„O Matyldzie co nie chciała Nikodema” 17

Jak było do przewidzenia, przyjaciółki przegadały prawie całą noc zwierzając się sobie z najskrytszych sekretów. Rankiem, po wczesnym i bardzo smakowitym śniadaniu składającym się z wyśmienitych wypieków pani Marty zeszły do ogrodu, gdzie ożywiona rozmowa toczyła się dalej, przy akompaniamencie głośnego świergotania wróbli.

– I co z suknią – dopytywała się Mira. – Nie zaprzeczysz, że dla panny młodej to sprawa pierwszorzędnej wagi.

– Byłaby cudowna, mówię o prababcinej, gdyby się nie rozleciała. Była cała dopóki jej nikt nie ruszał. Kiedy jednak wzięłam ją do ręki, materiał zaczął się rozłazić w szwach… Szkoda, bo przepiękna jest i dobrze na mnie leży.

– Skąd wiesz?

– Przecież mówię, że się rozlazła na szwach… Co tak patrzysz? Musiałam ją przymierzyć, nie mogłam wytrzymać. Przynajmniej wiem, że muszę sobie kupić nową.

– Słuchaj, a może jest tu jakaś krawcowa, która uszyłaby ci suknię na wzór tego zabytku? – zastanowiła się Mira.

– Nie pomyślałam o tym. Przyzwyczaiłam się do kupowania gotowych rzeczy i nie przyszło mi do głowy żadne szycie.

– Czekaj, przecież i twoja mama i pani Marta potrafią pięknie szyć, sama widziałam

– Potrafią, ale nie lubią. Zresztą, mama się do niczego teraz nie nadaje.

– Rozumiem, dokładnie jak ty – uśmiechnęła się Mira do przyjaciółki.

– No, licz się ze słowami – Matylda pogroziła żartobliwie palcem.

– Bo co? – zachichotała Mirka. – Bo wchodzisz w rolę doktorowej Nikodemowej i myślisz, że nagle staniesz się stateczną niewiastą? Zapomnij! Nigdy w życiu.

– Mirusiu – Matylda serdecznie objęła przyjaciółkę. – Nie przypuszczałam, że człowiek może być aż tak szczęśliwy.

– Słuchaj, człowieku – oddała Mira uścisk. – Wprawdzie myślenie nigdy nie było twoją najmocniejszą stroną, ale spróbuj się skupić, dobrze? Czy jest w miasteczku sklep z materiałami? No, taki tekstylny, rozumiesz?

– Owszem , ale…

– Cicho! Od której otwarty?

– Od dziewiątej, lecz…

– Cicho mówię! To za chwilę. Pójdziemy pooglądać szmaty, może nam jakaś wpadnie w oko. Najpierw jednak chciałabym obejrzeć prababciną suknię, a raczej to, co z niej zostało.

Wróciły do pokoju i Mira obejrzała pozostałości po sukni.

– Powinnaś to cudo sfotografować dla potomnych, zanim się całkiem rozleci – oświadczyła. – Naprawdę musiała być prześliczna. Ale wiesz co? W ostatniej „Burdzie” jest podobny model w stylu retro. Pamiętam dokładnie, bo długo się jej przyglądałam. Przyślę ci wykrój. Tak…gdyby falbanki upiąć inaczej… spójrz, przyszyć kokardki w tym miejscu… o, tak….byłyby bliźniaczo podobne.

– Można? – rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się głowa pani Marty. – Co robicie dziewczynki?

– Oczywiście, proszę – odpowiedziała Mira. – Oglądamy prababciną suknię.

– Rozpadła się ze starości, szkoda – pokiwała głową pani Marta.

– Nic dziwnego, nic nie jest wieczne, ale też nie ma rzeczy niezastąpionych – sentencjonalnie rzekła Mira. – Pani Marto, jest pani biegła we wszystkich domowych robotach i robótkach nieprawdaż? Pięknie pani robi na drutach, a jeszcze lepiej pani szyje…

– W co ty mnie chcesz tym razem wrobić? – domyślnie spojrzała pani Marta z lekkim uśmieszkiem na ustach.

– Ja? W nic – słodziutko odpowiedziała Mirka niewinnie trzepocząc rzęsami. – Tylko się zastanawiam, czy potrafiłaby pani uszyć suknię taką jak ta prababcina mając wykrój z „Burdy”.

– Aha, o to chodzi, ty trzpiocie jeden – zaśmiała się. – Z jakiego materiału?

– Hurra! Wiedziałam, że się pani zgodzi – Mira rzuciła się pani Marcie na szyję. – Po materiał zaraz lecimy.  Rusz się, Matylda! Szybciej, ależ jesteś rozlazła… co z ciebie będzie za żona…

– Przestań gderać, już lecę – odpowiedziała Matylda całując panią Martę w oba policzki. – Mirka! Poczekaj, przecież sobie nogi połamię! Co za tajfun  z tej dziewczyny, tornado po prostu.

Gdy ucichły głosy i tupot nóg zbiegających po schodkach dziewcząt, pani Marta dokładnie obejrzała resztki prababcinej sukni. Najwyraźniej wpadła na jakiś pomysł, bo klasnęła w ręce i zaśmiała się cichutko.

Tymczasem „dziewczynki” zwiedzały sklepy z materiałami. Chciały najpierw wszystko obejrzeć, zanim się na coś zdecydują. No i znalazły. Może niekoniecznie akurat tego szukały, lecz ujrzawszy kremową, delikatną jak obłok tkaninę, obok koronkę różnej szerokości idealnie pasującą do materiału, krzyknęły z zachwytu. Nie było żadnych wątpliwości.

– Bingo! To jest to – wykrzyknęła Matylda.

– To jest nie to, bo to jest to, to jest coca cola – wyrzuciła jednym tchem Mira.

– Całuj psa w nos, nie wyprowadzisz mnie z równowagi – mruknęła Matylda zachwytem wpatrując się w odmierzany przez sprzedawczynię materiał.

– Już miały opuścić sklep, gdy Matyldzie wpadł w oko kupon pięknej, bladoniebieskiej tkaniny.

– Czy nie uważasz, że mamie byłoby prześlicznie w tym kolorze?

– Czy znów myślisz o tym samym co ja? Kto ci pozwolił? – odpowiedziała Mira pytaniem na pytanie chichocząc z radości.

– Ty, ty, ty chichotko – uściskała ją przyjaciółka. – Co bym bez ciebie zrobiła?

– Siedziałabyś z nosem na kwintę, bo ty smutas jesteś – odpowiedziała.

Nabyły oczywiście odpowiednią ilość materiału rozbawione na myśl o minie, jaką niewątpliwie zrobi pani Marta na wieść, że czeka ją szycie nie jednej ale dwóch sukien.

– Jak szkoda, że nie mogę uczestniczyć w dalszym ciągu tego szaleństwa – westchnęła Mira.

– Spróbuj tylko nie przyjechać na ślub, to dopiero zobaczysz! Ojej, ja przecież też żałuję, ale cóż, moja droga, takie jest życie… Żeby ci nie było tak bardzo przykro, już teraz zapraszam cię z rodziną na całe przyszłe wakacje.

– Cudownie, nie śmiałabym cię o to prosić…

– Mirka!

Matylda wykrzyknęła z oburzeniem imię przyjaciółki, po czym dała jej kuksańca w bok i z głośnym śmiechem wpadły na furtkę, która gwałtownie się otworzyła pod ich ciężarem, one zaś w „miękkim lądowaniu” usiadły na trawie.

– Czy przyszła pani doktorowa Nikodemowo- Bryłowo – Taylorowo- coś tam powinna się tak zachowywać? – wykrztusiła Mirka.

– A ty, matka dzieciom, jaki dajesz przykład? – odcięła się Matylda.

– Moje dzieci tego nie widzą – odpowiedziała Mira podnosząc się i otrzepując spodnie. – A twój ukochany przyszły małżonek obserwuje cię od dłuższego czasu i rży.

– To dobrze – ucieszyła się przyszła panna młoda. – Zawsze będę mu mogła powiedzieć, że widziały gały co brały. A poza tym rży nie tylko na mój widok ale i na twój.

Nick podszedł do przyjaciółek, pozbierał rozrzucone paczki z zakupami i cała trójka zniknęła w głębi domu, wraz z nimi salwy śmiechu.

2.10.2018

  • urszula97 Już się rozmarzyłam,romantycznie,
  • annazadroza Urszulko:-) Przy takich wiatrach i zimnicy jak dziś to tylko kocyk, ciepła kawka/herbatka wedle uznania i czytanie, najlepiej żeby romantycznie było i spokojnie. Albo robótka:)))
© Anna Blog
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii O Matyldzie co nie chciała Nikodema, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „O Matyldzie co nie chciała Nikodema” 17

  1. Halina pisze:

    Piękna historia, dziękuję, że ją napisałaś i opublikowałaś

    • anka pisze:

      Halino:-) Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś, a jeszcze większą przyjemność mi sprawił fakt, iż spodobała Ci się historia Matyldy 🙂 Zapraszam do czytania innych moich „dyrdymałek”. Pozdrawiam 🙂

Skomentuj anka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *