Pierwszy semestr minął szybko. Czas był wypełniony nauką, spotkaniami towarzyskimi, marzeniami o przyszłości. Przyjaciółki uczyły się wspólnie, zdały z dobrymi wynikami wszystkie egzaminy, pozaliczały kolokwia. Potem Mira nie czuła się najlepiej, więc Matylda chodziła na wszystkie wykłady robiąc notatki przez kalkę. Przyszła mama w tym czasie siedząc w pokoju wertowała opasłe tomiska wbijając potem przyjaciółce do głowy opanowaną przez siebie wiedzę. Podział pracy okazał się świetnym pomysłem i radziły sobie doskonale. Musiały wytężyć wszystkie siły, aby jak najszybciej zakończyć letnią sesję zdając egzaminy w terminie zerowym.
Nic nie zakłóciło ustalonego porządku dni z wyjątkiem jednego wydarzenia, na które Matylda nie zwróciła większej uwagi ze względu na to, co nastąpiło później.
Przed dorocznym zjazdem sław okulistycznych zamieszczono w prasie zdjęcia kilku z nich. Fotografie nie były zbyt wyraźne, druk rozmazany, z trudem dało się odczytać nazwiska.
– Włącz światło – poprosiła Matylda machając gazetą. – Ciemno już i nie mogę odczytać kto to jest.. Kogoś mi ten facet przypomina.
Mira spojrzała. Sięgając ręką do kontaktu potrąciła kubek z resztką kawy, która rozlała się uniemożliwiając identyfikację twarzy i nazwisk.
– Ojej, przepraszam, nie chciałam, ale taka jestem już ciężka i niezgrabna – tłumaczyła. – Ostatnio wszystko leci mi z rąk.
– Nie, nie, to moja wina – zerwała się Matylda. – Przecież powinnam się sama ruszyć, a nie ciebie fatygować, zapomniałam, że jesteście dwie.
– Mylisz się – uśmiechnęła się Mira. – Trzy.
– Co takiego?
– Robiłam USG. Wykrakałaś mi bliźniaki i umieram z radości!
– Mirka, to cudownie!
– Nie uduś mnie. Zobacz czy ci kawą nie poplamiłam spódnicy.
– Nie, nic nie widać. Wiesz co? Tak mi jakoś przeleciało przez myśl, że facet z gazety przypomina mojego Księcia z Parku.
– Znów o nim myślisz? – wciąż rozpromieniona Mira czule spojrzała na przyjaciółkę.
– Wiem, że to idiotyczne, kompletna dziecinada, ale cóż na to poradzę? Nikt mi się nie podoba, mężczyźni ogólnie mnie denerwują. Sama widzisz, że zostaje mi tylko praca naukowa i służenie innym. Jak myślisz, dlaczego?
– To proste, tak się zaczyna wiele chorób psychicznych – poważnie odpowiedziała Mirka. – Daj się zbadać.
– No wiesz! Przestań się ze mnie nabijać. Wcale mi się nie chce śmiać, nic mi się nie chce i jest mi smutno.
– Nie nabijam się. Chcę ci jedynie zwrócić uwagę, że zwyczajnie się zakochałaś i nie chcesz się do tego przyznać.
– No litości! Jak mogłabym się zakochać w kimś, kogo widziałam raz w życiu przez kilka chwil i do tego o zmroku? Pewnie bym go nie poznała, gdyby przede mną stanął. Wbrew twoim sugestiom jestem zdrowa na umyśle i twierdzę, że aby kogoś kochać, trzeba dobrze znać jego charakter, reakcje na różne sytuacje, gust, upodobania, zaakceptować wady…
– A ja uważam, że miłość spada na człowieka w niewiadomym momencie, jest nieprzewidywalna, nieobliczalna, niemierzalna, przynosi tyle cierpienia co radości, ale życie bez niej nie ma absolutnie żadnego sensu… Ojej, dzwoń do Marka! Niech się zwolni z pracy, szybkooo!
– O matko, Mira! Co ci? Już? Poczekaj, zgłupiałam zupełnie, nie wiem co robić…. Oddychaj, o, już wiem, masz oddychać…
– Spokojnie, w porządku. Idź do telefonu. No idź już, niech wsiada w taksówkę…
24.08.2018