„Pasma życia” 46a

Kasia pojechała na Ursynów odebrać awizo. Oczywiście opowiedziała Elżbiecie o wydarzeniach, których tematem przewodnim była pani Wacia.

– Mikołaj nie chciał z nią mieszkać i wiedział co mówi – z wielkim smutkiem spojrzała na przyjaciółkę. – To mnie się przywidziało, że się nią zaopiekuję, dokarmię, zadbam o prawidłowe przyjmowanie leków, że będziemy żyli długo i szczęśliwie, że wieczorem usiądę przy jej łóżku i będziemy sobie mówiły różne rzeczy, że naciągnę ją na opowiadania z przeszłości jak moją mamę, że przytulę na dobranoc, a rano na dzień dobry…- otarła łzę, która nie wiadomo skąd i po co się wzięła i spływała po policzku. – Głupia byłam…

– Wcale nie głupia – Ela pogładziła przyjaciółkę po ręce.

– Właśnie, że głupia. I to bardzo – Kasia pokręciła przecząco głową. – Z nią się po prostu nie da mieszkać.

Opowiedziała o ostatnich wydarzeniach.

– Myślałam, że już będzie ok. Przecież pomagała, bo chciała, wcale nie musiała.  Siedziała z Mikołajem na dole i oglądała „Tylko muzyka”. Poszłam do sypialni pierwsza, bo chciałam zobaczyć nowy odcinek „Przepisu na życie”.  A w poniedziałek zaczęło się wałkowanie od początku tego samego. Że ona wszystko z miłości do niego, a to ja jestem złośliwa i niedobra, i znowu o tych cholernych plackach, i o pieniądzach, że niemożliwe, żeby tyle poszło w dom…itp., itd. ale ona rozpiski kosztów nie chce, bo po co jej, ale przecież tyle było…

– Myślę, że starsi ludzie odrywają się w pewnym momencie od rzeczywistości – powiedziała Elżbieta.

– Ja to wiem – Kasia skinęła głową. – Przeżyłam takie odjazdy z tatą, ale były wynikiem choroby. Teściowa jest zdrowa fizycznie  ale ja już wiem: trzeba przyjąć do wiadomości, że  ona jest na etapie odrywania się od realu. To zbyt trudne, szczególnie dla Mikołaja, przy tej ilości problemów, jakie ostatnio mamy.

– Jak się to skończyło?

– Ja byłam w pracy, więc fajerwerki mnie ominęły. Po powrocie zastałam jedynie krajobraz po bitwie.

– Czyli?

– Ciemno u niej w pokoju, drzwi zamknięte, cisza, telewizor wyłączony. Aż się przestraszyłam i zmusiłam Mikołaja, żeby zajrzał co wreszcie z wielką niechęcią uczynił.

– I co?

– I nic. Leżała sobie w ubraniu na wersalce ze słuchawkami na uszach. Zamknął drzwi i tyle. Nie schodziła wieczorem do kuchni. Chyba, że w nocy, tego nie wiem. Rano, kiedy Mikołaj jadł śniadanie zeszła po wodę w tym samym dresie, czyli spała w ubraniu. A kiedy już mnie odwiózł do pracy i wrócił, łasiła się jak kotka, a to kawunię mu chciała zrobić, a  to obiadek. Wszystko spływa po niej jak woda po kaczce, a nas po prostu wykończyła. To nie jest normalne.

– Widocznie starsi ludzie już tak mają. Nic się na to nie poradzi. Przychodzi pewien moment w życiu kiedy przestają kontrolować swoje relacje z otaczającym światem, zmieniają proporcje problemów i spraw. Te, które dotyczą tylko ich, albo tak im się wydaje, urastają do gigantycznych rozmiarów. Wszystkie zaś inne przestają się liczyć. Oni nie są już w stanie obiektywnie spojrzeć, w nich tego obiektywizmu po prostu nie ma, za to żyją wewnątrz nich własnym życiem jakieś – nazwijmy to – byty z przeszłości albo i teraźniejszości lecz przyswojone wybiórczo, według im tylko wiadomych reguł, niezrozumiałych dla innych. I dlatego masz rację mówiąc, że ona widzi, słyszy i pamięta tylko to, co jej pasuje. Ale naprawdę to nie jej wina. Po prostu tak jest, tak to zostało zaprogramowane w ludzkiej naturze.

– Nie u wszystkich – odpowiedziała Kasia. – Nie wszyscy tak mają, bo teściowa mojej pracowej Mariolki jest zupełnie inna chociaż w wieku mojej teściowej. Wciąż pracuje na uczelni, nauczyła się pisać na komputerze, publikuje, do tej pory ma zajęcia ze studentami…

– Bo jest wyjątkiem, jak profesor Bartoszewski czy stulatek biorący udział w maratonie.

– Generalnie jednak chyba masz rację. Dlatego te pioruńskie placki od kilku miesięcy wyskakują jej co chwilę w pamięci. Zaś tego, że syna w nocy ciągle do siebie ściągała to nie pamięta, bo nie chce. Że kredyt brała, też nie. Natomiast doskonale wie, że Mikołaj zrobił się zupełnie inny odkąd się ze mną ożenił, bo jestem wredna i złośliwa.

– No bo jesteś – Elka ze śmiechem uchyliła się unikając mandarynki lecącej w jej stronę. – A będziesz jeszcze bardziej jeśli nie nabierzesz dystansu do jej słów i zachowania.

Przez pamięć Elżbiety lotem błyskawicy przeleciało wspomnienie chwili, gdy to ona rzuciła mandarynką w skrzeczącą srokę.  Jak to dawno było…

– Niestety, znów masz rację – powiedziała Kasia. – Bo jak nie nabiorę, to zwariuję. Już teraz słyszę głosy…

– Co słyszysz?

– No, głosy, swoje dwa. Jedna Kaśka rozmawia z drugą, tą bardziej wredną…

– Moja droga Katarzyno! Nie przypuszczałam, że sprawy zaszły aż tak daleko!

– Wszystko przez ciebie, bo  wyjechałaś i z kim miałam rozmawiać? .

– Nie mogłaś dzwonić? Zresztą przecież dzwoniłaś…

– O rany, ale z telefonem gadać to zupełnie co innego niż z żywą Elką. Twoje szczęście, że  wróciłaś, bo chyba bym cię udusiła – Kasia wykonała wymowny ruch ręką.

– Nie czepiaj się mnie – sprostowała Elżbieta. – Ile razy mam ci przypominać, że to ty się pierwsza wyprowadziłaś z osiedla, sama chciałaś.

– Niestety, sama chciałam – przyznała Kasia z westchnieniem. – Tylko nie przypuszczałam, że dobre, takie naprawdę dobre, fajne życie jedna stara kobieta potrafi przemienić w koszmar. Że moje, to rozumiem, trudno, jestem przecież wredną synową i zabrałam jej syneczka. Ale dlaczego wykańcza nerwowo własne dziecko, niby takie ukochane?

– Oj Kaśka, przecież ona tego nie wie, nie czuje, nie rozumie. I nie zrozumie. To tak jakbyś chciała swojej wnuczce wytłumaczyć co to są całki i wymagać ich stosowania.

– Nierealne – pokręciła głową Kasia.

– No właśnie…

– Nierealne – powtórzyła, – bo nie byłam na lekcji o całkach. Nie wiem co to, do czego służy, nie było mi potrzebne do tej pory i dalej nie będzie.

– Oj, a ja już myślałam, że coś do ciebie dotarło…Nie rzucaj we mnie tym telefonem, to nie mój tylko twój!

–  Faktycznie, mój – zdziwiła się Kasia. – Jeszcze sama sobie bym zrobiła krzywdę na telefonie.

– Zobacz, wyciągnęłam z szafy moje ukochane spodnie i co? Jestem za gruba – jęknęła Elka stając przed lustrem. – Nawet jak wciągam brzuch do samych pleców to ich nie dopnę.

– To je oddaj Adelce albo wyrzuć.

– Takie super spodnie?

– Po co ci one skoro i tak się w nich nie mieścisz? Chodź ze mną jutro do Hita, muszę zrobić zakupy, a przy okazji może coś ciekawego znajdziemy na twoje cztery litery.

Nazajutrz prowadziły ciąg dalszy rozmowy, między innymi na tematy damsko męskie.

– Mirek cię wpędził w kompleksy i do tej pory nie potrafisz uwierzyć, że możesz być atrakcyjna dla kogokolwiek. Udało ci się nawet niektórych o tym przekonać. Myślą, że jak mówisz, tak pewnie jest  i nie będą sobie zadawali trudu, żeby cię rozgryźć i obejrzeć od spodu.

– Głupia, niech sobie ciebie rozgryzają. Ja się obejdę…

– Już cię jeden rozgryzł i żyje, choć mu tyle lat życie zatruwasz…

– No nie, chyba cię … – potknęła się.

– A widzisz? Mam rację – zaśmiała się Kasia. – Człowiek nie może żyć sam bo jest zwierzęciem stadnym.

– Ja swoje stado mam, nowego mi nie trzeba.

– Pleciesz. Musisz znaleźć coś tylko dla siebie, jakieś hobby, zajęcie, poza tym Uniwersytetem bo widocznie ci za mało. Nie możesz żyć poprzez swoje dzieci. Chłopaki już się zestarzały i daj im spokój…

– Sama się zestarzałaś…

– Niestety, jestem zmuszona ci przyznać rację, ale setki jeszcze nie mam, więc nie jest tak źle – Kasia śmiała się cały czas.

– A co ty taka rozchichotana jesteś? –  spojrzała Ela na przyjaciółkę. – Znowu będziesz mi tu o miłościach gadać?

– Miłość jest konieczna. Jak można się kochać z cieniem nie kochając człowieka?

– Ty masz jakąś obsesję seksualną, lecz się. Mnie te sprawy nie obchodzą. A zresztą to przede wszystkim chłopów dotyczy. Normalne, że oni są nienormalni.

– Oni są nienormalnie normalni Eluniu, bo mają stały poziom hormonów. To u nas się wszystko ciągle zmienia.

Elżbiecie przez myśli przeleciało lotem błyskawicy pytanie: jak to byłoby dzielić z Winicjuszem codzienność przez dłuższy czas? Też coś! Wzruszyła ramionami co nie uszło uwagi towarzyszki.

– Bo jest tak – ciągnęła Kasia, – w młodości trzeba słuchać rozumu, a nie ulegać ciału. Zaś teraz prosić rozum, by odnalazł cielesne zachcianki i prosił o powrót.

– Sama to wymyśliłaś czy cytujesz?

– Nie pamiętam, może jedno i drugie.

– Spokój, wygoda i poczucie bezpieczeństwa to teraz moje priorytety…

– Ale czasem… Jest wielu facetów do rzeczy, ale ty na nich fukasz jak wściekła kotka i traktujesz z góry.

– Fuu – wzruszyła ramionami Elka.

– No właśnie, prychasz i fukasz, i nie dajesz żadnemu szansy na zaprezentowanie się z dobrej strony.

Stały w kolejce do kasy.

– To żaden problem, trzeba się jedynie przełamać – ciągnęła Kasia. – Tylko patrz.

Rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego obiektu nadającego się na aktora w scenie pokazowej. Stał mały, drobny, istna „sirota”. Kasia rzuciła okiem raz i drugi w taki sposób, że zauważyli wszyscy stojący w kolejce. Poza delikwentem.

– Zapomniałam o czymś. Stój tu, zaraz wrócę – rzuciła do Eli i zaczęła się przeciskać obok barierki przy kasie opierając się o „sirotę”. Ten się zaczerwienił, coś wyjąkał i wycofał się z koszykiem z powrotem do sklepu, najwyraźniej uciekł.

– Chcesz, żeby wszyscy mężczyźni uciekali przede mną jak ten biedaczek przed tobą? – wybełkotała  Elka dusząc się ze śmiechu.

– Gdyby go nie ruszyło to by nie uciekł – z tryumfem odpowiedziała Kasia.

– Przestraszył się ciebie i tyle. Chciałabyś, żeby przede mną tak zwiewali, co?  O matko, popłakałam się ze śmiechu. Ale ale, zapomniałam zupełnie o najważniejszym. Przecież miałam ci powiedzieć, że moi chłopcy się żenią!

– Nie mów! Obaj? Jednocześnie?

– Nie, zachowują odstęp czasowy – parsknęła Ela. – Najpierw mały potem duży.

– Odstęp?

– Głupia. Najpierw Robert potem Rafał.

– A co ich tak przypiliło? Babcią zostaniesz?

– Może kiedyś, nie spieszy mi się. A powód jest prozaiczny: obaj chcą wziąć kredyt na mieszkanie, a dostają tylko małżeństwa. W ramach programu dla rodzin, jakoś to się nazywa ale nie pamiętam.

– Jak za naszych czasów dla młodych małżeństw – przypomniała sobie Kasia.

– Ma to być kredyt tańszy, a dotyczy wybranych lokalizacji, bo nie na każde mieszkanie go dostaną. Wszystko nieważne – nachyliła się do przyjaciółki. – Liczy się, że zamieszkają  niedaleko od siebie, więc siłą rzeczy będą na siebie zdani. Zaczęli się coraz lepiej dogadywać.

– Widzisz? Mówiłam, że tak będzie. Potrzebowali czasu. Bardzo się cieszę i ze względu na nich i na ciebie. Gdzie zamieszkają?

– To właśnie mi się nie podoba, bo na drugim końcu Warszawy. Niestety, na to już nie mam wpływu.

– Jeździsz przecież samochodem więc sobie poradzisz. Gratuluję ci kochana, bardzo ci gratuluję, że  zostaniesz nową teściową. Witaj w klubie – uściskała przyszłą teściową  teściowa z kilkuletnią już praktyką.

19.06.2018

  • aga-joz Aniu, to o starszych ludziach i ich zmianach charakterologicznych, jest tak trafnie i rewelacyjnie przedstawione, że jeśli pozwolisz będę Cię cytować. W punkt! Mądre słowa, mądre obserwacje, na dodatek łopatologicznie , powinno do każdego dotrzeć.
    Dziękuję i gorąco pozdrawiam.
  • annazadroza Ago:-) Oczywiście, że pozwolę:) Może komuś rozjaśni się w głowie i lepiej zrozumie z czym trzeba się mierzyć. W takiej sytuacji opiekun często „wysiada”, nie wie co robić, jak, dlaczego akurat jego to spotkało, nie daje rady sam ze sobą.
    Cieszę się Twoją opinią, ba, jestem dumna i fruwam pod sufitem z tej dumy;) Odpozdrawiam i uściskuję:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *