„Pasma życia” 57 – koniec

Cały następny dzień chłopcy spędzili gdzieś na szlaku, późnym popołudniem wrócili, zabrali swoje plecaki, uściskali matkę i tyle ich widziała. Pocwałowali w dół do autobusu. Elżbieta została z Gamą, Betą i swoimi myślami.

Włączyła telewizorek, strasznie wiekowy lecz bardzo dobrze działający egzemplarz, przywieziony jeszcze z RFN przez męża Majki,  Grzegorza w czasach, gdy był tam korespondentem. Przejrzała cały stos kolorowych pism sprzed kilku nie tylko miesięcy ale i lat. Patrzyła na ślubne zdjęcia jednej pary celebrytów, „ciążowe” innej ze świadomością, że z owych związków nic nie zostało, nie przetrwały, wszyscy widoczni na fotografiach mają – już którychś z kolei – nowych partnerów. Wstrząsnął nią niemiły dreszcz. Takie życie na pokaz, w świetle reflektorów, pod bezustannym ostrzałem opinii to zupełnie nie dla niej. Ona swoje sprawy skrywała głęboko wewnątrz siebie. Nawet przyjaciółkom dopiero po latach gehenny udało się wyciągnąć z niej prawdę. I całe szczęście. Kto wie, jakby się potoczyło życie gdyby nie one. A gdyby ją olały, zastosowały się do jej głupich wymagań i dały jej święty spokój tak jak chciała? Z pewnością nie byłaby teraz ani tutaj ani w ogóle wśród żywych. A co z chłopcami by się stało – lepiej nie myśleć. Na szczęście kochane dziewczyny nie zwracały uwagi na jej beznadziejne zachowanie i wygadywane bzdury. Zmotywowały do podjęcia terapii w wyniku czego wylądowała u Baśki psycholożki, wspierały podczas trwania sprawy rozwodowej, podtrzymywały na duchu w sądzie. Zmusiły do wyjazdu do Szczawnicy wtedy, lata świetlne temu i dzięki nim tutaj teraz wróciła.

Co ja bym bez nich zrobiła, pomyślała i to samo pytanie rzuciła do telefonu, który zadzwonił i wyświetliło się „Kaśka”.

– Co ja bym bez was zrobiła?

Chwila ciszy w słuchawce.

– A coś się stało? – dał się słyszeć trochę niepewny głos Kasi.

– No nie, tylko się w moje rozmyślania wstrzeliłaś, bo mi tak wszystko przed oczami przeleciało…

– Jakie znowu wszystko? – spróbowała uściślić  Kasia. – Bo tak naprawdę to nie wiem o czym mówisz. Co ci przeleciało?

– Życie, kochana, moje życie.

– Eee, bzdury pleciesz. Życie to przelatuje przed śmiercią, a twoje się dopiero zaczyna.

– W moim wieku? – zdumiała się Ela.

– Przecież to nie moja wina, że jesteś opóźniona w rozwoju. Zresztą lepiej późno niż wcale…

– Durna małpa!

– No widzisz? Już ci lepiej. Ale słuchaj. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, i teraz jestem pewna, że słusznie dzwonię bo masz jakieś idiotyczne myśli, no więc, że w szafce nad zlewem, u góry, stoi w szklance taka nieduża buteleczka.

– Butelka w szklance? – zdziwiła się Ela.

– Nie pytaj  tylko rób co mówię. Podejdź do szafki i sprawdź. Na środkowej półce, nad przyprawami. Widzisz?

– Widzę, rzeczywiście jest.

– No. To teraz zrób sobie herbatę po góralsku. Albo nie. Stop. Nie teraz. Najpierw wyjdź z psicami. Potem sobie zrób i idź spać. Jutro wstaniesz rano i zaczniesz nowe życie.

– Co ty bredzisz?

– Słyszysz? Powtarzaj za mną: zaczynam nowe, szczęśliwe życie.

– Gdybyś była pod ręką to byś kapciem w łeb dostała!

– Ale nie jestem. Hi hi hi! Powtarzaj, bo ci światło wyłączę komórką i będziesz siedzieć po ciemku, wody nie ugotujesz, zimny prysznic cię czeka, bo bojler też na prąd…

– Szantażystka! – oburzyła się Elka. – No dobrze, zaczynam nowe życie – z niechęcią wymamrotała po chwili.

– Nie tak. Głośniej. Bełkoczesz coś pod nosem, nic nie słyszę. I z radością, z życiem, dziewczyno, z życiem! No już! Raz, dwa…

– Zaczynam nowe życie…

– Nowe szczęśliwe życie. Powtórz.

– Zaczynam nowe, szczęśliwe życie…

– Może być. Masz tak do siebie mówić przez cały czas. A z tym światłem żartowałam. Wiem, że się tak robi ale nie u mnie.

– Obrzydliwa zołza jesteś!

– Hi hi hi! No i dobrze! Zrób co mówię, jutro pogadamy.

Kasia rozłączyła się ze śmiechem. Elżbieta mając w uszach głos przyjaciółki pomyślała, że właściwie ta Kaśka ma rację.

– Pójdziemy teraz na spacer – powiedziała głośno, na co Beta i Gama zareagowały natychmiast  stając pod drzwiami. – Zaraz, zaraz, przecież muszę się ubrać i was zresztą też.  Chodźcie do mnie, tak, dobre psice, dobre.

Po chwili była gotowa. Zeszła z czwartego piętra ze świadomością, że musi popracować nad kondycją bo kilka razy dziennie schodzić z tej wysokości i wdrapywać się z powrotem to nie lada wyzwanie. Po wyjściu z klatki schodowej na zewnątrz głęboko westchnęła,  owionęło ją świeże, chłodne powietrze. Zmrok zapadł zupełny. Rozjaśniały go latarnie uliczne i światła padające z okien. Pomału, pozwalając suczkom do woli obwąchiwać nowe miejsca, przeszła schodkami pod delikatesy, potem wzdłuż „Papiernika” w stronę Parku Górnego mijając z lewej strony imponujący budynek odbudowanego po pożarze „Dworku Gościnnego”.  Nie było aktualnie żadnej imprezy, jedynie z kawiarenki sączyło się lekkie światło i dobiegały przytłumione dźwięki muzyki. Skręciła schodkami w prawo i szła alejką parkową w stronę placu Dietla. Między drzewami unosiła się mgła. Miejscami gęstniała, miejscami stawała się lekka i delikatna niczym ślubny welon nadając otoczeniu wyraz bajkowej nierzeczywistości. Czasem ktoś pojawiał się na ścieżce wprost przed nią, nagle wynurzając się jakby z innego świata, zawsze niespodziewanie. Ponieważ jak dotąd psice traktowały każdego przechodnia z absolutną obojętnością, ona postępowała tak samo.

Alejka prowadziła na plac Dietla, bezpośrednio do kawiarnianego ogródka przynależnego do lokalu o nazwie „Helenka”, nadanej na cześć żony hrabiego Stadnickiego, przedwojennego właściciela części uzdrowiska. Ogródek był pusty ze względu na porę oraz niską temperaturę powietrza, za to wewnątrz siedziało przy stolikach sporo ludzi, co dawało się zobaczyć przez duże okna.  Z przykrością Ela zauważyła, że „Zdrojowa”, z którą wiązały się miłe wspomnienia, już nie funkcjonuje. Budynek stał ciemny, w oknach nie świeciło się światło. Popatrzyła sobie na kawiarnianych gości myśląc, że gdyby przyjechała bez swoich czworonożnych przyjaciółek, czułaby się samotna i nieszczęśliwa. Gama i Beta zaś dostarczają jej nie tylko towarzystwa, ale bezgranicznych i bezwarunkowych uczuć, na jakie ludzi nie stać. Po prostu kochają i już.

Schodami z ogródka „Helenki” zeszła pod fontannę, obeszła ją dookoła, przez nowy, urokliwy mostek zawieszony nad stworzonym sztucznie strumyczkiem płynącym wzdłuż chodnika,  pustą prawie ulicą Zdrojową udała się w dół, po drodze cierpliwie czekając aż suczki zakończą poznawanie terenu poprzez długotrwałe obwąchiwanie wybranych miejsc. Zdziwiona brakiem znajomego budynku pijalni wód po lewej, przypomniała sobie, że nie ma go już, został rozebrany. W wyobraźni pewne rzeczy utrwalają się tak bardzo, iż mimo ich nieistnienia w rzeczywistym świecie, samoistnie pojawiają się przed oczami. Tę okrągłą pijalnię mijała codziennie schodząc z „Budowlanych” schodkami i wracając do hotelu, nic więc dziwnego, że utkwiła w pamięci. Zamiast niej stał drewniany prostokątny pawilonik, pusty w środku. Przypomniało się Eli, że Kasia chciała wnuczce zrobić tutaj zdjęcie, na co mała Klarcia się nie zgodziła, bo „nie potsebuje zdjęcia na psystanku, psystanki są w Walsawie”. Ela uśmiechnęła się na wspomnienie małej mądrali, która stała się już zupełnie duża.

Idąc dalej obejrzała coś, co było przedtem Zakładem Przyrodoleczniczym, teraz zaś straszyło pustką i bezszybnymi okiennymi dziurami. Z pewnością z przyczyny remontu, niemniej, mimo przysłonięcia części ogromnymi fotografiami przedstawiającymi stan dawny miasteczka i obecny dla porównania, budynek sprawiał przykre wrażenie. Nie było też przed nim dużych kamiennych mis będących w przeszłości elementami fontanny. Teraz „oczka” w nawierzchni placyku świadczyły, że działająca nowa fontanna wygląda jak na rynku w Piasecznie. Poniżej zobaczyła zegar kwietny oraz pomnik Sienkiewicza. Po dokładnych oględzinach w świetle latarni stwierdziła, że pisarz z pomnika jest bardzo podobny do swego wnuka ostatnio często oglądanego w telewizji.

Od tej chwili na własne skojarzenia nie miała już żadnego wpływu. Jak Sienkiewicz to ulubiony „Potop”, potem „Quo vadis” i dalej… jakżeby inaczej być mogło…Winicjusz! No właśnie, jakżeby inaczej być mogło… Przystanęła, odwróciła się w kierunku „Budowlanych”. To właśnie tu się wszystko zaczęło… Oj, jakie tam wszystko… Odpoczęła, podjęła decyzję o zmianach koniecznych do przeprowadzenia w swoim życiu i tyle. Nawet gdyby nie spotkała Winicjusza i tak zmian musiałaby dokonać. Po prostu przyszła na nie pora… Oj, czy naprawdę miałaby tyle siły, żeby je przeprowadzić? Skąd by tę siłę wzięła? A motywacja? Przecież jasne, że przez te wszystkie lata miał z motywacją wiele wspólnego. Gdyby motywacja była rodzaju męskiego mógłby powiedzieć, że to jego imię…To znaczy ona, Elka, mogłaby powiedzieć, bo przecież on tego nie wie. Skrzętnie ukrywała swoje uczucia, przynajmniej tak jej się zdawało. Ostatecznie chyba dopiero w Krystianówce dotarło do niej, że oprócz chłopców Winicjusz jest jedynym facetem naprawdę znaczącym w jej życiu.

Rozmyślając tak sobie szła, szła i szła, a z nią psice wielce zadowolone przyjemnym i interesującym pod wieloma względami spacerem. Było bezwietrznie, mglisto, bajkowo. Ocknąwszy się z zamyślenia stwierdziła, że dotarła do remizy OSP na Szalaya. Wracać nie było sensu, musiała się wspiąć ulicą św. Krzyża do Osiedla. Trochę się zasapała, Gama wcale ale Beta była wyraźnie zmęczona. Przy hotelu „Skalnym” Ela wzięła ją na ręce, doniosła do bloku i postawiła przed klatką.

