Leniłam się przez weekend, nic nie napisałam, chodziłam z psami na spacer, Męża wyciągałam, żeby sobie podczas ruchu przewietrzył komórki i pobiegał trochę z psami. Po równym, nie z górki. Bo górki na Mazowszu można znaleźć rzadko i nie zawsze są one porośnięte trawką. Raczej są piaszczyste jak ruchome piaski, stąd porzekadło, że na Mazowszu – piaski, laski i karaski:)))
Co jeszcze zrobiłam? Ogródek sprzątałam, pranie dwa razy włączyłam, lecz nie rozwieszałam. Mąż mnie chętnie wyręczył w tym właśnie zadaniu, nie chcąc przeszkadzać w tv oglądaniu. Po wakacjach wróciły na ekran programy, które chętnie oglądam – więc „Nasz nowy dom” mamy. Poza tym „Twoja twarz brzmi znajomo” ciągle mnie zachwyca jak można człeka zmienić!
No dobrze, wena mi się skończyła. Wena twórcza dobra rzecz, ale teraz poszła precz;)))
Najpiękniejsze co wczoraj i dziś rano widziałam, to mgła unosząca się nad łąką prześwietlona purpurowozłotymi promieniami budzącego się słońca. Można tak stać i patrzeć, i z zachwytu zamienić się w słup soli… Dopóki Skitusiowi nie znudzi się stać, choć on może długo, aby mu tylko dać święty spokój:))) Szilka chodzi za swoimi sprawami zerkając jedynie czy jesteśmy w zasięgu wzroku.
W okolicy są piękne miejsca do spacerów, odkryłam je dopiero wtedy, gdy Szilka zamieszkała z nami, bo przecież sama nie będę chodzić jak głupia, nie lubię „pustych przebiegów”, z psem to od razu inne życie. Idąc mija się baaardzo stare drzewa, tak bardzo, że siatki ogrodzeniowe – też stare – są wewnątrz niektórych pni, obrośnięte żywą tkanką drzewa. Olbrzymie, niebotyczne zdaje się, akacje, dęby, lipy, brzozy i sosny, a wśród nich domy, niektóre na pewno przedwojenne, ich wygląd na to wskazuje. Uwielbiam chodzić w takie miejsca i przyglądać się otoczeniu, lepiej się wtedy oddycha, myśli są spokojniejsze, na bieżące sprawy spoglądam
z większym dystansem uświadamiając sobie, że bez względu na mój stan ducha świat idzie do przodu, czas płynie nie zwracając uwagi na mój stan.
Pozostaje płynąć razem z nim…
10.09.2018
przynajmniej u mnie.
Mnie kabarety w niedziele zachwyciły,
szczery śmiech ze mnie wydobyły.
Co do „nicniemuszenia” to nie całkiem prawda, jest co robić, tylko się nie chce;)))