W kwestii domowych wypieków uprzejmie donoszę, iż w dalszym ciągu u nas w domu króluje jednojajkowiec Lucii. Za najsmaczniejszą wersję uważamy zgodnie tę z jabłkami, czyli właściwie szarlotkę. Poza tym w każdym następnym wypróbowanym przypadku również się zgadzamy 🙂 Wszystkie są równorzędne pod względem smakowitości, bez względu na nadzienie, którym były już konfitury wiśniowe i jagodowe, dżem truskawkowy, morelowy, brzoskwiniowy, porzeczkowy oraz przecier jabłkowy uchowany przez przypadek między innymi słoikami. W sobotę upiekł się z powidłami śliwkowymi.
Oświadczam uroczyście, iż jednojajkowiec jest ciastem jednodniowym ponieważ na drugi dzień już go nie ma, znika i ślad żaden nie pozostaje nawet w postaci okruszynek. Chyba, że jest zrobiony z trzech porcji, wtedy wchodzi na dużą blachę i jego żywot jest nieco dłuższy 🙂 W związku z powyższym murzynek – do czasów rzeczonego jednojajkowca w rankingu Męża zajmujący pozycję numer jeden – zaczyna się pogrążać w mrokach niepamięci.
Szkic, czyli wpis „na brudno” czyniłam (nie popełniałam) podczas emisji programu „Twoja twarz brzmi znajomo”. Za tydzień ostatni już, finałowy odcinek będzie. W tej chwili Lukasz Zagrobelny jako Pavarotti śpiewa „Ave Maria”. Zadziwiające, że tak można się nauczyć tak śpiewać w przeciągu tygodnia. Przepiękny tenor. Akurat się trafiło gdy pisałam o jedzeniu, hi hi 🙂 Prawidłowo, bo mistrz lubił dobrze zjeść 🙂
W ciągu ostatniego czasu uczę się zmieniać nawyki żywieniowe. Nie jakoś drastycznie, od dawna staram się w miarę zdrowo gotować, ale teraz z listą dozwolonych produktów w ręku. Na niej wyraźnie napisano, żeby unikać majonezu. I co zrobić? Sałatka bez majonezu? Strząsnęłam z siebie niechęć, ruszyłam głową i dodałam musztardę, olej z pestek winogron (okulistka poleciła na oczy), czosnek, sól, pieprz, paprykę, curry i jedynie odrobinkę majonezu. Smakowała zupełnie dobrze, choć inaczej niż dotąd. Wyglądała równie apetycznie.
Inną propozycją na śniadanie czy kolację jest sałatka/pasta jajeczna, z jajek i cebulki plus sól i pieprz, połączone – roztarte z masłem, tak robiła moja mama. Może być zamiennie z majonezem.
Zastanawiając się jaką zupę ugotować domownikom – przypomniałam sobie o żurku podlaskim. Nie pamiętam skąd mam przepis, dość dawno zapisałam w zeszycie jako wypróbowany.
Potrzebne są wg przepisu: 2 kostki warzywne, kawałek wędzonej kiełbasy, 2-3 ziemniaki, 2 ząbki czosnku, 2 marchewki, 2 cebule, trochę śmietany, liść laurowy, ziele angielskie, kwasek cytrynowy, cukier, majeranek.
# Do garnka wlać 2 l. wody, dodać 2 kostki warzywne, 4 ziela ang., kiełbasę w kostkę pokrojoną, marchewkę startą na dużych oczkach, cebulę pokrojoną w ósemki oraz ziemniaki w kostkę. Gotować aż zmiękną.
Zamiast kostek zdrowiej będzie dać ugotowany własny wywar z warzyw. Kiełbaskę (tylko odrobinę drobiowej) dodaję pod koniec gotowania. Myślę, że zapach i smak wędzonki można uzyskać w inny sposób, wegetarianie na pewno wiedzą jaki, a ja poproszę o podpowiedź 🙂
# Kiedy ziemniaki zmiękną – śmietanę wlać do zupy ( rozprowadzoną wywarem, w ilości – wg gustu), dodać czosnek zgnieciony, majeranek, szczyptę kwasku cytrynowego i 2 płaskie łyżeczki cukru.
To wg przepisu – każdy sam, zgodnie z własnym gustem doda przyprawy. Zaręczam, że nikt dotąd nie poznał, że nie jest to tradycyjny żurek!!! Jeszcze sobie przypomniałam, że do gotowania dodałam trochę kaszy manny, żeby żurek nie był wodnisty lecz zawiesisty, jak prawdziwy żurek powinien być.
Życzę spokojnego, pogodnego i smacznego tygodnia 🙂
Uwielbiam takie kulinarne notki! Zaintrygował mnie ten jednojajkowiec okrutnie! Chyba znowu przeoczyłam notkę z przepisem na niego… Ostatnio czas chyba przecieka mi przez palce i chociaż staram się nad nim zapanować to i tak z niczym nie nadążam… Właśnie sobie przypomniałam, że to już najświętszy czas nastawić piernik świąteczny!
U mnie królują ostatnio owoce i warzywa na różne sposoby i soki warzywno-owocowe i gdyby nie to, że bardzo lubię jajka i nie wyobrażam sobie bez nich życia to byłabym już weganką. Ciccino niestety nadal potrzebuje porządnego kawała mięsa przynajmniej raz dziennie więc na obiad zawsze przygotowuję mu jakąś wkładkę. Jada więc to co ja+ mięcho. Nie tracę jednak nadziei, że pewnego dnia 'dorośnie’ i zrezygnuje z mięsa tak jak ja:-)
A! Chętnie służę przepisem na wegański majonez:-)
Miłego tygodnia, Aniu! Pozdrawiam serdecznie!
Amasjo:-) Głowę bym dała, że wstawiałam przepis na jednojajkowca uprzednio pytając się Lucii czy mogę, bo to jej przepis, z bloga -https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/
Jak wstanę (dopiero usiadłam) z fotela to wezmę zeszyt z przepisem i wpiszę jeszcze raz, nie mogę go w tej chwili na stronie znaleźć. Utworzyłam nową kategorię (i jestem dumna z siebie jak nie wiem co) pt. Kuchennie i smacznie właśnie m.in. dla łatwiejszego odnajdywania przepisów, ale pewnie ten minęłam.
O czasie to już nawet szkoda gadać… zwariował i pędzi bez opamiętania… Na pierniku się nie znam i nie robiłam nigdy.
Bez jajek też sobie życia nie wyobrażam. Weganką pewnie nigdy nie zostanę, ale jestem prawie wegetarianką, choć wiem, że „prawie” czyni wielką różnicę. Od wielu lat nie jem czerwonego mięsa, Mąż też się odzwyczaił, chociaż ochotę miewa. Ale w domu nie ma i nie będzie. Jedynie ryby i biedne kurczaki. Odrobinkę przy domownikach zjadałam, ale teraz podjęłam decyzję, że całkiem chcę zaprzestać. Muszę wyszukiwać takie przepisy na potrawy bezmięsne, które „wchodziłyby” Mężowi bez wstrętu. I oczywiście proste w przygotowaniu. Soja odpada, ale kotlety grzybowe mu smakowały. Nie zaprzestane więc dalszych poszukiwań.
Z wypróbowanego przepisu na majonez z wdzięcznością skorzystam 🙂
Dziękuję i odwzajemniam pozdrowienia 🙂
Aniu, na pewno wstawiłaś ten przepis. To z pewnością ja przegapiłam tę notkę bo- wstyd się przyznać- nie czytam blogów tak regularnie jak bym chciała, po prostu nie nadążam. U siebie też bywam z doskoku. Ale zajrzę do Lucii po ten przepis 🙂
Ciccino np. bardzo lubi kotlety jajeczne, ziemniaczane z grzybami suszonymi, gołąbki z grzybami, wszelkie wegetariańskie pierogi i makarony itp. Z mięsa też jada głównie drób, zwłaszcza indyka i kaczkę (uwielbia udka po prowansalsku), czasem gęś jak dostaniemy ją w dobrej cenie 🙂 Kurczaków stara się unikać bo tyle się o nich naczytał… Czerwonego mięsa nie jada. No i nie jada zwierzęcych dzieci 🙂
Przepraszam, że odzywam się dopiero dzisiaj ale do wczoraj byłam w podróży służbowej. Dzisiaj mam trochę luźniejszy dzień 🙂 więc podaję obiecany przepis na wegański majonez. Znalazłam go oczywiście w internetach i już kilka razy przetestowałam i bardzo go lubię więc polecam Ci go z czystym sumieniem:
1/2 szklanki aquafaby czyli wody po ciecierzycy w puszce lub po jej gotowaniu;
1 łyżka płatków drożdżowych (niekoniecznie, ja ich nie dodaję);
2 łyżeczki octu jabłkowego lub soku z cytryny;
3/4 łyżeczki musztardy (polecam krem z miodu i gorczycy z 'Konika’);
1/2 łyżeczki soli;
1/4 łyżeczki cukru (ja daję ksylitol);
1 i 1/4 do 2 szklanek oleju (ja daję rzepakowy);
Wszystkie składniki poza olejem ubijać do porządnego spienienia. Potem cienkim strumieniem wlać olej. Ubijać aż majonez zgęstnieje. Jeśli nie zgęstnieje odstaw go do lodówki na noc i nazajutrz ponownie ubij- to działa, sprawdziłam. W lodówce można go przechowywać przez 14 dni.
Mam nadzieję, że się uda i będziesz zadowolona 🙂 Smacznego!
Cudownego i pysznego weekendu, Aniu.
Pozdrawiam cieplutko 🙂
Amasjo, ja dopiero dziś siadłam do Lapcia, bo złapałam jakiegoś rotawirusa czy inną francę i leżałam w charakterze prawie nieboszczyka albo siedziałam w łazience. Jakieś 20 lat temu ostatni raz się tak wymordowałam. Ale – nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło, bo spodnie stały się luźniejsze 😉
Kaczek nie jemy, kaczki się karmi a nie je, więc sprawa jasna. Indyka tylko czasem z zemsty, chyba już mówiłam, że jak byłam mała to mnie taki jeden pogonił… 😉 Dzięki za podpowiedź w kwestii kotletów. Powiedz jeszcze czy ubijasz majonez ręcznie trzepaczką czy mikserem? Dziękuję za przepis, wygląda prosto i już mnie kusi, żeby spróbować zrobić. Powstrzymam się na chwilę w obawie przed skutkami własnego łakomstwa, któremu bym się nie oparła. Nie wiem jak mogłoby się skończyć ponieważ przez dwa dni nic w ustach nie miałam poza wodą i elektrolitami, wczoraj ryż sobie ugotowałam, dziś już lepiej i mam apetyt na życie 🙂 Oby nie przesadzić 🙂
Odpoczywaj po podróży, buziaki 🙂
Po cichu Ci powiem, że zrobiłam deser z herbatników i masy z kaszy manny z czekoladą na weekend i stygnie, powiem jak wyszedł 🙂
Majonez robię w theromixie ale myślę, że spokojnie można go ubić mikserem lub trzepaczką. Tu nie jest potrzebna taka precyzja jak przy tradycyjnym majonezie 🙂 Bardzo jestem ciekawa tego deseru z kaszy manny i czekam na wieści 🙂 Czasem robię budyń z kaszy jaglanej w dwóch wersjach: waniliowej i kakaowej.
Zdróweczka Aniu! I miłego tygodnia 🙂
Ależ kusisz tym jednojajkowcem 🙂 Wypróbuję w kolejny weekend, brzoskwiniowo-jogurtowe wyszło mi ostatnio w miarę, to zachęciło mnie do dalszych prób. Doradź tylko jeszcze, czy po upieczeniu ciasto zostawić do wystygnięcia w piekarniku czy od razu wyjąć i studzić na zewnątrz? Zawsze mam z tym problem, które ciasto opadnie, a które wręcz wyjąc należy.