– Teraz wchodzisz sama – powiedziała łapiąc głęboki oddech. – Odpoczęłaś trochę więc dasz radę. Ja jestem padnięta.

Dotarły na czwarte piętro, Elżbieta ledwo żywa, Beta odpoczywając na każdym półpiętrze, Gama bez najmniejszego wysiłku, patrząca na towarzyszki z wyraźną kpiną na pysku.

– Czekaj małpo, ja ci jeszcze pokażę – wysapała do niej pani pod drzwiami. – Nie będziesz się ze mnie śmiała, od jutra zacznę trenować kondycję i zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie.

Dolała wody do miski opróżnionej po długim spacerze i nałożyła porcje jedzenia dla obu suczek. Po wykonaniu czynności obowiązkowych przystąpiła do realizacji zalecenia właścicielki lokalu. Mianowicie zjadła lekką kolację, wzięła prysznic, po czym z herbatą po góralsku w dużej szklance ułożyła się wygodnie w pościeli przed włączonym telewizorkiem. Przyciszyła głos, żeby jej nie przeszkadzał w myśleniu bo miał tylko służyć za „ognisko domowe”. Nie wiadomo kiedy przysnęła. Obudziła ją Beta przemieszczająca się z przedpokoju na wiklinowe siedzisko. Gama, lekko pochrapując, spała na środku pokoju rozciągnięta na całą długość. Ela wyłączyła telewizor pilotem i z powrotem zapadła w sen. Przyśnił jej się Winicjusz lecący z Jarmuty z grupą lotniarzy i lądujący na balkonie…

Rano wstała już z pozytywnym nastawieniem do świata i ludzi. Wyprowadziła psice na szybki poranny spacer, ale było tak prześlicznie, że wcale nie chciało jej się od razu wracać, spacer więc się wydłużył. Poszła na promenadę nad Grajcarkiem. Godzina była wczesna, więc nie spotkała po drodze zbyt wielu ludzi, a ci, którzy się pojawiali we mgle, zmierzali raczej do pracy o czym świadczył chociażby ubiór. Poza tym kto przy zdrowych zmysłach chodziłby na spacery bladym świtem? Chyba tylko jakiś obłąkany sportowiec uprawiający jogging prawie po ciemku, jak ten biegnący po drugiej stronie Grajcarka. Pomyślała o Winicjuszu, myślała zresztą o nim niejako nawykowo, zaś nieustannie od wczorajszego spotkania z Sienkiewiczem z pomnika. On też biegał rano. Winicjusz oczywiście, o Sienkiewiczu nie wiadomo czy biegał. Pewnie nie, bieganie nie było wtedy jeszcze popularne. Dla zdrowia i poprawy kondycji biegał. Winicjusz. Nawet nad jeziorem sobie nie odpuścił. Ona też musi sobie kondycję poprawić, ale biegać za chińskiego boga nie będzie, nigdy tego nie lubiła, co najwyżej szybkie spacery wchodzą w rachubę.

Obłąkany sportowiec tymczasem przebiegł mostkiem na ich stronę. Gama i Beta rozszczekały się radośnie jak na powitanie najlepszego znajomego.

– Spokój – szarpnęła Ela smyczami. – Zgłupiałyście czy co?

– Elżuniu, dlaczego nie dasz się im ze mną przywitać? – spytał obłąkany sportowiec głosem Winicjusza.

