Czwartek 19.03.2020

Nie chce mi się wymyślać tytułu do każdego wpisu zawierającego aktualności, dlatego postanowiłam wpisywać daty. Tak powstają zapiski w czasie zarazy koronawirusowej.
We środę poranny spacer z psiepsiołami odbyłam w pięknych okolicznościach przyrody (jak to się teraz mawia), czyli w lasku i na łące gdzie cudne poranne mgły i układ chmur na niebie dawały złudzenie pobytu w górach. Potem stwierdziłam, że przyszedł czas aby zajrzeć w zakamarki szafek kuchennych i sprawdzić co się tam ukryło. Znalazłam m.in. odrobinę ciemnej soczewicy, dorzuciłam ją więc do zupy. W lodówce miałam kostkę białego sera, nie nadawał się już do bezpośredniego spożycia, był zbyt kwaśny. Wrzuciłam go do miski, dodałam 2 jajka, mąki tak ze 3 czubate łyżki, cukier waniliowy. Powstałą masę (niezbyt rzadką) kładłam łyżką na patelnię, rozpłaszczałam tę „kupkę”, smażyłam z obu stron. Na koniec posypałam cukrem pudrem. Wyszły nieduże placuszki, które zniknęły w piorunującym tempie 🙂

Tu cztery ostatnie udało mi się uwiecznić przed unicestwieniem 🙂

Na śniadanie zaś do chleba zrobiłam smarowidełko wykorzystując resztkę żółtego sera, resztkę czerwonej cebulki z wczoraj i resztkę czosnku też z wczoraj. Do tego szczypiorek z doniczki na oknie, sól, pieprz i masło. Utarłam łyżką drewnianą te wszystkie składniki
prawie na miazgę i takie „resztkowe” żarełko powstało całkiem zjadliwe.

Ostatnio smakuje mi tylko tostowe pieczywo i to na zimno, poza tym ma dłuższą trwałość co się dziś liczy

Zorientowałam się za późno, że mam tylko 2 kg cukru. W sklepie nie było. Pójdę za kilka dni uzupełnić zapasy, ale mogę nie trafić na dostawę. Powinnam przestać słodzić, dawno się przymierzałam, próbowałam kilka razy, ale nie wyszło. Może teraz z konieczności…
A dziś rano, po powrocie z lasku, odszukałam przepis według którego moja mama piekła chleb (w prodiżu).

Oczywiście wg tego samego piekła babcia. Mam przed oczami/ w duszy/w sercu scenę – siedzę przy stole w kuchni w Tenczynku, na  stole stolnica i babcia robi ciasto/chleb/makaron. Tak dobrze pamiętam czynności 🙂  Podczas przygotowywania chleba najpierw do garnka wrzucała drożdże, łyżeczkę cukru, mleko i mieszała do rozpuszczenia drożdży. Potem sypała mąkę, wyrabiała drewnianą łyżką wbijając dużo powietrza. Odstawiała do wyrośnięcia, potem przerzucała na stolnicę, wyrabiała znowu. wkładała do brytfanki, w której znowu rosło i potem piekła w tzw. szabaśniku (piekarniku) kuchennego pieca. Po odpowiednim czasie stwierdzała: „ma dość” i zawsze wypiek był idealny. Upiekłam czując obecność mamy i babci koło siebie  i zupełnie dobry wyszedł. Wiele razy tak się zdarza, że kiedy intensywnie myślę o bliskich zza Tęczowego Mostu, potem wyraźnie czuję ich obok siebie. Jak wielka jest siła uczuć, a może tylko sugestii? Nie wiem, w każdym razie  „…czucie i wiara silniej mówią do mnie…”

Jeszcze nigdy taki ładny i smaczny mi nie wyszedł, tym razem jakbym go przygotowywała w obecności babci 🙂

Siedzieliśmy z Mężem przy śniadaniu kiedy Skits dostał ataku padaczki, poprzedni przytrafił mu się prawie rok temu, więc wcale już o tym nie pamiętaliśmy. Jest to okropne przeżycie i dla nas i dla niego. Potem bidulek sprawia wrażenie, że stracił pamięć, obchodzi całe mieszkanie i wszystkie kąty obwąchuje jakby się znalazł w nieznanym sobie miejscu. Tym razem obyło się bez piany cieknącej z pyszczka, więc nie był to atak o najsilniejszym natężeniu. Choć wszystkie inne objawy towarzyszące – były.
Po zażegnaniu niebezpieczeństwa i uspokojeniu się sytuacji przystąpiłam do zaplanowanych wczoraj czynności, czyli zrobiłam mielone kotlety drobiowe dla domowników, a dla siebie kotlety z kaszy jaglanej, pieczarek, cebulki, bułki namoczonej z dużą ilością przyprawy do
gyrosa. Smaczne wyszły.

Kładłam łyżką na patelnię, szybszy sposób niż formowanie w sposób tradycyjny rękami i panierowanie

Jednak nie da się uciec od realu i szlag mnie trafia kiedy słucham tego, co w tej chwili pie…lą w kwestii przeprowadzenia wyborów! Tego się nie da słuchać! Czy oczy się niektórym otworzą dopiero wtedy gdy – jak we Włoszech – będzie za późno?

Młoda sąsiadka zastukała z ofertą pomocy w zakupach jakby było trzeba. I to jest miłe i przywraca nadzieję 🙂  Zresztą – mamy cudowne, wspaniałe społeczeństwo gotowe do pomocy, to tylko jakaś część nie rozumie powagi sytuacji i zagrożenia włócząc się stadami i puszczając dzieci na place zabaw. Niestety, ta mniejsza część może spowodować śmierć ogromnej ilości osób  przez głupotę i nieodpowiedzialność. Poprzez dopuszczenie do wyborów w czasie zarazy również. Mam w oczach obraz z Włoch – kolumna ciężarówek wywożących niezliczoną ilość trumien z ciałami ofiar zarazy. Oni też na początku lekceważyli sobie koronawirusa i zalecenia pozostania w domu, by zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii…

ps. Dziecko wpadło z zaopatrzeniem, mam drożdże i cukier i mnóstwo innych zapasów. Zostawił torby, pomachaliśmy sobie na odległość, z daleka wymieniliśmy parę słów. Nie mogłam przytulić mojego synka!!! Ale dla wspólnego bezpieczeństwa tak musi być.

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie, Tenczynek. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na Czwartek 19.03.2020

  1. Urszula97 pisze:

    Rozgotowała się Aneczka.Pysznie wszystko wygląda. Drożdży nadal niet.Info z TV to brak słów i jakoś wyrzucam to z mózgu. Ślubny słucha jak najety. Dzisiaj zabrali wnuka do domu.Był tez syn.Sklepy mam blisko ale staram się wybierać tylko jeden
    Ciepłe z Puchatym.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Wiesz, że lubię gotować. To też jest ucieczka od złych myśli i od tego, czym powinnam się zająć, ale mi się nie chce -czyli szafami, przejrzeniem rzeczy do pozbycia się… I od razu myśl: jak się pozbędę, a potem nie będzie skąd wziąć to co zrobię? Lepiej schować, jeszcze cięższe czasy mogą przyjść… Zdaję sobie sprawę, że to zakodowane – od dzieciństwa o brakach i trudnej sytuacji podczas obu wojen, okresu międzywojnia – opowieści dziadków mają wpływ na moją podświadomość, może jeszcze jakieś przekazy genetyczne, stadne czy jakieś inne (jak u zwierząt tego samego gatunku) się odzywają w sytuacjach kryzysowych, takie wspomagające przetrwanie? Ale to materiał do badań dla psychologów, behawiorystów itp. mądrych ludzi. Ja się skupię na gotowaniu 🙂 Dziecko przywiozło mi drożdże, więc chleb mogę piec i nie wychodzić do sklepu.
      Ula, masz rację że wybierasz jeden sklep i nie chodzisz do kilku. Tak się wydaje bezpieczniej.
      Buziaki i Ciepłe z Puchatym 🙂 🙂 🙂

  2. jotka pisze:

    A u nas drożdży nie ma nigdzie! W lodówce pół kostki, niezbyt świeżych, nie wiadomo jaki placek wyjdzie, ale trudno, mąż obiecał zrobić.
    Teraz nawet z ochotą robię urozmaicone posiłki, surówki, sałatki, jest czas i siły to się chce.
    Być może zamówimy kiedyś pizzę, by wesprzeć lokalne firmy, które pracują z produkcją na wynos…

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Mały kupił drożdże w Tesco, taki nieduży sklep ma koło domu. Masz rację, że teraz bardziej się chce przygotowywać urozmaicone posiłki, poza tym, że jest czas, to wykorzystać trzeba wszystko, co jest w domu więc inwencja pań domu kwitnie 🙂
      Biedne wszystkie lokalne firmy, strach i żal myśleć czym się to wszystko skończy. I niech się skończy jak najszybciej.

  3. fuscila pisze:

    U mnie się ciut zmieniło na gorsze. Dziecko Młodsze zachorzało, na anginę! Jak Synowa załatwiła zwolnienie to nie wiem, chyba telefonicznie bo lekarze w przychodni nie przyjmują!
    A u Ciebie takim domowym, maliny spokojem tchnie! No i te proste przepisy!
    Serdeczności!

  4. fuscila pisze:

    Maminym miało być!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Jak tylko sama angina, to trudno, przejdzie. Tylko uważać trzeba podwójnie jak organizm osłabiony, żeby coś gorszego nie przyfrunęło.
      Możesz mi nie wierzyć, ale jak się za ten chlebek zabierałam, naprawdę miałam wrażenie, że babcia jest obok i mi podpowiada – tak sugestywne stały się sceny z dzieciństwa, w których widziałam jak ona to robi. Chlebek poszedł cały wczoraj, zaraz się biorę za następny. Buziaki 🙂

  5. BBM pisze:

    Serowe placuszki też kiedyś robiłam. Nawet niegłupie wyszły…
    A pomysł datowania notek całkiem fajny. Buziaki dla Was! 🙂

    • anka pisze:

      Matyldo:-) Kiedy chłopcy byli mali często im robiłam placki z serka homogenizowanego, rodzynki dodawałam, najczęściej na śniadanie w sobotę czy niedzielę, gdy rano było więcej czasu.
      Ciepłe z Puchatym 🙂

  6. Ervi pisze:

    Masz talnet kuchenny 🙂
    Trzymaj się <3

  7. Lucia pisze:

    Aniu takie dzienniki o codzienności trzymają nas w pionie. Zazdroszczę możliwości inwencji kulinarnej. U mnie wciąż kuchnia włoska i nic co bliskie memu podniebieniu. Chleb wyszedł super.
    Tak od pewnych obrazów nie uciekniemy. Szkoda, ze ci co sa beztroscy jakoś sa na nie odporni. Przytulam mocno.
    Trzymajmy się razem bo to pomaga.

  8. anka pisze:

    Lucia:-) W niepewnych czasach drobiazgi bliskie sercu pomagają żyć, dają siłę na oczekiwanie na powrót normalności.
    Chleb upiekłam dziś drugi, wygląda dobrze, może dojdę do wprawy i taka korzyść przynajmniej będzie. Szkoda, że nie mogę Ci przesłać trochę polskich smaków 🙁 Mogę Cię tylko wirtualnie przytulić. Trzymaj się!

  9. Eliza pisze:

    Wierzę w obecność Twojej babci przy pieczeniu chleba. Moja mama zmarła gdy miałam siedem lat, prawie jej nie pamiętam, ale pamiętam ją przy różnych czynnościach jak przecedzała mleko takie świeżo udojone z pianą, jak wyrabiała ciasto na makaron i potem drobniutko kroiła i jak chleb wyrabiała w dużej drewnianej dzieży. Czasem mam wrażenie że jest obok. Szkoda że niektórzy lekceważą rozporządzenia i tym samym narażają wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo. Muszę przywołać dobre myśli. Pozdrawiam 🙂

    • anka pisze:

      Elizo:-) Uważaj na siebie!!! Ludzie – niektórzy – naprawdę mają sieczkę zamiast mózgu, narażając nie tylko siebie, ale innych niewiadomą ilość.
      Jak ja lubiłam takie świeże mleko z pianką. Albo jajko jeszcze ciepłe, w którym babcia robiła dwie dziurki i wypijałam wszystko ze środka. Dziś nikt by się do takiego jajka nie dotknął, jak przypuszczam.
      Przykro mi, współczuję bardzo, że mamę miałaś tylko we wspomnieniach. Często mam wrażenie obecności bliskich. Skoro Ty też – coś w tym jest…
      Mnóstwo dobrych myśli do Ciebie wysyłam i tradycyjnie Ciepłe z Puchatym, żeby Cię strzegło 🙂

  10. Pola pisze:

    Oj, każda z nas chyba z konieczności większość czasu w kuchni spędza. Na pewno przełoży się to na coś konkretnego 🙂 Byle nie zanadto…
    Ale zdrowie najważniejsze 🙂 Bye!

    • anka pisze:

      Polu:-) Masz rację, z konieczności na pewno, ale ja też lubię gotować. A odkąd wymyślam/wypróbowuję potrawy vege, żeby także skusić domowników, siłą rzeczy więcej czasu to zajmuje. Poza tym należy wykorzystać to co jest, bez biegania do sklepu.
      Pozdrawiam 🙂

  11. Lucy pisze:

    Jak Ci leci Aneczko w miedzyczasie, wszystko u Was w porzadku? Trzymajcie sie zdrowo!

  12. anka pisze:

    Lucy:-) Trzymam kciuki za Twojego Tatę! U mnie – strach zaczyna zaglądać w oczy coraz większy i złość jednocześnie na ludzką głupotę. Byłam w sklepie, opiszę za chwilę, Mały też przywiózł trochę zapasów. Już się martwimy co będzie potem, co z pracą i z czego przyjdzie żyć. Tak się porobiło… Ale trzymać się trzeba, Ty też, Lucy, nie dawaj się. Serdeczności 🙂

Skomentuj Lucy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *