie rozczulajace:)
Gdzie Wy te wszystkie slodkosci pomiescicie?
P.S.
Ja jestem jak ta Pani dzieciolowa;)))))
Bognna:-) Czyli wymagająca, i bardzo dobrze 🙂
Rożki Mąż lubi i Średnia, dla niej większość spakowałam, miała z Dużym w poniedziałek przywieźć suche psie żarełko, ale dopiero we wtorek wpadli, więc rożki schowałam do lodówki, żeby w nocy nie zniknęły 😉 Drożdżowe zaś traktuję jako jedzenie, taką zapchajdziurę dla siebie, kiedy jestem głodna. Odkąd przestałam jeść mięso czasem mi się zdarza. To konkretne ciasto jest z olejem, nie z margaryną. Poza tym zawsze lubiłam placek z mlekiem na kolację, odkąd pamiętam. Innych słodyczy praktycznie nie jadam, jedynie czarną herbatę słodzę, kawę przestałam pić, bo mi nie smakuje, więc odpadły przynajmniej 2 łyżeczki cukru dziennie.
Ściskam Cię, pani Dzięciołowo 🙂
Niestety, nie mam w zasięgu wzroku i węchu ani bzów, ani konwalii. Planuję krzew bzu sobie kupić, bo też bardzo lubię ten zapach. A zdjęcie małej Luny zamieszczę przy najbliższej okazji 🙂 Pozdrawiam!
Bożenko:-) Bez koniecznie sobie posadź, najlepiej w kilku kolorach. Nie ma nic piękniejszego na wiosnę niż zapach i widok kwitnących bzów.
Nie mogę się doczekać zdjęcia Luny! Pozdrawiam 🙂
Już wstawiłam zdjęcie – na Plantacji Magicznych Myśli 🙂 A Twoja historia z napisem… Aż mnie ciarki przeszły. Pozdrawiam 🙂
Myślę, że każdy ma kilka takich, tylko nie zawsze rejestruje…
Uściski serdeczne 🙂
Luna jest PRZECUDNA!!!
Nasze pomidory jeszcze na parapetach, sadzimy na zewnątrz zawsze po 15 maja
Cieniewiatru:-) Mój też jeszcze w domu, rośnie ładnie. Ciekawe, czy nie zmieni zdania na zewnątrz 😉
Cieniewiatru:-) Tak mówią, że trzeba robić. Jak już się ustali temperatura i nie grożą przymrozki. Moja babcia zawsze miała pomidorki na oknach. Najpierw wiosną zanim posadziła w ogródku, a jesienią – na okienkach ganku, żeby dojrzewały. A jak pachniały takie ogródkowe! Sklepowe nie mogą się równać z tamtymi.
Pozdrawiam 🙂
Cieszę się, że pada, że kwitną bzy, które bardzo lubię i oszalamiają swoim zapachem, że przyroda odżywa. Ale przyznaję, że ciut cieplej mogłoby być.
Mam nadzieję, że pomidorek zaowocuje i będziesz miała własne paradajki (to po słowacku pomidory:-)) Sposoby mojego taty na udane pomidory to gruba kromka chleba pod korzeń, gnojowica z pokrzywy do podlewania i miedziany drucik wkłuty w łodygę przeciw zarazom-dzięki niemu nie trzeba stosować chemii:-)
Tulam mocno, Aniu i życzę zdrówka:-)
I wymiąchaj psiepsioły ode mnie.
Amasjo:-) Psiepsioły wymiąchane 🙂
Nie wiem jak się pomidorek zachowa i jaka go przyszłość czeka, z pomysłu na kromkę chleba przed posadzeniem skorzystam. Gnojówkę z pokrzywy może zrobię, może się uda. Dziękuję za radę!
Z deszczu się cieszę, od razu wszystkie roślinki odżyły i jest tak pięknie, a bez pachnie jak szalony! Szkoda, że tak krótko. Ale zaraz piwonie zakwitną i też będą pachnąć i cieszyć oczy 🙂
Przytulam mocno 🙂
Coś nie gra
Napisałam długi tekst i nie chciało puścić! I pewności nie mam, czy sie teraz uda. Bo te Wasze psiapsioły takie cudne, a podgladanie dzięciołów – cymesik! U mnie po raz pierwszy sójki zawitały, ale te bardzo płochliwe są, nie to, co kosy! No i żabki już skaczą!
Pozdrawianki!
Fusilko:-) Teraz się udało 🙂 Często też mam problem z wstawieniem komentarza. Nieraz kilka razy wchodzę na blogi, zanim mi się uda. Widać taka wirtualna rzeczywistość.
Psiepsioły cudne są naprawdę 🙂 Sójek jest sporo w lasku, czasem nawet przylatują do ogródka. Śliczne są, ale nie udało mi się dotąd zrobić zdjęcia, zawsze zdąży odfrunąć zanim pstryknę. Jaszczurkę widziałam dzisiaj, kosy latają i chyba szpaki. A w ogóle to tak śpiewają cudnie te wszystkie ptaszki i ptaszydła 🙂
Buziaki 🙂
Trzymaj sie równiez zdrowo!
Przeurocze sa te nasze psiaki, Twoje jak widze, tez charakterne 😉
Mirka dzisiaj rano tez na spacer parla, chcialam ja wziac pod las, a ta nie, cofnela sie, poszlysmy wiec jej wydumana trasa miedzy domami. No cóz, taka psia wola 😀
Mój bez, jak i sasiedzkie, juz przekwitaja, a szkoda, wlasciwie teraz jest ich czas. U mnie wiosna jest zawsze szybciej, co nie zawsze jest dobrze, bo potem majowe mrozy wiele scinaja, i w ten sposób w zeszlym roku nie mielismy ani jednego jablka na drzewie..
Lucy:-) Cudne są i kochane 🙂 Szilka jak nie chce iść, to się zaprze wszystkimi łapami i koniec. Czasem pociągnę ją na siłę, ale jedynie gdy koniecznie trzeba z jakiegoś powodu. Z reguły pozwalam jej prowadzić, niech ma przyjemność. Ogląda się wtedy za resztą, sprawdza czy każdy uczestnik wycieczki jest na swoim miejscu, czy się nie zgubił, bo stado ma być w komplecie i już 😉
Bez za chwilę zacznie przekwitać, jakoś szybko to wszystko się dzieje. Jeszcze porobię trochę zdjęć póki nie zbrązowiał, żeby na cały rok starczyło do oglądania 🙂
A mróz w nocy był, na łące trawa oszroniona, aż pomacałam czy mi się nie zdaje. Szkoda jabłek i wszelkich owoców, tym bardziej teraz kiedy nie wiadomo co nas czeka.
Zdrówka!
Bez cudny i Wasze psiaki też! A konwalie synek mi dziś przyniósł z lasu i pachną obłędnie, Twoje może później zaczną 😉 Jaki masz sposób na zawinięcie takiego rogalika? Bo mi takie poduszeczki wychodzą, a nie rogale.. Buziam i ściskam majowo :))
Myszko:-) Leśne konwalie zawsze pachną, te ogrodowe mniej, chyba tak już jest. Poziomki pamiętam z Tenczynka zbierane w polach – smak i zapach nie do porównania z tymi rosnącymi w ogródku u babci. Smak i zapach wolności … 🙂
Rogaliki? Kroję ciasto w kwadraty (no prawie), marmoladę na środek, jednym końcem przykrywam, do środka, tak żeby trójkącik powstał, wierzchołek doklejam i boki zwijam jak papierek od cukierka. Formuję rożek, czyli podwijam te „cukierkowe” boki. Szkoda, że się nie da tutaj rysować, może lepiej bym Ci wytłumaczyła. Nie wszystkie wychodzą zgrabne, czasem mi się ciasto porwie, ale to nie szkodzi, poduszeczki też domownicy zjedzą.
Buziaki 🙂
Cudny bez i konwalie piękne, kocham kwiaty.Piesuńki są bardzo oddane , i takie kochane, ufne, to w zwierzętach jest tak ujmujące, jestesmy dla nich calym swiatem.
Głaski dla psiapsiółek!
Dora:-) Szila i Skituś dziękują za głaski 🙂 Masz rację, że jesteśmy dla nich całym światem. Przypomniało mi się powiedzenie, że całego świata nie zmienisz, ale jeśli przygarniesz psa, to dla niego zmieni się cały świat 🙂
Bez i konwalie to dla mnie najpiękniejsze kwiaty i zapachy wiosny. Tej wczesnej, bo za chwilę będą piwonie, które też uwielbiam.
Zdrówka i powodzenia w dalszych domowych „robótkach” 🙂
Wiosna w pełnej krasie!! Aż poszłam sprawdzić zapach konwalii… moje też mają mikry zapach! Ale i tak je kocham! 🙂
Matyldo:-) Też je kocham i nie przestanę 🙂 Myślę, że te leśne pachną bardziej, takie dzikie i wolne 🙂 Wiosna dla mnie jest absolutnie najpiękniejszą porą roku 🙂
Ściskam najserdeczniej 🙂
Kocham maj 🙂
Ervi:-) Ja też 🙂 Chyba nie ma takiego, co ma inne zdanie 🙂