Ciekawe, że wcale jej to nie zdziwiło, zupełnie jakby w dalszym ciągu pogrążona była w swoich rozmyślaniach, z których część zmaterializowała się wprost przed nią. Suczki radośnie witały „wujka” nie zwracając uwagi na panią przyczepioną do końca smyczy.                                                                                                               koniec

31.07.2018

  • kasiapur Jejku… a co będzie dalej ? Będą żyli długo i szczęśliwie ?
  • kobietawbarwachjesieni Wreszcie jesteś! – powiedział Winnicjusz i ich spojrzenia spotkały się i utonęły w sobie.

    Szkoda, że Twoje opowiadanie zakończyło się. Wymyśl jakąś następną historię do opowiedzenia.

  • mmzd Enoooo, jaki koniec ???? to co my teraz będziemy czytać??? chyba, że masz coś następnego na podorędziu …
  • urszula97 Być nie może,to teraz proponuję „Pasma życia II „,fajna ta kilka koleżanek i ich rodzin,wspólne wypady,Krystianówka,nawet pani Wacia,pieski.Ich rodziny,wnuki pisz dalej,
  • fusilla No, ładnie to tak? Wziąć zabawki i iść do domu?
  • Gość: [annazadroza] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Kasiu:-) W bajkach muszą żyć długo i szczęśliwie. Inaczej – po co w ogóle bajki?
    Bajkowe serdeczności Kasieńko:)))
  • Gość: [annazadroza] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Marysiu:-) Pewnie, że utonęły, w sobie i w Grajcarku;)))
    Kończę „Widocznie tak miało być”, ciąg dalszy „Po co wróciłaś…”. Ale kończyć mogę jeszcze ho ho ho! – i trochę czasu. Tego nie da się przewidzieć, tym bardziej kiedy „okoliczności zewnętrzne” nie sprzyjają skupieniu się nad pracą. Ale będę się starała, przyrzekam. Póki co – jeśli nie czytałaś, zajrzyj do 'Niezwykłych wakacji Julki”.
    Serdeczności moc ślę:)))
  • Gość: [annazadroza] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Magduś:-) A czytałaś te wcześniejsze? Póki co, możesz zajrzeć, jeśli nie. Staram się nadgonić zaległości, ale nie wszystko zależy ode mnie.
    Buziaki:)))
  • Gość: [annazadroza] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Urszulko:-) Dzięki:) Jeśli nie czytałaś wcześniejszych, to zerknij, żebyś była na bieżąco, kiedy skończę ciąg dalszy. Bo wreszcie kiedyś przecież skończę. Uściski najserdeczniejsze:)))
  • Gość: [annazadroza] *.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl Fusilko:-) Nie wszystkie zabawki zabieram, stare zostają. Ja tylko idę po nowe;)
    Serdeczności wysyłam, póki co:)))
  • mmzd No oczywiście, że czytałam 🙂
  • Gość: [L.C] *.play-internet.pl Pisz kochana Aniu dalej, potrzebne jest takie pozytywne babskie pisanie z dobrym zakończeniem, dosyć tego świata pełnego przemocy i polityki. Pozdrawiam.
  • annazadroza Magduniu:-) jak miło, że czytałaś:)))
  • annazadroza L.C.:-) Dziękuję Ci, kochana, takie słowa to motywacja ogromna. Odpozdrawiam;))
© Anna Blog

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Pasma życia” 57 – koniec

  1. Deawuide pisze:

    Hej, ogromna ilość tekstów na stronie 🙂 musisz bardzo lubić pisać , fajna powieść pozdrawiam

  2. anka pisze:

    Deawuide:-) Bardzo lubię, tylko czasu wciąż mało, bo się jakoś dziwnie zaczął kurczyć 😉 Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Pozdrawiam 🙂

  3. Kasia Dudziak pisze:

    Wow ale super Aniu. Jak fajnie sie to czyta. Ja tez tam pisalam na blogu troche o Gorcach, moze sie dokopiesz. Nazywa sie Idac pod prad. Jest tez troche Szczawnicy. Moze jeszcze troche wroce. Czekam na wene 🙂 Bede tu wracac i czytac twoje opowiadania.

Skomentuj Kasia Dudziak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *