– Ooo, coś ty ze sobą zrobiła? – powitał Dorotę okrzyk przyjaciółki.
– Co ci odbiło? – spytał zdumiony Sergiusz. – Michał cię już widział?
– „Czepcie” się tramwaju a nie mnie, dobrze? Moje włosy? Moje! Więc co wam do nich? Obcięłam, bo tak mi się podobało! A może mam was pytać o zdanie kiedy mogę pójść do toalety, co?
Dorota, która od zawsze miała długie, piękne włosy, pojawiła się z burzą nieskoordynowanych loków, nie sięgających nawet do ramion.
– Nie złość się siostro – tłumaczył Sergiusz. – Zupełnie nas zaskoczyłaś. Nie poznałbym cię na ulicy, na pewno bym cię nie poznał, za nic na świecie.
– Bardzo dobrze, może wreszcie stałabym się bogata.
– Co powiedział twój ukochany na nową fryzurę? – dopytywała się Aldona.
– Co? A to, że mogę wziąć miotłę, latać po osiedlu i straszyć dzieci.
– Nie mówił poważnie – rozbawiona Aldona oglądała przyjaciółkę ze wszystkich stron. – Ogólnie, muszę przyznać, że wyglądasz bardzo ładnie, tylko inaczej.
– Oczywiście, że nie mówił poważnie. Jest zachwycony. A w ogóle… postanowił sam przyrządzić jutro obiad i zaprasza cię, Doniczko, byś oceniła jego umiejętności w zakresie sztuki kulinarnej. Po obiedzie, o ile go wszyscy przeżyją, przyjdziemy tutaj i weźmiemy się za mały pokój.
– Jak ja się wam odwdzięczę? – spytała cicho.
– Przestań bredzić – fuknęła na nią Dorota. – Sergiuszu, drogi bracie, ty też możesz czuć się zaproszony jeśli masz czas i ochotę.
– Z przyjemnością skorzystam z zaproszenia. Postaram się wcześniej pozałatwiać sprawy i przyjechać jak najszybciej.
Z niewiadomych powodów serce Aldony mocniej zabiło… Jaki ten Sergiusz jest niesamowicie uczynny, dobry i …właściwie… gdyby jutro nie przyszedł… zrobiłoby się … smutno…
– Zostawiam was same – powiedziała przyczyna mocniejszego bicia serca Aldony. – Muszę jechać, to do jutra dziewczyny.
– Dobry z niego chłopak – odezwała się Dorota gdy drzwi się zamknęły za wychodzącym.
– Wiesz, naprawdę. Tyle mi pomógł, choć przecież wcale nie musiał. Robił to z własnej i nieprzymuszonej woli. Zobacz jak ładnie teraz wygląda pokój. To zasługa twojego brata.
– Cieszę się Doniczko, naprawdę bardzo się cieszę ze wszystkiego.
– Niby z czego? Z tego mieszkania? Ja na pewno bardziej. Nie licytuj się ze mną, tym razem przegrasz.
– Nie będę się licytowała – uśmiechnęła się serdecznie. – Czy pozwolisz moim steranym kościom spocząć gdzieś tutaj w tym pięknym wnętrzu? Tfu, co ja plotę, mogę zająć fotel?
– Możesz zająć wnętrze, fotel i co tylko chcesz, staruszko. Matko, ja też jestem nieludzko zmęczona, dopiero teraz to czuję. Chcesz herbaty?
– Chcę.
– No wiesz, zapytałam przez uprzejmość, powinnaś to docenić, a ty od razu chcesz. Nie masz dla mnie litości – jęczała Aldona ku uciesze przyjaciółki.
Zabrzęczał dzwonek domofonu i po chwili do mieszkania wpadła Teresa z Maksem, którego Aza – jak zwykle – powitała obłędnym jazgotem.
– Aha, tej tu dawno nie było – przywitała gościa Dorota. – Wiedziałam, że nie możesz bez nas żyć i na pewno przyjdziesz.
– Chce herbaty? – spytała nowa gospodyni Teresinego mieszkania.
– Pewnie, że chce – padła odpowiedź.
– Ta też chce! Skaranie boskie z tymi babami – zrzędziła uśmiechając się promiennie do przyjaciółek.
– Ładnie tu. Jakim cudem w takim tempie urządziłaś pokój?
– Dzięki Sergiuszowi, on mi we wszystkim pomagał.
– Złoty chłopak. Naprawdę rzadki męski egzemplarz.
– Mamo, chwalą nas – przerwała Dorota.
– Czego się wcina?
– Abo tak.
– Czy wy nie możecie mówić po polsku? Ja się już od was nauczyłam mówić „po polskiemu” i między ludźmi też nieraz tak mówię. I wstyd.
– Teresa, ona nas nie uważa za ludzi, słyszałaś?
– Niech się ona od nas, z łaski swojej, odczepi. W kwestii języka i nie tylko przykład idzie z góry.
– Cicho baby! Mówiłam, że polityka tu nie wchodzi lecz zostaje za drzwiami. Skąd Tereniu wiedziałaś gdzie szukać Doroty?
– Michał mi powiedział. Nie uprzedziłaś go – zwróciła się do Doroty, – że nie ma podnosić słuchawki, kiedy telefon dzwoni dwa razy i drugie dwa razy, tylko oddzwonić tak samo. Wiecie, ciągle jeszcze do mnie nie dociera, że mam telefon.
– Nie rozumiem co ty pleciesz – zniecierpliwiła się Aldona.
– Wcale nie plotę. Wymyśliłyśmy taki sygnał przed wieczornym spacerem z psami.
– Właśnie – przytaknęła Dorota. – Przedtem dryndałam do niej domofonem i wyciągałam ją z domu nawet gdy była o to wściekła. A teraz wychodzimy z domu po sygnale i spotykamy się w połowie drogi.
– Nie boicie się chodzić wieczorami? Dawniej tu było bezpiecznie ale teraz?
– Z Maksem?
– Z Azą? – zapytały obie równocześnie.
– Gdybym miała jedynie dodatek do psa w postaci jamnika albo ratlerka to co innego, trzeba by się było głęboko nad tym zastanowić – dodała Dorota.
Teresa rozglądała się po pokoju.
– Przez tyle lat nie wpadłam na pomysł, żeby telewizor postawić w tym miejscu. Widocznie jestem wyjątkowo tępa, jak na to wpadłaś?
– To nie ja…
– To Sergiusz – zgodnym chórem podpowiedziały Teresa z Dorotą po czym parsknęły śmiechem.
Aldona spłonęła lekkim rumieńcem, oczywiście bez istotnego powodu. Przyjaciółki oczywiście to dostrzegły i spojrzały na siebie porozumiewawczo.
– Teresa, czy nie zauważyłaś, że mój braciszek od pewnego czasu bardzo się zmienił?
– Co masz na myśli? Ja go strasznie lubię, Jurand też, tata lubi z nim pogadać na tematy techniczne, z dzieciakami ma dobry kontakt. Wszystkim przypadł do serca.
– Wiesz, ja już nawet zapomniałam jak on się śmieje – ciągnęła Dorota bawiąc się trzymaną w ręku łyżeczką. – Uświadomiłam to sobie kiedy wczoraj czy przedwczoraj usłyszałam go śmiejącego się na cały głos mimo, że z auta niósł na głowie ławę a na rękach miał pozawieszane wypchane torby i co chwile któraś mu spadała.
– A może właśnie dlatego się śmiał?
– Myślisz? – ze zrozumieniem spojrzała na Teresę.
– Dlaczego nie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie zerkając spod oka na Aldonę zawzięcie wpatrującą się w krzaki róż, jakby liczyła ilość płatków w każdym kolorze.
Dorota uśmiechnęła się domyślnie.
– Oczywiście – powiedziała. – Taki już jest ten mój drogi brat, że każdemu pomoże i ten fakt sprawia mu niekłamaną przyjemność. Potrafi dać odczuć swoje zainteresowanie i troskliwość delikatnie, bez narzucania się. Zdajecie sobie chyba sprawę, że najlepsze cechy odziedziczył po mnie, prawda?
– Nie kokietuj, jest od ciebie o rok starszy – wtrąciła Aldona.
– Cie choroba! – Dorota uniosła brwi z udanym zdziwieniem. – Siedzi toto ciche i nieme a liczyć umie. Kto by się spodziewał?
– Trzymaj kota! – wrzasnęła Teresa na widok Bibi stającej na progu drzwi balkonowych.
Aldona rzuciła się w stronę ulubienicy lecz niepotrzebnie. Usłyszawszy jazgot Azy koteczka sama przezornie się wycofała, wychylając jedynie główkę zza futryny i śledząc rozwój wydarzeń aby nic nie umknęło jej uwadze.
– Czy pół roku temu myślałaś, że będziesz miała futrzaka w domu? – spytała Dorota.
– Pół roku temu to ja nie miałam domu, a co tu mówić o zwierzaku. A teraz dzięki wam jestem najszczęśliwszym człowiekiem na kuli ziemskiej.
– Nie pleć, akurat tak się złożyło. To widocznie zrządzenie losu albo opieka Opatrzności, jak sobie chcesz – odpowiedziała Teresa. – I tak miałam mieszkanie wynająć. A myślisz, że mnie jest obojętne kto łazi po mojej chałupie? Poza tym Magda by mnie zamordowała gdybym wpuściła tu jakąś heterę. Ja też jestem szczęśliwa, wierz mi, naprawdę bardzo się cieszę, że właśnie ty tutaj mieszkasz.
– Cicho, bo zaraz zobaczę cztery fontanny, a jak się jeszcze moja włączy to będzie sześć. Chcecie potopu? – starała się wesoło powiedzieć Dorota ale nie udało jej się ukryć wzruszenia.
Aldona serdecznie uściskała przyjaciółki.
– Wracając do tematu: pół roku temu nie spodziewałam się, że z nieba spadnie mi dom i do tego z ogródkiem. Nie powiem oczywiście, że z ogródka cieszę się bardziej, ale…
– Wykop sobie ziemiankę, już ci mówiłam. Możesz, jeśli chcesz..
– Serdeczne dzięki, dobra kobieto.
– Absolutny drobiazg, dla ciebie prawie wszystko – skłoniła się nisko Teresa.
– Wiecie dziewczyny – ciągnęła Aldona, – było mi, no i jest nadal, bardzo źle ze świadomością, że nigdy w życiu nie pojadę już do domu, w którym się wychowałam i do ogródka, w którym babcia cieszyła się każdym kwiatkiem. Dom stał na skraju miasta, jakby na wsi. Zawsze kiedy budziła się wiosna zaczynałam odczuwać ogromną tęsknotę za tym domem, za ogrodem. Jeździłam więc w soboty, spędzałam część urlopu i było w porządku. W tym roku po raz pierwszy tutaj, w Warszawie, bez wyjazdu musiałam tę tęsknotę zwalczyć mając świadomość, że tak będzie zawsze. Twój maleńki ogródeczek, Tereniu, pozwolił mi wrócić do równowagi.
– Rozumiem cię. Z pewnością czułabym to samo gdyby ktoś odebrał mi Cięciwę, miejsce ukochane najbardziej na ziemi. Mam wrażenie, że byłabym zdolna do wszystkiego. I to z zimną krwią.
– Pleciesz cioteczko – Dorota przeciągnęła się niczym kotka. – Nikogo byś nie zamordowała. Nawet bałabyś się temu komuś źle życzyć mając świadomość, że zło raz puszczone musi znaleźć ujście, cel i bardzo często wraca do tego, kto je uruchomił. Przecież dobrze wiesz, że ten, co ze złem jest za pan brat i tak odpowie za to. Nic go przed tym nie uchroni.
– No, no, to wcale nie jest takie głupie – zastanowiła się Aldona nad słowami przyjaciółki.
– My już dawno przerobiłyśmy ten temat. Nie pamiętasz teorii zwanej przez Teresę teorią powracającej fali?
– Czekaj, czekaj, ależ oczywiście, jak mogłam zapomnieć. Jaką energię człowiek z siebie emanuje taką dostaje w zamian. Tak to brzmi, prawda?
– Coś takiego! Nie dosyć, że umie liczyć to jeszcze rozumie co się do niej mówi – żartowała Dorota. – A teraz poważnie. Czy już wiesz dlaczego twoje problemy dobrze się skończyły? Bo jesteś dobra i życzliwa ludziom i zwierzakom, niesiesz pomoc każdemu kto jej potrzebuje, nie żywisz uraz, nie mścisz się za doznane krzywdy ale potrafisz je darować i przebaczyć.
– Ja taka jestem? We łbach wam się chyba pomieszało z upału. Jestem złośnica, jędza i kawał cholery.
– To tak jak Sergiusz – wtrąciła Teresa w związku ze słowami Doroty.
– Co? – krzyknęła oburzona Aldona. – Sergiusz jest kawał cholery?!
– Nie, oczywiście, że nie – obie z Dorotą parsknęły głośnym śmiechem.
– On jest zupełnie inny od innych.. – ciągnęła Aldona.
– Niewątpliwie masz rację – przytaknęły usiłując „odzyskać” poważny wyraz twarzy.
– … jest dobry – mówiła patrząc przed siebie, – wrażliwy, sprawiedliwy, nie ocenia ludzi powierzchownie, ma taką dziwną zdolność wnikania w głąb ludzkiego serca. Może tylko jest zbyt naiwny w stosunku do niektórych, myśli, że wszyscy są dobrzy i rozsądni jak on sam.
– Oj, za tę naiwność mój drogi braciszek już słono zapłacił.
– Tak, zauważyłam, że łatwo go zranić. Przez swą dobroć może być zdany na łaskę i niełaskę. Dobrze, jeśli przyjaciół, gorzej, jeśli wrogów. A w ogóle ma łagodną i harmonijną osobowość.
– A co ci się w nim najbardziej podoba? – poważnie zapytała Teresa.
– Te piękne, ciepłe, serdeczne oczy… Tfu, czarownice jedne, małpy rude, obsiadły mnie i co? Czego wy ode mnie chcecie? Uczepiły się jak rzep psiego ogona.
– Nie wiedziałam, że mój osobisty brat ma osobowość z pięknymi oczami – ściskała Dorota zmieszaną Aldonę dusząc się od tłumionego śmiechu.
– I harmonijną, nie zapomnij, osobowość harmonijną – ze śmiertelną powagą dodała Teresa.
– Tylko mu przypadkiem nie powtórzcie, że tak … bredziłam. Jeszcze sobie co pomyśli. Pamiętajcie, morda w kubeł!
– Mordę w kubeł to Aza wsadziła w Cięciwie, pamiętasz? – Dorota zapiszczała z radości na wspomnienie Teresy wiszącej na belce nad kuchnią.
– Trzeba iść – podniosła się Teresa. – Musimy zrobić z psami duże kółko, przecież one nie mogą cierpieć za to, że się zagadałyśmy. Chodź z nami Doniczko na spacer, daj się wyprowadzić.
– Innym razem. Naprawdę jestem wykończona. Rano przecież muszę wcześnie wstać i iść do pracy. Jeszcze do tego powinnam być przytomna.
– Przecież wzięłaś wolne.
– Tak, ale czegoś ode mnie potrzebują, wiesz jak to jest.
– Dobrze, niech ci będzie. Idź spać, tym razem ci się upiecze. Nie zapomnij, że jutro jesteś u mnie na obiedzie. Proszonym.
– Nie u ciebie lecz u Michała – sprostowała Teresa.
Dorota odwróciła się w jej stronę.
– Czy ty nie widzisz, że obcięłam włosy?
– A wiesz, cały czas ci się przyglądam i zastanawiam dlaczego wyglądasz jak Baba Jędza. I wreszcie już wiem! – przezornie odsunęła się od przyjaciółki na odległość ręki.
– Sama jesteś jędza, wyjątkowa. A teraz cię żegnam. W którą stronę idziesz? Bo ja w przeciwną.
– Dziewczyny, jeszcze raz wam serdecznie dziękuję za wszystko – Aldona otworzyła przed nimi drzwi.
– Niby taka słodka a drzwi otwiera, żebyśmy sobie szybciej poszły – mruczała Dorota.
– Za jakie wszystko? – dopytywała się Teresa. – Ja jeszcze nie mam zamiaru umierać.
Z pewnością długo jeszcze rozmawiałyby w ten sposób w drzwiach, gdyby zniecierpliwiona Aza nie szarpnęła Doroty, ściągając ją ze schodów pod same drzwi klatki schodowej. Maks ochoczo dotrzymał jej towarzystwa, toteż Teresa znalazła się natychmiast w tym samym miejscu. Wybuchając śmiechem wyszły na podwórko.