„Pasma życia” 51

Pani Wacia została zawieziona przez syna do endokrynologa na umówioną wizytę. Kasia odmówiła towarzyszenia teściowej ponieważ jeszcze nie przeszła jej złość po z tym, jak po raz kolejny usłyszała, że jest „podłą suką”.

– Wybacz, nie jestem w stanie wejść z nią do lekarza i udawać, że wszystko jest ok jak nie jest. Niech sobie radzi sama skoro ja jestem taka jak ona o mnie mówi.

Okazało się, że decyzja Kasi stała się punktem zwrotnym w całej sytuacji. Lekarka najwyraźniej nie była w stanie porozumieć się ze starszą panią w stopniu zadowalającym, w związku z czym wypisała jej skierowanie do poradni zaburzeń pamięci.

Kasi jakby łuska z oczu spadła. No jasne, przecież nikt normalny tak się nie zachowuje. Przypomniały jej się różne sytuacje i połączyły w jeden ciąg… Boże, znowu to samo? Tylko tata nawet w chorobie był kochany, a ta kobieta… Spokój Kaśka – zastopowała samą siebie. Ta kobieta jest po prostu chora, a charakter zostaw na boku. Teraz to już nie ma żadnego znaczenia.

– Dziewczyno, powiedz mi ile razy można przeżywać to samo? – spytała Kasia sadowiąc się na krześle w pięknej kuchni Elżbiety.

– W sensie? – dopytała Elka.

– Odkąd wiem, że teściowa jest chora, obserwuję u siebie dziwną reakcję. Z jednej strony jej zachowanie wkurza mnie chwilami tak jak do tej pory. Chociaż nie, znacznie mniej i szybciej mi przechodzi. Z drugiej zaś czuję ulgę, że to demencja przez nią przemawia a nie, że jest taka wredna sama z siebie. Wciąż powtarza się to co dobrze znam: oskarżanie o kradzież telefonu, pieniędzy, kluczy, dokumentów. Te ostatnie udało się już Mikołajowi przejąć o co było oczywiście kilka awantur przez nią zrobionych. W ich wyniku oboje czujemy się jakby ktoś wyssał z nas całą energię. Jak wodę z butelki przez cienką słomkę, żeby śladów nie zostawić. Przy okazji znowu usłyszałam, że mnie nienawidzi, bo jestem podłą suką i uzależniłam od siebie Mikołaja. Po jakimś czasie idzie po kwiatki i przeprasza twierdząc, że bardzo mnie lubi. Za chwilę jest obrażona, bo na pewno zabrałam jej pieniądze, których nie może znaleźć, a które Mikołaj znalazł ostatnio ukryte w jej pokoju w pufie, w torebce rzekomo wcale przez nią nieużywanej. Aha, przecięła dwa kable od ładowarek do dwóch telefonów. I to też ja na pewno zrobiłam. „Ktoś przeciął, cuda się zdarzają” oświadczyła znacząco patrząc w moją stronę.

– Najwyraźniej nie odrobiłaś lekcji i musisz repetować – palnęła Elka. – Trzeba się było przykładać a nie wagarować.

– Durna jesteś – skrzywiła się z niechęcią  Kasia.

– No co ci mam powiedzieć? – spojrzała na przyjaciółkę. – Że ci współczuję? Pewnie, że ci współczuję. Ale co można zrobić? Nic.

– Wiem przecież. Zaopiekować się na tyle, na ile ona na to pozwoli. A przede wszystkim wspomóc Mikołaja. To on musi jakoś oswoić się z tą sytuacją, przywyknąć, zaakceptować, że teraz tak będzie. Nie złościć się, nie buntować, nie czekać kiedy  ona zrozumie jakie mamy problemy, kiedy jej przejdą humory i będzie taka jak dawniej. Bo nie będzie. Zacznie się stawać coraz gorsza.

– Jak to wytrzymać? – zadumała się Ela. – Wydaje się niemożliwe.

– Już teraz mu skacze ciśnienie niebotycznie, kiedy matka schodzi do niego z kolejnymi pretensjami…

Kasi stanęła przed oczami scena sprzed kilku dni.

– Mikusiu, kiedy weźmiesz moją emeryturę?  Nie mam pieniędzy.

– Przecież dałem ci przed chwilą. Gdzie je schowałaś?

– Nie mam.

– To poszukaj.

Poszła na górę, po chwili zeszła wściekła.

– Oddaj mi telefon, pieniądze i dokumenty.

– Po co mi twój telefon? Znowu przełożyłaś? Przecież postawiłem ci przy telewizorze na stojaczku, żebyś widziała jak dzwoni. Nawet gdy nie usłyszysz to zobaczysz, że mruga.

Poszedł z matką na górę. Kasia nie ruszając się z krzesła, żeby nie zaogniać sytuacji, słyszała jak głos męża zmienia się od tłumionych emocji.

– No i gdzie znowu schowałaś? Po co?

– Nie schowałam – zawsze szła w zaparte.

Wyjął swój telefon, wybrał numer matki. Zadzwoniło gdzieś w jej ubraniu.

– No i gdzie masz komórkę, w kieszeni?

– W kieszeni nie mam.

– Przecież dzwoni! Nie słyszysz? Gdzie włożyłaś? Pod stanik?

Niewiele się mylił. Telefon w miękkim futerale miała zawieszony na szyi i ukryty pod bluzką.

– Mamo! Po co schowałaś?

– Żebyś mi nie zabrał jak pieniądze.

– Ja?! Złodzieja ze mnie chcesz zrobić?

– No nie wiem…

– Mamo, ja już nie wytrzymuję. Co się z tobą zrobiło? Co chwilę przychodzisz i atakujesz mnie i Kasię, ziejesz nienawiścią do niej, snujesz jakieś teorie spiskowe.

– Bo chcecie się mnie pozbyć!

– A niby w jakim celu? Co by nam z tego przyszło? Jaką mielibyśmy korzyść? Powiedz, no jaką? Czy ty sama słyszysz co wygadujesz?

Wrócił do stołu cały rozdygotany.  Kasi też się z nerwów wszystko trzęsło. Fizycznie, psychicznie już nie. Codziennie sobie tłumaczyła : to nie moja matka, to obca kobieta, nic mnie nie obchodzą jej humory, jej obelgi i pomówienia. Jest chorą osobą. To matka mojego ukochanego męża i pomogę mu w opiece nad nią. Tyle. Nic więcej.

– Kochanie, dam ci proszek na uspokojenie bo mi tu zawału dostaniesz. Teraz głęboko oddychaj. To tylko choroba, pamiętaj, tylko choroba.

Po chwili pani Wacia zeszła na dół.

– Czy odebrałeś już pieniądze bo nie mam…

Poprzednio wiele razy się podobne sytuacje zdarzały. Tłumaczył Mikołaj matce, że wszystkie pieniądze natychmiast wydaje na bzdury, jakieś niepotrzebne kwiatki, kolorowe czasopisma po kilka tych samych egzemplarzy, jedzenie, które ląduje w śmietniku, niezdrowe słodycze, po których boli ją brzuch. Proponował, żeby notowała wydatki wtedy będzie miała kontrolę nad finansami. Pozornie się godziła, po czym za jakąś chwilę znów schodziła.

– Który dzisiaj? Czy mógłbyś mi wziąć emeryturę, bo już nie mam pieniędzy?

Tak było ciągle. Wszystko byłoby łatwiejsze do zniesienia gdyby nie agresja, obelgi, oskarżanie. Potrafiła na przykład zejść na dół z płaczem, chociaż parę minut wcześniej zachowywała się najzupełniej normalnie.

– Za co mnie to spotyka? – łkała.

– Boże, co się znowu stało?

– Dlaczego chcecie mnie zniszczyć? Co ja wam zrobiłam?

– Ale o co chodzi tym razem? Co się stało? Powiesz wreszcie?

– Dlaczego zabraliście mi aparaty słuchowe?!

Z płaczem poszła do siebie. Przeszukali oboje kuchnię, pokój, toaletę, Mikołaj poszedł do jej łazienki, nie było. Mogła zgubić na ulicy i wtedy klops, po aparacie. Nie byłoby ich teraz stać na nowy ponieważ wydatki nawarstwiały się niewyobrażalnie. Zmartwieni zastanawiali się co z tym fantem zrobić. Wtedy pani Wacia zeszła do Mikołaja znów po pieniądze.

– Przecież ci dałem – odpowiedział.

Zrobiła jedną ze swoich min oznaczającą, że mu nie wierzy. Kasia odczekała jeszcze chwilę.

– Jaką herbatę ci zrobić? – spytała jakby nigdy nic.

– Jakąkolwiek – padła odpowiedź a ton głosu wskazywał, że na spokój się nie zanosi.

Usiadła bez ruchu i nic. Nie sięgnęła po jedzenie.

– Zjedz, proszę, musisz tabletki połknąć

– Nie chce mi się.

– Znalazłaś aparaty? – Mikołaj dojrzał oba urządzenia na uszach.

– Tak.

– Gdzie były?

– Leżały na półeczce przy telewizorze.

