„Pasma życia” 28

Adelka nie lubiła momentu skończenia czytania książki, szczególnie jeśli polubiła bohaterów i przywiązała się do nich. Pragnęłaby dalej uczestniczyć w ich życiu. Nie zapominała o nich od razu, przez czas jakiś żyli jeszcze w jej wyobraźni. Kilka dni, tygodni, czasem wracali po miesiącach.

Odłożyła na bok tak zwane opasłe tomisko, niezwykle pasjonującą lekturę i jeszcze niezupełnie przytomna rozejrzała się wokół. Miś wraz z Perełką spały obok niej, Reks rozciągnął się na całą swą wielkość pod oknem balkonowym, aby mieć dobre pole obserwacji całego towarzystwa, Bierka zaś tak, aby mieć na oku swego pana oraz Adelkę. Na resztę współbraci nie zwracała uwagi. Adam siedział w małym pokoiku. Oprzytomniała całkowicie.

– Co robisz? – spytała szukając wzrokiem pilotów od telewizora i dekodera, nie było ich na miejscu.

– Jem – padła odpowiedź.

– Nie wiesz, gdzie się podziały piloty?

– Są ze mną – usłyszała.

– Co ty mówisz? – zdziwiona podniosła się z fotela i zajrzała do pokoiku.

– Nie lubię jeść w samotności, kiedy jestem z tobą. Ty nie chciałaś, to jem w towarzystwie pilotów – wyjaśnił z łobuzerskim uśmiechem.

Parsknęła śmiechem.

– Przepraszam cię, ale musiałam skończyć książkę. Tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się oderwać. Teraz mogę ci ją pożyczyć.

– Akurat przyda mi się na wieczór, skoro taka zajmująca. Jutro o niej porozmawiamy.

– Masz zamiar siedzieć nad nią do rana?

– Skoro taka zajmująca…

Nazajutrz rozmawiali jednak na zupełnie inny temat. Adam nie posiadał się z radości, bowiem zadzwonił do niego wnuk, na stałe mieszkający w Irlandii, z informacją, że przylatuje do Polski. Adam więc o niczym innym nie mógł myśleć, a tym bardziej mówić.

– Nie masz pojęcia, Adelko, jaki to świetny chłopak. Skończył studia, pracuje, chociaż kiedyś mówił, że tylko muzyka się dla niego liczy i nic więcej go  nie obchodzi.

– A czym teraz się interesuje? To znaczy, mam na myśli gdzie pracuje, w jakiej branży.

– Alan jest informatykiem w firmie fonograficznej.

– Wcale więc nie rozstał się z muzyką – skomentowała Adelka. – Na długo przylatuje?

– Na jakieś dwa tygodnie. Z tym, że w Warszawie  będzie cztery dni, potem jedzie na południe.

– To znaczy gdzie?

– Do Krakowa, w sprawach firmy.

– To się zdążysz nim nacieszyć. A jutro masz jeszcze wolne? – spytała z uśmiechem.

– Przecież jest dorosłym facetem, niańki nie potrzebuje – Adam odwzajemnił uśmiech. – Coś konkretnego masz na myśli?

– Mam – zawahała się. – W Wilanowie  jest instalacja rozświetlająca ogród przy pałacu. Bardzo chciałabym zobaczyć w naturze, nie tylko w telewizorze.

– Nie widzę przeciwwskazań. Trzeba tam pojechać po południu. Za dnia nie ma efektu, zapewne dopiero o zmroku oświetlenie sprawia odpowiednie wrażenie.

– Oczywiście, przecież zwiedzać można dopiero po południu. Ojej, jak się cieszę! Przyjedziesz do mnie z Bierką, pójdziemy na długi spacer, żeby psy się wybiegały i spokojnie mogły potem na nas czekać w domu.

Oboje z wielką przyjemnością zwiedzali Królewski Ogród Światła. Niestety, temperatura znacznie spadła i zimno nie pozwalało długo cieszyć się spacerem.

– Adelko, mam propozycję nie do odrzucenia.

– To znaczy?

– Proponuję, abyśmy podjechali do irlandzkiego pubu, rozgrzejemy się i posłuchamy muzyki na żywo.

– Wiesz co? Chętnie. Słyszałam, że tam atmosfera jest wspaniała, dziś gra zespół prosto z Irlandii.

– Coś więcej o kapeli wiesz?

– Nie, skąd. Nie znam się, lubię tylko słuchać, nawet bardzo. Trafiłam na informację w internecie, stąd wiem – rozcierała zmarznięte ręce. – Szkoda, że latem nie ma takiego pokazu światła. Można byłoby dłużej się napawać tym koncertem, tą symfonią świateł…

– Widzę, że już całkiem na muzyczne tory się przestawiłaś – powiedziała Adam otwierając przed Adelką drzwi samochodu.

W pobliżu pubu nie było miejsca, zaparkowali więc nieco dalej. Adelka rozgrzała się w aucie, toteż nie narzekała, że kawałek drogi musieli pokonać pieszo. Przeszli się Królewskim Traktem jeszcze ozdobionym świątecznymi dekoracjami, rozjaśnionym kolorowymi światełkami. Doszli na Miodową. Po drodze Adam opowiadał Adelce o pewnych wydarzeniach ze swego życia. Część już znała, ale niektóre słyszała po raz pierwszy. Słuchała więc całą uwagę skupiając na jego słowach.

– Mówiłem ci już, że moja żona i syn zginęli w wypadku wracając z Anglii, gdzie spędzili trzy miesiące. Żadne z nich nie wiedziało, że Jana spodziewa się dziecka… I się nie dowiedzieli, chyba, że z tamtego świata. Jana była dziewczyną Jarka, Irlandką polskiego pochodzenia, poznali się w Dublinie. Jarek miał zamiar tam zamieszkać, planowali ślub. Żona wracała do domu, on chciał pozamykać swoje sprawy w Polsce i zebrać papiery potrzebne do ślubu i rozpoczęcia nowego rozdziału życia… – zamyślił się. – No i tak to się potoczyło… Jana zadzwoniła do mnie dopiero po urodzeniu Alana. Jestem jej bardzo wdzięczny. Przecież mogła nic mi nie mówić. Nie miałbym o niczym pojęcia, żyłbym w nieświadomości, że tam daleko, na wyspach żyje mój wnuk, syn mojego małego Jareczka, mojego jedynego syna, którego straciłem… Jest do niego bardzo podobny… – odwrócił twarz, żeby ukryć zwilgotniałe oczy.

Adelka czuła ogromne wzruszenie zasłuchana w opowieść zwykle opanowanego, spokojnego mężczyzny. Opowieść nasyconą tak wielką dawką emocji, taką tęsknotą, żarem, miłością, że z trudem go poznawała. Wsunęła mu ręką pod ramię. Poklepał lekko jej dłoń, uśmiechnął się.

– Dziękuję, że słuchasz mojego „wywnętrzania się” bez słowa skargi.

– To ja dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś – wiedziała, że odkryła zupełnie dotąd nieznaną twarz swojego towarzysza.

– Wiesz Adelko, – zaczął zmieniając temat gdy dotarli na miejsce – ten pub powstał w 1991 roku i działa do tej pory. Nie narzeka na brak klientów, a grono stałych bywalców wciąż się rozrasta.

Przywitało ich ciepło i miłe wnętrze.

– Czego się napijemy? – spytała siadając przy stoliku.

– Oczywiście piwa, jakżeby inaczej – odpowiedział rozglądając się uważnie.

– Zobacz, dziś gra Alan Band, zaraz chyba zaczną, widzę chłopaków. I dziewczyna jest, pewnie solistka – paplała rozglądając się po wnętrzu. – Może jakąś balladę zaśpiewa? Uwielbiam irlandzkie ballady.

– Tutaj piwo jest podawane z beczki.  Ja dla siebie wezmę Guinnessa, tobie proponuję cider z beczki, Steward Press, tu jest menu, widzisz?

– Zdaję się na ciebie. Nie znam się na piwie. Lubię tylko imbirowe, którym Kaśka częstuje czasami na naszych babskich zbiórkach – odpowiedziała. – O popatrz, tutaj nawet odbywają się stałe imprezy, na urodziny pubu, na Walentynki, na Dzień Świętego Patryka, na Halloween i na Sylwestra. Zaczynają – powiedziała.

Utonęła całą duszą w dźwiękach irlandzkiej muzyki i tonęła tak aż do przerwy, nie myśląc o trunku stojącym na stoliku ani o w ogóle niczym. Poddała się rytmowi i odpłynęła.

– Nie muszę pytać: jak ci się podobało – zagadnął Adam. – Widziałem po twoich oczach, że odpłynęłaś na zieloną wyspę.

– Fantastycznie grali. A ten piękny chłopak, który miał kilka solówek na gitarze to… po prostu brak słów. Geniusz jakiś czy co?

– A chcesz porozmawiać z tym geniuszem ? – Adam miał tak zadowoloną minę, że przywodziła na myśl chłopaka, który cieszy się z dobrze spłatanego psikusa.

– Nie żartuj sobie ze mnie – ofuknęła go Adelka. – To jest niemożliwe. Nie znam angielskiego na tyle, żeby rozmawiać.

– Nie będzie ci potrzebny – uśmiechnięty od ucha do ucha pomachał do gitarzysty. – Hej, Alan, podejdź na chwilę.

Adelka zaniemówiła. Tymczasem piękny Irlandczyk z gębą roześmianą dokładnie tak samo jak Adam zbliżył się do nich.

– Nie myślałem, że naprawdę cię tu zobaczę, dziadku – odezwał się. – Fajnie, że przyszedłeś, przyszliście – poprawił.

– Adelko, przedstawiam ci mego wnuka Alana – powiedział Adam wprost pękając z dumy.

Spędzili razem przerwę, potem jeszcze kolejną. Adelka była zachwycona, zaliczyła wieczór do jednego z najbardziej udanych w swoim życiu. Taksówką wrócili do domu Adelki, przecież psy dość długo były same. Wyszli na spacer, który stał się bardzo przyjemny mimo mrozu, bo przestało wiać, zaś na granatowym niebie pojawiły się gwiazdy i rożek księżyca. Po spacerze Adam z Bierką taksówką pojechali do domu. Adelka zaś długo rozmyślała o zawiłych kolejach ludzkich losów i usnęła uśmiechając się do myśli, jakby to było, gdyby miała takiego wnuka jak Alan.

16.03.2018

  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Świetny jest ten świat … czytam i cieszę się, że mogę w nim pobyć.
    Ale to za krótko… dlaczego Aniu tak jest tylko w bajkach ?
    A może to możliwe tylko mnie to ominęło.
    Ściskam cieplutko w ten mrozik :)))
  • annazadroza Kasiu:-) Nie wiem dlaczego, nikt nie wie. Może dlatego, że tak jest gdzieś w innym wymiarze? Ale dobrze, że bajki są, bo można się znaleźć w świecie, jaki chciałoby się wokół siebie mieć. Można uruchomić wyobraźnię, odpocząć, zrelaksować się w tym wymyślonym miejscu, a może potem da się z niego jakąś część przenieść do swego świata?
    U mnie śnieg, mróz, zawieja więc Twoje ciepłe uściski bardzo się przydadzą:) Odwzajemniam:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *