Aldona dostała skierowanie do szpitala. Po przeżyciach, które zniosła w sumie dzielnie nie rezygnując z walki o siebie i dzieci, o dalsze życie i poprawienie jego jakości – jej fizyczne ciało chwilami odmawiało współpracy. Miała wrażenie, że mięśnie zrobiły się jakieś takie słabe i zmęczone, nie opuszczała jej trzęsionka nawet gdy była spokojna i zrelaksowana albo przynajmniej myślała, że jest. Zdarzyło jej się zgubić but – na szczęście w pracy, nie na ulicy – i nie zwrócić na to uwagi. Po tym fakcie nosiła tylko pantofle na wysokich obcasach słusznie uważając, iż zgubienia takiego buta nie można nie zauważyć choćby z powodu natychmiastowego zachwiania równowagi. Wreszcie bardzo już zmęczona nieustannym znużeniem oraz coraz większą trudnością zachowania kamiennej twarzy w pracy, wybrała się do lekarki. Była to bardzo dobra osoba i jako człowiek, i jako przedstawicielka swojego zawodu, znana jeszcze z czasu, kiedy była lekarką zakładową i leczyły się u niej wszystkie koleżanki Aldony będące obecnie emerytkami. Utrzymywały ze sobą kontakt i spotykały się co jakiś czas. Pani doktor pracowała aktualnie w przychodni, do której po pokonaniu wewnętrznych oporów Aldona jednak zdecydowała się udać. I całe szczęście. Dostała skierowanie do szpitala. Czekała aż zwolni się miejsce na oddziale neurologii przygotowując córeczki na pewien okres samodzielnego życia. Musiała również przyjaciółki poinformować o owym fakcie.
– Dziewczyny, mam skierowanie do szpitala – powiedziała na zbiórce u Magdy, u której zawsze najlepiej im się gadało i weselej było poprzez włączanie się Marcina do babskich pogaduszek. Stenia przy okazji wykorzystywała manualne zdolności sąsiada nadstawiając do masażu szyjny odcinek kręgosłupa.
– To dobrze – stwierdziła Magda. – Nawet bardzo dobrze, zrobią ci remont kapitalny i będziesz jak nowa.
– Dobrze to określiłaś – uśmiechnęła się Danusia. – Należy ci się, Doniczko.
– Jak obowiązkowy przegląd techniczny samochodu po iluś tam kilometrach – wymamrotała Stenia spod ręki Marcina unosząc głowę.
– Ale co będzie z dziewczynkami? – zainteresowała się Danusia.
– No i tu właśnie mam problem, bo nie wiem – westchnęła Aldona. – Mogłyby pójść na ten okres do dziadków, ale teść złamał nogę a teściowa nie ma prawa jazdy. Ze szkoły jest za daleko, żeby starsza kobieta dwa razy dziennie jeździła o tej porze roku autobusami i tramwajami z przesiadką. Jeszcze na dodatek ona się połamie i co wtedy będzie? Poza tym lekcji nie dopilnuje, więc Agata będzie miała okazję powyżywać się, wezwie teściową do szkoły, a co jej naopowiada na mój temat, mogę sobie wyobrazić. Nie wiem co robić.
– Już ci proponowałam przeniesienie dziewczynek do naszej szkoły – zaczęła Dorota.
– Tak, wiem, tylko one wtedy nie chciały…
– Jakby były razem z naszymi dzieciakami, odpadłby problem dowożenia ich do szkoły i przywożenia z powrotem– ciągnęła dalej. – Tu na miejscu opiekę zorganizujemy.
– Ja mam urlop, z konieczności – powiedziała Danusia, która wspólnie z koleżanką z poprzedniej pracy prowadziła sklepik z ciuchami na bazarku przy Lanciego . – Będę więc w domu i mogę się nimi zająć pełnoetatowo, że tak powiem. Nawet spać by u mnie mogły, bo mojej córci nie ma.
– Spać i u mnie mogą – wtrąciła Dorota. – W końcu to jakby trochę moje bratanice… No co się krzywisz? Może nie mam racji? – zwróciła się do Aldony.
– To się jeszcze okaże, bo wyroki losu są niezbadane – mruknęła zapytana. – A co do szkoły, one już tak chętnie do niej nie chodzą odkąd mają nową nauczycielkę matematyki.
– Jaką nową? – zainteresowała się Stenia. – Nic nie wiem.
– Ano taką, że ta moja, pożal się Boże, bratowa, zatrudniła się w szkole, do której chodzą dziewczynki – wyjaśniła Dorota.
– O matko – jęknęła Danusia.
– Z nią wyraźnie coś jest nie tak – Stenia wytarła ręcznikiem nadmiar oliwki z wymasowanego karku. – Po sposobie w jaki mnie potraktowała mogę to stwierdzić. I zaświadczę jeśli gdzieś będzie trzeba.
– Dziękuję wam, kochane jesteście – wzruszyła się Aldona. – Dziewczynki naprawdę chciałabym zabrać z tej szkoły. Dla ich własnego dobra. A może teściowa zgodzi się tutaj zamieszkać?
– Coś ty, przecież ma połamanego męża w domu. Jak sobie to wyobrażasz? Chodzić chłop nie może i co zrobi bez niej? Tamto pokolenie facetów jest zupełnie bezradne nie mając kobiety obok siebie – stwierdziła Danusia.
– Nie tylko tamto – sprostowała Stenia myśląc o własnym mężu.
– Zgadzam się – poparła ją Magda. – A wracając do tematu dziewczynek, zajmiemy się nimi zbiorowo i sumiennie, nie będą bez opieki ani chwili. Nie musisz się więc o nie martwić i spokojnie możesz iść do warsztatu wyremontować karoserię.
– Ależ ona sobie ma silnik wyremontować – parsknęła Dorota.
– No właśnie, silnik. A jak wróci to my się zajmiemy karoserią – śmiały się Stenia z Danusią.
– Jak wróci… – bąknęła Aldona.
– A idźże ty głupia babo i durnot nie opowiadaj – huknęła Dorota. – Za dużo masz jeszcze na tym świecie do zrobienia, żeby takie androny pleść. Rozumiesz?
Dziewczynki, wbrew obawom matki, nie wyraziły sprzeciwu w kwestii zmiany szkoły. Nawet wyglądały na zadowolone.
– Słuchajcie moje córeczki kochane – zaczęła. – W związku z tym, że muszę iść do szpitala na badania…
– Ale przecież zaraz wrócisz – wtrąciła Inka.
– No przecież nie możesz tam być długo – dodała Linka.
– …na badania – ciągnęła, – które nie wiem ile czasu mogą potrwać, może nawet tydzień albo więcej…
– To co my zrobimy bez ciebie? – zatroskała się Linka.
– Przecież sobie poradzimy – znacząco spojrzała Inka na siostrę. – Prawda, siostra?
– No pewnie, że sobie poradzimy. A ty, mamusiu, idź do tego szpitala i się szybko wylecz, bo my cię kochamy – Linka przytuliła się do matki.
Inka poszła w ślady siostry. Aldona objęła swoje skarby mocno, dziękując w duchu za ustrzeżenie jej przed czynem, którego o mało nie dokonała pod wpływem jakiegoś idiotycznego impulsu albo diabelskiego podszeptu. I tak siedziały przytulone.
cdn
To budujące, mieć taki komitet pomocy przyjacielskiej. Bywa, że na przyjaciół można bardziej liczyć, niż na rodzinę…
Jotko:-) Czasem tak bywa, nie na darmo się mówi, że czasem z rodziną dobrze się wychodzi tylko na zdjęciu… Na szczęście bywa również inaczej 🙂
Ale się Aldonka doprowadziła, dobrze że ma tak wspaniałych przyjaciół którzy chętnie zaopiekują się dziewczynkami.
Uleńko:-) Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – jak mówi przysłowie. A przysłowia są mądrością narodu i coś w tym jest… Prawda?
Przerażań jest warta i potrzebna dobrze że Aldona ma takie przyjaciółki.
Agnieszko:-) Przyjaźń jest ogromnie ważna w życiu, jak i miłość 🙂 Bez nich życie jest puste i smutne.
Trudno o taką przyjaźń, ale zdarza się
Dora:-) Naprawdę się zdarza i to jest pocieszające 🙂