W Niedźwiedzim Lesie dzwonek wesoły
obwieścił, że już czas do szkoły.
Zewsząd misie zaczęły przychodzić,
chociaż nie każdy do szkoły chciał chodzić.
Jeden miś ziewał, bo spać mu się chciało.
Drugi jadł miodek, wciąż było zbyt mało.
Trzeci się wspiął na wysoką sosnę,
– Zejdę – powiedział – wtedy, gdy urosnę.
Czwarty i piąty – bawiły się w berka,
szósty – zza świerka z ciekawością zerka,
siódmy zagapił się na pszczołę,
ósmy chciał oka liczyć na rosole,
dziewiąty smacznie w cieniu chrapał,
dziesiąty biegł aż się zasapał.
Wszystkie misiaczki podobne były,
z jednej rodziny pochodziły.
Lecz co to? Krzaki zatrzeszczały,
z nich się wysunął nosek mały,
puchaty łepek, łapki, brzuszek,
ogólnie – misia cały kłębuszek.
Spojrzał nieśmiało, usiadł przy krzaczku.
– Hej, a któż jesteś, ty nieboraczku? –
krzyknął największy z dziesięciu miś.
– Skąd się tu wziąłeś akurat dziś?
I czemu jesteś taki łaciaty
Jakbyś od krowy pożyczył łaty?
My wszystkie mamy kolor brązowy
i niepodobne jesteśmy do krowy –
zawołał miś, co siedział na sośnie
i nie chciał zejść póki nie urośnie.
Nadeszła pani Niedźwiedzica.
Przybyszem jęła się zachwycać.
– Jakiś ty śliczny, słodki, puchaty,
bardzo podobny jesteś do taty.
Widziałam wczoraj w telewizji
gdy twa rodzina była na wizji
dość długo, więc się przyjrzałam.
Od razu ciebie rozpoznałam.
Łaciaty misiek przekrzywił główkę,
do pyszczka włożył słodką krówkę
i zaraz chętnie poczęstował
misia, który za drzewem się chował.
– Ja jestem przecież waszym kuzynem!
Chciałbym pobawić się odrobinę
z wami, poznać, korzystając z okazji,
że przyjechałem tutaj wprost z Azji.
Ja jestem Panda, słyszeliście o mnie?
– Tak, i cieszymy się przeogromnie
z twoich dzisiejszych u nas odwiedzin
W naszym przepięknym Lesie Niedźwiedzim.
Wszyscy wesoło się bawili
Póki rodzice Pandy nie przybyli.
Misie serdecznie się pożegnały,
Listy do siebie pisać obiecały.
A.Z. 2005 /4.01.2019
A nie za wcześnie się niedźwiadki ze snu zimowego pobudziły?…
Właśnie wykopałam teczkę z takimi kilkoma dyrdymałkami, o których myślałam, że przepadły na amen. Ucieszyłam się, że są, bo to dla małej wnusi wymyślane bzdurki były.
Bo ludzie już o tym sposobie komunikowania się zapomnieli…
Do babci pisałam co tydzień opowiadając o wszystkim co w szkole, w domu. Fakt, telefonów jeszcze w Tenczynku nie było. Strasznie żałuję, że dziadkowie nie doczekali w domu telefonu.