I powiedz mi czemuż ten majonez to samo zło, kiedy taki dobry! 🙂 Mogłabym łyżkami zajadać, a do sałatek to już koniecznie.. tymczasem też ograniczam jak mogę. Żurek robię na „białej surowej kiełbasie do wędzenia” tak się dokładnie nazywa w Witkowie. Ta kiełbaska nadaje właśnie podwędzany posmak, nie dodaję żadnych kostek rosołowych, ale za to zagęszczam żurkiem z butelki. Spróbuję kiedyś opcję z kaszą manną. Uściski i miłego tygodnia i dla Was 🙂
Myszko:-) Jednojajkowca lepiej wyjąć od razu. Opadać w nim nie ma co, a ostatniego zostawiłam w piekarniku przez zapomnienie i trochę był twardszy niż zwykle. W niczym to jednak nie przeszkodziło, zniknął w takim samym tempie jak poprzednie 🙂
Rzecz nie w tym, że majonez to samo zło, ja go uwielbiam. Znalazł się tylko na przyniesionej od lekarza liście produktów całkiem nie polecanych ze względów zdrowotnych. A ponieważ ja – jak w „Ranczu” Solejuk do Hadziuka ( może przez ch? nie wiem) powiedzieć chcę – ” razem z tobą nie pić będę” 😉 to szukam zamienników.
Żurek z butelki jest dobry, nastawiałam też własny, wychodził zawsze bardziej kwaśny. Do zagęszczania zup można użyć mnóstwa produktów, np. otrąb, kuskusu, manny właśnie albo kaszki kukurydzianej. W staropolskiej kuchni – czytałam – chleb używano, ośródkę bez skórki. Od własnej inwencji zależy oraz od tego, co akurat znajduje się pod ręką.
Dziękujemy i buziaki ślemy do Was 🙂
O, jak smakowicie, placki wyszły apetyczne bardzo!
Do sałatek warzywnych staram się mieszać majonez z jogurtem bo mój mąż lubi tradycyjnie.
Do innych sałatek i surówek albo wlewam olej z pomidorów suszonych w zalewie i łyżkę octu z bzu czarnego, albo sos: po równo oliwa, musztarda, miód , a do wszystkiego dodaję curry lub kurkumę.
Na zdrowie:-)
Jotko:-) Octem z czarnego bzu mnie zastrzeliłaś! W ogóle o nim nie słyszałam!
Najczęściej używam jabłkowego, spirytusowy zaś kupuję do czyszczenia. Robię taką miksturę: skórki z wykorzystanych cytryn zalewam octem i tak sobie stoją w słoiku. Kiedy ocet jest żółty, przelewam przez sitko, dodaję trochę płynu do mycia naczyń, wlewam do pojemnika po jakimś płynie do „psikania”, uzupełniam wodą i wykorzystuję przynajmniej sto razy dziennie, aby spryskać blaty w kuchni i przetrzeć ściereczką oraz wszystko inne co tylko trzeba. Przy psiakach trzeba w kółko na okrągło 😉
Taki sos z musztardą i miodem pyszny jest do surowych warzyw, np. marchewki pokrojonej w słupki, to świetna przegryzka zamiast chipsów.
Kurkumę – w celach leczniczych – wyczytałam, że dobrze jest używać z sokiem z cytryny, miodem, papryką i odrobiną pieprzu. To wszystko mieszam z letnią wodą i pijemy rano, jest smaczne 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ale smakowity wpis! :-)))) Bardzo często różne okoliczności lub ograniczenia prowadzą do zmian w nawykach, nie tylko kuchennych. Ale fakt, częściej teraz potrafię zrezygnowac z czegoś, co dawnymi laty było najlepszym frykasem. Nie stosuję diet, czasem wystarczy mała zmiana, a już gramy z oponek lecą w dół. Majonez owszem uzywam, ale w śladowych ilościach. Najczęściej stosuję gęsty jogurt jako baza do sosików. I mysle sobie, że wędzonkę doskonale zastępuje suszona papryka wędzona!
Pysznego jedzonka na co dzień i od święta życzę! ;-))))
Fusilko:-) Powiedz jaka niewielka zmiana powoduje zmniejszenie oponek, proooszę 😉
Wiesz, że wędzonej papryki jeszcze nigdy nie kupiłam i nie próbowałam? Czas spróbować, może właśnie to będzie strzał w dziesiątkę. Masz rację, że łatwiej teraz rezygnować z pewnych produktów niż dawniej, może z wiekiem też gust się zmienia, dlatego przestawienie się na nowy sposób odżywiania nie przynosi aż tak dużych problemów.
Mieszałam już majonez z jogurtem, może za mało przypraw dodałam i rezultat nie był powalający.
Pyszności i dla Ciebie, pozdrowienia 🙂
Mniej chleba i mięsa oraz wędlin, a więcej warzyw i owoców. U mnie to działa!
I zapomniałabym! Tak jak Wilma przedkładam gorzką czekoladę. Zamiast innych słodkosci of course!
Do tego weekendu!
Fusilko, zgadzam się poza gorzką czekoladą, nie lubię. Ale – wykorzystuję do np. utarcia i posypania czegoś dla ładnego wyglądu.
Serdeczności ślę do MBD 🙂
Ponoć majonez kielecki jest najzdrowszy… o ile majonez może być zdrowy. Dla mnie bez majonezu życie kulinarne nie ma sensu 🙁 A sałatka jajeczna często u mnie gości, bo szybciutka 🙂 (jaja trę na tarce a nie kroję, genialny sposób). A twoje ciasta wyglądają tak… ech, ale bym zeżarła!
Ewa:-) Lubię Dekoracyjny Winiar. I lubię łyżką jeść, ale czas na zmiany. Może się uda polubić? A jajka też utarłam na tarce, było szybko. Ciastami bym Cię częstowała, ale tylko na fotce ocalały 😉 Obiecuję upiec specjalnie, jeśli będzie okazja 🙂
Aniu, co z tymi zmianami? Nie cierpię zmian, a już bez majonezu, to horror, hihihi
Ewa, wiesz, że nienawidzę zmian. Jednak czasem nie ma wyboru, gdy w grę wchodzą sprawy najważniejsze, wtedy czas zmian nastaje… Oczywiście są to dobre zmiany, a nie „dobre”… 😉
A ja robiłam kopytka zdyni xD
Ervi:-) I smaczne wyszły? Niech zgadnę: są żółte 🙂
I znowu czarujesz Ervi, dla mnie dynia tylko na karocę się nadaje, hihihi.
Albo do straszenia w Halloween 🙂
Nie prawda!!!!
Dynia kohhaido jest pyszna… w szczególności pieczona <3
To ta zwykła niespecjalna wsmaku 😛
Jakoś nie potrafię się przekonać. Musiałby mi Mikołaj przynieść w prezencie wielką dynię i wtedy z obawy przed zmarnowaniem coś bym z nią zrobiła 😉
Ależ się wpuściłam w kanał;)))
Do kolacji jeszcze 1,5 godziny a ja tu czytam o takich smakowitościach.
No nic, zamiast jednojajkowca muszą mi wystarczyć dwie kostki gorzkiej czekolady z orzechami i słonym karmelem;)))
Ściskam i dobrego tygodnia życzę:).
Wilmo:-) Ojejku jejku! Przykro, że na takie męki Cię naraziłam 😉 Dobrze, że chociaż te dwie kostki Cię ratują, ale ze słonym karmelem? Słyszałam, czytałam, ale jakoś nie miałabym odwagi spróbować.
Dziękuję i serdeczności ślę do pięknego Buska 🙂
Ania, słony karmel to szyk i szał ostatnich lat. I muszę powiedzieć, że… och, lepiej spróbuj (mniam) 🙂
Ewa, no nie wiem, kupiłam czekoladę z solą morską. Okropność! Obawiam się, że słony karmel też, na samo brzmienie mnie wstrząsa, brr…
Żurek podlaski- jak ja dawno tego nie jadłam, a to była ulubiona zupa u mojej babci. Mówiliśmy na nią nie wiem czemu „rybki”… Może dlatego, że ziemniaki były krojone nie w kostkę, a podłużnie, jak frytki. Sama nigdy nie próbowałam tak gotować. Chyba pora spróbować. Podobnie z ciastem. Zaniedbałam ostatnio kuchnię
Aguś:-) Ziemniaki krojone jak frytki? To jest pomysł, następnym razem tak zrobię. Na pewno dlatego „rybki” pozostały w pamięci.
Nie można dbać o wszystko w tym samym stopniu, po prostu nie da się, nie jesteśmy robotami. I nie ma do nas części zamiennych…
Zdrowy czy niezdrowy…majonez zwyczajnie kocham bezgranicznie:) Jem (prawie) do wszyskiego. Belgijski – najlepszy na swiecie.
Bognna:-) Na miłość nie ma lekarstwa… Wierzę Ci na słowo, że najlepszy na świecie, jak każdy obiekt miłości 😉
Dodam, ze kiedy po raz pierwszy odwiedzila nas moja mama frytki z majonezem wydawaly sie jej nieco dziwne. Po sprobowaniu do dzisiaj (czyli przez kolo 25 lat) nie jada frytek inaczej. Tylko i wylcznie z majo.
A to się mamie spodobało 🙂 Mąż z ketchupem, ja najbardziej lubię same, z odrobiną soli ewentualnie. W sumie rzadko frytki jadam (choć lubię), na spacerach w Szczawnicy jako przekąskę – to tak, były prawie codziennie.
Jak się ucieszyłem że wciąż pieczesz jednojajkowca.
Majonezu prawie nie jemy. W kuchni kroluje kuchnia włoska. A ciasto piekę teraz rzadko bo osobisty boi sie o tusze. Smacznie b4yło pocxytac.Buziaki
Przepraszam za literówki telefoniczne.:)
Lucia:-) Nie przepraszaj, i tak Cię podziwiam, że potrafisz. Jednojajkowiec jest nieustającym hitem i pewnie jeszcze długo będzie, Myślę, żeby go upiec w wersji wytrawnej do np. barszczyku czerwonego.
Ściskam 🙂
A ja bladym świtem do Ciebie zajrzałam i ….przeczytałam nie tylko Twój smakowity tekst ale i komentarze .
I teraz nie wiem co dziś ugotować czy upiec.
Serdeczności dla Ciebie Anko i wszystkich Twoich gości.
🙂
Stokrotko:-) Smakowite komentarze od kochanych odwiedzających dziewczyn, za które dziękuję 🙂
Dziś jestem w domu i upiekłam jednojajkowca, a drugi czeka, bo jutro chcę zabrać do Średniej wnuczki. Niech się ucząca licealistka pocieszy podczas nauki. W kwestii obiadu dziś na skróty – pierogi ze szpinakiem z Biedronki, do spróbowania kupiłam. Wprawdzie Mąż się skrzywił na tę wiadomość, ale trudno. Spróbowałam na zimno i smakują mi, więc jakoś będzie.
Dziękuję Stokrotko i pozdrawiam serdecznie 🙂
Ależ pyszności u Ciebie! Taki żurek/nieżurek, to i ja dam radę ugotować, bo te różne zakwasy i „żurki w butelce” są u mnie nie do kupienia.
Cały czas nie mogę się zabrać za jednojajkowca 🙁 Chyba podświadomie boję się, że zjadłabym cały za jednym posiedzeniem i to mnie wstrzymuje.
Pozdrawiam słonecznie 🙂
Mokuren:-) Z całą pewnością nie mogłabyś się powstrzymać. Bo to jest tak: kroisz kawałek, przyzwoicie kładziesz na talerzyk, kulturalnie siadasz przy stole i spożywasz. Potem bierzesz dokładkę, a następnie rozglądasz się czy nikt nie patrzy i cichcem odkrawasz po kawałeczku, zjadasz szybciutko… i tak właściwie do końca … 😉 Buziaki 🙂
O, to, to, dokładnie tak to się odbywa 🙂
Ale może jednak się skuszę, najwyżej z mniejszej porcji upiekę.
Tak naprawdę to nie jest duża porcja, bo to cieniutkie ciasto wychodzi. I na drugi dzień jest smaczniejsze 🙂
Dla mnie teraz wszelkie takie przepisy idą w odstawkę, bo uzywac trzeba o majonez i maslo, i smalec jak najbardziej, za to zadnych pszennych mąk i ciast tradycyjnych , owszem sernik sslodzony stewia lub ksylitolem za to z duza iloscia jajek
Tak więc na tematy żywieniowe i jadlospisow nie podaje, bo dla wiekszosci ludzi byloby to nie do przyjęcia.
Dora:-) O kurczę, co to za dieta? Ale czasem trzeba się przestawić, nie ma rady. Mój Mały był lata całe na ścisłej diecie bezglutenowej z powodu celiakii, takiej prawdziwej, nie modnie wydumanej. Wtedy o tej chorobie mało kto wiedział i nawet lekarze nie potrafili długo rozpoznać. A w sklepach puste półki i ocet…
To żywienie optymalne, Kwaśniewski, odpowiedni stosunek tłuszczy i białek
I bardzo ograniczone węglowodany.
Wiem, czytałam. Jestem ciekawa, czy już czujesz jakąś różnicę w samopoczuciu, w organizmie. Niech Ci służy 🙂
Smakowicie się zrobiło, my jemy wszystko ale z umiarem, dzisiaj nawet było golonko, ta potrawa jest 2 może 3 razy do roku.Wyrzuciłam z jadłospisu zasmażki , tylko jak sos sama tworzę to zrobię.Wszelkie mięsa są duszone we wodzie za wyjątkiem kotletów lub mielonych ale tych na co dzień tez nie ma.Ciasta w sklepach nie kupuję , sama piekę , niestety ksylitol powoduje u mnie ból żołądka i nie używam. To chyba 2 komentarz piszę.Dalej komentuję z komórki ale do WordPressa nie mam dostępu, wyrzuca mnie i koniec.Pozdrawiam.
Ula:-) Tym razem komentarz jest, dotarł. Dziękuję za odwiedziny.
Z tego co mówisz widać, że zdrowa kuchnia u Ciebie króluje. Zawsze”domowe” jest zdrowsze niż sklepowe, które nie wiadomo jak było przygotowane i z czego. Niby na opakowaniu jest skład, ale różnie bywa. Jak sama zrobię, to wiem co dałam do środka. Awaryjnie kupuję pierogi, dobrze mieć je domu, czasem wypadnie jechać nagle gdzieś i wtedy jak znalazł. Ściskam 🙂
Od poniedzialku mam wolne, to troche tez poeksperymentuje kulinarnie, bo póki co, mam czas. Na drugie wolne 2 tyg, dalej, mam za duzo w kalendarzu, tak wiec zlapie okazje za ogon jak sroke. Lubie takie mieszane domowe pasty na chleb, z czego tam by sie nie dalo zrobic, ale z jajkiem musi byc ;D
Poza tym, pasujace do tych jajek i salatek, musze troche schudnac :/
Lucy:-) Myślę, że wykorzystam dwudniowy odwyk jedzeniowy, nie piłam kawy, nic kompletnie poza wodą i elektrolitami i dziś też kawy nie piłam, choć już zwlokłam się z łóżka i upodobniłam się do ludzi. Za dużo rozpuszczalnej używałam, bo nie chciało mi się czekać na zaparzenie, plus łyżeczka cukru do każdej i nieźle się uzbierało. To odnośnie „muszę schudnąć” 😉
Jak wymyślisz coś oryginalnego ale prostego podczas eksperymentów w kuchni to pochwal się, dobrze?
Ściskam a Mirkę drapię za uszkami 🙂