– To po co na mnie krzyczałaś, że ci schowałem? – zduszonym głosem spytał Mikołaj.

– Ja? – spytała z wyrazem niebotycznego zdziwienia.

– Ty. I złodzieja ze mnie robisz mówiąc, że pieniędzy nie dostałaś.

– Bo nie mam.

– Znowu gdzieś schowałaś. Po co chowasz? Przed kim?

– Przed wami, bo chcecie się mnie pozbyć.

– A możesz wytłumaczyć po co? – spytała Kasia.

Cisza.

– Jaki mielibyśmy w tym cel?

– Cisza.

– Czy mogłabyś wytłumaczyć?

– Cisza.

– Mamo, znowu spisków szukasz? Nikt ci nie chce zrobić krzywdy! Po co? Masz gdzie spać, co jeść i o nic nie musisz się troszczyć. Mamo! – Kasia miała mimo wszystko nadzieję, że coś dotrze do tej chorej głowy.

– Nie mów do mnie mamo – słowom towarzyszył pogardliwy grymas.

– A jak mam mówić? Droga teściowo?

– Bezosobowo, a najlepiej wcale.

– Jesteś moją teściową czy ci się to podoba czy nie. A więc droga teściowo powtarzam ci po raz chyba setny, że jesteś tu bezpieczna, o nic nie musisz się martwić, niczego nie musisz się bać, nikt ci krzywdy nie chce zrobić. Nie musisz chować telefonu ani kluczy.

Odpowiedzią były miny, wykrzywianie twarzy tak jak robią dzieci przedrzeźniając kogoś.

– A potem szukasz bezustannie bo nie pamiętasz gdzie schowałaś – dodał Mikołaj. – Jak mogłabyś mieszkać sama skoro ciągle do mnie przychodzisz, żebym ci włączył telewizor albo telefon.

– Nieprawda.

– Telefon w futerale przypięłaś szpilką do abażuru, pamiętasz? A przedwczoraj spałaś z telefonem i kluczami na szyi. Po co?

– Żebyście mi nie zabrali.

– To co, uważasz, że ja ci kradnę telefon i wszystko? – pienił się Mikołaj .

– Zjedz coś, połknij lekarstwa, lepiej się poczujesz – Kasia próbowała rozładować napięcie.

– Nie chce mi się.

– Musisz przyjąć lek.

– Nie będziesz mi mówiła co mam robić!

– Mamo…

– Nie mów do mnie mamo!

– Zatem: droga teściowo, wiesz przecież, że człowiek jest tym co je. Ty nie jesz od trzech dni. Jak twój mózg ma się regenerować skoro nie ma się czym odżywić? Zamiast się naprawiać to się psuje dalej.

Odpowiedzią były miny, wykrzywianie twarzy, wytrzeszczanie oczu i drżenie rąk jak przy chorobie Parkinsona.

– Z tej nienawiści trzęsą ci się ręce – Kasia nie wytrzymała. – Ziejesz złością, atakujesz bez ustanku. Że mnie, trudno, ale za co tak dręczysz własne dziecko?

– Kłamiesz!

– Mamo, masz problemy z pamięcią – włączył się Mikołaj.

– Nic nie mam!

– A pamiętasz w jakiej poradni się leczysz?

Cisza.

– W poradni zaburzeń pamięci – wyjaśnił.

– Jak może pamiętać, skoro ma zaburzenia – syknęła cicho Kasia.

– Bo wy się chcecie mnie pozbyć!

Jęknęli oboje. Ich granica wytrzymałości wisiała na cieniutkim włosku.

– A niby po co? Spróbuj wytłumaczyć.

Cisza i spojrzenie pełne nienawiści rzucone w stronę Kasi były jedyną odpowiedzią.

– Powiedz jak ci pomóc. Chcemy, żeby ci było dobrze, żebyś się tak nie męczyła – Kasia ponowiła próbę „obłaskawienia potwora”.

Pani Wacia wstała i usiadła. Kasia nie spuszczała z niej wzroku. Znowu wstała, podeszła do okna i do drzwi, znowu do okna i do drzwi. Chodziła tam i z powrotem. Kasia siedząc przy stole cały czas wodziła za nią oczami. Wreszcie starsza kobieta stanęła i wbiła w synową wzrok pełen nienawiści. Kasia wytrzymała spokojnie to spojrzenie. Przez chwilę wpatrywały się sobie w oczy.

– No co? –  rzuciła teściowa z agresją i wściekłością.

– No i co? – odpowiedziała Kasia spokojnie pytaniem na pytanie. – No i co? Jak mogę ci pomóc?

Teściowa bez słowa odwróciła się i poszła na górę. Nie schodziła. A pogoda była piękna i mogłaby sobie posiedzieć w ogródku albo pójść na spacer. Siedziała w swoim pokoju za zamkniętymi drzwiami i pewnie rozmyślała.

Na drugi dzień wyszła rano z domu, wróciła z kwiatkami. Podeszła do Kasi.

– Nie gniewaj się na mnie. Ja wam tylko chciałam pomóc…

– W czym? – Mikołaj nie zdołał otrząsnąć się z wczorajszych przeżyć. – Oboje jesteśmy dorośli, każde z nas miało mieszkanie i pensję. Kupilibyśmy sobie trzypokojowe mieszkanie i żylibyśmy jak w raju.

– Ale ja sprzedałam mieszkanie, żeby wam pomóc…

– Mamo! W czym pomóc?! To ty chciałaś z nami zamieszkać! Dla ciebie szukaliśmy domku żebyś miała pokój z własną łazienką i ogródek. Pokój przeznaczony dla ciebie też ci się zresztą nie podobał, wolałaś inny i dostałaś go. A teraz do końca życia jesteśmy zarżnięci przez kredyt. Poszły już prawie wszystkie pieniądze  i zaraz nie będzie z czego dokładać na raty. Czy o tym pomyślałaś?

– Dlatego musimy oszczędzać – dodała Kasia. – Zapisuję w zeszycie każdy wydatek, zbieram rachunki, żeby było wiadomo na co pieniądze idą i z jakich zakupów można jeszcze zrezygnować.

– Ja was przepraszam. Całą noc nie spałam. Myślałam o tym, że mam tylko was. Nie gniewaj się – zwróciła się z płaczem do Kasi.

– Mamo, to choroba. Jak mogłabym się gniewać za chorobę? Spróbuj tylko zapamiętać sobie, że jesteś bezpieczna, że nikt ci tu nie chce zrobić krzywdy ani nie chce okraść.

– Ja tak powiedziałam? Ja? Nigdy w życiu bym tak nie powiedziała.

– Mamo, wczoraj zrobiłaś ze mnie złodzieja – nie wytrzymał Mikołaj.

Kasia próbowała uspokoić męża, lecz w nim wezbrał żal i wylewał się gwałtownie na zewnątrz.

– Co ty masz za problemy?  Masz gdzie mieszkać, co jeść, o nic nie musisz się martwić. I jeszcze ci wciąż źle! Wiecznie jesteś zła, skrzywiona, wściekła, obrażasz, rzucasz bezpodstawne oskarżenia, wietrzysz spiski…

– Ciii… – uspokajała Kasia.

– Ja was przepraszam – płakała pani Wacia.

– Cicho, już dobrze, cicho – gładziła Kasia chudą rękę teściowej, gdzieś zniknęły żale i niechęć. – Tylko spróbuj, proszę, wbić sobie w pamięć, że jesteś bezpieczna i nikt cię nigdy nie skrzywdzi.

6.07.2018

  • urszula97 Oj,nie udała się Panu Bogu ta starość,jakże dokładnie to opisałaś,choroba jest okropna.Dzisiaj akurat pożegnaliśmy naszego domowego przyjaciela(traktowaliśmy jego i jego żonę jak nasze rodzeństwo),miał 64 lata.
  • kobietawbarwachjesieni Alzheimer to straszna choroba.
  • Gość: [ina20] *.ssp.dialog.net.pl Niestety. to taki charakter, a choroba to tylko „podkręca” i ujawnia, bo nie pozwala na zachowania kontrolowane( rycie dołów po cichutku i , niemal niezauważalnie).
  • annazadroza Urszulo:-) To chyba sprawa genów, jakichś cech dziedziczonych sprzed iluś tam pokoleń, pewnie wielu innych jeszcze czynników. Zobacz, że są osoby dożywające w świetnej kondycji bardzo późnej starości, ale może duszę mają młodą? A może to kwestia przeznaczenia? Tak naprawdę, kto to może wiedzieć.
    Przykro z powodu śmierci przyjaciela, tym bardziej , że do podeszłego wieku dużo mu jeszcze brakowało. Zal, okropnie żal, kiedy odchodzą bliscy nam ludzie.
  • annazadroza Marysiu:-) Okropna, odbierająca stopniowo człowiekowi wszystko, każde najdroższe wspomnienie, zostawia pustkę…
  • annazadroza Ino:-) Myślę, że każdy przypadek jest jednostkowy. Są osoby cudowne, które choroba może zmienić w trudne do zniesienia. No, ale na odwrót – to się chyba nie zdarza, takich cudów na pewno nie ma.
© Anna Blog

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *